"Czy kiedykolwiek słyszałaś moje wołanie?
Ponieważ każdej nocy
Rozmawiam z Księżycem
Ciągle próbując się do ciebie dostać.
W nadziei, że ty,
Po drugiej stronie,
Też mówisz do mnie.
Albo jestem głupcem,
Który siedzi sam
Rozmawiając z Księżycem.
Wiem, że jesteś gdzieś tam
Gdzieś daleko
..."
- Bruno Mars- Talking To The Moon
Morze podmywało delikatnie brzeg. Siedziałam na mokrym piasku, podpierając się na dłoniach. Obserwowałam ciemne niebo, na którym kłębiły się chmury. Już od południa zbierało się na deszcz, a teraz nad horyzontem pojawiały się co jakiś czas przecinające niebo pioruny. Czekałam na tajemniczą osobę, którą miał wysłać Ruch Oporu. Po jakimś czasie rozszyfrowałam skrót zamieszczony pod wiadomością. Byłam ciekawa, kto się pojawi i co zaproponuje.
Rozejrzałam się po wąskiej plaży, szukając jakiejkolwiek osoby. Ale nadal było pusto. Robiło się coraz zimniej i było już kilka minut po północy. Nie będę czekać w nieskończoność. Miałam nadzieję, że ten 'ktoś' za chwilę się pojawi.
Odwróciłam wzrok w stronę wieży. Wszystkie światła już zgasły, Tytani spali. Nie chciałam by przedwcześnie zauważyli moje zniknięcie. Do rana powinno mnie nie być w mieście, jeśli dowiem się gdzie przebywa Ruch Oporu. Miałam nadzieję, że się tak stanie. Źle czułam się z tym, że mieszkam razem z Dickiem i jego przyjaciółmi.
Wiatr nasilił się, a ja naciągnęłam rękawy czarnej bluzki. Założyłam na siebie to, co zwykle; ulubione spodnie z kieszeniami, wygodne buty, czarne rękawiczki bez placów i obcisłą bluzkę. Było mi trochę zimno, w końcu mieliśmy już prawie zimę. Muszę skombinować sobie jakąś kurtkę, bo zamarznę gdy zacznie padać śnieg.
Przyciągnęłam kolana do siebie. Zaczęłam się zastanawiać, jak będzie wyglądać nasza walka z Cieniami. Jaki plan miał Ruch Oporu? Gdzie się ukrywali? Wiele pytań dręczyło mnie już od kilku dni. Wiele pytań- zero odpowiedzi. Ale najbardziej jednak martwiłam się o to, czy nam się uda. To może być podróż w jedną stronę. Ale miałam o co walczyć.
Właśnie. Czy on mi wybaczy ucieczkę bez pożegnania? Chociaż tak właściwie, to zostawiłam mu wiadomość, gdy spał. Pewnie znajdzie ją dopiero rano, zobaczy, że nie ma mnie w pokoju i znienawidzi mnie za odejście. Wystawiłam ich, to było oczywiste. Zdradziłam im parę informacji, ale bez ruchu oporu mogą nigdy nie znaleźć Cieni. Nawet jeśli będą próbowali przesłuchać jednego z wojowników, nic im nie powie. Są bardziej skłonni wbić sobie nóż w serce, niż zdradzić wrogowi miejsce pobytu organizacji.
Usłyszałam szelest liści i łamanie gałęzi, niedaleko mnie. Odwróciłam głowę w kierunku, z którego dochodził hałas. Jakaś niewyraźna postać wyszła zza krzewów. W głębi serca błagałam, by to nie byli Tytani, albo co gorsza Dick. Jednak ulżyło mi, gdy zobaczyłam długie włosy przeczesywane przez wiatr i szczupłą sylwetkę.
