"Ale są rzeczy, które wiem.
Chodź tu, a pokażę Ci.
W twoich oczach mogę zobaczyć
Co możemy osiągnąć
Spróbuj sobie to wyobrazić.
Możemy malować, kolorami duszy
Możemy krzyczeć, ieee
Możemy latać, nie mając skrzydeł
Bądź słowami mojej piosenki
I rzeźbij mnie w swoim głosie
To nie przeznaczenie
Ani nie szczęście sprawiło, że przyszłaś do mnie
Wyobrażamy sobie, że to magia przyprowadziła cię tu."
- Martina Stoessel & Jorge Blanco - Podemos
Zjechałam windą na najniższe piętro. Zaniedbany korytarz, murowane ściany i podłoga. O tym, że wyżej znajduje się kryjówka Cieni przypominały zabezpieczenia przy drzwiach każdej celi. Tak, zeszłam na poziom więzienny.
W Gotham nie mieliśmy takiego miejsca. Tylko czasowo przetrzymywano naszych przeciwników. Zacisnęłam pięści. Wróciło do mnie wspomnienie chwili, gdy Diana zaprowadziła mnie na poziom drugi, gdzie mieszkali wojownicy i znajdowały się niewielkie więzienia. Stwierdziła, że patrzenie na cierpienie ludzi nauczy mnie posłuszeństwa. Diana chciała ćwiczyć ze mną prawie cały dzień, a ja się jej sprzeciwiłam. Kazała mi stać tam i patrzeć na wykrwawiającą się dziewczynę. Do dzisiaj pamiętam jej głęboką ranę w udzie i przebitą dłoń. Nie mogłam znieść tego widoku, ale Diana pozwoliła mi odejść dopiero wtedy, gdy przyznałam jej rację.
Podeszłam do drzwi. Rozejrzałam się wokół i wpisałam pośpiesznie kod, który znalazłam w bazie danych organizacji. Miałam nadzieję, że trafiłam do dobrego pomieszczenia. Weszłam do środka i od razu zamknęłam pokój. Pomalowane na czarno ściany i ponure wnętrze nie przywoływały ciepłych myśli. Nie myliłam się, w środku faktycznie był Ian.
Spoglądał na mnie zmęczonym wzrokiem, zza kosmyków brązowych włosów. Siedział oparty o ścianę i ciężko oddychał. Miał przecięty policzek, czerwone zadrapania na rękach. Nie chciałam nawet myśleć o głębokich ranach na jego plecach. Czułam się winna temu co się z nim działo. Nie pomogłyśmy mu gdy go zdemaskowali, stałam bezczynnie. Sea miała rację, nie potrzebnie byśmy się naraziły, ale mimo to czułam się okropnie. Jednak on cierpiał, a nie Sea czy ja. A najgorsze było to, że nie możemy nic zrobić.
Podeszłam do niego, patrząc współczującym wzrokiem. Nie zdjęłam maski z głowy, Ian mnie poznał. Uśmiechnął się delikatnie, co sprawiło mu ból. Usiadłam obok, bliska płaczu. Dlaczego to robili? Chcieli żebyśmy mu pomogli i się ujawnili- przypomniałam sobie słowa, które codziennie powtarzała mi Sea, za każdym razem gdy chciałam tu przyjść.
- Dlaczego tu przyszłaś?- powiedział cicho. - Narażasz się na to samo.
- Wszystko mi jedno. To niesprawiedliwe, że ty tu jesteś. Musiałam się upewnić, że żyjesz- odwróciłam wzrok, bo nie chciałam pokazać, że cierpię.
- Każda wojna przynosi ofiary.
- Nikt nie musi ginąć - zmarszczyłam czoło.
Chwycił delikatnie moją dłoń i palcem wskazującym obrócił podbródek w kierunku swojej twarzy. Odgarnęłam włosy z jego oczu, odsłaniając kolejną ranę, tym razem na czole. Ściągnęłam brwi, smutno na niego patrząc. To nie sprawiedliwe.
- Jednak się przywiązałaś- uśmiechnął się słabo.
Nie odpowiedziałam. