"Nie żyj wspomnieniami. One wracają, bo chcą ci przypomnieć, że ciągle musisz tworzyć nowe."
Ktoś trącał moje ramię od jakiejś minuty. Na początku udawało mi się to ignorować, ale teraz doprowadzało mnie do szału. Otworzyłam leniwie oczy i rzuciłam niezadowolone spojrzenie uśmiechniętej szatynce, która wpatrywała się we mnie swoimi piwnymi oczyma. Westchnęłam ciężko i podniosłam się niechętnie.
- Za chwilę dotrzemy. Rozumiem, że nie spałaś prawie całą noc, ale nie możesz dać po sobie tego poznać - poinformowała mnie Sea.
Przeczesałam włosy palcami i związałam je w kitkę na czubku głowy. Założyłam maskę na twarz. Spojrzałam na równie zmęczonego Iana, który rozmawiał z jakimś chłopakiem siedzącym obok. Jechaliśmy metrem do podziemnej kryjówki Cieni.
Sea włożyła małą słuchawkę do ucha, którą mieliśmy porozumiewać się z Terrą. Dziewczyna mruknęła coś pod nosem, co sprawiło że przyrząd stał się niewidzialny. Założyła maskę i usiadła obok mnie. Ja wbiłam wzrok we własne dłonie, schowane w rękawiczkach.
Zaczęłam się zastanawiać, czy dobrze zrobiłam godząc się na udział w praktycznej inwazji. Zawsze przecież mogłam pomóc Terrze i reszcie Ruchu Oporu w naszej kryjówce. Od wczoraj ogarniały mnie nowe wątpliwości. Nie wiedziałam, czy dam radę zachowywać się tak jak kiedyś wśród innych wojowników. Zmieniłam się od tamtego czasu. Mam własne przekonania i poglądy, a gdy jeszcze pracowałam dla Cieni wszystko miałam odgórnie narzucone.
Drugą kwestią byli Tytani. Mój dawny problem, który wydawał się być zażegnany, wrócił. Dick wiedział, gdzie mniej więcej mnie szukać. Tylko, że Bestia i Cyborg mieli inne zdanie na tę sprawę. Widzieli mnie w stroju wojownika Cieni. Może odwiodą Dicka od jakiegokolwiek głupiego pomysłu...?
Nie było czasu na kolejne rozmyślania. Metro stanęło, a my zaczęliśmy wysiadać na zewnątrz. W ciemnym pomieszczeniu, przy którym się zatrzymaliśmy, nie było jak na razie nikogo. Szerokie, oszklone drzwi zamknięte były na elektryczny zamek, taki sam jakich używali w kryjówce w Gotham. Ustawialiśmy się obok siebie, w trzech rzędach. Ja i Ian wysiedliśmy ostatni. Dołączyliśmy do reszty wojowników i stanęliśmy w ostatnim rzędzie. Po kilku sekundach ktoś od środka odblokował drzwi.
Umięśniony mężczyzna, wyglądający na trzydzieści lat stanął przed nami. Trzy równe rzędy wojowników, stojących na baczność przed jakimś agentem Cieni. Nie brakowało mi tego widoku. Większość przybyłych to członkowie Ruchu Oporu, o czym pewnie ten facet nie miał pojęcia. Spojrzał krytycznie na stojącego w pierwszym rzędzie chłopaka, który miał ranną łydkę. Nie mógł stać tak, jak ten od niego wymagał.
Mężczyzna skinął na stojącego obok wojownika, żeby go stąd zabrał. Chwycił rannego i wyprowadził go przez drzwi naprzeciw nas. Nagle pojawiła się Penny, która dopiero teraz wysiadła z metra. Była ubrana inaczej; obcisłe czarne spodnie, buty do połowy łydek i fioletową bluzkę z poszerzanymi rękawami. Do pasa miała przypięty długi nóż, podobny do tego, który miała Sea. Penny stanęła przed agentem i wyjaśniła mu coś cicho. Ten kazał nam się rozejść do pokoi.
Wyszliśmy przez nadal otwarte drzwi. Sea odnalazła nas w tłumie i przyprowadziła ze sobą jeszcze jakąś dziewczynę. Taa... Jej talent do przygarniania obcych ludzi jest niesamowity.
Wielki hol, w którym właśnie staliśmy pełen był wojowników, agentów i wyższych agentów. Rozmawiali ze sobą, mijali się, opatrywali na szybko rany. Jeden, wielki rozgardiasz. Zupełnie jak w Gotham. Przeczesałam tłum wzrokiem, błagając w myślach, bym nie znalazła znajomych twarzy. Niestety. Jak zwykle nikt nie wysłuchał moich błagań.
Opierająca się o ścianę, białowłosa dziewczyna wysłuchiwała krzyków, wyższego od niej o ponad głowę, chłopaka z mieczem w dłoni. Na chwilę zapomniałam o tym, że obok mnie stoi Sea i Ian i że jestem z Ruchu Oporu. Myślami wróciłam do chwili, gdy ja i ta białowłosa dziewczyna miałyśmy dwanaście lat i razem walczyłyśmy.
- Rusz się! - krzyczała radośnie, biegnąc z przodu. Nie rozumiałam jej wesołego głosu i uśmiechu na twarzy. Goniła nas policja, a ona się śmiała!
Nie oglądając się biegłyśmy do przodu. Zatrzymałyśmy się dopiero wtedy, gdy Aisling udało się wdrapać na dach budynku schodami przeciwpożarowymi. Potykała się na każdym stopniu, zmęczona ucieczką. Usiadłyśmy obok siebie na rozgrzanym dachu wysokiego budynku. Dopiero teraz zauważyłam komizm tej sytuacji. Wybuchłyśmy beztroskim, dziecięcym śmiechem. Aisling położyła się na plecach i objęła swoimi delikatnymi dłońmi brzuch. Dużymi, zielonymi oczyma obserwowała czerwcowe niebo. Białe włosy rozsypały się wokół niej, dzięki czemu wyglądała, jakby leżała na chmurze. Oparłam się na dłoniach i wpatrzyłam się w jej radosną twarz.
- Nie gonią nas? - spytała mnie beztrosko. Wyciągnęła rękę do nieba i zaczęła nią błądzić w powietrzu.
- Nie.
Położyłam się obok niej. W ciszy obserwowałyśmy niebo, nie martwiąc się o nic.
- Wiesz - powiedziała nieśmiało - Czasami myślałam o tym, żeby uciec. Mogłabym wtedy całymi dniami leżeć na łące i patrzeć w niebo. - dokończyła rozmarzonym głosem.
Spojrzałam na białowłosą przyjaciółkę. Nadal miała swój delikatny uśmiech na twarzy i zielonymi oczyma śledziła ruch chmur. Nie mogłam wręcz uwierzyć, że to powiedziała. Jednak nie potrafiłam jej odpowiedzieć.
- Czasami trzeba umieć wszystko zaryzykować - stwierdziła Aisling. Dostrzegłam w jej oczach nadzieję na to, że kiedyś będzie mogła spędzić to marzenie.
Przełknęłam ślinę. Już nie wyglądała tak, jak wtedy. Tylko jej białe włosy do kolan się nie zmieniły. Zielone oczy wbiła w buty, starając się ukryć smutek. Miętosiła w delikatnych dłoniach sukienkę w kolorze kawy. Poczułam lekkie ukłucie w sercu. Nie udało ci się uciec...
Ian popchnął mnie w stronę windy. Musieliśmy zjechać na niższe piętra. Oderwana od rzeczywistości poszłam z nimi. Wpatrywałam się pusto w podłogę, myśląc tylko o tym, że Aisling tutaj została.
Zmusiłam się do odepchnięcia tych wspomnień od siebie. Starałam się skupić na tym, że jestem w kryjówce wroga i nie mogę dać się złapać. Co ważniejsze, mieliśmy misję do spełnienia. Winda się zatrzymała.
Wysiedliśmy na zewnątrz. Penny dołączyła do nas, prowadząc przez korytarze. Dobrze znała to miejsce. Sea przyglądała mi się z zaciekawieniem w oczach.
