środa, sierpnia 21, 2013

Rozdział 14: "Przeznaczenie"

Hej !
Pewnie przeczytaliście już tytuł i zastanawiacie się o co tu chodzi. Spokojnie, nic nie zdradzę, żeby nie zepsuć wam nastroju. Chcę tylko powiedzieć, że w tym rozdziale będzie sporo się działo, więc uszykujcie sobie jakiś popcorn, czy coś ;D
Życzę wam udanej lektury i oczywiście czekam na łaskawe opinie ( piszcie, bo chcę wiedzieć kto czyta te wypociny, żeby wstydu potem nie było jak was spotkam na ulicy ) !
 _______________________________


"[...] samotność nie jest naszym przeznaczeniem, a samych siebie poznajemy tylko wtedy, kiedy możemy się przejrzeć w oczach innych ludzi."

- Paulo Coelho


     Gwiazdy lśniły na granatowym niebie. Wśród nich znajdował się także księżyc, który przewyższał je swoim blaskiem. Niezwykły widok. Niezachmurzone niebo pod koniec listopada. Miałam skrytą nadzieję, że nie będzie padać śnieg. Liczyłam na ciepłą zimę, bo nie znosiłam roztopów. Ale pogoda nie była moim największym problemem. Największym było to, że Dick już wiedział. Teraz miałam pewność. Bo jaki przestępca trzyma w kieszeni spodni zdjęcie swojego wroga? To było jasne jak słońce, że byłam z nim związana w jakiś inny sposób. Znalezienie dowodów nie było trudne. Wystarczy że znajdzie jakieś dokumenty ze szpitala w Gotham i już. Tam akurat istniałam, w przeciwieństwie do reszty świata.
     Westchnęłam. Odwróciłam głowę od nieba i wróciłam do rozmyślań. Siedziałam w kącie jakiegoś budynku na kontenerze do śmieci. Opierałam się o ścianę i spoglądałam ukradkiem na kota, który układał się do snu, naprzeciw mnie. Chyba nie tylko ja mam zwyczaj późnego zasypiania.
     Ukryłam się w mroku budynku, ale widziałam jedną z ulic Jump City, daleko przede mną. Co jakiś czas przejeżdżały po niej samochody, mimo że dochodziła północ. Więc siedziałam na kontenerze, patrząc na ulicę w towarzystwie białego kota. Uroczo.
     Miałam szczęście, że udało mi się zwiać. Gdybym dłużej rozmyślała wtedy na drabince, Tytani ruszyli by za mną. Chyba przypomnieli sobie o wejściu do kanalizacji. Na szczęście ocknęłam się wystarczająco szybko by ukryć się za zakrętem i całkowicie ich zmylić. Nie biegli za mną dalej, głównie dlatego, że Dick ich od tego odwiódł. Nie bez powodu. Sam chciał przyjść, żeby ze mną pogadać. Dlatego nie ruszałam się z miejsca od wczoraj. Tylko w czasie dnia ukryłam się w starym budynku, o którego ścianę się właśnie opierałam. Szukałam wtedy informacji o ewentualnym miejscu pobytu Cieni. Włamałam się do komputerowych baz danych, ale zero śladu. Oprócz kilku wybryków Willow, nie było nic. O nożu, który znalazłam w wieży także. Najwyraźniej nie ujawnili tego faktu policji.
     Kot, który spał obok moich butów spojrzał na mnie pytająco. Uniosłam brwi. Podszedł do mnie, entuzjastycznie ruszając ogonem. Położył mi główkę na nodze.
     - Zmykaj - powiedziałam do kota. Ale on zamiast posłuchać, przykleił się do mnie jeszcze bardziej.
     - Serio? Tak chcesz poprawić mi humor?
     Zamruczał cicho i wskoczył mi  na kolana. O nie. Wzięłam go w ręce i odstawiłam z powrotem na kontener. Nie odpuścił i wskoczył jeszcze raz. Uparty zwierzak.
     - Chyba tylko koty cię lubią - odezwał się głos, który dobrze znałam. Stał oparty o ścianę, naprzeciw mnie. W ręce trzymał kask. Zwierzak przestraszył się i zeskoczył z kontenera.
     - Po co przyszedłeś? - spytałam bezsensownie. - I tak już wiesz wszystko.
     Spojrzał na mnie wręcz pogardliwie. Nie miał maski. Niebieskie oczy świeciły mu się w blasku księżyca. Włosy jak zwykle częściowo zakrywały czoło, twarz przekrzywił w grymasie. Miał na sobie czarne spodnie, błękitną koszulkę i wojskowe buty. Wyglądał inaczej. Jak nie on.
     - Wszystko - wycedził przez zęby. - Ciekawe stwierdzenie. Chyba jednak nie potwierdzę twoich słów, bo nie mam pojęcia co jeszcze, do cholery, przede mną ukryłaś! - krzyknął, unosząc ręce. Był zły. Nawet bardziej niż zły. Rozumiałam to.
     - Dlaczego tak bardzo ci to przeszkadza? Co twoim zdaniem miałam zrobić? - spojrzałam na niego ze skrzywdzoną miną. - Miałam podejść do ciebie i powiedzieć "Cześć, jestem Megan Grayson, jestem twoją starszą siostrą. Zabiłam wielu ludzi, ale to chyba nie powinien być problem". - powiedziałam piskliwym głosem, naśladując te wszystkie pogodne nastolatki pokroju Gwiazdki.
     Pokiwał tylko głową i ze wściekłością spojrzał mi w oczy. Ja nie byłam zła. Nie miałam na co, ani na kogo. Wiedziałam, że tak będzie. Wiedziałam, że będzie zły. Z resztą, ja też bym była. Źle zrobiłam, nie mówiąc mu tego wcześniej, ale jaki miałam wybór? Co innego mogłam zrobić, żeby ochronić go przed tym, co planowały Cienie? Nie mogłam go w to wtajemniczyć. Nie wiem nawet, czy potrafiłabym mu powiedzieć, o tym, że polują na niego najniebezpieczniejsi ludzie świata, którzy od kołyski uczyli się jak powolnie i boleśnie zabijać. To byłby dla niego szok i pewnie chciałby mi pomóc ich szukać. Tylko tego by mi brakowało. Wiedziałam, że walka która nadchodziła nie była prosta. Wiedziałam, że mogę nie poradzić sobie sama. Ale nie wolno mi było zaprowadzić Dicka w sam środek rzezi, której mógł nie przeżyć. Był wyszkolony, mądry i całkiem sprawny, ale ludzie, z którymi kiedyś współpracowałam nie znali granic. Byli bezlitośni w stosunku do każdego, a ich walka była bardziej agresywna, niż kogokolwiek. Dlatego zamierzałam ominąć ten fakt w rozmowie z nim.
     - No jasne. Przecież ty najlepiej wiesz, co dla mnie dobre - stwierdził, stojąc w tym samym miejscu. - Przecież lepiej nie wspomnieć komuś, że się jest z nim spokrewnionym, lepiej kłamać prosto w oczy żeby uniknąć zakłopotania.
     - Ja nie kłamałam - rzuciłam na swoją obronę. Czułam się jak w sądzie, tyle że bez adwokata. - Po prostu ominęłam jak się nazywam.
     - Ominięcie prawdy to też kłamstwo.
     - Jestem ciekawa, jak ty postąpiłbyś w tej sytuacji.
     - Na pewno nie zostałbym przestępcą.
     - Myślisz, ze miałam wybór? - wkurzyłam się. - Myślisz, że z własnej woli chciałam cierpieć?!
     Wstałam i zeskoczyłam z kontenera. Widziałam jego zaskoczoną minę. Podeszłam bliżej i stanęliśmy twarzą w twarz. Byliśmy równego wzrostu, oboje o czarnych włosach i niebieskich oczach. Oboje zbyt dumni, by przyznać się do błędów.
     - Nie rozumiesz. Nikt nie rozumiał - powiedziałam już ciszej. Zauważyłam w jego oczach coś na kształt współczucia. - Nie masz pojęcia jak to było wstawać rano i widzieć twarze równie zmęczonych rzeczywistością dzieci. Nic nie zrobiliśmy, a mimo to traktowali nas jak przedmioty. Rozstawiali po kątach, kazali kraść jedzenie, którego później nie dostawaliśmy. Mówili nam codziennie, że jesteśmy bezużyteczni, ale nikt się nie odzywał. Nie zaprzeczaliśmy. Milczeliśmy, bo baliśmy się mówić. Nie rozumiesz jak to jest mieszkać w jednym miejscu z osobami, które cię szczerze nienawidzą. Codziennie myśleć przed zaśnięciem, jak bardzo okropny jest świat. Jak bardzo okropni muszą być inni ludzie, którzy spoglądali na nas z ukosa na ulicy, którzy kazali nam tak cierpieć, bo nic nie robili. Milczeli. Tak jak my.
     Nadal patrzeliśmy sobie w oczy. Ale już nie było wściekłości. Teraz była cisza. Cisza, która napawała mnie strachem. Patrzył na mnie smutno, milcząc. Wiedział, że nie chcę nic słyszeć, nawet lepiej ode mnie.
     - Wiesz, widziałam ich wtedy. Gdy... umierali - odwróciłam się do niego bokiem, opierając się o ścianę. Wlepiłam wzrok w buty. - Ciebie też widziałam. Płakałeś. Było mi smutno i czułam, że muszę coś zrobić, ale nie mogłam. Nie wiedziałam jak. Nikt mnie nie nauczył, bo całe dzieciństwo otaczana byłam tylko bólem i strachem - powiedziałam cicho. Nie patrzyłam mu w oczy. Wiedziałam, że on patrzy na mnie i pewnie nie wie co powiedzieć.
     Po moich słowach znów zrobiło się cicho. Milczeliśmy wspólnie, nie niszcząc tego momentu słowami. Czasem lepiej jest nic nie mówić, niż wywołać kolejną sprzeczkę.
     Usłyszałam w oddali radiowóz jadący na sygnale. Nie ruszyłam się z miejsca, bo myślałam że jadą gdzieś indziej. Ale zbliżali się do nas. O nie.
     - Wezwałeś policję?! - krzyknęłam na Dicka.
     - Nie! Zgłupiałaś? - odegrał się.
     - To skąd niby... - zaczęłam, ale nie skończyłam. Zza budynku wyłonił się Cyborg, Gwiazdka i Bestia. Raven nigdzie nie było. Przybrałam pozycję obronną. Nie poddam się bez walki.
     - My wezwaliśmy policję - odezwał się robot.
     Dick był równie zdziwiony co ja. Szybko jednak otrząsnął się i stanął obok mnie. Spojrzałam na niego zdziwiona. Nie może zdradzić przyjaciół z mojego powodu!
     - Sorki, ale pracuję solo - uśmiechnęłam się do niego.
     Zrobiłam przerzut bokiem i wylądowałam przed twarzą Cyborga. Wyglądał na zaskoczonego. Chciał uderzyć mnie w twarz, ale uniknęłam ciosu i chwyciłam go za rękę, po czym uderzyłam o ścianę. Gwiazdka zdążyła wzbić się w powietrze i celowała we mnie promieniami, których ledwo unikałam. Najwyraźniej pragnęła odegrać się za tą akcję w wieży.
     Bestia zamienił się w tygrysa i zamachnął się na mnie łapą. Poczułam, że rozcina mi skórę na policzku. Dotknęłam go i zauważyłam krew.
     - Ałć - mruknęłam wściekła.
     Odbiłam się od ziemi i obróciłam się w powietrzu nad nim. Zdążył się zamienić znów w człowieka i spojrzeć za mną. Wylądowałam na ziemi. Szybkim ruchem wyjęłam sai i przybiłam go do ściany.
     - No nie! -krzyknął, próbując się uwolnić.- Znowu?!
     Uśmiechnęłam się. Kątem oka zauważyłam Gwiazdkę, która wycelowała we mnie zielony promień. Nie zdążyłabym się odsunąć, ale Dick odepchnął mnie na ścianę, a promień uderzył o ziemię.
     - Sorki, ale nie pozwolę, żeby cię aresztowali - powiedział z uśmiechem.
     Bestia wyrwał sai ze ściany i rzucił mi je pod nogi. Cyborg podniósł się, pocierając głowę, którą wcześniej uderzył o ziemię. Już chciałam przygotować się do kolejnego ataku, ale Dick wyjął z kieszeni dysk wybuchowy i rzucił go przed Tytanów. Dym rozprzestrzenił się szybko, ograniczając znacząco pole widzenia. Podniósł moje sai z ziemi i podał mi je.
     - Uciekaj.
     - A co z tobą? - spytałam, chowając sai do pokrowca.
     - Poradzę sobie - uśmiechnął się, popychając mnie lekko w stronę ulicy.
     - Dziękuję - powiedziałam. Rzuciłam się mu w ramiona i mocno przytuliłam. - Nie zasłużyłam.
     - Masz rację. Ale może będziesz miała jakąś szansę w przyszłości, żeby się zrewanżować - roześmiał się.
     - Do zobaczenia - pożegnałam się, wypuszczając go z objęć.
     - Do zobaczenia.
     Obróciłam się i pobiegłam wzdłuż budynku. Słyszałam za sobą odgłosy kłótni i sygnał radiowozu. Dojechali na miejsce. Jak Dick się z tego wyciągnie? Mogłam go tam nie zostawiać. Przez chwilę poczułam się winna. Zrobił to dla mnie. Czyli ja też coś dla niego znaczę. Uśmiechnęłam się do siebie i poczułam łzy szczęścia, które spływały powoli po policzkach. Na lewym poczułam pieczenie i przypomniałam sobie, że przecież krwawię. Najpierw ręka, teraz to. Najwyraźniej taka jest cena mojego szczęścia.
     Skręciłam w prawo i wspięłam się na dach jakiegoś budynku schodami ewakuacyjnymi. Gdy już tam dotarłam, odetchnęłam z ulgą i podeszłam do krawędzi. Spojrzałam na ulicę i głęboko wciągnęłam powietrze, które było niezbyt świeże. Nareszcie cisza. Ale było za wcześnie na chwilę spokoju. O wiele za wcześnie.
     - No phroszę - usłyszałam za sobą francuski akcent. Zamarłam w miejscu.
     - Nasza mhalutka Meghan. Ależ ty whyrosłaś.
     Obróciłam się na pięcie. Wysoka, ubrana w fioletową sukienkę a'la japońskie kimono, blondynka stała na drugim końcu dachu. W ręku trzymała długą katanę. Jej zielone oczy jak zwykle tryskały energią, a uśmiech na twarzy zwiastował poważne kłopoty.
     - Nic się nie zmieniłaś - westchnęłam.

___________

To znów ja ;D
Zagadkowe zakończenie z dedykacją dla Nancy! :)
Chciałam tylko dodać, że notkę pisałam przy piosence OneRepublic "If I Lose Myself". Polecam i życzę miłego dnia.

Komentarze!!


11 komentarzy:

  1. Nie no, to jest jakaś teoria spiskowa? Wszyscy kończą w takich momentach! Sprzysięgliście się przeciwko mnie!
    Dziękuję za dedykację, rozdział był bombowy :) Najbardziej podobał mi się... nie, wszystko mi się podobało! Czekam na następny rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Czy ja mam cię udusić gołymi rękoma?! Dowiem się gdzie mieszkasz i przyjdę po ciebie, gdy będziesz smacznie spać.
    Nie wolno kończyć w takich momentach... *udaje obrażoną*
    Ale tak na serio, to bardzo mi się podobało! Nareszcie wszystko wyszło na jaw. Czekałam na ten moment od początku. A właśnie, gdzie podziała się Raven? Była na zakupach w spożywczaku i się spóźniła...?
    Pisz szybko następną część!

    OdpowiedzUsuń
  3. Hm, postanowiłam się odezwać.
    Więc: podoba mi się Twój styl. Prosty, wszystko jest logiczne (jeżeli chodzi o opowiadania sensacyjne, to jest bardzo ważne! Brak logiki mąci czytelnikowi w głowie i odrywa go od tekstu). Nie masz problemów z opisami, zarówno miejsc, aury czy przeżyć. Może to brzmi książkowo, ale takie urozmaicone opowiadanie dobrze się czyta :) Zauważam to u Ciebie, bo sama mam z tym czasem problem. Interpunkcja (w większości, ale o tym potem) i ortografia w porządku. Jedyne, co możesz poprawić, to: środki stylistyczne i idiomy: "Gwiazdy iskrzyły się na granacie nieba. Księżyc górował nad nimi, pokazując swoją wyższość." Rozumiem, że chciałaś pokazać piękno nieba, ale mylnie zastosowałaś metafory w obu zdaniach. "Granat", tak, jak go użyłaś, jest zazwyczaj rozumiany jako kolor, używany wtedy jest do opisu rzeczownika (granatowe tło=tło w kolorze granatu). Tutaj nadałaś mu funkcję rzeczownika, a taką rolę spełnia granat-owoc lub granat-broń. A chyba nie o to chodziło :) Proponuję: "gwiazdy iskrzyły się na granatowym firmamencie nieba" (choć wyrażenie "iskrzyły się" wzbudza we mnie lekki estetyczny niepokój. Brzmi dla mnie lepiej "lśniły na", ale to już kwestia osobista). Zdanie drugie (poznęcam się nad Księżycem :) )... Hm. O ile później wszystko ma sens, to tutaj ten sens chyba się jeszcze nie obudził. Mi (potencjalnemu czytelnikowi) rzucił się w oczy błąd logiczny - Księżyc rzadko góruje nad gwiazdami, jeśli przyjmujemy, że dół to horyzont, a góra - niebo idealnie nad Tobą. Stary "Miesiąc" woli sobie iść po łuku, wzejść i zajść. Jeśli chodzi o wyższość Księżyca, to owszem lśni on jaśniej niż gwiazdy, i to można w tym zdaniu podkreślić, np. "Księżyc przewyższał je jasnością, pokazując, że te maleńkie punkciki nie mogą się z nim równać". Przepraszam, że zmieniłam je niemal całkiem,ale dla mnie ma już ono więcej sensu. A bohaterka, o ile jest nieco ironiczna, mogłaby później pomyśleć cynicznie: "Jakby nie miał pojęcia, że z jego perspektywy wielkość jest wartością względną i że te małe błyski w rzeczywistości są gorącymi olbrzymami".
