sobota, grudnia 31, 2016

Ostatni

     5 lat później...

    Zbliżał się wieczór, jednak z nieba nadal lał się żar. Stojący w słońcu chłopak już dawno przyzwyczaił się do upałów pustyni. Przetarł spocone czoło wierzchem dłoni i podniósł swoją katanę z piasku. Obrócił ją kilkakrotnie w dłoni i ustawił się w odpowiedniej pozycji. Nasłuchiwał i czekał na uderzenie.
     Błyskawiczny obrót i blok uratował go od kolejnej blizny na plecach. Niestabilność terenu sprawiła, że trudno mu było utrzymać równowagę. Usłyszał, że przeciwnik obraca ostrze, by uderzyć w brzuch. Odskoczył w ostatniej chwili. Zamachnął się w prawo, ale przeciął tylko powietrze. Poczuł silne uderzenie w plecy i padł na twarz. Warknął z irytacji i wypluł piasek z ust. Podniósł się do siadu. Gorący piasek nieprzyjemnie parzył jego ciało.
     - To idiotyczne - skomentował, ściągając z oczu przepaskę. Rzucił ją gdzieś na bok, ale od razu tego pożałował. Światło go oślepiło i wywołało ból. Po tygodniu spędzonym w ciemnościach zapomniał jak było w normalnych warunkach. Przetarł oczy dłonią, co tylko zwiększyło pieczenie.
     - Nie jesteś tutaj od wygłaszania skarg - odpowiedział po arabsku jego nauczyciel. - Jak będziesz tak przecierał oczy, będzie tylko gorzej.
     Prychnął z pogardą, ale podążył za jego radą. Środek, którym kazał mu zakraplać oczy, poprawiał zdolność widzenia po ciemku, ale jednocześnie chłopak nie widział nic, gdy było jasno. Obcięty na krótko mężczyzna po trzydziestce schował swoją broń do pochwy na plecach i krytycznie spojrzał na swojego ucznia. 
     Gdy jego mistrz powiadomił go, kogo odda mu na szkolenie, był równie zszokowany jak i czuł się zaszczycony. Rzeczywistość jednak nie przedstawiała się tak różowo.
    Chłopak miał dopiero dziewiętnaście lat i już syndrom wyższości. Ciągle się czegoś czepiał, krytykował go na każdym kroku, a większość ćwiczeń uznawał za "idiotyczne". Trzeba jednak było przyznać, że miał niezwykły intelekt i wysoko rozwinięte zaawansowane umiejętności. Brakowało mu tylko podstaw, bo nie odbył standardowego szkolenia. Tego właśnie Farlann próbował go nauczyć.
     Rzucił chłopakowi butelkę wody i kazał mu obmyć twarz. Złapał ją bez problemu, nawet jeśli oczy miał nadal zamknięte. Uśmiechnął się chytrze, tak jak zawsze, gdy coś mu się udawało.
     - Lepiej?
     - Jasne - mruknął z niezadowoleniem. Popatrzył na niego swoimi zielonymi oczyma, budzącymi strach u tak wielu. Znów się uśmiechnął i chwycił swoją katanę. Idealnie wykonane ostrze błysnęło w słońcu. - Teraz o wiele lepiej.
     Farlann parsknął śmiechem, ale zgodził się na ten nieprogramowy pojedynek. Wyszarpnął jednoręczny, lekki miecz z pochwy i oboje ustawili się w odpowiednich pozycjach. W końcu, jak często miał szansę na skopanie tyłka al Ghulowi w uczciwej walce?

~~~

    Roy nie wyglądał na zadowolonego z powrotu do Star City. Skubał jakiś strup na przedramieniu, próbując zająć się czymkolwiek innym, niż obserwacja znienawidzonego otoczenia. Znał tak dobrze każdą ulicę tego miasta, że o trzeciej w nocy, wybudzony ze snu, potrafił wyrecytować drogę do jakiegokolwiek miejsca. Nieważne, co by to było.
     - Wyluzuj się trochę, stary. Istnieje jakiś procent szansy, że wpadniemy na Queen'a. 
