piątek, maja 02, 2014

Rozdział 13 (48). "Krok do przodu, dwa kroki do tyłu"

"Wiemy, że to po prostu czas.
Więc czy to źle, by zatańczyć ten wers?
Jeśli twoje serce byłoby przepełnione miłością
Zrezygnowałbyś z niego?
Więc co z aniołami?
One przyjdą, odejdą i uczynią nas specjalnymi.
Nie rezygnuj ze mnie
Nie rezygnuj ze mnie

Jakże niesprawiedliwe jest nasze szczęście
Znaleźć coś prawdziwego, oderwanego od rzeczywistości
Ale jeśli byś przeszukał cały świat
Odważyłbyś się pozwolić mu odejść?"


- Birdy- Not About Angels


     Stałam przed tą ścianą już od dobrych pięciu minut. Wpatrywałam się w litery napisane jego krwią, jakbym nie umiała złożyć ich w wyrazy. Zaciskałam pięści. Byłam na nią wściekła, bo znów go skrzywdziła. Ale najbardziej byłam wściekła na siebie. Nie zauważyłam że zniknął, bo byłam zajęta działaniem Richardowi na nerwy!
     Gdzieś w oddali uderzył piorun. Jak na komendę zaczęło padać. Założyłam kaptur, ale nie ruszyłam się z miejsca. Krople deszczu zmywały krew ze ściany.
     Ty też będziesz krwawić.
     Podniosłam jego miecz z ziemi. Byłam już cała mokra; padało niemiłosiernie mocno. Krople uderzały mnie w twarz. Spojrzałam na wręcz czarne niebo i pozwoliłam deszczowi obmyć moją twarz.
     - To zawsze tak boli?
     - Chyba tak. 
     Spuściłam wzrok. Wśród odgłosu kropel deszczu uderzających o ziemię i zabudowania, słyszałam jego zagłuszony krzyk.
     - Jakby ktoś zabrał ci część ciebie.
     - A potem powiedział, że już nigdy jej nie odda.
     Przypięłam jego miecz do pasa. Ostatni raz spojrzałam na ścianę. Napis zniknął. Poczułam napływające do oczu łzy rozpaczy.
     - Zawiodłem go...
     - Zawiodłam cię Damian - powiedziałam cicho, zaciskając powieki.
     Odwróciłam się, chcąc to zostawić za sobą. Przetarłam oczy wierzchem dłoni i zaczęłam biec drogą powrotną. Woda z kałuż zmoczyła mi całe buty, ale nie obchodziło mnie to. Po prostu biegłam.
     - Nie zawiodłeś go.
     - Nie kłam.
     - Masz rację. Nie jestem dobra w pocieszaniu ludzi.
     - ... Ja też.
     
     Zrzuciłam z siebie mokre ubranie i ze złością cisnęłam je na podłogę. Wyjęłam z szafy pierwsze, co trafiło mi w ręce. Przeczesałam sklejone włosy palcami i związałam je na nowo. Ubrałam się szybko, powstrzymując łzy. Przed oczyma wciąż miałam krwisty napis, a w głowie słyszałam jego głos. Znów zabrano mi kogoś ważnego.
     Koniec końców, zawsze zostaję sama. Albo sama wszystko psuję, albo ktoś robi to za mnie. Co to za życie? Jak można zrobić krzywdę dziecku i to jeszcze własnemu?
     Moje palce zacisnęły się w pieści. Znajdę cię Talia, nawet na drugim końcu świata. A wtedy przypomnę ci, co zrobiłaś. Jemu i wszystkim dookoła. Zapłacisz za każdą śmierć którą spowodowałaś, za każdą łzę. Zniszczę ci życie tak jak ty zniszczyłaś je tysiącom ludzi.


