sobota, sierpnia 17, 2013

Rozdział 13: "Uśmiech"

"Uciekła tak szybko jak przybyła
Tylko jeden uśmiech po sobie pozostawiła
Jej oczy jak zagadka
Gdzieś głęboko w sobie tajemnicę kryją
Zapomniana, kurzem zakryta
Już od dawien dawna, przez nikogo nieodkryta
Tęsknię sięgam po to jedno zdjęcie
Które za sobą porzuciła
Mostu tego jednego nie spaliła,
Dziękuję jej za ten czyn dniami
I nocami, które nieprzespane dręczą mnie za każdym razem
Gdy przypomnę sobie, że nadal gdzieś tam jest
I może ciągle szuka mnie tak ja jej."

     Wpatrywałam się w drzwi. Gdybym mogła, pewnie wyrzuciłabym je na korytarz wzrokiem. Szkoda, że nie mogę. Siedziałam w bezruchu już trzecią godzinę i miałam dość. Byłam wściekła, że nikt nie przychodził. Nawet oni. Mimo, że miałam ochotę poderżnąć gardła każdemu z nich za to, że kazali mi tu siedzieć. Nadal wszystkie moje mięśnie były napięte, po pół godzinnym szarpaniu się z kajdankami. Nie przyniosło to efektów, więc przerzuciłam się na myślenie. Myślę i myślę. I nic nie wymyśliłam. Oprócz tego, jak znaleźć Willow, która z kolei doprowadzi mnie do Cieni.
     Willow miała jedną wadę- najpierw robiła, później myślała. Nie przykładała wagi do szczegółów. Ignorowała je, a to często one decydowały o powodzeniu planu. Będzie prosto ją wyśledzić. Wystarczy znaleźć wejście, którym dostała się do wieży. Wtedy być może znajdę jakąś wskazówkę, gdzie może teraz być. To było oczywiste. Wieża znajdowała się na wyspie i żeby się tu dostać, Raven przenosiła drużynę. Ale skoro Willow znalazła wejście przez wentylację, to gdzieś musiało istnieć podziemne przejście. Jestem genialna.
     Tak. Prawie. Dotarłam do punktu wyjścia. Jak mam się uwolnić od tych kajdanek? Nie mogłam niczego sięgnąć, wszystko odsunięte za daleko. Zostało mi mało czasu, tylko dwie godziny do przyjazdu samochodu z Belle Reve. A gorzej będzie się wydostać z zabezpieczonego więzienia, w dodatku z obrożą na szyi, która może w każdej chwili mnie sparaliżować. Niebyt komfortowa sytuacja.
     Spojrzałam na nadgarstek. Kajdanki nie były mocno zaciągnięte, może uda mi się prześlizgnąć rękę? Muszę spróbować. Nic innego mi nie pozostało. Chwyciłam obręcz zaciągniętą na prawej ręce. Pociągnęłam rękę z całej siły do siebie. Czułam, że pod rękawiczką zaczyna piec mnie skóra. Puściłam. Łatwiej będzie, gdy je zdejmę.
     Ściągnęłam rękawiczki i położyłam je na kolanach. Znów chwyciłam obręcz. Wzięłam głęboki wdech i pociągnęłam ręką. Starałam się jak najmniej uszkodzić skórę. Kajdanki powoli zsuwały się z ręki, zostawiając za sobą obdarte skórki i zaczerwienione miejsca. Cholernie mnie bolało, ale nie mogłam przestać.
     W końcu oswobodziłam jedną rękę. Odetchnęłam z ulgą. Teraz muszę znaleźć coś, czym otworzę drugie. Rzuciłam wzrokiem na szafkę. Byliby głupcami, gdyby zostawili tu kluczyk. Nie zaszkodzi sprawdzić. Podeszłam do szafki, na tyle, ile mogłam. Druga ręka nadal przykuta była do łóżka, które niestety nie było ruchome. Wyciągnęłam dłoń w stronę uchwytu i otworzyłam jedną z trzech szuflad. Strzykawki, bandaże. Brak kluczyka. Druga szuflada była pusta, a trzecią zajmowały jakieś leki. Nie mam dziś szczęścia.
      Spojrzałam na prawą dłoń, która krwawiła. Przydadzą mi się te bandaże. Wyjęłam je z górnej szuflady i owinęłam okaleczone miejsce. Moja druga ręką ma wyglądać tak samo? Nie, dziękuję.
      Rozejrzałam się po pokoju. Musi być tutaj coś, co otworzy kajdanki. Kawek druta, wsuwka, cokolwiek! Na szafkach nie było nic oprócz podstawowych przyrządów ratunkowych i sprzętu szpitalnego. Zeskoczyłam z łóżka i przeszłam na jego lewą stronę. Kucnęłam i przyjrzałam się zabiezpieczniu. Kajdanki przykute były dokładnie do poręczy, która niestety trwale przytwierdzona łączyła się z resztą łóżka. Myśl Megan, myśl! Na sto procent istnieje sposób, by się wydostać. Tylko gdzie?
     Nieświadomie powróciłam myślami do chwili, gdy uczyły mnie Cienie. Miałam wtedy jedenaście lat. Siedziałam w pozycji kwiatu lotosu naprzeciw mojej nauczycielki. Do dziś ją pamiętam. Jej bezwzględne, zielone oczy, w których nie było miejsca dla innych. Ona widziała tylko siebie.
     Powiedziała mi wtedy, że rozwiązań szuka się w najprostszych czynach. To co wydaje się nam trudne i ukryte, jest na prawdę łatwe i oczywiste. Pamiętałam te słowa, nawet jej głos. Mimo faktu, że nie chciałam go pamiętać. Za bardzo kojarzył mi się z przysięgą, którą wykrzyczała mi w twarz, gdy odchodziłam.
     Najprostsze czyny. Co było najprostszym czynem? Uniosłam nadgarstek. Obie obręcze łączył krótki łańcuch.
     Poderwałam się gwałtownie. Podeszłam do jednej z szafek i znalazłam nóż. Wyglądał na porządny, ale to się dopiero okaże. Znów kucnęłam przy lewej ręce i zaczęłam piłować w miejscu, gdzie łańcuch łączył się z obręczą. Metal był tam o wiele mniej wytrzymały. Nie chodziło mi o przecięcie, tylko uszkodzenie.
     Po piętnastu minutach piłowania, byłam zmęczona, bo musiałam wysilać skaleczoną rękę. Metal wyglądał na tylko lekko draśnięty. Musi wystarczyć. Zrzuciłam materac z łóżka. Spód był zabudowany, także metalowy. Położyłam na nim rękę i stanęłam naprzeciw.
     Moje buty miały metalowe podeszwy pod piętą. W końcu na coś się przydadzą.
     Uderzyłam nogą o łańcuch. Nic. Po kilku uderzeniach usłyszałam jak łańcuch pęka. Byłam wolna.
     - Nareszcie - odetchnęłam.
     Zeskoczyłam z łóżka. Otworzyłam cicho drzwi i wyszłam na korytarz. Był długi, ale prosty i kończył się drzwiami automatycznymi. Czas na wyprawę po moje zabawki.
     Ruszyłam ostrożnie w kierunku drzwi. Rozglądałam się uważnie, żeby nikt mnie nie przyłapał i żebym nie musiała walczyć. Chciałam tylko zwiać. Zero problemów, zero walk. Byłam dość zmęczona i do tego ranna.
     Podeszłam spokojnie do drzwi. Otworzyły się cicho. Za nimi był kolejny korytarz, z prawej strony całkowicie oszklony, z widokiem na wybrzeże miasta. Było ciemno, a morze delikatnie podmywało brzeg. Korytarz skręcał gwałtownie w prawo.
     Nagle usłyszałam ciche kroki. Ukryłam się za rogiem. Ktoś zmierzał w moją stronę. Znieruchomiałam i przyległam do ściany. Nie ma mowy. Nikt mi nie przeszkodzi w ucieczce.
     Kroki były zbyt lekkie na Cyborga i zbyt ciche dla Raven. To musiała być Gwiazdka. Intuicja rzadko mnie myliła. Nagle kroki ucichły. Zobaczyłam na podłodze długi, wąski cień. Uśmiechnęłam się do siebie.
     - Jest tam ktoś? - zapytała przestraszonym głosem.
     Zbliżyła się do mnie jeszcze bardziej. Chciałam, by wyjrzała zza rogu, wtedy będę miała dogodną pozycję do ataku.
     - Jeśli to ty, Bestio, to wiedz, że ten żart nie jest zabawny - powiedziała pewniej.
     Podeszła bliżej i spojrzała na mnie zielonymi oczyma. Ukryta w cieniu uśmiechnęłam się złowieszczo. Ona zdążyła tylko się obrócić, a ja podbiegłam do niej i unieruchomiłam ręce. Zamknęłam jej usta ręką, by nie mogła krzyczeć. Szarpała się, ale wygięłam jej dłoń pod niewygodnym kątem. Usłyszałam cichy jęk i poczułam łzy spływające mi na rękę.
