czwartek, października 24, 2013

Rozdział 25: " Komplikacje"


" Cier­pienie jest na pew­no rodza­jem sen­su. Bez­sens prze­cież nie bo­li. Bez­sens jest obojętnością. "

- Anna Kamieńska


    Sea i Ian szli obok mnie. Przed kilkoma minutami rozmawialiśmy z Terrą. Wszystko sprawdziła. Nasz plan posuwa się coraz dalej, a Cienie nie mają o niczym pojęcia. Jesteśmy blisko zwycięstwa.
     Szliśmy na zbiórkę. Założyliśmy maski i bez słowa zmierzaliśmy przed siebie. Mijali nas inni wojownicy. Zdołaliśmy się przyzwyczaić, że mieszkamy teraz tutaj i że musimy znosić na co dzień okrutne metody Cieni. Przez ten czas uświadomiłam sobie, że wojownicy byli o wiele gorzej traktowani niż agenci. Tutaj do nikogo nie odnoszono się z szacunkiem.

     Weszliśmy do dużego pomieszczenia. Ustawiliśmy się obok innych w rzędzie. Sea spojrzała na mnie znacząco, dając do zrozumienia, by się nie wychylać. Musieliśmy uważać, żeby nie zagrozić innym członkom Ruchu Oporu, a przede wszystkim całemu planowi. Po upływie minuty na sali zapanowała zupełna cisza i nikt nie odważył się nawet poruszyć. Staliśmy w równym rzędzie, na baczność. Przez główne drzwi weszła wyższa agentka z mężczyzną, który wydawał nam rozkazy już wcześniej. Kobiety nie rozpoznałam. Miała spięte wysoko czarne włosy i brązowe oczy. Przyglądała nam się z pogardą, marszcząc przy tym czoło. Czarna, obcisła tunika sięgała aż do ziemi, a do cienkiego paska na biodrach miała przypięty długi miecz. Nie była zbyt wysoka, ale swoim wyrazem twarzy przypominała mi Willow. Obie uśmiechały się w ten sam, bezwzględny sposób. Zauważyłam kątem oka, że Ian spiął się i wyglądał na zestresowanego. 
    Kobieta stanęła naprzeciw całego rzędu, z założonymi rękoma na biodrach. Wszyscy stali w bezruchu i patrzyli przed siebie. Mężczyzna zatrzymał się za agentką, nie podchodząc do niej. Nie rozumiałam tej sytuacji. Po co tutaj przyszła? To miało być zwykłe rozdzielenie obowiązków. Tak jak wcześniej. Co tu się działo?
     - Nazywam się Jade. Od dzisiaj to ja przejmuję obowiązki waszej przełożonej. Mam nadzieję, że będziecie się godnie zachowywać - powiedziała, po czym zaczęła chodzić wzdłuż szeregu, obserwując nasze twarze. Stanęła przed Ianem.
     Wstrzymałam oddech. Modliłam się w duchu, by nie kazała mu zdjąć maski. Jeśli ktoś go rozpozna, może być po nas. Zamkną nas tutaj, albo nawet zabiją. Narazimy cały Ruch Oporu, zepsuje się wszystko co zdołaliśmy osiągnąć.
     - Zdejmij maskę - wydała mu rozkaz Jade. 
     Ian nie zareagował. To koniec. Rozpoznała go. Zaczęłam szybciej oddychać ze zdenerwowania. Ona na szczęście tego nie zauważyła. Ian nadal nie zdjął maski. Stał w bezruchu, co doprowadzało agentkę do szału. Zmarszczyła czoło i wściekła powtórzyła polecenie.
     - Nie udawaj głuchego! Zdejmij maskę! - krzyknęła Ianowi prosto w twarz.
     Zacisnęłam zęby. Oczekiwałam najgorszego, wiedziałam, że to nasz koniec. Ian zdjął powoli maskę z twarzy, odsłaniając swoje jasnobrązowe włosy i zaciśnięte w linijkę usta. Czułam jak napina mięśnie, by ewentualnie bronić się przed atakiem. Stałam obok niego, starając się nie wyglądać na wzruszoną. Chciałam podejść do kobiety i bronić Iana, ale nie mogłam. Nie mogłam narażać siebie i reszty Ruchu Oporu.
     - Wiedziałam. To ty. Wszędzie rozpoznałabym twoje oczy - prychnęła ze wzgardą Jade. - Nie mogę uwierzyć, że wróciłeś.
     Ian stał nieruchomy i patrzył jej prosto w oczy. Zauważyłam, że zacisnął pięści. Jade uśmiechnęła się tryumfująco i kiwnęła dłonią na mężczyznę. On podszedł do niej.
     - Zabierz go. Nie jest wojownikiem, tylko szpiegiem - widząc jego wahanie dodała - To rozkaz.
     Mężczyzna chwycił Iana, który nie chciał się poddać bez walki. Próbował uderzyć go łokciem w brzuch, ale kobieta odwróciła się i uderzyła go w głowę. Ian upadł na ziemię, a mężczyzna z całej siły kopnął go w plecy. Chciałam podbiec do niego, ale Sea mnie zatrzymała. Chwyciła moją rękę tak mocno, że nie odważyłam się ruszyć. Spojrzała na mnie ostrzegawczo i szepnęła:
     - Nie waż się do nich podejść.
     Miałam ochotę zaprotestować, ale powstrzymałam się. Spojrzałam na Iana, który zwijał się z bólu na podłodze. Jade spoglądała na niego z uśmiechem. Skinęła na mężczyznę, a on podniósł Iana. Miał zaciśnięte powieki z bólu, a z warg płynęła mu krew. Jęczał cicho i głęboko oddychał, bo mężczyzna ściskał jego ręce za plecami. Nie mógł utrzymać się na nogach.
     - Niech to będzie dla was nauczka, by się nie przeciwstawiać rozkazom. Rozejść się - powiedziała do nas Jade.
     Wszyscy zaczęli iść w kierunku drugiego wyjścia. Mężczyzna wyprowadził Iana przez główne drzwi, a ona poszła za nimi. Sea stanęła przede mną, odcinając mi pole widzenia.
     - Nie możemy mu pomóc Megan. Mamy szczęście, że nie zaczęła czegoś podejrzewać. Ian jest teraz zdany na siebie - wytłumaczyła mi Sea. Widziałam w jej oczach ból. Nie tylko ona cierpiała.
     Przytaknęłam i obie ruszyłyśmy do pokoju. W środku czułam się okropnie, że nie pomogłyśmy Ianowi. On by się za nami wstawił. Nie zostawił by nas. To było okropne uczucie.