     Jason postawił przed nim papierowy kubek z kawą. Roy spojrzał na kumpla sceptycznie.
     - Zawsze mieszczę się w tym jednym procencie - stwierdził pesymistycznie. Jason przewrócił oczyma i zajął miejsce na krześle naprzeciwko. Odgarnął opadające na czoło wybielone kosmyki włosów i wypił trochę kawy z własnego kubka.
     - Mieścisz się też w procencie ludzi, którzy mnie strasznie wkurwiają - zażartował. Rozejrzał się po kawiarni, wypełnionej w porze śniadaniowej ludźmi. Grupa nastolatków siedziała przy stoliku i grała w karty, co najwyraźniej przeszkadzało starszej kobiecie, siedzącej niedaleko. Facet z tatuażem kłócił się o źle wydaną resztę, podczas gdy jego córka wyciągała słomki z pojemnika na ladzie i rzucała nimi w innego dzieciaka. Zwykłe miejsce, zwykli ludzie. I było dość głośno, co odpowiadało Jasonowi. Ostatnio tylko hałas pomagał mu zagłuszyć myśli. Wyciągnął telefon i zaczął coś przeglądać.
     Dzwonek przy wejściu wydał charakterystyczny dźwięk, co oznaczało, że ktoś otworzył drzwi. Roy odgarnął z czoła rude kosmyki i z nudów spojrzał w tamtą stronę. Zagwizdał cicho, jak jakiś tani podrywacz, widząc niczego sobie dziewczynę, podchodzącą wtedy do lady sklepowej. Roy trącił Jasona wpatrzonego w telefon.
     - Niezła, nie? - rzucił, porozumiewawczo ruszając brwiami. Jason przewrócił oczyma i  po chwili niechętnie spojrzał w stronę wskazaną przez kumpla.
     Dziewczyna płaciła właśnie za kawę. Włożyła resztę do kieszeni krótkich spodenek z jeansu i wzięła kubek podany przez sprzedawczynię. Odwróciła się w kierunku Jasona i zastygła w bezruchu.
     Włosy sięgały jej już do pasa. Czarne kosmyki częściowo związała w kitkę, a reszta spływała jej swobodnie po plecach. Miała na sobie luźną, białą koszulkę na ramiączkach, spodenki z wysokim stanem i sandały. Te same, błękitne oczy patrzyły na niego w szoku. Rysy twarzy miała bardziej dojrzałe, podkreślone delikatnym makijażem. Nie było wątpliwości, to była Megan, jedna rzecz jednak się nie zgadzała. Jason dobrze pamiętał, że nigdy nie lubiła odsłaniać ciała. Latem prawie w ogóle nie chciała wychodzić na zewnątrz.
     Na jej ciele nie było żadnych blizn. Ani jednego śladu, siniaka, niczego. Idealna gładka skóra.
     Roy patrzył na nich oboje, nie bardzo wiedząc co powiedzieć. W końcu Megan westchnęła cicho i podeszła bliżej. Jason schował telefon do kieszeni.
     - Trochę czasu minęło, Jay - odezwała się cicho. Wskazała palcem na stolik w rogu, gdzie nikt nie siedział. - Usiądziemy?
     Poszedł za nią. Roy coś powiedział, ale Jason nie słyszał. Widział tylko Megan. Słyszał tylko jej kroki i słowa, którymi go żegnała pięć lat temu.
     - Co robisz w Star City? - spytał po chwili, gdy już oboje usiedli. Uśmiechnęła się lekko, jak nie ona. Oparła łokieć o stół i zaczęła w niego stukać paznokciami.
     - Pierwsze pytanie, które zadałeś mi po pięciu latach, to co tu robię? - Znów na niego spojrzała. Przed oczyma mignęły mu te wszystkie razy, kiedy widział te oczy.
      Ostatni raz, Jason. Ostatni raz.
      - O co mógłbym spytać? Jak sama stwierdziłaś, nie było cię pięć lat - rzucił. Wsadził ręce do kieszeni, nie wiedząc, co z nimi zrobić. Megan odchyliła się na krześle.