     - Powiedz teraz grzecznie, gdzie schowaliście moją broń? - zbliżyłam swoją twarz do jej twarzy. Była przestraszona i nie wiedziała co robić. Nie potrafiła zachować zimnej krwi w takiej sytuacji. Odchyliłam delikatnie dłoń tak, by mogła coś powiedzieć.
     - Nic ze mnie nie wyciągniesz - powiedziała, głośno oddychając.
     - Zła odpowiedź - syknęłam jej do ucha.
     Chwyciłam ją za przedramiona i pchnęłam plecami na ścianę, tak, by nie odniosła większych obrażeń. Rude włosy zasłoniły jej twarz i straciła przytomność.
     Odwróciłam się na pięcie i pobiegłam dalej. Przede mną ukazał się długi korytarz z kilkoma drzwiami. Pierwsze były białe, takie jak te, które widziałam za szybą w białym więzieniu. Nacisnęłam klamkę.
     Mały pokoik ze stołem i z krzesłem. Pusto. Dobrze myślałam. Za szybą, która zajmowała prawie całą ścianę zobaczyłam zniszczony biały pokój. Otwór w suficie nadal tam był.
     Znalazłam wyjście, ale nie moją broń. Moje sai i pas muszą być gdzieś niedaleko. Może w którymś z pozostałych pokoi?
     Otworzyłam delikatnie drzwi i nie słysząc żadnego dźwięku wyszłam na zewnątrz. Naprzeciwko był jeszcze jeden biały pokój, ale postanowiłam odpuścić sobie przeszukiwanie go. Obróciłam się i poszłam dalej. 
     Na samym końcu korytarza znajdowało się pomieszczenie z tabliczką 'Pokój dowodów'. Bingo. Na pewno tutaj schowali moją broń. Pchnęłam drzwi i weszłam do ciemnego pomieszczenia z mnóstwem różnych rzeczy należących do przestępców. Niektóre kojarzyłam, a niektóre wydawały mi się obce.
     W rogu pokoju zauważyłam blask odbitego światła. Podeszłam bliżej i zauważyłam moje sai, pas i noże, które nosiłam w kieszeniach spodni. Z uśmiechem na ustach wzięłam je do rąk i włożyłam do pokrowców przy pasie. Noże schowałam do kieszeni. W końcu nie czuję się bezbronna.
     Obróciłam się i ruszyłam zadowolona do wyjścia. Już chciałam wejść na korytarz, ale moją uwagę przykuł jeszcze jeden przedmiot. Krótki nóż, z fioletową rękojeścią. Podeszłam bliżej i podniosłam go. Na dole ostrza, prawie niewidoczny, był narysowany ogień wydobywający się z paszczy smoka. Otworzyłam szerzej oczy ze zdziwienia i upuściłam nóż na podłogę. Nie widziałam tego symbolu od dwóch lat. Symbolu oznaczającego broń wojownika Cieni.
     Wybiegłam szybko z pokoju i rozglądając się na boki ruszyłam w stronę białych drzwi. Weszłam do środka. Dotknęłam szyby dzielącej pokoje. Wyglądała na mocną. Pewnie gdy ją rozbiję zadzwoni alarm. Trudno.
     Wyjęłam z pasa wybuchowy dysk i przyczepiłam go do szyby. Odsunęłam się na bezpieczną odległość. Dysk wybuchł po kilku sekundach, wybijając szybę. Alarm rozległ się natychmiast. W pośpiechu wzięłam krzesło, przeskoczyłam do białego pokoju i postawiłam je pod otworem. Stanęłam na nim i podciągnęłam się na rękach do otworu wentylacyjnego. Zaczęłam na kolanach przemieszczać się do przodu.
     Gdy byłam już daleko od miejsca, w którym weszłam, usiadłam, opierając się o ściankę kanału. Nie było tutaj zbyt dużo miejsca, ale nie narzekałam.
     W którą stronę iść teraz? Najrozsądniej będzie znaleźć miejsce, w którym kanał wentylacyjny spada w dół. Tylko że to może być problem. Wieża jest wysoka i ma wiele pokoi. Mogę szukać wyjścia w nieskończoność. Westchnęłam. Chyba nie mam innej możliwości.
   
     Przez pół godziny krążyłam w tunelach, skręcając raz w prawo, raz w lewo. Ciągle myślałam o nożu, który znalazłam w pokoju dowodów. Byłam całkowicie pewna, że należał do wojownika Cieni. Skoro Tytani mieli nóż, to musieli stoczyć z nimi walkę. To mogło być wtedy, gdy byłam nieprzytomna. Czy Willow zdołałaby zanieść im wszystkie wiadomości w tak krótkim czasie? Ona pewnie znała drogę, którą przyszła.
     W końcu znalazłam miejsce, gdzie kanał spada w dół. Odetchnęłam z ulgą. Wyjęłam harpun i zaczepiłam go o górną część tunelu. Zeskoczyłam w dół z linką w ręce.
     Wylądowałam w miejscu, które wyglądało jak kotłownia. Wypchnęłam kratkę na zewnątrz i wyszłam. Szary, nieoświetlony pokój. Pewnie byłam na najniższym pietrze wieży.
     Rozejrzałam się po pokoju, szukając jakiś drzwi, czy czegoś w tym rodzaju. Willow jakoś przedostała się na drugi brzeg, więc musiało tutaj być coś, co pozwoliło jej wyjść spod ziemi. Nie mogłam niczego dostrzec w takim świetle, więc wyjęłam z pasa malutką latarkę.
     Mnóstwo kurzu i pajęczyn, jakaś skrzynka z narzędziami. Może tam będzie coś, co uwolni mnie od obręczy nadal wiszącej na nadgarstku. Podeszłam bliżej i otworzyłam wieko. Ze środka wypełzł nieduży pajączek. Wzdrygnęłam się. Pewnie dawno tutaj nie sprzątali.
     Przetrząsnęłam całą skrzynkę i znalazłam nożyce do cięcia metalu. Postawiłam latarkę na podłodze i posługując się znalezionym narzędziem przecięłam bez problemu obręcz kajdanek. Odłożyłam nożyce do skrzynki i podniosłam się z ziemi. Teraz wyjście. I będę stuprocentowo wolna.
     Poświeciłam latarką po ziemi, szukając włazu w podłodze. Z kanału wentylacyjnego dobiegały do mnie ściszone głosy Dicka i Cyborga. Szli za mną. Mam ograniczony czas, a stąd może nie być drogi ucieczki. Gdzie to cholerne ukryte wyjście?!
     - Jesteś pewny, że poszła w tą stronę?
     - Mówię ci, że czujniki wskazały to piętro. O widzisz! Harpun - usłyszałam zdecydowany głos Cyborga.
     Czujniki ruchu. Ale byłam głupia. Zaczęłam w pośpiechu szukać w podłodze wyjścia. Dalej, dalej!
     Poczułam jak uderzam w coś nogą. Obróciłam się szybko i zauważyłam uchwyt wystający z podłogi. Wstałam i podniosłam ciężką pokrywę. W środku był tunel ze schodami, prowadzący do podziemnej kanalizacji. Wskoczyłam do środka, wpierw urywając zewnętrzny uchwyt. Zamknęłam pokrywę i już spokojna schodziłam po schodach.
     - Nie ma jej tutaj! - usłyszałam krzyk Dicka. Zatrzymałam się na chwilę. - Musisz sobie naprawić czujniki.
     - Bardzo śmieszne. To zostawiła w skrzydle szpitalnym? - spytał Cyborg.
     Co zostawiłam? Zaczęłam się głęboko zastanawiać. Rozmowa była cicha, ale nadal ją słyszałam.
     - Tak. Nie rozumiem po co jej było to zdjęcie - zdziwił się.
     O nie. Zdjęcie Dicka. Musiało mi wypaść, gdy próbowałam się uwolnić. Dotknęłam z przerażeniem kieszeni, w której je trzymałam. Była pusta. To tak jakbym pokazała mu tajną ścieżkę do mojej tożsamości. Będzie mógł łatwo się domyślić kim jestem, a później zacząć mnie szukać. Ale nie może za mną iść. Ja zmierzam prosto do kryjówki Cieni, a on musi zostać bezpieczny tutaj.
     Oparłam czoło o drabinę. Nadal stałam w połowie drogi na dół. Co teraz? Jak sprawić, żeby za mną nie szedł? Chyba po raz pierwszy szukałam odpowiedzi na pytanie jak się go pozbyć.  