     Po długiej godzinie wymknęłam się z pokoju. Musiałam kogoś znaleźć. Myślałam o niej każdej nocy, gdy zasypiałam. Może to poczucie winy się we mnie obudziło, a może po prostu chciałam pomóc się jej wydostać. Nie mogę ciągle uciekać przed spojrzeniem jej w oczy.
     Przy okazji wykradania plików dla Ruchu Oporu, co robiłam prawie codziennie, znalazłam spis agentów i pokoje, które zajmują. Wśród nich była Aisling. Pokój na piętrze, drugi korytarz.
     Po wjechaniu windą na wyższy poziom przemknęłam się niezauważalnie obok kilku agentów. Nie zwrócili  na mnie uwagi. Skręciłam w drugi korytarz i zaczęłam szybko iść przed siebie. Na szczęście nikogo nie spotkałam, co równało się z brakiem kłopotów. Stanęłam przed drzwiami oznaczonymi numerkiem 205. Nacisnęłam klamkę, jednocześnie biorąc głęboki wdech. Weszłam do środka i ledwo zdążyłam zamknąć pokój, ktoś rzucił we mnie oskarżenie.
     - Nic nie zrobiłam! - krzyknęła nadal tym samym, dziecięcym głosem. - Powiedz swojemu przełożonemu, że ma się odczepić!
     Zdjęłam maskę z głowy, a jej delikatna twarz przybrała inny wyraz. Wstała z dokładnie zasłanego łóżka i podbiegła do mnie. Otworzyła szerzej zielone oczy ze zdziwienia, po czym zrobiła coś, czego zupełnie się nie spodziewałam. Przytuliła mnie z całej siły. Po chwili odwzajemniłam jej uścisk.
     - Co tu robisz ? - powiedziała cicho. Puściłyśmy się. Odgarnęłam za ucho pojedynczy kosmyk włosów i spojrzałam na nią smutno.
     - Długa historia - stwierdziłam krótko. Przed nią wstyd było mi mówić, że dopiero teraz zaczęłam działać przeciw Cieniom. Ona już gdy miała dwanaście lat chciała uciec. Ja po tylu latach wpadłam na pomysł, żeby się temu przeciwstawić.
     - Nie mogę w to uwierzyć - zachwyciła się. Usiadła beztrosko na łóżku, krzyżując nogi. Znów miała swój uśmiech na twarzy. Odgarnęła białe włosy za plecy. Podeszłam bliżej, ciągle ją obserwując. - Myślałam, że już nigdy cię nie zobaczę.
     Któregoś dnia podszedł do nas złowrogo wyglądający mężczyzna. Powiedział, że przenoszą Aisling z Gotham do innego miejsca. Potem już jej nie widziałam.
     - Pamiętasz co mi powiedziałaś? - przypomniałam sobie nagle.
     - Musisz iść tam, gdzie ja nie mogę - powiedziałyśmy jednocześnie. Spojrzała na mnie tak, jak wtedy na dachu. Radośnie i z nadzieją w oczach. Wciąż tkwiło w niej szczęście.
     - Nie udało ci się uciec - poruszyłam tkliwy temat. Aisling uśmiechnęła się słabo i spuściła wzrok.
     Wygładziła sukienkę w kolorze kawy i pozwoliła włosom zasłonić jej twarz. Mogłam siedzieć cicho.
     - Nie wiń się. To mnie zabrakło odwagi - szepnęła. Zauważyłam, że spod jej zamkniętych powiek wydostała się pojedyncza łza, ale otarła ją szybko wierzchem dłoni. Zrobiło mi się jej żal. Była tutaj zamknięta na siłę. Jak księżniczka w wieży. Chwyciłam ją za dłoń.
     - Pomogę ci się wydostać - obiecałam. Podniosła wzrok. Trwałyśmy przez chwilę w ciszy. Zacisnęła palce na dłoni i skierowała w moją stronę nieme 'dziękuję'. Poczułam, jakby coś w moim sercu drgnęło na jej widok. Tylko jej smutna twarz wywoływała we mnie takie uczucie. Nie mogłam znieść tego, że ona cierpi. Nie zasługiwała na to. Nic złego nigdy nie zrobiła.
     Po chwili wyszłam z pokoju i z opuszczonym wzrokiem przemierzyłam korytarz. Gdy miałam skręcić do windy, zauważyłam spore zbiorowisko agentów i wojowników przed jakąś szybą w ścianie. Zmarszczyłam brwi pod maską i ruszyłam w ich stronę. Intuicja podpowiadała mi, że to coś ważnego.
     Przedarłam się przez tłum i stanęłam przed wszystkimi. To co zobaczyłam, na chwilę odebrało mi oddech. Cofnęłam się o parę kroków.
     Ian klęczał na białej podłodze. Miał na sobie tylko spodnie i buty. Nad nim stał jakiś mężczyzna, ubrany cały na czarno. W ręce trzymał brązowy bat z długą, skórzaną linką. Przyglądałam się mu z przerażeniem, czując się jak wrośnięta w ziemię. Ian był przykuty do podłogi łańcuchami tak, że nie mógł się ruszyć. Wyglądał na spokojnego, bo nie widział kto stoi za nim. Oddychał głęboko, ze spuszczoną głową.
     Wtedy spełniły się moje najgorsze oczekiwania. Mężczyzna uniósł rękę i zamachnął się. Uderzył Iana w plecy, rozcinając skórę. Widziałam jak chłopak unosi głowę i krzyczy z bólu. Ale nic nie słyszałam. Dźwięk zatrzymał się w pokoju.
     Krew ciekła po jego plecach, a następnie tworzyła kałużę na białej podłodze. Mężczyzna uderzył go jeszcze trzy razy. Miałam wielką ochotę temu przeszkodzić, ale nie mogłam nic zrobić. Pokój był zamknięty.
     Spojrzałam na krzyczącego z bólu chłopaka. Widziałam jak spod zamkniętych powiek wypływają mu łzy. Zacisnął dłonie w pięści. Jego plecy wyglądały jak podarty materiał. Na ścianach i podłodze było mnóstwo jego krwi, która strumieniami spływała ze świeżych jeszcze ran. Spod pociętej jak nożyczkami skóry wystawały czerwone mięśnie i rozcięte żyły. Na mężczyźnie w pokoju nie robiło to wrażenia. Ominął go bez słowa i wyszedł z pokoju, zostawiając krzyczącego Iana w środku.
     Przygryzłam dolną wargę i starałam się nie rozpłakać. Nie mogłam uwierzyć w to, co teraz widziałam. Czułam się jak w horrorze, tylko że to była rzeczywistość. Nigdy nie byłam świadoma w pełni tego, co dzieje się w takich ośrodkach szkoleniowych.
     Mimo faktu, że tak bardzo mnie to przerażało, stałam w miejscu, jak inni wojownicy. Nie odważyłam się ruszyć. W środku mnie wszystko się trzęsło z przerażenia. Nadal byłam w wielkim szoku. Patrzyłam dalej na Iana, który opierał się na rękach. Spojrzał w naszą stronę, szukając czegoś wzrokiem.
     Zatrzymał swoje zielone oczy na mnie. Widziałam jak bardzo cierpi, nie próbuje nawet ukrywać bólu. Położyłam sobie dłoń na ustach, maskując rodzący się we mnie krzyk sprzeciwu. On tylko uśmiechnął się do mnie słabo i upadł bezwładnie na podłogę.

