niedziela, grudnia 07, 2014

Rozdział 1: Urodzeni w ciemnościach

    Wysoka, brązowowłosa kobieta stanęła tuż przy krawędzi niewielkiego basenu, wypełnionego po brzegi wodą. Nie był jednak przeznaczony do pływania.
     Uklęknęła tuż przed basenem. Spojrzała na zawiniątko, które trzymała w dłoniach. Odchyliła materiał z twarzy dziecka. Zielone oczy, identyczne jak te jej, patrzyły na nią ze zdumiewającym spokojem. Chłopiec nie płakał, nie śmiał się. A przecież powinien. Z czasem ogarniał ją coraz większy niepokój, zaczęła wątpić w to, że zdoła go uleczyć.

     Odrzuciła materiał i zanurzyła chłopca w zielonej wodzie aż po szyję. Nadal się nie ruszał, oddychał tylko powoli. Przez moment nic się nie działo. Woda wokół chłopca zaczęła zabarwiać się na czerwono. Wtedy drgnął i po chwili zaczął płakać. Kobieta odetchnęła z ulgą.
     Po kilkunastu minutach wyjęła chłopca z wody. Uniosła go wysoko i uśmiechnęła się.
     - Już niedługo świat ujrzy twoją siłę, Damianie al Ghul.

~~~

    Uderzyłam w nią po raz kolejny. Uchyliła się błyskawicznie i odskoczyła na bok z gracją kocicy. Walczyłyśmy już od dłuższej chwili; pomimo zmęczenia nadal żadna nie trafiła drugiej. Znałyśmy się zbyt dobrze, potrafiłyśmy przewidzieć kolejny ruch i uderzenie, bez zbędnego zastanawiania się. Mogłoby się więc wydawać, że kolejne sparingi byłyby nudne, ale wciąż się dzięki temu uczyłyśmy, jak ze sobą współpracować. Uśmiechnęłam się pod nosem, widząc jak Willow biegnie w moją stronę.
    Wtedy nagle się zatrzymała. Jej wzrok utkwił w czymś za moimi plecami. Odwróciłam się i momentalnie wyprostowałam, widząc kto przeszkodził nam w treningu.
    Mistrz stał przed schodami, z rękoma splecionymi za plecami. Miał przy sobie miecz, którego zawsze używał, a na ramionach zielony płaszcz. Przyglądał się nam zapewne od niedługiej chwili. Jego spojrzenie wywoływało dreszcze; było przepełnione doświadczeniem, ukształtowanym przez setki lat życia. Musiał mieć ważny powód, by pofatygować się tutaj do nas- zwykle wzywał mnie albo Willow do jednej z jego sal "wizytowych", jak to je określiła Wil.
    Obok mistrza stał czternastoletni, czarnowłosy chłopiec o przenikliwym spojrzeniu. On także miał przy sobie broń, lecz była nią długa katana, a zamiast zielonego płaszcza miał czerwony. Założył dłoń na biodrze i przekrzywił głowę. Zacisnęłam zęby i uklękłam na jedno kolano, na znak szacunku. Denerwował mnie wzrok tego dzieciaka. Jakby oczekiwał, że jemu też będę się kłaniać.
    - Mistrzu - odezwała się Willow, która zmaterializowała się obok mnie. Nie znosiłam, gdy się tak zakradała. Ona też klęknęła. Dopiero gdy pozwolił nam wstać, podniosłyśmy się z kolan. Nie lubiłam się kłaniać przed kimkolwiek, ale tego wymagały ode mnie zasady.
    - Mam dla was ważne zadanie, moje drogie. Nie będzie to pojedyncza misja, tak jak zwykle. To dłuższe przedsięwzięcie i będzie wymagało waszych unikalnych zdolności. Mam do was zaufanie, mam nadzieję że wykażecie się lojalnością - odezwał się.