      - Jak myślisz, co mogłabym tu robić? - uniosła brwi, czekając na odpowiedź.
      Liga.
      Nachyliła się nad stołem, jakby chciała się znaleźć bliżej. Uśmiech. Ten, który znał tak dobrze.
      - To się mylisz - powiedziała. Jason już chciał się odezwać, ale mu przeszkodziła. - Chodźmy gdzieś, Jay. Twój znajomy wygląda, jakby chciał mnie rozebrać wzrokiem.
      Jason pochylił się w jej stronę, tak, że czuł jej płytki oddech na swojej twarzy.
      - Lepiej niech nie próbuje. Tylko ja mogę to robić - mruknął jej do ucha. Zaśmiała się krótko. Brakowało mu tego. Jej zapachu, jej oddechu. Jej oczu. Chciał być zawsze blisko, czuć, że ona żyje, że potrafi się uśmiechać. Do tej pory zawsze gdzieś uciekała, ale to był ostatni raz. Tym razem nie pozwoli jej odejść tak łatwo.

      Zasunął rolety, więc w pokoju panował półmrok. Spojrzał przez ramię na leżącą w łóżku czarnowłosą, ubraną w spodnie od dresu i jego podkoszulek. Jadła już trzecią kanapkę, którą zrobił dla niej i pisała do kogoś sms.
      - Apetytu nie straciłaś - odezwał się. Megan rzuciła mu spojrzenie pod tytułem "Odwal się" i wróciła do patrzenia w telefon. - Do kogo piszesz? Ja jestem tutaj.
      Położył się obok niej przesunął dłonią po jej plecach. Megan odłożyła talerz na bok i zablokowała telefon, by nie zobaczył ekranu. Pocałował ją za uchem, a ona odwróciła się po chwili na plecy.
      - Do nikogo ważnego. Przynajmniej nie w tej chwili.
      Oparła się na łokciach i pocałowała go prosto w usta. Przeszedł ją ciepły dreszcz, gdy przyciągnął ją bliżej.
     - Jay - odezwała się szeptem, gdy przeniósł pocałunki na szyję. - Powinniśmy porozmawiać. - Jason mruknął coś niezrozumiale i wsunął swoje chłodne dłonie pod jej koszulkę. - Jason, mówię do ciebie.
      - Przecież słyszę.
      - Ale nie słuchasz.
      Chwyciła jego rękę. Usiadła. On także, ale z niezadowoleniem wypisanym na twarzy. Megan przyciągnęła nogi do piersi i spojrzała na niego poważnie.
     - Naprawdę nie chcesz wiedzieć, co się działo? - Wyglądała na trochę urażoną. - Chciałeś się tylko ze mną przespać?
     - Nie lubię trudnych rozmów - burknął i usiadł na brzegu łóżka. Wyciągnął papierosy i zapalniczkę z szuflady. - Poza tym, co mnie obchodzi, co robiłaś w Lidze? Nigdy mnie to nie interesowało.
      - O niczym nie wiesz - stwierdziła po chwili, z zaskoczeniem w głosie. Obserwowała obłoczek dymu, który wypuścił z ust. Jason spojrzał na nią, nie wiedząc o co jej chodzi. - Miałam już nigdy nie wracać do Gotham. Ani nawet do tego kraju.
     - Miałaś - potwierdził. - Co więc tutaj robisz? - milczała, pozwalając mu mówić. - Ja wyniosłem się z Gotham. Nie potrafiłem znieść tego miejsca, po tym co się tam stało. Podarłem list od ciebie, bo jego też nie mogłem znieść. Ale słowa nie zniknęły. Cały czas je słyszę.
      - Przepraszam, że zrobiłam to w taki sposób...
      - W dupie to mam, Megan. Wychodziłaś i nie wracałaś tak często, że się przyzwyczaiłem. Zniknęłaś pierwszy raz już gdy byliśmy dzieciakami, a potem tak wiele razy; nawet nie mógłbym zliczyć ile. To nie o to chodzi. Dobrze wiesz, że nie o to chodzi.