     - To nie jest przemyślane posunięcie.
     - To jakie do cholery będzie przemyślane?! - krzyknęła Willow. Oparłam głowę na dłoni, czując rosnącą irytację i znudzenie. Wprost uwielbiałam jej wieczorne wybuchy złości.
     Jednak myślami byłam gdzie indziej. Nie potrafiłam się skupić. Nie po tym, co dziś zobaczyłam. Nawet nie próbowałam unikać myślenia o tym, jak cierpiał. Pojawiały się tysiące, setki obrazów. Słyszałam jego krzyk. Ściągnęłam brwi.
     - A ty co o tym sądzisz, Megan? - zagadnęła nagle Heather. Spojrzałam na nią pytająco, wyrwana z własnych rozmyślań. Heather uniosła brwi.
     - Nie słuchałaś. Jak zwykle - Nick westchnął i machnął ręką.
     - Słuchałam do momentu, gdy Willow zaczęła krzyczeć - sprostowałam. Willow prychnęła i odwróciła wzrok, niczym obrażone dziecko. Przewróciłam oczyma.
     - Nadal nie popieram pomysłu ataku na więzienie - stał przy swoim Nick. - Cholera, mamy za mało ludzi. Narażanie tak wielu istnień, to nie do pomyślenia.
     - Czyli nadal uparcie stoimy w miejscu - burknęłam pod nosem. Wszyscy spojrzeli na mnie z zaskoczeniem na twarzach. Ugh.
     - Nie udawajcie, że tego nie widzicie. W Gotham sytuacja jest coraz gorsza, szczególnie po tym jak Talię wybrano na prezydenta. A my jeszcze trudniej sobie radzimy. Weźcie pod uwagę to, że my mieliśmy już przygotowane miejsce, gdzie mogliśmy się schronić. A w Metropolis, albo Central City? Przecież kawał czasu zajęło wam znalezienie bezpiecznej kryjówki. U nas jest już ograniczona ilość wody, coraz ciężej znaleźć lekarstwa, ubrania. Przez ten rok sytuacja jest bardziej tragiczna. Ludzie zaczęli się już buntować, częściej wybuchają sprzeczki na ulicach. Jeśli chcemy jakoś wyjść z tego dołka, to zaryzykujmy. Tylko to nam zostało. Przydałoby nam się trochę ludzi, którzy są tam uwięzieni.
     Zapadła cisza. Każde z nas myślało nad konsekwencjami. Widziałam ich twarze, na których pojawiały się oznaki stresu i niekończących się zmartwień. Wszyscy mieliśmy tego dość. Ciężaru, jaki nałożono na nasze ramiona. Każde z nas zadawało sobie to samo pytanie.
     Dlaczego ja muszę podjąć decyzję?

     - Czego boisz się najbardziej?
     - Kiedyś bałem się, że ojciec umrze z mojej winy. Ale przed śmiercią spojrzał na mnie, jakby chciał powiedzieć: "Nie musisz się już bać".

     Zamknęłam drzwi. Po trzech godzinach siedzenia w miejscu i planowania ataku, bolała mnie głowa. Na wpół przytomna wróciłam do pokoju i zrzuciłam z nóg czarne buty. Upadłam na łóżko i wbiłam wzrok w sufit. To się dzieje na prawdę. Nie śnię, to nie jest kolejny koszmar.
     Odwróciłam głowę w lewo. Prawie natychmiast zamknęłam oczy, by powstrzymać łzy.
     Czy mogłoby to być takie proste, by pozwolić temu wszystkiemu odejść?
     Objęłam się i skuliłam na łóżku. Rozpuszczone włosy opadły na moją twarz. Nie zasłużyłeś sobie na to. Dlaczego cię zabrała, po co jesteś jej potrzebny...?
     Drzwi się otworzyły. Miałam wielką ochotę uderzyć puszką w osobę, która zakłóciła mój spokój. Ale nadal leżałam nieruchomo w pozycji embrionalnej. Poczułam delikatną dłoń na moim ramieniu. Odwróciłam się niechętnie. Przetarłam twarz dłonią, bo zdążyłam uronić kilka łez. Rachel spojrzała na mnie zaniepokojonym wzrokiem. Czarne, matowe włosy związała niedbale. Miała na sobie swoją granatową bluzę i czarne spodnie.
     - Talia. Zabrała Damiana - wydusiłam. Usiadłam na łóżku i objęłam nogi ramionami. Nie chciałam zaakceptować tego, co się stało. Gdzieś w głębi duszy błagałam, by za chwilę się obudzić, a to wszystko okazało się być tylko kolejnym chorym koszmarem.
     - Wiem. Victor i Terra wyszli za tobą. Widzieli co się stało.
     Westchnęłam ze zrozumieniem. Mogłam się tego spodziewać po tym, jak przyszłam do Rachel ze skręconym nadgarstkiem. Teraz patrzyła na mnie jak na małe dziecko, które trzeba ciągle pilnować. Nic jej wtedy nie powiedziałam. Ale widziałam, jak rozmawiała z podenerwowanym Richardem. Kori stała obok nich, z Mar'i w ramionach.
     - Ale przyszłam porozmawiać o czymś innym. O tym, co wywinęłaś wczoraj - powiedziała powoli. Zacisnęłam zęby.
     - Chcesz o tym rozmawiać teraz? Po tym co się stało z Damianem? W ogóle cię to nie przejęło?! - naskoczyłam na nią. Nadal miała niewzruszony wyraz twarzy.
     - A ciebie nie przejęło to, co ty zrobiłaś? Wiesz jak Richard i Kori byli zdenerwowani? Zachowałaś się jak dziecko, Megan. Myślałam, że nabrałaś rozumu po tym, co ty i Richard przeszliście. Ale ty nadal najpierw robisz, a później myślisz. Może gdybyś nie wpadła na ten chory pomysł, to Damian nadal bu tu był.
     Przegięła.
     - Wyjdź - syknęłam. Rachel właśnie uświadomiła sobie, co powiedziała. Na jej twarzy pojawiło się zakłopotanie.
     - Megan...
     - Wyjdź! - krzyknęłam, podnosząc się gwałtownie. Zeskoczyłam z łóżka i otworzyłam drzwi. Spojrzałam na nią ze złością. Miałam w oczach łzy, ale starałam się nie rozpłakać. Chciałam żeby zobaczyła, że mnie to boli. Że cholernie boli mnie moja własna głupota. To, że zawsze psuję wszystko wokół.
     Bez słowa wyszła, zachowując swój dawny dystans. Zamknęłam powoli za nią drzwi. Oparłam o nie czoło i zamknęłam oczy. Od razu poczułam spływające po policzkach łzy. To wszystko, co kumulowało się we mnie od rana, teraz wydostało się na zewnątrz. Zasłużyłam sobie na to cierpienie. Ale Damian nie.
     Uderzyłam pięścią o drzwi. Zaciskałam zęby, czując ten okropny ból w klatce piersiowej. Poczucie winy? Rachel ma rację.
     Przepraszam...

