czwartek, sierpnia 01, 2013

Rozdział 11: "Nieudane próby"

„Okazała się bezradna, nie potrafiła się obronić i to chyba było najgorsze. Zawsze uważała się za silną(...) nie sądziła że da się tak zaskoczyć.” 

-Eva Johanne Stensrud


     Stuk stuk. I cisza.
     Stuk stuk. I cisza.
     Stuk stuk. I cisza.
     Stuk stuk. I cisza. Od kilku godzin siedziałam w tym samym miejscu samotnie, myśląc. Nawet Tytani rzadko tu przychodzili, a nawet jeśli to pojawiła się Raven tylko po to, by przynieść mi jedzenie. Po tym jak dowiedziała się o mnie prawdy, oraz o moim powiązaniu z Robinem, zamieniłyśmy ze sobą kilka słów. A później nic już nie mówiła. I było cicho. Tylko moje paznokcie uderzały o białą podłogę. Spojrzałam na ręce w rękawiczkach bez palców. Już dawno nie wymierzyły ani jednego ciosu. Straciłam tu poczucie czasu, zdawało mi się, że jestem uwięziona od zawsze. 
     
     Raven wyłoniła się z podłogi. Nawet się nie odwróciłam, nie miałam po co. Chciałam tylko się dowiedzieć, co powiedziała Robinowi i czy w ogóle coś powiedziała. Usłyszałam głuchy dźwięk  stawiania tacy na podłodze. Westchnęłam i przeciągnęłam się jak kot po drzemce.
     - Powiedziałaś mu? - zadałam cicho pytanie.
     - Nie - usłyszałam ponury głos Raven.
     - Dlaczego? - zmarszczyłam czoło, ale nie podniosłam się, ani nie odwróciłam.
     - Ponieważ to nie jest mój problem, ani mój interes. Sama musisz mu powiedzieć. Nie ułatwię ci sprawy swoją interwencją - wyjaśniła. 
     - Nawet jeżeli jesteś świadoma, że to by pomogło mnie unieszkodliwić? - zapytałam. Chciałam zastawić pułapkę, chciałam żeby wpadła w moją sieć. Musiałam ją zmusić do wyjawienia Dickowi prawdy.
     - Nawet. 
     - On mi nie uwierzy - pokręciłam głową. 
     - Nie zastanawiałaś się czasem dlaczego? - usłyszałam jak Raven podchodzi bliżej. - Może dlatego, że od początku z nami walczyłaś, dlatego że chciałaś być zła, bo nie potrafisz się przełamać i powiedzieć, że nie możesz przestać. Gdybyś na prawdę chciała się z nim pogodzić, zrobiłabyś to już dawno. Ale jest jeszcze coś. Coś czego nie zdążyłam zobaczyć w twoich myślach. Coś co cię powstrzymuje. 
     Milczałam. Nie potrafiłam jej odpowiedzieć. Nie chciałam wzbudzić wśród nich obawy, że Dick może umrzeć za moje błędy. Musiałam jakoś temu zapobiec, ale żeby to zrobić nie mogłam być tutaj uwięziona.
     - To jest twoja droga. Nie potrafisz rozmawiać. Chowasz się w sobie jak skrzywdzone dziecko, bo boisz się prosić o pomoc.
     - A co jeśli jestem skrzywdzonym dzieckiem?! - podniosłam się gwałtownie, a w środku aż gotowałam się ze wściekłości. Stanęłam twarzą w twarz z Raven. Była zaskoczona, widziałam to w jej oczach. Zacisnęłam pięści ze złości, ale nie odważyłam się rozpocząć walki. Bo pomimo tego, że praktycznie byłyśmy wrogami, to ona wiedziała o mnie najwięcej. 
     - Nie rozumiesz jak wiele w życiu przeszłam - powiedziałam przez zaciśnięte zęby. Po tej jednej chwili zaczęłam żałować, że się przed nią otworzyłam.
     - Nadal jesteś tym dzieckiem. Uciekłaś od ludzi, którzy sprawiali ci ból, ale nie wiesz co robić. Bo pomimo tego, że już się uwolniłaś, ciągle szukasz drogi. Ciągle błądzisz - Raven powoli zniknęła pod podłogą.

