"Gdy cierpisz, pozwól łzom wydostać się spod ciasnych powiek. Nawet nie wiesz, jakie ukojenie przynosi płacz. I nie wstydź się. To że potrafisz cierpieć, znaczy o tym, że jesteś silny."
- Musimy pogadać - powiedziała drżącym głosem Raven.
Ogarnęły mnie złe przeczucia. Zdenerwowana Raven nie była dobrym
znakiem. Musiało zdarzyć się coś na prawdę ważnego. Coś co wstrząsnęło
nią na tyle, że znalazła mnie na drugim końcu stanu.
- Co ty tu robisz? - spytałam zdziwionym głosem Azartkę.
Raven odciągnęła mnie od nadal otwartych drzwi do środka budynku. Zdjęła kaptur, odsłaniając granatowe włosy i bladą na twarz. Bardziej bladą niż zwykle, jeśli to w ogóle było możliwe. Zauważyłam jeszcze coś. Nadal czerwoną, podłużną ranę na lewym policzku. Wyglądała na pośpiesznie zaszytą.
- Skąd masz tę ranę? - wskazałam na jej twarz. Zasłoniła ją dłonią, jakby to był powód do wstydu.
- To jest kropla w morzu. Gwiazdka ma złamane cztery żebra i rękę. Straciła przytomność ponad dzień temu, nie możemy jej obudzić - wytłumaczyła cicho. Spojrzała na mnie przestraszona. Ciągle nie rozumiałam.
- A ty przyszłaś tutaj, ponieważ? - uniosłam brwi. - Nie zrozum mnie źle, przykro mi z jej powodu. Ale co to ma do mnie?
- To Cienie nas tak urządziły - powiedziała, rozwiewając jednocześnie moje zdziwienie. Otworzyłam usta, by coś powiedzieć, ale Raven mnie wyprzedziła.
- Dickowi nic nie jest. Tylko parę zadrapań - uspokoiła mnie. Wyczułam w jej głosie niepewność, jakby kłamała.
Przeczesałam włosy czubkami placów. Skoro Cienie zaczęły wprowadzać w życie swój niecny plan opanowania kontynentu, to my zostaliśmy za nimi. I do tego, postanowili zacząć od Jump City. Świetnie, jest coraz ciekawiej!
- A tak na prawdę? - spojrzałam na dziewczynę. Czułam, że jestem spięta. Bałam się prawdy, bo równie dobrze Dick może teraz leżeć w kostnicy.
- To jest prawda - odpowiedziała szczerze. - Ale wyjechał do Gotham. Był wyraźnie zmartwiony stanem Gwiazdki, stwierdził, że musi odpocząć od tego wszystkiego.
Odetchnęłam z ulgą. Dick był cały i zdrowy. Nie musiałam na razie się martwić, czy podejmować jakichkolwiek działań.
- W takim razie po co tu przyszłaś?
- Dick musi wrócić, jest nam potrzebny. Jeden z wojowników powiedział że nie odpuszczą, póki nie będziemy martwi.
Raven odwróciła wzrok i włożyła kosmyki granatowych włosów za ucho. Była zmartwiona tym wszystkim. Nie widziałam jej jeszcze w takim stanie. Jednocześnie trudno było mi się dziwić, w końcu jej przyjaciółka leży nieprzytomna w ciężkim stanie, a na Dicka polują wyszkoleni zabójcy. Do tego jeszcze ta groźba. Usłyszałam jej ciężkie westchnienie. Podeszła do mnie i położyła mi rękę na ramieniu, wyrywając z rozmyślań.
- Musisz nam pomóc. Potrzebujemy Dicka w mieście - poprosiła. Skinęłam głową w potwierdzeniu. Na jej twarzy pojawił się słaby uśmiech.