      Zaciągnął się po raz kolejny. Próbował uspokoić złość, która w nim szalała. Wcześniej jej nie czuł, dopóki nie zaczęła tego tematu. Łatwiej przecież było milczeć. Ale Jason wiedział, że niczego to nie rozwiąże. Megan oparła czoło na kolanach i zagryzła wargę, by czasem nie powiedzieć czegoś, czego by potem żałowała. A może już to zrobiła?
      Ostatni raz, Jason. Ostatni raz odchodzę, bo już nie wrócę. Nie istniejesz. Nie możesz. Nie dla mnie.
     - Nie mogę ci powiedzieć, że to nie istniało. Bo wiem, że się nie da po prostu zapomnieć - powiedziała cicho. - Ale jestem tutaj... bo chciałabym coś zmienić.
     Nie jestem twoja. Należę do Ligi i tylko do Ligi.
     - Jak? Jak chcesz zmienić coś, co nawet nie leży w twoich możliwościach? Hm? - spojrzał na nią ze wściekłością w oczach. Megan się nie odezwała, dalej tylko ściskała swoje własne kolana.
     Zapomnij. Tylko tyle musisz zrobić.
      - Nie zapomniałem. Masz rację, że nie da się po prostu zapomnieć.
     - Wiem. I dziękuję ci za to. - Wzięła wdech i spojrzała na niego z nową odwagą. - Ktoś już zmienił to, czego ja nie mogłam, Jason.
     Zdusił papierosa w popielniczce. Megan przysunęła się do niego, a on pozwolił jej założyć ręce na szyję. Miał wrażenie, że coś się w niej zmieniło. A może to on się zmienił. Pięć lat to szmat czasu.
      - Ra's nie żyje - szepnęła mu do ucha. Jason odwrócił głowę i spojrzał jej w oczy. Nie była smutna, zła. Kiedyś by tak było. - Liga ma nowego przywódcę.
       Wiem, co on ci zrobił. Nasłał na ciebie Jokera i teraz już to wiem. Nie potrafię cofnąć czasu i sprawić, byś nie musiał przechodzić przez to, co wtedy. Ale mogę sprawić, by cierpiał. I to właśnie zrobię. Choćbym miała na to czekać do końca życia.

~~~

     Drużyna przyglądała się, jak policja zamyka w opancerzonym wozie dwójkę agentów H.I.V.E., których przed chwilą udało im się pokonać. Garfield już cieszył się na zapowiedzianą wyżerkę po misji, a Rachel próbowała się powstrzymać od trzepnięcia go w głowę, byle się uciszył.
     Samochód odjechał wraz z resztą policji. Richard odwrócił się w stronę stojącej z tyłu grupy, ale nie dopuszczono go do słowa.
     - Pizza! - krzyknął radośnie Garfield, unosząc ręce w radości do góry. - Umieram z głodu!
     Terra zaśmiała się, widząc jego szczerą reakcję i wstała z ziemi. Otrzepała swoje czarne spodnie z kurzu i trąciła Garfielda w ramię.
      - Rzadko zdarza się, by jedzenie uciekało, Gar.
      - Chyba że na twój widok - docięła mu Rachel, przewracając oczyma. Garfield posłał jej pochmurne spojrzenie, ale dziewczyna nie zwróciła na to uwagi.
     - Skoro skończyliśmy już robotę, to sam chętnie coś bym zjadł - stwierdził Richard i wyjął z pasa swój komunikator. - Cyborg, Starfire, wracamy, możecie skończyć patrol. Widzimy się w wieży.
    Rachel wymamrotała mantrę pod nosem. Gwałtowny podmuch wiatru uderzył w ich twarze, a po chwili ukazał się przed nimi czarny, falujący portal.
    - Marzę o prysznicu równie mocno, co Gar o jedzeniu  - Terra przeciągnęła się niczym kot. Rachel wyprostowała się, kończąc tworzenie przejścia. - I najchętniej spałabym jutro cały dzień.