    Jeszcze kilka poprawek: "Teraz mogłam mieć pewność" - brzmi to trochę jak "masło maślane". Po prostu "Teraz miałam pewność".
    "mimo, że dochodziła północ" - usuń przecinek.
    "rzucił go Tytanom przed nogi" - rzuca się komuś "pod nogi".
    To tyle, jeżeli chodzi o analizę. Próbujesz ubogacać język, i to świetnie. Niestety, w opowiadaniach nie można pozwalać sobie na taką "elastyczność stylistyczną" jak np. w wierszach. Zdania podobne do tych, które skonstruowałaś na początku rozdziału pojawiają się w wierszach lub książkach typu "Gra w klasy" Cortazara. Ale to literatura o zupełnie innym odcieniu niż twoje opowiadanie (niemniej zachęcam do przeczytania :) ).
    Mam nadzieję, że moje poprawki cię nie uraziły i że wybaczysz starej krowie blogowej czepialstwo :)
    Pozdrawiam,
    Moonlady
    (http://homo-veneficus.blogspot.com/)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze PS Uważaj na cytaty Paulo Coelho. Tego gościa wyjątkowo nie lubią w internetach.
      PPS Ja tak tylko zrzędzę, tak naprawdę mi się podobało XD

      Usuń
    2. Dzięki, ze się odezwałaś :)
      Też miałam wątpliwości, co do początku.
      "elastyczność stylistyczna" - :)) Takie rzeczy mogą się zdarzyć w moich tekstach, bo piszę także wiersze. Postaram się zwracać na takie rzeczy uwagę.
      Oczywiście poprawię błędy i wielkie dzięki za twoje "czepialstwo", bo właśnie takie osoby jak ty pomagają poprawiać mi moje opowiadanie. :)

      Usuń
    3. Piszesz wiersze? Hm, parę rzeczy mi to wyjaśniło :)
      I dziękuję za przyzwolenie na czepialstwo :D

      Usuń
  4. Ja się zgadzam z Vakme. Wybacz, że tylko tyle, ale dzisiaj jestem zbyt chora i obolała na to, by się więcej produkować. Ciekawie było :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie wiem, co napisać, no. Po prostu świetne. Uwielbiam tego bloga. ^.^''

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam ochotę tańczyć, normalnie xD
    To pojednanie rodzeństwa było takie kawaii (słodkie) ^^
    Ubóstwiam to opko, chociaż dopiero zaczęłam czytać. Co ja mam jeszcze dodać, hm? O już wiem! Chciałabym się zapytać czy wstawisz co się stało kiedy Tytani wrócą do Wieży z Robinem? Bo jestem szalenie ciekawa ich reakcji xD
    Czekam a następny rozdział i zapraszam do mnie ;)
    Will... jestem już przyzwyczajona do tego przezwiska, więc Sam chyba się nie przyjmie xP

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To już w następnym rozdziale, pt. "Jestem zdrajcą" już w niedzielę!

      Usuń
  7. Jejku :D straszni mi się podobało! Jak mogłaś doprowadzić do tego, żeby Dick odwrócił się od przyjaciół?! ;( Aaaaaale jest SUPER :*
    Pozdrowionka

    OdpowiedzUsuń