Godzinę później byłam w Gotham. Przeszłam kilka przecznic od stacji metra do głównego cmentarza. Włożyłam ręce do kieszeni kurtki. Wiatr wiał delikatnie, rozwiewając moje rozpuszczone włosy. Niebo było pokryte w całości puszystymi chmurami, a księżyc ukrył się gdzieś za nimi. Spojrzałam na wysoką, czarną bramę cmentarza. Ozdobne zawijasy i różne ozdobniki tworzyły spójną, wyrazistą całość. Jak na wejście do świątyni nieboszczyków była całkiem ładna. Otworzyłam ją i stanęłam na piaszczystej drodze, która ciągnęła się przede mną.
Rozejrzałam się po cmentarzu. Mnóstwo szarych nagrobków skąpanych w mgle, czarne krzyże. To miejsce przyprawiało mnie o dreszcze. Przypominali mi się wszyscy ludzie, których kiedykolwiek zabiłam. Mroczna sceneria i skrzeczenie ptaków na ogołoconych drzewach nie wywoływały radosnych uczuć. Otuliłam się mocniej kurtką, którą dostałam od Iana. Zaczęłam powoli iść przed siebie po żółtych, brązowych i czerwonych liściach, którymi usłana była piaszczysta droga, ciągnąca się przez cały cmentarz w Gotham. Nadal rozglądałam się wokół, szukając wzrokiem wysokiej postaci o czarnych włosach.
Przeszłam spory kawałek drogi, ale Dicka nie znalazłam. Nie miałam pojęcia gdzie znajduje się grób rodziców, ostatni raz byłam tam dziewięć lat temu, gdy odbył się pogrzeb. Udało mi się wtedy wymknąć z kryjówki Cieni i znaleźć to miejsce. Czułam się wtedy, jakby coś mnie przyciągało do tych grobów, do samego Dicka.
Wśród gęstej, jesiennej mgły zauważyłam jasny płomyk. Przyspieszyłam, licząc, że to Dick właśnie zapalił zapałkę przy jednym z grobów. Stanęłam kilka metrów przed nim, widząc z tej odległości jego smutne spojrzenie. Zapalił kolejną zapałkę, bo duża wilgotność powietrza zgasiła poprzednią. Spojrzałam na nagrobki. Mary i John Grayson. Wstrzymałam oddech, bo wiedziałam że już mnie zauważył. Zapalił małą świeczkę i postawił ją na grobie rodziców. Spojrzał na mnie mimochodem, znów skupiając się na płomyku świeczki. Podeszłam bliżej i stanęłam tuż obok niego.
Usłyszałam jego głęboki oddech. Włożył ręce do kieszeni czarnej kurtki. Starał się nie zwracać na mnie uwagi, odwrócił wzrok. Poczułam ukłucie w sercu, bo nie chciał mnie widzieć. Spuściłam głowę, próbując uspokoić własne emocje. Wzięłam głęboki wdech i odgarnęłam wilgotne włosy za ucho. Wpatrzyłam się w nagrobki i postanowiłam naprostować tą sprawę.
- To dziś, prawda? - spytałam ostrożnie. Nie patrzyłam na niego, nie chciałam widzieć jego smutnej twarzy. Wiedziałam, że dnia każdej rocznicy przeżywa to na nowo- moment ich śmierci, chwilę w której został sam.
- Tak - potwierdził spokojnym głosem. - Przychodziłaś tu kiedyś?
- Nie. Byłam tylko wtedy, na pogrzebie - mruknęłam pod nosem. Nagle zaczęłam się tego wstydzić, tak bardzo jak nigdy. Czułam, że policzki rumienią mi się nie tylko od zimna.
- Wolałaś uciec, jak zawsze - prychnął z pogardą. Wyczuwałam w nim wrogość.
- Nie, po prostu... - przerwałam w połowie. Nie wiedziałam co powiedzieć, nagle odjęło mi mowę.
Dick pokiwał z niedowierzaniem głową. Zacisnęłam powieki, nie dając ponieść się emocjom.
- Wiesz co jest twoim największym problemem? - wypalił nagle. Otworzyłam oczy, wbijając wzrok w ziemię. - Nie potrafisz współpracować i dbać o kogoś. Zignorowałaś nas. Zignorowałaś mnie! Wolałaś odejść, udawać, że nic się nie stało. A przecież się stało. Gdyby nie Raven, nadal pewnie dochodziłabyś do siebie. Gdyby nie reszta Tytanów, pewnie by nas zabili. Ale ty tego nie zauważyłaś. Widziałaś tylko to, że musisz pokonać Cienie, za wszelką cenę. Nie zwróciłaś uwagi na to, że przez ciebie cierpiałem jeszcze bardziej? To że odeszłaś, było najgorszym, co mogłaś zrobić.
Słuchałam go cierpliwie. Wiedziałam, że to nie była specjalnie dobra decyzja. Ale nie mogłam ich narażać. Tylko, że to też nie było dobre. Może gdybym tam była, Gwiazdka by nie cierpiała... I Dick by nie cierpiał. Miałam mętlik w głowie. Teraz już nie wiedziałam, co mam robić. Z jednej strony dowiedziałam się wiele o Cieniach, zyskałam szansę pokonania ich bez zbędnego rozlewu krwi. A z drugiej, wystawiłam Tytanów, którzy mi pomogli. Jasna cholera! Kim ja w końcu jestem?! Przestępcą, czy dobrą wróżką?
- Przepraszam - szepnęłam niewyraźnie i odruchowo odwróciłam wzrok od nagrobków. Było mi tak okropnie przykro, że smutek wręcz rozdzierał mnie od środka.
- Za co? - położył mi rękę na ramieniu i zmusił do spojrzenia w oczy. Były pełne nadziei i dobroci. Nie było w nich miejsca na smutną rzeczywistość. - Za to, że uciekłaś, czy za to, że nie chcesz nam pomóc?
- Za Gwiazdkę - powiedziałam. Sama nie mogłam uwierzyć w te słowa. Przeprosiłam za coś, co nie było nawet moją winą. A przynajmniej nie bezpośrednio. Od kiedy potrafię przepraszać?
- To nie ty ją zaatakowałaś - odpowiedział chłodno. Wyraźnie było widać, że martwi się o nią. Zabrał rękę z mojego ramienia. Atmosfera robiła się coraz bardziej nieprzyjemna.
- Ale czuję się za to odpowiedzialna. Gdyby nie ja, Cienie nie zainteresowałyby się wami - upierałam się.
Dick nie odpowiedział. Zacisnął mocniej palce na własnych ramionach. Przekazał mi niewerbalny sygnał, że to jest moja wina. Był na mnie zły, bo uciekłam, a teraz jeszcze Gwiazdka była w ciężkim stanie. To wszystko go załamało, a ja przypominałam mu o jego problemach.
- Wiem, że jesteś zły - zaczęłam się tłumaczyć. Nie patrzył na mnie, wbił wzrok w jakiś punkt na horyzoncie. Zacisnął zęby i powstrzymywał się od mówienia. Jego niedostępność i zimna postawa działały mi na nerwy.
Nie dokończyłam. Nagle wszystko, co czułam do tej pory; współczucie, smutek i ból zniknęło. Zamieniły się na miejsca z wściekłością i pewnością siebie. Wiem co chcę, myślałam o tym przez wiele nocy. Byłam tego pewna.
- Wiesz co? Nie będę się tłumaczyć. Podjęłam decyzję. Dobrą, albo nie. Nie obchodzi mnie to, poradzę sobie z konsekwencjami. Dawałam sobie radę kiedyś, dam sobie radę teraz - obróciłam się w jego stronę. Splotłam ręce na piersi i spojrzałam na niego pewnie. Nie spuszczał wzroku z nagrobków, miał zmarszczone czoło. - Nie jestem dzieckiem Dick. Jestem dorosła. A co ważniejsze, nie jestem taka jak wy. Żyję w inny sposób, mam inny pogląd na świat.
Nic nie mówił, zdawał się mnie ignorować. To nasiliło moją złość, nie lubiłam gdy ktoś udawał, że mnie nie słyszy. Denerwowała mnie obojętność ludzi, na których mi szczególnie zależało. Opuściłam ręce wzdłuż ciała, biorąc głęboki wdech. Trudno, skoro nie chce mnie zrozumieć.
- Wróć do przyjaciół. Oni potrzebują ciebie bardziej niż mnie - powiedziałam, odwracając się. Świeczka na grobie zgasła. Dick mnie nie zatrzymał.
Ruszyłam pewnym krokiem przed siebie. Nie odwracałam się, nie było po co. Nie chciałam, by mnie zatrzymywał i żeby znów cierpiał. Odejdę, a on będzie musiał się z tym pogodzić. Jakbym nie istniała, jakby mnie nigdy nie było. Rozpłynę się w powietrzu i ukryję w cieniu. Zupełnie jak kiedyś.
Po kilku chwilach minęłam wysoką, czarną bramę, przez którą weszłam. Przede mną rozciągał się widok na Gotham. Ciemne i niezbyt radosne miasto przyciągało do siebie wielu przestępców. To zapewne dlatego Cienie świetnie tu sobie radziły. Nikt nie podejrzewałby jakiejś większej organizacji o zwykłe kradzieże, czy napady. Zrzucano winę na wojny gangów, czy ulicznych kieszonkowców.
Zrobiłam kilka kroków przed siebie, ale stanęłam w miejscu. Dłonie trzymałam w kieszeniach rozpiętej kurtki, a czarnymi glanami kreśliłam linie na mokrej ziemi. Zaczynałam się zastanawiać, czy dobrze zrobiłam. Błędem było oskarżać Dicka o impulsywność. A właśnie tak podświadomie uważałam.
Westchnęłam. Gdy myślałam o tym, by mieć normalne życie nie podejrzewałam, że relacje z rodziną są tak skomplikowane. Przebiegłam wzrokiem wąską uliczkę, na której się zatrzymałam. Wyglądała jak oderwana ze scenerii miejskiego parku. Równo posadzone drzewa ciągnące się po obu jej stronach, utrzymany w idealnym stanie trawnik. Po prawej stronie, niedaleko mnie stała czarna, ozdobna ławka. Moja wyobraźnia stworzyła radosny obraz. Dwójka czarnowłosych dzieci; chłopiec i dziewczynka biegających wokół ławki przekrzykiwało się nawzajem. Czujnie przyglądał im się wysoki ojciec i promiennie uśmiechnięta matka. Wyglądali na normalną rodzinę. Byli szczęśliwi.
Liście na drzewach gwałtownie się poruszyły. Odwróciłam się w stronę dziwnego hałasu i zmrużyłam oczy. Nie mogłam nic dojrzeć w ciemnościach. Usłyszałam kroki kilku osób, zbliżających się w moją stronę. Zauważyłam kilka sylwetek, wyglądających na męskie. Szli w moim kierunku, śmiejąc się złowieszczo. Po chwili otoczyli mnie. Po ich skrzywionych twarzach i chwiejnym kroku rozpoznałam, że wcześniej sporo wypili. Położyłam sobie rękę na biodrze i miałam ochotę ich spytać: Serio? To ma być napad? I to właśnie zrobiłam. Ich wyraz twarzy- bezcenny ( Jak w reklamie MasterCard xD ).
- Zadarliście ze złą osobą - przyjęłam tryumfujący wyraz twarzy. Faceci spojrzeli na siebie nawzajem i roześmiali się.
Zrobiłam przerzut bokiem i kopnęłam jednego z nich w brzuch, ubranego w zieloną kurtkę. Uderzył plecami o pień drzewa, po czym osunął się na ziemię. Pozostała trójka rzuciła się na mnie. Kolejnemu wymierzyłam cios łokciem w twarz. Objął głowę rękoma i zatoczył się do tyłu. Czarnowłosy, wyglądający na dwadzieścia lat, zamachnął się na mnie swoim czarnym, składanym nożem. Odchyliłam się do tyłu. Najwyraźniej zdziwił go mój unik, bo zastygł na chwilę w bezruchu. To był jego błąd. Pchnęłam go rękoma do tyłu, a on upadł na ścieżkę.
Ostatni spojrzał na mnie przerażony. Uśmiechnęłam się złowieszczo. Z krzykiem pobiegł przez trawnik w stronę najbliższej ulicy. Pokręciłam w niedowierzaniu głową.
Odwróciłam się na piecie. Przede mną leżał czarnowłosy. A tuż obok niego nóż z czarną rękojeścią. Całkiem ładny.
- Zawsze marzyłam o tym, żeby okraść złodzieja - roześmiałam się.
Pochyliłam się i podniosłam nóż z ziemi. Włożyłam go do tylnej kieszeni spodni, wpierw go składając. Zrobiłam krok do przodu, glanem zgniatając rękę leżącego. Jęknął cicho z bólu. Zignorowałam go, szybkim krokiem zmierzając w stronę stacji metra, gdzie miałam spotkać się z Seą. Życie ma swoje uroki.
Ostatnie akapity- rozwalające ;D MasterCard! xD
OdpowiedzUsuńCóż tu mówić? Ciekawie jak zawsze. Czekam na dalszą część oczywiście.
Wciągający rozdział :)
OdpowiedzUsuńCzekam na dalsze.
~Eva
Cieszę się, że zyskałam nowego czytelnika :) Zapraszam na kolejną notkę i zachęcam do komentowania.
UsuńSuper! Podziwiam, że wstawiasz notki w tak krótkich odstępach czasu... czekan na next ^-^
OdpowiedzUsuńO matko, boskie *.* Zostałaś oficjalnie moim mentorem.
OdpowiedzUsuńZ jakiego powodu? ;D I bardzo mi miło ^-^
UsuńAle tak serio, z jakiego?
Nie chce mi się odpowiadać na twoje wszystkie komentarze, więc napiszę tutaj: poprawiłam wyłapane przez ciebie błędy. Pisałam na tablecie, a tam nie podkreśla na czerwono tych literówek :)
Jestem w trakcie czytania wszystkiego od początku i miałam dodać jeden duży komentarz na końcu, ale......... JAK ON MÓGŁ ZOSTAWIĆ NIEPRZYTOMNĄ GWIAZDKĘ SAMĄ W WIEŻY??!! (oczywiście nie wliczając tytanów, którzy w razie ataku Cieni i tak pewnie ledwo wyratowaliby własne skóry) XD chciałabym przeczytać dalej o krwawej masakrze w wieży tytanów, ale obie dobrze wiemy, że są ci potrzebni ci bohaterowie. (jednak mam taką malutką nadzieję, taką malusieńką, że Robin po powrocie zastanie ich porozrzucane organy i film na taśmie jak agenci Cieni im to robią)
OdpowiedzUsuń:D się rozpisałam
Pozdrawiam :*
Uwielbiam Twój styl pisania. Tak świetnie wszystko opisujesz. Fajnie pokazujesz relację brat-siostra. Tylko jedno co mnie denerwuje w tej opowieści: zachowanie Megan. Jest wnerwiająca. Z jednej strony ją podziwiam, a z drugiej... jaka ona jest... głupia. Denerwuje mnie jej udawanie, przekonywanie samej siebie, że jest zła, bezlitosna itp. Mogłaby nareszcie przejrzeć na oczy.
OdpowiedzUsuńKocham fabułę, postacie, Twoje pisanie. Nie wczoraj znalazłam Twoje bloga. Powiem szczerze: Uzależnia.
Pozdrawiam,
Alfik
Ona miała taka być :D Z czasem dojrzewa do podejmowania mądrzejszych decyzji, chciałam tu pokazać jej wewnętrzną ewolucję, ze złej osoby w dobrą. Powiem szczerze, że wtedy (dość dawno to pisałam) nie do końca jeszcze potrafiłam to pokazać, ale ona na prawdę miała ciemną przeszłość.
UsuńMatko jedyna, pisałam to tak dawno temu... Tyle błędów, tyle niezgodności x_x Mam ochotę zapaść się pod ziemię.
Cieszę się jak dziecko z nowego czytelnika ! ^-^ Dziękuję za wszystkie komentarze, mam nadzieję, że dalsza akcja też będzie ci się podobać <3