    Richard uśmiechnął się pod nosem. Kilka lat temu nie podejrzewałby, że tak dobrze się ze sobą dogadają. Ale teraz stanowili świetnie zgraną drużynę. Cieszyło go, że pomimo ciężkiej przeszłości każde z nich dalej miało chęci do pomagania światu.
     Gdy Terra miała jako pierwsza przejść przez portal, nieznana biała łuna otoczyła przejście i niespodziewanie je zamknęła. Cała czwórka w szoku patrzyła na ulicę, gdzie jeszcze przed chwilą znajdował się portal Rachel. Richard pierwszy odwrócił się i wyjął swój składany kij zza pasa.
     Stała tam białowłosa dziewczyna, tak blada, że mogłaby być równie dobrze martwa. Jej brązowe oczy wyglądały niewinnie, ale Richard wiedział, że pozory często mylą. Ubrana była przecież w znajomy strój; czarną tunikę przewiązaną w pasie zielonym materiałem, dopasowane ciemne spodnie z materiału i czarne buty za kostkę. Twarz od oczu w dół zakrywała jej maska.
     Ale to nie jej obecność kazała Richardowi stać w bezruchu. Towarzyszyła jej bowiem postać w kapturze na głowie, ubrana w podobny strój, a zza jej ramienia wystawała pięknie wykończona rękojeść katany. Przez  drugie ramię miał przerzucony znajomy zielony płaszcz. Identyczny jak ten, który nosił Ra's al Ghul.
     - Czego Liga chce od Jump City? - warknął Richard. Wzrokiem wyśledził czających się w cieniach innych ninja. Garfield, Rachel i Terra czekali na sygnał do ataku, uważnie obserwując przybyszów.
       - Liga nic - odezwał się człowiek w zielonym płaszczu. Nie brzmiał jak Ra's. I nie był nim, czego Richard od początku był świadom. Zupełnie inna sylwetka. - I niczego od Jump City. Tylko od ciebie, Grayson.
     Zdjął kaptur. Richard wyprostował się, widząc kogo przyniosło do ich miasta. Nigdy by się nie spodziewał, że go zobaczy.
      - Wyglądasz na dość zszokowanego - zakpił Damian. Oparł dłoń na biodrze i skierował wzrok na resztę drużyny, nie mogącą wydusić z siebie słowa. - Chyba się nie spodziewaliście, że zawsze zostanę zakładnikiem, co?
     - Urosłeś - odezwała się pierwsza Terra. Stojąca obok Damiana białowłosa dziewczyna parsknęła śmiechem, a Damian skrzywił się. Richard też się zaśmiał.
     - To prawda. Ale też coś innego się zmieniło - stwierdził, wskazując na jego płaszcz. - Co z Ra's?
   - Pytasz, jakbyś nie wiedział - zauważył Damian. Jego zielone oczy spojrzały po kolei na wszystkich. - Już długo nie żyje.
     Zapadła cisza. Cisza pełna ulgi i niezadanych pytań. Ra's nie żyje, co znaczyło, że ostatecznie byli bezpieczni. Rachel ciągle widywała go w snach, gdy przychodził ją ukarać za ucieczkę. Nigdy nie spotkała go bezpośrednio, dlatego zawsze jej wyobraźnia ukazywała go inaczej. Jedno się jednak nie różniło; jego oczy. Intensywna zieleń. Zieleń Lazaurus Pit, nieśmiertelna zieleń. Ta sama, którą widziała teraz w oczach Damiana. Nikt nie powiedział tego głośno, ale wszyscy byli świadomi, że to on teraz rządził Ligą Zabójców.
      - Bruce wie? - spytał się Richard. Damian pokręcił głową.
      - Nie. To między innymi dlatego tu jestem. Szukam też Megan, ale podejrzewam, że nie wiesz gdzie jest?
       - Zgubiła się? - zażartował Garfield.
       - Bardziej wymknęła bez mojego pozwolenia - odpowiedział, ignorując żart. - Jest jeszcze coś. Coś, co może się wam nie spodobać.
        Richard zmarszczył brwi. A zapowiadał się taki przyjemny wieczór.