     - Widzisz? To proste.
     Spojrzał na mnie jak na wariatkę. Przewróciłam oczyma. Myślałam, że wszystko-wiedzący-pan-idelany wie, jak naprawić prosty obwód elektryczny. Akurat teraz musiały nam wyskoczyć korki. Oczywiście Victora w wieży brak.
     - Nie sądziłam, że jesteś tak nieobeznany w tym rejonie nauki - rzuciłam, wstając. Odgarnęłam włosy z czoła.
     - Nie o to chodzi, że nie wiem, jak to naprawić - pokręcił głową. Zaśmiałam się.
     - Taa, jasne. Ale to ja musiałam w tym grzebać. 
     - Nie sądziłem, że się znasz na czymś takim.
     Przewróciłam oczyma i minęłam go. Wyszliśmy z ciemnego pomieszczenia. Gdy znaleźliśmy się na wyższych kondygnacjach budynku, światła znów działały. Strzepnęłam kurz z bluzki. Mogliby chociaż raz na jakiś czas tam posprzątać.
     - Ile jeszcze masz ukrytych talentów? - szturchnął mnie, uśmiechając się szeroko. Uniosłam brew i oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
     Wszedł przede mną do salonu. Przez chwilę stałam w miejscu, patrząc na niego. Jak wielkie mam szczęście? Ile samotnych dzieci marzyło o odnalezieniu rodziny? Miliony. A jednak ktoś wybrał mnie i dał mi tą szansę. 
     Teraz nie mogę jej zmarnować.