- Co cię ugryzło? - spytała niespodziewanie.
Odwróciłam wzrok. Nie musiała wiedzieć o Aisling. Udałam, że nie słyszałam jej pytania w panującym wokół hałasie. Byliśmy na niższym pietrze, które w całości zajmowali wojownicy. Mnóstwo osób w czarno fioletowych strojach, niektórzy w maskach, niektórzy nie. Rozmawiali ze sobą, śmiejąc się i potakując. Ta atmosfera mnie zaskoczyła, nie spodziewałam się takiego obrotu spraw. Na wyższych piętrach zachowują się zupełnie inaczej. Opanowani, milczący i oddani ślepo swoim przełożonym.
Penny chyba sama nie wie gdzie nas prowadzi. Weszliśmy w jakiś ciemny korytarz, prawie pusty. Tylko kilku wojowników stało na jego końcu. Oparłam się o ścianę, gdy Sea zaczęła rozmawiać cicho z Penny. Spojrzałam przed siebie.
Za grubą szybą, w białym pomieszczeniu leżała w kącie drobna blondynka. Ubrana w fioletowy strój z kapturem, czarne buty i rękawice. Była odwrócona do nas bokiem, nie widzieliśmy jej twarzy. Za to wyeksponowane miała głębokie rany na lewej ręce i udzie. Widać było na pierwszy rzut oka, że była tutaj bita. Zrobiło mi się jej nagle żal. Wyglądała na ledwo siedemnaście lat, a już stała się kolejną ofiarą Cieni.
- To jest Stephanie. Jej ojciec współpracuje z Cieniami - wyjaśniła Penny, wyczuwając rojącą się od pytań atmosferę. - Próbowała działać przeciwko niemu, ale była sama na wielu wojowników. Zwyczajnie nie dała rady. Zamknęli ją tutaj dwa miesiące temu.
Sea chwyciła mnie za rękę i pociągnęła w stronę korytarza. Nie mogłam oderwać wzroku od Stephanie. Coś nie dawało mi w niej spokoju, tak jak przy obecności Penny. Miałam wrażenie że coś jest nie tak, jednak nie potrafiłam powiedzieć co.
Szliśmy długim korytarzem od kilku minut. Mijaliśmy po drodze innych wojowników, którzy przepuszczali nas przodem, ze względu na Penny. Widać było, że i tutaj wyższym agentom okazuje się szacunek.
Stanęliśmy przed którymiś z kolei drzwiami do pokoju. Penny otworzyła drzwi i wpuściła nas do środka. Uśmiechnęła się tylko na pożegnanie, żeby nie budzić podejrzeń. Ja, Ian, Sea i jeszcze jedna dziewczyna z Ruchu Oporu, usiedliśmy na zwykłych, metalowych łóżkach. Pokój był średniej wielkości, z pomalowanymi na czarno ścianami i szarą podłogą. Na suficie wisiała mała lampka. Ian zaświecił światło, bo prawie nic nie było widać.
- Lepiej się prześpijmy - zaproponowała nieznana mi dziewczyna i ściągnęła maskę z głowy. Krótkie, brązowe włosy otoczyły jej opaloną twarz, a ona sama położyła się na łóżku. Wszyscy poszliśmy jej śladem, zmęczeni wszystkim, co zdążyliśmy tu zobaczyć w ciągu kilku godzin. A przecież to dopiero początek.
_____
Dziś odrobinę krócej, bo miałam wielkie zamieszanie w domu ze względu na niezapowiedzianych gości. No wiecie, kolacja i te sprawy ;) W każdym razie zachęcam do komentowania i wyrażenia opinii o blogu.
Podoba mi sie. :)
OdpowiedzUsuńCzekam na nastepny:P
-Eva
Ojj, z akcją dzisiaj biednie. Mimo wszystko czytało się przyjemnie. Zgrzyta mi tylko ta jej nieufność do Penny, co się ciągnie jak flaki z olejem.
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa... kim jest ojciec Stephanie, że dziewczyna została tak potraktowana. Nie mogę się doczekać ^^
OdpowiedzUsuń