~~~

     Uwolniła brązowe włosy, zdejmując z nich klamrę. Leżący na łóżku mężczyzna przyglądał się, jak po kolei zrzuca z siebie części odzieży, zostawiając je w nieładzie na dywanie. Kobieta stała do niego tyłem, ale dobrze wiedziała, że jest obserwowana. Uśmiechnęła się.
     Jedną ścianę sypialni w całości zastąpiono oknami, by można z wnętrza podziwiać płynącą tuż obok domu rzekę i znajdujący się dalej las. Mimo że był już późny wieczór, wszystko wydawało się niesamowicie żywe. Kobieta uwielbiała obserwować naturę. Dlatego nie spieszyła się z powrotem do Gotham, nawet jeśli ich miesiąc miodowy już dawno się skończył.
      Dołączyła do mężczyzny w łóżku. Położyła głowę na jego piersi. Przesuwała powoli palcami po umięśnionej piersi swojego męża, ozdobionej licznymi bliznami. On objął ją ramieniem i przycisnął bliżej do siebie.
     - O czym myślisz? - odezwał się cicho. Spojrzała na niego swoimi zielonymi oczyma, wokół których pojawiły się pierwsze, delikatne zmarszczki. Nie przeszkadzało mu to, w przeciwieństwie do niej. Dzięki nim wydawała się bardziej... realna.
      - O niczym konkretnym - mruknęła.
     - Ty zawsze o czymś myślisz - stwierdził i pocałował ją w czoło. Kobieta zamknęła oczy i westchnęła cicho. Chciałaby, żeby to się nigdy nie skończyło. Ale kiedyś tak będzie, przecież zrezygnowała ze swojej nieśmiertelności. Zrezygnowała z niej, właśnie dla tego wszystkiego.
     - Zastanawiam się tylko, kiedy zaczniesz sugerować, by wrócić do Gotham - odpowiedziała, uśmiechając się zadziornie. - Nie tęsknisz?
      - Dadzą sobie radę beze mnie. Poza tym, wszystko za czym mógłbym tęsknić, jest tutaj.
      Pocałował ją znów. Kobieta dobrze wiedziała, że nie mówił do końca prawdy. Był przecież ktoś jeszcze, za kim oboje tęsknili. Przesunęła się tak, by móc spojrzeć mu prosto w oczy. Dotknęła jego policzka.
       - A Damian? Za nim chyba tęsknisz? - spytała. Jego wyraz twarzy się zmienił. Zauważyła w jego oczach smutek, który starał się tak usilnie ukrywać.
       - Tak - przyznał. Bolało go to, o czym wiedziała aż za dobrze. Uważał, że ponownie ją zawiódł, bo pozwolił zabrać ich syna. Ale nie znał całej prawdy, którą przed nim zataiła. Nie mógł o niczym wiedzieć, aż do teraz. Teraz to już nie było ważne. Wszystko się zmieniło.
       - Więc przestań.
       Zmarszczył brwi, nie rozumiejąc, o co jej chodzi.
       - Talia? O czym mi nie mówisz? - spytał. Odwróciła się do niego plecami. - Talia?
     - Śpij już, Bruce - zbyła go, przekrywając nagie ciało kołdrą. - Gdy wrócimy do Gotham, wszystko zrozumiesz. Ale teraz, śpij.

____

I oto jest koniec! :)

Chciałabym wam wszystkim szczerze podziękować za wasze wsparcie, ciepłe słowa, za krytykę, za WSZYSTKO. To dzięki wam, czytelnikom, wytrwałam tak długo, a dla mnie ta historia była, jest i będzie czymś wyjątkowym. Patrząc na nią z perspektywy lat widzę, jak bardzo się rozwinęłam i jestem z tego na prawdę dumna. Dzięki waszemu wsparciu miałam siłę pisać ją dalej, a gdy ma się dla kogo pisać, jest to prawdziwą przyjemnością :)

Dziękuję więc osobiście komentującym :

- Blackstar Prime
- Scary Girl 
- Forsaken/Aris Carmen Light
- Alfik Marynowicz
- Will
- Will L
- Nancy Tytanka 
- Julia West 
- Amily
- Caxi Irys
- DC Maniaczka
- Avery Story
- Aria Adler
- The KiwiPI
- Princess Cassandra
- Mari Nakane
- IIza W
- Niki
- Tiffany
- Luna
- Inverno
- Magdalena G.