* Nieznany punkt widzenia *

     Stała w deszczu, pogrążona w smutku. Obserwowałem ją uważnie. Nie odrywała wzroku od krwawych smug na ścianie, które pozostawiła po sobie kobieta.
     Pamiętałem, jak pisała litery. Widziałem jej smutną twarz, a później słyszałem gorzki płacz nad chłopcem, którego obiecała skrzywdzić. Pochyliła się nad nieprzytomnym dzieckiem i złożyła na jego głowie pocałunek. Objęła go i zabrała ze sobą. Jej oczy patrzyły do przodu z rozpaczą i wściekłością na tych, którzy kazali jej skrzywdzić jedynego syna. Przytulała go do piersi, nie martwiąc się o krew wypływającą z piersi chłopca. Byłem pod wrażeniem uczuć, jakie żywiła ta z pozoru bezlitosna kobieta.
     A teraz w tym samym miejscu stała ona. Czarnowłose dziewczę, które kocha chłopca równie mocno jak kobieta. Kobieta ją wybrała; wiedziała że chłopiec będzie obok niej szczęśliwy. Ale teraz musiała go zabrać. A dziewczę było złe. W jej oczach płonął ogień, żądza krwi kobiety. Czy chłopiec zdoła ugasić piekielne płomienie po powrocie? Dziewczę było bliskie powrotu na dawną ścieżkę. A przecież już za dużo przeszło, by teraz się wrócić.
     Odwróciła się gwałtownie i podniosła miecz chłopca z ziemi. Przez chwilę patrzyła w moją stronę, ale nie mogła mnie zobaczyć. Jeszcze nie teraz. 
     Dziewczę było silne i dumne. Nie pozwalało uczuciom wydostać się na zewnątrz, co różniło ją od kobiety. Ale kobieta potrafiła panować nad ciemną stroną jej samej. Natomiast dziewczę było dzikie niczym zwierzę. Było niezwykle interesującą istotą; skomplikowaną jak nikt, kogo wcześniej spotkałem. Było zdolne do najwyższych uczuć, potrafiło się poświęcić. Ale w swojej wściekłości zapominała o wszystkim innym, zabijała i była bezlitosna dla każdego.
     Tak intrygującej istoty jeszcze nie poznałem. Chciałem podejść i lepiej ją zrozumieć, ale po chwili skarciłem się za tę myśl. Syknąłem. Nie wolno było się zbliżać do kobiety, chłopca i dziewczęcia. Pan zakazał się im pokazywać. Miałem tylko obserwować, czuwać. Musieli żyć.


_____

Wiem, za krótko :3
Dziękuję serdecznie za 10 000 wejść! Jesteście wspaniali, to dzięki wam ten blog nadal istnieje, a ja nadal mam chęć by pisać. Dziękuję za wasze komentarze, uwielbiam je czytać i każdy sprawia mi nie lada radość. Mam nadzieję, że z czasem będzie ich jeszcze więcej i że zawsze znajdzie się osoba, która spojrzy na moje opowiadanie z innej perspektywy i podpowie mi co jeszcze poprawić.
Zdecydowałam, że po rozdziale 15 pojawi się specjalny rozdział z punktu widzenia jednego ze Srebrnych. Szczegółów nie zdradzę, ale powinniście być zadowoleni. ^^
W każdym razie, zachęcam do komentowania, czytania i oczywiście odwiedzania bloga. :)
 

5 komentarzy:

  1. Ha! Nadrobiłam.
    Bardzo spodobał mi się ten rozdział. Najlepszym fragmentem była rozmowa Raven z Megan. Ja tam stoję po stronie Megan. Sama nie wiem czemu. Skoro Rachel może bawić się z dzieckiem nad ranem to czemu nie może tego robić Megan? Nie chciała nic zrobić małej, a Gwiazdka jest jakaś taka nerwowa i niemiła dla Meg... Dzięki Tobie przestałam lubić Koriand'r :) Kto jest tym postronnym obserwatorem? Czemu tak lubi Megan? Będą razem? (love story, tak bardzo) Ian? Wątpię, bo jest głupi. Ciągle jestem zła przez tamten pocałunek. Kim jest Pan? Bruce? Ktoś-nowy-kogo-imienia-nie-znam? Czy jest pozytywnie nastawiony? Tyle pytań... Talia jest dobra? To jest jakieś wyjście. Jako przywódczyni mogłaby poskromić Srebrnych.
    Czekam na kolejną część.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ile pytań O.O
      Fajnie, że ktoś nowy tutaj wchodzi, bo jakoś ostatnio kiepsko z komentarzami ;)
      Liczę, że będziesz komentować w przyszłości, dziękuję gorąco za opinię.

      Usuń
  2. Hello! Jestem nowa. Od jakiś dwóch miesięcy czytam tego bloga i powiem ci jedno...EKSTRAAAAAAA!!!!!!!! Ten blog to jest po prostu coś niesamowitego. Historie są wspaniałe. Z tego powinni zrobić film, albo serial. Mnie także intryguje nieznajomy, który tak zachwyca się Megan. Nie mogę się doczekać następnego rozdziału.
    Twój blog zainspirował mnie do założenia swojego (nie martw się, niczego nie zgapiłam). Jest też o Richardzie, tytanach i o... jak wejdziecie to się dowiecie ;-)
    http://angelsuperheroangel.blogspot.com/
    Życzę weny i pozdrawiam :-)
    ***Niki***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo :]]
      Cieszę się, że moja praca zmobilizowała kogoś do pisania ^^ Życzę powodzenia na pisarskiej ścieżce, postaram się wejść i poczytać :))

      Usuń
  3. Damian :'(
    No i to co zawsze: SUPER!

    OdpowiedzUsuń