     Nadal myślałam o tej rozmowie. Raven miała rację. Ciągle szukałam drogi. Tylko że to nie było takie oczywiste. Już nic nie było takie proste jak kiedyś. Teraz wszystkie możliwości, które do tej pory brałam za rozwiązania tego problemu, były bezwartościowe. Nie zamknę tej sprawy bez szkody dla kogokolwiek. Ucierpię albo ja, albo Dick. Chociaż to na nim zależało mi bardziej. 
     Ciche stuknięcie w suficie przykuło moją uwagę. Podniosłam głowę i próbowałam namierzyć źródło hałasu, ale bez skutku. Wstałam i podeszłam do szyby. Położyłam na niej delikatnie moje blade dłonie i policzek. Drzwi za szybą ani drgnęły. Czy ja mam jakieś urojenia?
     Nagle z sufitu odpadły kawałki farby i nawet ściany. Spojrzałam z niedowierzaniem na spadające odłamki. Czy ktoś właśnie próbuje mnie odbić? Nie miałam żadnych sprzymierzeńców, ani nikogo, komu by zależało na mojej wolności. Mówiąc prościej- zostałam sama.
     Hałas stał się coraz głośniejszy i z czasem spadało coraz więcej odłamków. Koniec końców, ostatecznie się zawaliła, a na podłogę zeskoczył nie kto inny, a Willow. W całym pomieszczeniu było mnóstwo kurzu. Willow podniosła się z ziemi. Wyglądała inaczej. Różowe włosy związała w koński ogon, wysoko na głowie. Tylko grzywka opadała jej na czoło, częściowo zakrywając niebieskie oczy. Uśmiechała się delikatnie i strzepnęła kurz z kolan. Nie tylko fryzura się zmieniła. Zamiast zwykłej, wygodnej bluzki miała na sobie czarną, skórzaną kurtkę, a pod nią jasnoróżowy top. Jest stare, ciemne jeansy nadal wyglądały tak samo. Kilka kieszeni na łydkach było zajęte przez rozkładane noże, które sama kiedyś miałam pochowane w spodniach. Willow odgarnęła włosy z czoła i założyła je za ucho. 
     - Zdziwiona? - uniosła prowokacyjnie brwi. - Nie tylko ty.
     Splotłam ręce na piersi. Nie mogłam w to uwierzyć. Willow dostała się do wieży tylko po to, żeby mi uświadomić jak nisko upadłam?
     - Zawiodłaś mnie Meggy - Willow zaczęła chodzić po zniszczonym pomieszczeniu. Obróciła się w stronę szyby. Na jej plecach nadal był zawieszony pokrowiec z kataną. - Sądziłam że sama dasz radę się wydostać z tak prymitywnej pułapki. Eh. To już nie to co kiedyś.
     - Po co tutaj przyszłaś? Cienie ci kazały?
     - Sprytna z ciebie dziewczynka. Domyśliłaś się, że Cienie mnie zatrudniły. Ale nie, przyszłam tu z własnej woli - obróciła się i położyła rękę na biodrze.
     - Zdradziłaś mnie - spojrzałam na nią z wyrzutem.
     - Nie prawda. Nigdy nie stałam po twojej stronie. Od kiedy się poznałyśmy, wtedy na ulicy, byłam już agentką Cieni. Moją misją było nadzorowanie cię od wewnątrz - głos Willow stał się bardziej pewny. - Wiedzieli, że nie będą mogli liczyć na twoje posłuszeństwo wiecznie, więc chcieli ci zapewnić... no nie wiem? Przyjaciółkę?
     Ostatnie słowo wypowiedziała wręcz z pogardą. Wszystko zaplanowali. Od początku do końca. Ale dlaczego? Co tak na prawdę było ich celem? To wydawało się być zbyt duże przedsięwzięcie jak na zwykłą zemstę. Tutaj chodziło o coś więcej. Coś, czego mi nie powiedzieli.