Na plaży pojawiła się dziewczyna i zaczęła się oglądać na wszystkie strony. Zastygłam w bezruchu, bo nie chciałam by mnie zauważyła. Liczyłam że noc, słabe światło i kilka wydm przede mną zrobi swoje. Jednak dziewczyna odwróciła się w moją stronę i od razu mnie zobaczyła. Zaczęła szybko iść w moim kierunku, a fale podmywające brzeg przemywały jej czarne buty. Nie było sensu uciekać. Zbliżyła się już do mnie na tyle, że dogoniłaby mnie bez większego trudu. Z drugiej strony, to mógł być ten 'wysłannik' z ruchu oporu. Westchnęłam i wstałam z piasku. Otrzepałam spodnie i przypatrzyłam się zbliżającej do mnie postaci.
Była szczupła i wysoka, a wyglądała na najwyżej piętnaście lat. Proste, brązowe włosy do połowy pleców rozwiewał delikatny wiatr, a piwne oczy błyszczały w świetle księżyca. Miała jasną cerę i długie rzęsy. Wyglądała na delikatną i bezbronną, ale pozory mogą mylić. Ciężko było mi uwierzyć, że może należeć do ruchu oporu. Miała na sobie beżową kurtkę, czarny podkoszulek i czarne, obcisłe jeansy. Szła szybko, co chwilę oglądając się za siebie, jakby bała się że ktoś ją śledzi. Swoimi glanami zostawiała głębokie ślady w mokrym piasku. Sprawiała wrażenie zwykłej nastolatki, pomijając długi nóż w pokrowcu, przypięty do pasa.
Stanęła przede mną beztrosko, uśmiechając się delikatnie. Niezbyt wiedziałam jak na to zareagować, więc nadal stałam w bezruchu. Rzuciłam okiem na nóż, który obijał się o jej udo. Fioletowa rękojeść.
- Cześć. Jestem Sea - przywitała się.
- Sea? - uniosłam brwi. - Nietypowe imię.
- Tak, ale o tym później - powiedziała niespokojnie. - Wysłał mnie ruch oporu, mam cię namówić do dołączenia do nas. Ale myślę, że nie będę musiała się zbytnio produkować, bo przecież ty nas chciałaś szukać. To znaczy, nikomu o tym nie mówiłaś, ale dowiedziałam się co nieco o tobie. Nie żebym cię śledziła, czy coś w tym stylu, tylko po prostu mam swoje sposoby.
- Czekaj, czekaj, czekaj - przerwałam jej machając rękoma przed oczyma. - Nie mów tyle. Jest po północy, a ja nie spałam od wczoraj. Męczysz mnie.
- Jasne - zgodziła się z szerokim uśmiechem.
Wzięłam z piasku małą, czarną torbę i przełożyłam sobie przez ramię. Wrzuciłam do niej w pośpiechu rzeczy, które były w szafie. Z tych, które dostałam od Tytanów zatrzymałam tylko bluzę Dicka. Chyba podświadomie się do niej przywiązałam. A może chciałam mieć coś, co będzie mi o nim przypominać?
Zaczęłyśmy iść wzdłuż plaży w stronę miasta. Przyglądałam się Sei, która włożyła ręce do kieszeni i z uśmiechem dotrzymywała mi kroku. Uważnie oglądała każdy skrawek morza i wybrzeża.
- Więc, gdzie idziemy? - spytałam ją.
- Na przedmieściach czeka na nas transport, musimy tam dotrzeć przed wschodem słońca - wyjaśniła.
- Musimy dotrzeć gdzie?
- Dowiesz się na miejscu - powiedziała tajemniczo, uśmiechając się.
Przewróciłam oczyma i poprawiłam torbę na ramieniu. Nie chciałam by męcząca cisza znów wróciła, a jednak nie znalazłam tematu, który mogłabym rozpocząć. Bezskuteczne było czekanie aż ona coś powie, przecież chwilę temu poprosiłam ją by tyle nie mówiła. Zaczęłam żałować tej impulsywnej odpowiedzi.
Skręciłyśmy w prawo i przedarłyśmy się przez gęste krzaki. W ciszy zaczęłyśmy wędrować przez kręte uliczki przedmieścia Jump City. Z czasem budynki zmieniały się z bloków w domy jednorodzinne. A później były już tylko stare magazyny, fabryki i tym podobne. Im dalej szłyśmy, ty miałam większe wrażenie, ze za zakrętem ktoś na nas czeka.
Weszłyśmy w kolejną uliczkę, teraz na szczęście było więcej widać, bo domy były niższe. O wiele niższe. Stare, zapuszczone i zaniedbane. Sześć małych domków, które wyglądały jak przybite do siebie prace małego dziecka, uczącego się używać nożyczek i taśmy klejącej. Krótka uliczka, zakończona zakrętem w prawo, sprawiała, że poczułam narastający we mnie niepokój. Coś nie dawało mi spokoju wśród tych prymitywnych mieszkań.
Wpatrzyłam się w jasny księżyc. Dziś była pełnia. Miałam wrażenie, że księżyc świeci dziś intensywniej niż zwykle. Z niezrozumiałej przyczyny przypomniałam sobie o Dicku, który gdzieś daleko, w wieży, pewnie śpi. Sama przez moment chciałam wrócić, zasnąć na puszystej poduszce i zapomnieć o tym wszystkim. Ale nie mogłam. Zrobiłam wiele złego, muszę teraz spróbować to odpłacić. A później... Zapomnieć.
Usłyszałam niezbyt głośny łomot dachówek. Jakby ktoś przed chwilą przebiegł po dachu. Przeszedł mnie dreszcz, w takiej okolicy nawet trzaśnięcie drzwiami zwiastowało kłopoty.
- Kto to był? - spytała niespokojnie Sea.
Rozejrzałam się wokół, zaciskając pięści. Ktoś nas śledził. Miałam przeczucie, że Cienie nas znalazły. To było bardzo złe przeczucie, ale jednocześnie najbardziej oczywiste. Willow śledząca nas, by dowiedzieć się czegoś o Ruchu Oporu - to była bardzo rzeczywista hipoteza.
Kilka szarych budynków, ze zniszczoną dachówką i zasłoniętymi oknami wyglądało całkiem normalnie. Zniszczony kontener na śmieci stojący obok jednego z domów, połamany płot obok nas. Do jednego z domów prowadziły dwustopniowe schody, z czarną wycieraczką naprzeciw drzwi. Ciekawe, nikt jej jeszcze nie ukradł. To była biedniejsza część miasta, tutaj takie rzeczy należały do codzienności.
- Chyba nikogo tu nie ma - powiedziałam, jeszcze raz przeszukując dachy wzrokiem. - Lepiej się zmywajmy, zanim ktoś nas zobaczy.
Sea kiwnęła głową na zgodę i ruszyłyśmy szybkim krokiem w stronę ulicy. Słyszałam za nami kilka kruków, które usiadły na schodach do domu. Wydawały z siebie niespokojne dźwięki, jakby chciały nas ostrzec przed zbliżającym się niebezpieczeństwem.
*Dick*
Obudziłem się kilka godzin po tym, jak zasnąłem. Nie mogłem od tego czasu znów zamknąć oczu, ciągle denerwował mnie najmniejszy szelest za oknem, albo mój własny oddech. Coś nie dawało mi spokoju, miałem wrażenie jakby nie pozwalało mi zasnąć. Kręciłem się niespokojnie w łóżku, zastanawiając się co mnie obudziło. Po piętnastu minutach nie wytrzymałem i wstałem.
Słyszałem szum wiatru na zewnątrz, przez wpółotwarte okno. Przeczesałem palcami włosy i próbowałem przyzwyczaić oczy do ciemności.