     Wracałam do pokoju, ciągle czując się jak we śnie. To nie mogła być rzeczywistość. Tłumaczyłam sobie, że za chwilę obudzę się w łóżku i będzie po wszystkim. Ale za każdym razem gdy w myślach wracałam do  tej chwili, coraz bardziej byłam świadoma że to się działo na prawdę.
     Oparłam się o ścianę, próbując się uspokoić. Wszystko jakoś się ułoży, powtarzałam sobie bez większego sensu. Jestem idiotką. Cienie nie odpuszczą, nic się nie ułoży! Będzie tylko gorzej...
     Usłyszałam głosy rozmowy zza zakrętu korytarza. Przyległam całym ciałem do ściany i wsłuchałam się.
     - Są zbyt czujni. Próbowałam się tam dostać, ale napotkałam opór z ich strony - tłumaczyła jakaś dziewczyna. Odniosłam wrażenie, że znam ten głos. Przysunęłam się bliżej zakrętu. Moje serce przyspieszyło, czując zastrzyk adrenaliny. Wychyliłam głowę.
     Wysoki mężczyzna w czarnym stroju, z kołczanem na plecach i składanym łukiem przyczepionym do pasa, stał naprzeciw znajomej dziewczyny. Oboje mnie na szczęście nie zauważyli. Nadal rozmawiali, tylko że ja już ich nie słyszałam. Widziałam tylko bladą, drobną dziewczynę w świetle pojedynczej żarówki na suficie. Widziałam tylko jej czarną, skórzaną kurtkę, katanę w pokrowcu zawieszoną na plecach i różowe włosy związane wysoko na głowie.
     Przerażona i pełna niedowierzania odbiegłam od miejsca zdarzenia najciszej jak umiałam. Nie odwracałam się. Myślałam tylko o tym, by uciec jak najdalej. To niemożliwe. Gdziekolwiek się udam, gdziekolwiek wyjadę, ona tam jest. Śledzi mnie, podąża moim śladem. Jakby była moim cieniem...

5 komentarzy:

  1. Powinnaś dodać w reakcjach 'wstrząsające' ...
    Akurat włączyłam sobie na YT taką spokojną piosenkę i wchodzę sobie na twojego bloga, patrzę; nowy post. No to czytam. Czytam, czytam, piosenka gra, ja czuję dreszcze na plecach. A co tam! Spraw, że po nocach będą mi się śniły krwawiące plecy Iana! ;)

    Oprócz tego strasznego kawałka z Ianem, to miło mi się czytało :3 A ta końcówka - Ahh! Willow uwielbia deptać Megan po piętach.Teraz tylko czekam na wyjaśnienie skąd ta cała Jade zna Iana? Szkoliła go kiedyś? Pisz szybko kolejną część ! Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Następna część napisana do połowy ;)
      Ty też lepiej pisz drugi rozdział, bo czekam już bardzo długo!

      Usuń
  2. Meggy!!! Normalnie Cie kocham!!! Kocham Cie za tą scenke z Ian'em!!!
    Kurczak, jak ja kocham takie mroczne klimaty!!! Pewnie dlatego, że sama umiem pisać tylko z formie komedii, ale co tam ^^. Kurczak, no nie wiem co sie ze mną dzieje, ale ostatnio mam takiego kaprysa, że im więcej krwi i jęków tym lepiej ^^`.
    Czeka na nn!
    Ps. Tak wiem, że powinnam się udać do jakiegoś psychologa -,-0

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak ja uwielbiam kiedy męczysz postaci w opowiadaniu *-* Mi to już nawet psychiatra nie pomoże, po prostu lubię jak się katują. I jeszcze sprawa Willow - to jej ciągłe pojawianie się z nikąd. Czekam na wyjaśnienia ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. ze mną też chyba jest coś nie tak. lubię gdy bohaterowie cierpią. nie mają takiej bariery ochronnej jak w niektórych bajkach. super, super, super! naprawdę, jest pod wrażeniem. :-)
    pozdro,
    Alfik

    OdpowiedzUsuń