    Spojrzałyśmy na siebie z Willow kątem oka. Myślałyśmy wtedy to samo - zapowiada się kolejne wyjście na miasto.
    Kto by się spodziewał, że tak wiele dowiem się o samej sobie i świecie, którym dane mi jest żyć?
    - Oczywiście, mistrzu - potwierdziłam zdecydowanym głosem.
    Zauważyłam, że chłopiec zaczynał się niecierpliwić. Cały czas przyglądał nam się bacznie, jakby chciał przeanalizować każdą część naszej osobowości. Nigdy nie miałam szansy mu się dokładnie przyjrzeć, a co dopiero rozmawiać. Spędzał czas samotnie, jego treningi i lekcje odbywały się w części Domu, do którego nie miałam wstępu. Widziałam go tylko, gdy towarzyszył mistrzowi.
    - Zaczekam na was - powiedział, po czym pozwolił nam odejść. Gdy już zniknęłyśmy za drzwiami do budynku, Willow wyciągnęła ręce nad głowę i zapiszczała z radości. Spojrzałam na nią, jakby spadła z Księżyca.
    - Nareszcie. Już zbyt długo nie robiłam czegoś ciekawego - cieszyła się, sięgając jednocześnie po swoje ubrania.
    Znajdowałyśmy się w małym pomieszczeniu, w którym przechowywano broń i gdzie zostawiałyśmy rzeczy przed treningiem. Byłyśmy obecnie jedynymi, które mieszkały tutaj na stałe. Mistrz szkolił nas osobiście, co robił niezwykle rzadko. Miałyśmy przywilej "wolnej ręki"- mogłyśmy wyjechać, jeśli tylko chciałyśmy. Obowiązywały nas tylko zasady przynależności do Ligi Zabójców. Nie robiłyśmy tego jednak zbyt często - istniało bowiem ryzyko, że mogą nas aresztować, a to mógłby być niemały problem, zważając na mój brak rejestracji.
    Wzięłam krótki prysznic i szybko się przebrałam w moje "wyjściowe" ubranie. Składało się z czarnych, dopasowanych spodni, wiązanych butów do kolan i bokserki. Na łydkach, udach i klatce piersiowej nosiłam lekkie ochraniacze. Na udo zakładałam przepaskę z nożami do rzucania, a przy biodrze miałam zawsze zawieszone sai i pistolet.
    Wciągnęłam rękawiczki bez palców na dłonie i związałam włosy w luźny kucyk. Byłam gotowa. Ciekawiło mnie, jakie specjalne zadanie ma dla nas mistrz. Zwykle dostawałam namiary na jakąś osobę, którą miałam zabić, szpiegować ewentualnie zmusić do czegoś. Czasami zdarzały się ciekawsze misje.
    Chwyciłam mój czarny płaszcz z kapturem, leżący na ławce i ruszyłam z powrotem na plac. Po drodze dołączyła do mnie Willow. Miała już zawieszoną przez ramię swoją katanę. Zmierzyła mnie wzrokiem.
    - Coś taka ponura? - Przewróciła oczyma i otworzyła drzwi. - Ja już się cieszę na trochę dobrej rozrywki.
    Podeszłyśmy do mistrza, który wcześniej rozmawiał z jednym z wojowników. Odesłał go, widząc że się zbliżamy. Ten odbiegł, a mistrz odwrócił się w naszą stronę.
    - Chodźmy.
    Szliśmy przez dłuższy czas. Większość Domu była urządzona w tym samym stylu- na drewnianej podłodze leżały czerwone dywany, a ściany zdobiły skromne kinkiety. Później jednak weszliśmy na wyższe piętro, a tam na ścianach wisiały już drogie obrazy i nawet korytarz wyglądał na drożej urządzony niż cała reszta niższych pięter razem wzięta.
    Dom al Ghul jest główną siedzibą Ligi Zabójców. Mają do niego wolny dostęp tylko osoby z najbliższego otoczenia Ra's al Ghula. Nawet wojownicy ninja, którzy zajmują jedno z niższych pięter, zmieniają się co jakiś czas. Jeśli ktoś jest w środku, to oznacza to tyle, że złożył przysięgę krwi przed mistrzem, wiążącą go z Ligą Zabójców aż do śmierci. Tutaj panuje ścisła hierarchia, a karą za złamanie zasad jest tylko śmierć.
    Pamiętam do dziś chwilę, w której składałam przysięgę. Robiłam to samotnie, przed mistrzem i Talią. Po miesiącach treningu przyjęto mnie do Ligi, czułam się wtedy taka dumna. Wcześniej byłam tylko dzieckiem z ulicy - porzuconym przez rodzinę, zmuszonym do kradzieży i walki o życie.
    - Wejdźcie - zaprosił nas mistrz, wyrywając mnie z rozmyślań. On i chłopiec byli już w środku. Spełniłyśmy polecenie, a drzwi zamknął za nami służący.
    Pokój nie był duży, ale naprzeciwległa do nas ściana - zastąpiona prawie w całości oknem, sprawiała że wydawał się wielki. W centrum stało potężne, drewniane biurko, a przed nim stały dwa czarne fotele. Na ziemi leżał pleciony dywan. Mistrz usiadł za biurkiem, a chłopiec stanął do nas bokiem i wbił wzrok w szczyty gór, widoczne za oknem.
    - Przejdę do konkretów. Wysyłam was do Gotham. Macie wolną rękę co do sposobu działania, nie daję wam też określonego terminu. Waszym zadaniem będzie znaleźć dwie interesujące mnie osoby, szczegółów dowiecie się z dokumentów, które już dostarczono wam do pokojów. Znajdźcie je i przywieźcie tutaj, żywe - wyjaśnił mistrz. Ściągnęłam brwi. Od razu zauważył moje wątpliwości i kazał mi pytać.
    - Czy mogę wiedzieć, w jakim celu mamy je tu dostarczyć? - spytałam powoli.
    - Dowiecie się w swoim czasie.
    - Co jest trudnego w tym zadaniu? - wypaliła bez ogródek Willow. Nawet chłopiec zainteresował się nagle rozmową i odwrócił w naszą stronę. - Nie wydaje mi się, że do złapania dwóch osób jesteśmy potrzebne akurat my.
    - Nie będę ci się tłumaczył z moich wyborów, Willow - odarł sucho. - Postarajcie się to zrobić bez zbędnego zamieszania wokół siebie.
    - Oczywiście, mistrzu - powiedziałam, wyprzedzając kolejne pytanie Willow. Czasami nie miała za grosz wyczucia.
    - A i jeszcze jedno. Damian będzie wam towarzyszył.
    Spojrzałam na chłopca. Miałyśmy się nim zajmować? Wyglądał na tak samo niezadowolonego z tego faktu co ja. Dlaczego mistrz wysyła go z nami?
    - Wyruszacie jutro, z samego rana. Przygotujcie się - poinformował nas, po czym pozwolił odejść. Willow odwróciła się i ruszyła do drzwi tak szybko jak pozwalały na to maniery. Domyślałam się, że chce jak najszybciej dać upust swojej frustracji i zdenerwowaniu.
    Do drzwi odprowadził mnie przenikliwy wzrok Damiana. Wieczorem nie mogłam zasnąć, jak zwykle gdy dręczą mnie tajemnice. Miałam współpracować z wnukiem Ra's al Ghula, dziedzicem potęgi Ligi Zabójców, o którym nie wiedziałam zupełnie nic.
    Zapowiada się interesująca wycieczka.

~~~

    - A co jeśli tata wróci? 
    - Mówiłaś że musi zostać do późna w pracy.
    - No tak, ale...
    - Więc wróci późno, przestań marudzić. Już ci się znudziłem?
    Uśmiechnął się chytrze i pocałował ją w szyję. Rudowłosa westchnęła ciężko i pozwoliła mu zdjąć jej spódnicę. Chłopak rzucił ją na podłogę i przyciągnął dziewczynę jeszcze bliżej. Zaśmiała się krótko i objęła rękoma jego szyję. Jego dłoń wsunęła się pod jasny sweter, który miała na sobie w szkole. 
    - Mam złe przeczucia Richard - jęknęła dziewczyna.
    - Jesteś mistrzynią w psuciu nastroju - rzucił z niezadowoleniem, odsuwając dłoń. - Nawet gdy byliśmy w męskiej toalecie po lekcjach, mniej dramatyzowałaś.
    - Wiesz że mój ojciec cię już nie lubi. Nie chcę żeby cię aresztował, czy coś - powiedziała, obejmując jego twarz dłońmi. Spojrzał na nią ze znużeniem. 
    - Wiem, wiem. Za każdym razem gdy mnie widzi, mam wrażenie, że zaraz mnie zastrzeli. - Richard przewrócił oczyma, a ona roześmiała się. Chwycił ją w talii i posadził sobie na kolanach, przez co pisnęła z zaskoczenia. Ściągnął jej sweter przez głowę i zaczął całować dekolt. Zamruczała z przyjemności.
    Wtedy oboje usłyszeli dźwięk przekręcania klucza w zamku. Zastygli na sekundę w bezruchu, po czym z prędkością światła odskoczyli od siebie. 
    - Babs - powiedział Richard, rzucając jej ubrania. Wciągnął swoją koszulę i sweter, a rudowłosa założyła spódnicę. Jednocześnie słyszeli, jak ktoś wchodzi do korytarza, prowadzącego prosto do salonu w którym siedzieli. Richard wyjął ze swojej torby losowy podręcznik, a Barbara kilka zeszytów. Spojrzeli na siebie jednocześnie. 
    - Wróciłem! - usłyszeli głos z korytarza.
    - Tak wcześnie?! - krzyknęła dziewczyna, poprawiając jednocześnie zmierzwione włosy swojego chłopaka do porządku. Ten powstrzymywał się od wybuchnięcia śmiechem, za co oberwał po głowie. 
    - Tak, okazało się że już odwalił tę całą papierkową robotę... - mówił, idąc w stronę pokoju. Zatrzymał się w progu, widząc kto siedzi obok jego córki. - Witaj, Richard.
    - Dzień dobry, panie Gordon - uśmiechnął się niewinnie chłopak.
    - Richard wpadł, żeby się pouczyć - wyjaśniła szybko Barbara, widząc jak brew mężczyzny się unosi. Wszedł do pokoju i stanął obok stolika na kawę. Spojrzał przelotnie na podręczniki, leżące na nim. 
    - Ah. Widzę - pokiwał ze zrozumieniem. Richard i Barbara uśmiechali się, w myślach błagając, by niczego się nie domyślił. - Powiedz mi Richard, czy ty czasem nie jesteś geniuszem matematycznym?
    Komisarz podniósł podręcznik od matematyki i pokazał go chłopakowi. Ten zaśmiał się z zakłopotaniem i poczuł wciśnięty głębiej w sofę. Mężczyzna westchnął i odłożył książkę z powrotem na stolik. Barbara odgarnęła kosmyki włosów z czoła i spojrzała błagalnie na swojego ojca.
    - Tato, proszę, nie zaczynaj.
    - Nie mam zamiaru akceptować tego, że on - powiedział, wskazując na milczącego Richarda, -  przychodzi tutaj, i pod moim dachem, dobiera się do ciebie!
    - Nie podnoś głosu, tato - zaczęła Barbara, wstając z sofy. Jej ojciec rozmasował nasadę nosa, unosząc okulary, jak to miał w zwyczaju robić, gdy się zdenerwował. Richard podniósł się i szybko zwinął swoje rzeczy ze stolika.
    - Daj spokój Barbara. Pójdę już.
    Założył torbę na ramię i ruszył w stronę wyjścia. Gordon odprowadził go surowym wzrokiem. Barbara ruszyła za chłopakiem, ignorując spojrzenie swojego ojca. Wiedziała dobrze, że się o nią troszczy, ale zrobił się nadopiekuńczy, odkąd siedem lat temu zmarła jej matka. Chciała mieć trochę prywatności i wolności, a on starał się ją trzymać na smyczy, jak domowego pieska.
    Stanęła przy drzwiach, podczas gdy Richard zakładał kurtkę. Stanął naprzeciw niej i uśmiechnął się szeroko. Barbara nadal miała pochmurny wyraz twarzy. Podniósł jej podbródek i pocałował krótko w usta.
    - Dziś już pewnie się nie wymkniesz? - spytał, gdy otwierała drzwi. Wyszedł na zewnątrz. Barbara oparła się o framugę i pokręciła przecząco głową.
    - Nie ma mowy. Ojciec nie puści mnie dalej niż do łazienki - rzuciła żartobliwie.
    - Przepraszam, że znów narobiłem ci kłopotów - rzucił, chwytając poręcz schodów. Barbara machnęła ręką i uśmiechnęła się krótko. Oczy Richarda się zaświeciły, widząc że wrócił jej humor. Nie lubił, gdy przestawała być jego uśmiechniętą, silną i zawsze racjonalną Barbarą.
    - To nie twoja wina. Do zobaczenia jutro - pożegnała się.
    - Do zobaczenia.
    Drzwi mieszkania się zamknęły, ale Richard jeszcze przez chwilę stał na miejscu. Po chwili jednak zaczął zbiegać po schodach na dół, a uśmiech nie znikał mu z twarzy.
 
_____

Spóźniony prezent na Mikołajki :3
I rozpoczęłam nowy początek historii. Mam nadzieję, że fani pary Richard/Kori nie zabiją mnie w nocy : >
Dziękuję gorąco wszystkim osobom, które wzięły udział w ankiecie. Wiem już, czego oczekujecie, co poprawić i czego unikać : D
Wyniki znajdziecie tutaj

7 komentarzy:

  1. Ale świetnie się zapowiada! Szczerze to może być nawet lepiej niż wcześniej. Poza tym bardzo lubię parę Richard/Barbara. Nie zabrakło Damiana (na co bardzo liczyłam) i Willow. Naprawdę nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Zrobiłaś mi świetny prezent urodzinowy! <3
    Pozdrawiam
    ***Niki***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że się podoba ^^ I wszystkiego najlepszego ! :)

      Usuń
    2. Coooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooo????????????????????????????????!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Richard/Barbara??????????????????????????????!!!!!!!!!!!!!Koszmar...
      ~Suzia

      Usuń
  2. Początek cudny. Kochać się w salonie XD Ona nie ma jakiegoś swojego pokoju, czy coś? Pomijając fakt, że zwyczajnie nie trawię tej pary, było na prawdę świetnie. Proszę nie łącz ich na stałe. Proszę.... bardzo ładnie proszę....bardzo, bardzo ładnie proszę.
    Damian, Willow i Meg na jednej misji, och coś czuję, że będzie co najmniej hektolitr krwi na ziemi. One we dwie są jak ying yang, a kochany maleńki Dami to taki trochę dynamit pomiędzy tym wszystkim. Są takim prywatnym oddziałem Ra's'a
    Nie mogę doczekać się kolejnych części!
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedy następny rozdział? Nie mogę się już doczekać!

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajnie. Zupełnie co innego. Szkoda trochę, że nie ma Kori, Mar'i, że Damian nie zna Meg itd. Nowa historia zapowiada się nieźle choć chciałabym się dowiedzieć co było dalej (no wiadomo, po pogrzebie, ucieczce Damiana itd.)
    Zapowiada się nieźle. Życzę weny! I proszę, napiszesz coś o tamtych wydarzeniach?
    Pozdrowionka!

    OdpowiedzUsuń
  5. Znajdę cie!!!Dlaczego ona?Moja koleżanka (również fanka nightwinga ) wcisnęła mi głęboko do mózgu swoją nienawiść do tej kobiety. I no cóż.Udzieliło mi się.
    Teraz ja też należę do grupy chcącej udusić lub w jakikolwiek inny sposób ukatrupić Barbare Gordon ale no cóż będe czytać dalej bo nie sposób oderwać się ot tak niesamowicie wciągającej opowieści.
    Suzia
    PS: Pewnie już tego nie przeczytasz ale no cóż trudno. Apropo mojego komentarza to był troche poważny ale ja tak naprawdę jestem CRAZY!
    Boo Ya!
    (nie, nie jestem fanką cyborga po prostu coś mnie napadło xDD)

    OdpowiedzUsuń