7 komentarzy:

  1. Błyskotliwość Megan mnie przeraża ;D
    Po tym 'załamaniu' które przechodziła przez kilka ostatnich rozdziałów, ta sytuacja mnie zaskoczyła! Nie chcę wyjść na jakiegoś potwora bez uczuć, ale normalnie nie mogłam, gdy przeczytałam fragment o napadzie na Gwiazdkę ;)
    Jedyne co mnie denerwowało, to powtórzenia słowa 'drzwi'. Po części cię rozumiem, bo średnio da się to słowo zastąpić, ale niemiło się czytało ten fragment na początku. Liczę, że to poprawisz!

    OdpowiedzUsuń
  2. Kończenie w momentach domagających się natychmiastowego wyjaśnienia, to coś czego nie znoszę a jednocześnie sama czasami stosuję :) Nie mogę się doczekać następnego rozdziału ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. No, w końcu mam czas, żeby skomentować ^.^

    Powiem szczerze, że mi się bardzo podobało. Przez ostatnie kilka rozdziałów wydawało się, że ona przyzwyczaiła się już w miarę do TT, a tu proszę- ŁUP! i Gwiazduś leży. Zaskoczyłaś mnie. Pozytywnie ^.^

    OdpowiedzUsuń
  4. Zaciekawiłaś mnie tym rozdziałem i to tak bardzo, że nie mogę się doczekać następnego... To chyba dobrze, nie?
    Tylko trochę szkoda Gwiazdki. I mam pytanie. Jaki cudem Cyborg zmieścił się w tym szybie wentylacyjnym?! xD
    Hmm... Jak ja mam się podpisać, co? Widzę, że masz tu już jedną Will, więc może... hmm... Mów mi Sam :)
    Samantha

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oni mają bardzooo duży szyb wentylacyjny ;D Na początku sama się zastanawiałam, czy nie wkleić tam zamiast niego Bestii, albo Rav, ale stwierdziłam, ze tak będzie ciekawiej ;)
      I spoko, Gwiazdka przeżyje! (Musi przecież zrobić awanturę Dickowi za jego prawie-zdradę)

      Usuń
  5. Najpierw Robin próbuje ją pocałować. Teraz ona rozwala Gwizdkę. Nie... No nie... XD Na szczęście wyszła ze stanu miękkości kluseczka ^^ Trzymam cię za słowo i ma mi się tu ciągle poprawiać :P Musiałaś skończyć w takim momencie?! Kocham twoje opowiadania! U mnie też pojawiło się nowe
    Pozdrowionka :*
    P.S. NIE MOGĘ DOCZEKAĆ SIĘ NEXT'A

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No w końcu wstawiłaś kolejną część! Myślałam, że się nie doczekam. Wchodziłam kilka razy dziennie, żeby zobaczyć, czy już jest! Idę przeczytać ^^

      PS. W kolejnym jeszcze więcej się będzie działo!

      Usuń