- Vakme
- Meia
+ wielu Anonimowych :)

Dziękuję wam za wsparcie! <3
Moja przygoda z blogosferą się jeszcze nie kończy, przerzucam się na swojego drugiego bloga, będącego obecnie w stanie uśpienia. Tam także piszę opowiadania, nie tylko fanfiction związane z DC, ale takowe również zapewne się pojawią, jako pojedyncze historie.


UDANEGO NOWEGO ROKU!

A na zakończenie;

Argent & Damian


Jason & Megan


Willow & Talia

    

2 komentarze:

  1. Kochana Anguś A, może zacznę od tego, że jesteś jedyna w swoim rodzaju. Twoje opowiadanie nie tylko wciągnęło mnie dużo bardziej niż inne, znane powieści, ale i zainspirowało do pisania moich własnych historii. Chciałam pisać tak dobrze, jak ty, ale muszę przyznać, że z każdym kolejnym rozdziałem "Megan" było to dla mnie coraz trudniejsze. Jak sama przyznałaś rozwinęłaś się i to bardzo. I naprawdę chcę, abyś osiągnęła sukces. Chcę kiedyś przechadzać się po księgarni i zobaczyć na półce książkę twojego autorstwa, bo masz WIELKI talent dziewczyno! Niech rok 2017 będzie rokiem twojego sukcesu :-) Nie trać wiary w siebie i w swoje dzieła. Nie przestawaj dążyć do swoich celów i nigdy ni porzucaj swoich marzeń. To moje życzenia dla Ciebie na Nowy Rok :-)
    A teraz już czas, abym przeszła do rozdziałów :-) Muszę zadać Ci pytanie. Współpracujesz może przy pisaniu scenariuszy do seriali typu "Flash", czy "Star Wars Rebels"? Bo kończysz bloga podobnie, jak kończą się sezony tych właśnie seriali - z wielką niewiadomą! Koniec był boski oczywiście, Megan i Jay pojednani, ale jak do jasnej ciasnej zginął Ra's?! To pytanie dnia! Jest ich jeszcze kilka, ale nie będę cie nimi męczyć xD Odwaliłaś kawał dobrej roboty, a ja jak zwykle się czepiam :D A wracając, zakończenie naprawdę wspaniałe, nie mogłabym prosić o nic więcej (no chyba, że o jakąś emocjonalną scenkę z Richardem i Megan, ale to cię już nie męczę xD). Naprawdę, świetna robota i nie mówię tu tylko o tych dwóch ostatnich rozdziałach, a o całym blogu ;-) Jesteś najlepsza ;-)
    No, to Szczęśliwego Nowego Roku  I nie zapomnij o mnie ;-)
    Pozdrawiam :D
    ***Niki***

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiem czy to przeczytasz, ale muszę to napisać. Coś świetnego. Oryginalnego. Zaskakujacego. Cały ten blog. Wszystkie pojedyncze rozdziały. Zawiodłam sie tylko w jednym aspekcie: Odliczanie. Czy chodziło o Trygona? Nie daje mi spokoju, że nie zostało to ujawnione.
    Kawał dobrej roboty. Można by się czepiać jakichś nie poprawionych błędów, ale po co, gdy są niesamowicie wykreowane postacie, ciekawa fabuła i świetnej jakości sposób pisania. Coś wspaniałego. No zaraz mi normalnie synonimów braknie.
    Szkoda, że ta historia się zakończyła, bo z wielką chęcią przeczytałabym wielki koniec świata z Raven i Trygonem w twoim wykonaniu.
    No co tu więcej pisać... Kawał świetnego bloga wartego przeczytania. Oby więcej takich było.

    OdpowiedzUsuń