Rozejrzałem się po pokoju. Nie zauważyłem nic podejrzanego. Wszystko stało na swoim miejscu i było takie, jak powinno. Chyba miałem jakieś omamy po kolacji, którą przygotował Bestia.
Już chciałem znów się położyć, gdy w rogu pokoju, na krześle zauważyłem białą kartkę. Poczułem, jak moje serce zaczyna głośniej bić, jakby wyczuło że to coś ważnego. Przeszedłem na drugi koniec pomieszczenia i stanąłem obok krzesła, przyglądając się uważnie kartce. Kto zostawił w moim pokoju list? To musiał być ktoś z wieży, przecież alarm i czujniki bezpieczeństwa są już dawno włączone. Zacząłem niespokojnie oddychać. To musiało być coś ważnego.
Wziąłem białą kartkę w dłonie. Była zgięta wpół, a w środku ktoś napisał wiadomość. Otworzyłem ją i od razu zauważyłem na dole podpis. Megan.
Nie czytając wiadomości wybiegłem z pokoju i ruszyłem przed siebie. Otworzyłem ostatnie drzwi po prawej i wszedłem do ciemnego pomieszczenia. Spojrzałem w prawo. Łóżko było puste. Pokój wyglądał tak, jakby jej tu nigdy nie było. Odeszła.
Nie mogłem w to uwierzyć. Westchnąłem i usiadłem na łóżku. Znów uciekła, bez pożegnania, bez wyjaśnień. Zostawiła mnie i moich przyjaciół zaraz po tym, gdy zauważyliśmy szansę na zaufanie jej. Może to był nasz błąd. Była inna, szła własną ścieżką i nasz pogląd na świat diametralnie się różnił. Nadal jej nie rozumiałem.
A najgorsze było to, że próbowałem odepchnąć od siebie ciemną rzeczywistość. Zapomniałem o tym co stanowiło pożywkę dla świata, który ją wychował- cierpienie, śmierć i ból innych. Nie widziałem jej jako przestępcy, który bezlitośnie wbija nóż w serce, tylko jako siostrę, która walczyła w mojej obronie. To był mój błąd. Świadomość, że nie zostałem sam przysłoniła mi realia teraźniejszości.
Westchnąłem ciężko, próbując się uspokoić. Przypomniałem sobie o liście, który napisała Megan. Nadal trzymałem go w dłoni. Przez nagły napływ emocji zapomniałem o jego istnieniu. Byłam ciekaw, co było powodem jej odejścia. Skupiłem się na niewyraźnych słowach zapisanych czarnym długopisem na kartce. Litery były krzywe, a wiadomość pisana w pośpiechu.
Dick,
za kilka chwil pewnie wejdziesz do pokoju i zobaczysz, że mnie nie ma. Chyba, że już tam jesteś. W takim razie wiedz, że nie wzięłam niczego co należałoby do twoich przyjaciół. Zatrzymałam tylko twoją bluzę ( nie obraź się ). Chcę wam podziękować za gościnność, ale nie mogę dłużej zostać. Nie mogę pozwolić Ci walczyć przeciw Cieniom razem ze mną. Zostań tam, gdzie jesteś. Wtedy ty i twoi przyjaciele będziecie bezpieczni. Nie powiem ci czemu odeszłam, ani gdzie idę. Poszedłbyś za mną, a to skomplikowałoby sprawę. Po prostu... zapomnij o mnie. Zapomnij, że w ogóle istniałam, że się urodziłam. Mogę już nie wrócić. Tak będzie prościej i lepiej.
Megan
Wow... to było głębokie. Najbardziej spodobał mi się list. Jestem bardzo ciekawa co się wydarzy dalej :)
OdpowiedzUsuń"W takim razie wiec, że nie" <- wiedz
OdpowiedzUsuń"Ale ni mogłam." <- literówka.
A teraz bardzo cię przepraszam, że dawno tu nie zaglądałam. Wybaczysz :3? Rozdział fajny, ale mało w nim akcji jak dla mnie.