     - Ale po co? Uważali, że nie wytrzymam tak długo w ich towarzystwie? Czy może że potrzebuję ciebie by mieć się komu wyżalić jak okropnie mnie traktowali? Choć to było nic w porównaniu z tym, co przechodziłam do dziewiątego roku życia - powiedziałam. Patrzyłam jej prosto w oczy, z nienawiścią. Jedyna osoba, którą uważałam za sprzymierzeńca mówi mi, że tak na prawdę zawsze byłam sama.
     - Nie wiem. Nie obchodziło mnie to - wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się bezczelnie. Jak śmiała, do cholery, jak śmiała?!
     Nerwy mi puściły i miałam gdzieś moją godność osobistą i to, co ta żmija sobie pomyśli. W sekundę podeszłam do niej i uderzyłam w twarz. Była równie zaskoczona co ja. 
     - I co? Teraz czujesz się lepiej? - syknęła. 
     Chciałam kopnąć ją w brzuch, ale w ostatniej chwili złapała moją łydkę i pociągnęła do siebie. Upadłam na ziemię, ale nie zamierzałam się poddać. 
     - Jesteś żałosna Meggy - Willow schyliła się do mojej twarzy. Była wściekła, tak jak ja. 
     - Nie mów tak do mnie - chwyciłam ją za ramiona i uderzyłam o ścianę. Osunęła się na ziemię. Wstałam i spoglądałam na nią z góry.
     - Nic nie wiesz - powiedziała cicho. Kosmyki włosów wypadły jej z kitki i zakryły twarz. Uśmiechała się sprytnie. - Wszystko jest zorganizowane tak, by twój ukochany braciszek cierpiał jak najdłużej. I żebyś ty cierpiała.
     Spojrzała na mnie jak na idiotkę. Miałam ochotę ją zatłuc, tak by odszczekała wszystkie te słowa. Ale nie zrobiłam tego. Chciałam wiedzieć, co planują. Muszę to wiedzieć, żeby ich powstrzymać.
     - Nie poszłam do Cieni z tymi informacjami. Nic im jeszcze nie powiedziałam. Najpierw chciałam przyjść tutaj do ciebie i się upewnić, że na prawdę nisko upadłaś. Poddałaś się przy pierwszej okazji. To, że znalazłaś go tutaj, jest twoją największą wadą - Willow podniosła się i stanęłyśmy naprzeciw siebie. Była ode mnie niższa, więc podniosła głowę.
     - Za to twoim jest to, że najpierw robisz, później myślisz - uśmiechnęłam się do niej. Zadowolenie znikło z twarzy Willow. Odwróciłam się i chciałam wyjść przez otwór w suficie, ale chwila nieuwagi wystarczyła, żeby Willow zareagowała. Kopnęła mnie w plecy. Poczułam okropny ból w dolnej części kręgosłupa.  Upadłam twarzą na ziemię.
     - Zmieniłam się Meggy - szepnęła mi do ucha. - Tym razem przemyślałam wszystko. 
     Kawałki farby przyległy mi do policzka. Próbowałam podnieść się, podpierając na dłoniach, ale Willow uderzyła mnie w głowę. Obraz zaczął mi się rozmazywać przed oczyma. 
     - Słodkich snów.    
     Zamknęłam oczy. Po kilku sekundach straciłam przytomność. 
   


    

2 komentarze:

  1. Matko, jakie to skomplikowane. Gdyby Megan ją zabiła, Willow nie doniosłaby Cieniom o tożsamości Dicka :D Hahaha sory, wciąż mam z tego polewkę. W którymś rozdziale było: "A więc Robin to Dick" czy coś w tym stylu XD piszesz po prostu świetnie uwielbiam czytać twoją opowieść. Czekam z niecierpliwością na kolejną część
    Pozdrowienia !

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny blog ^^ Bardzo zaciekawiła mnie fabuła i nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :) pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń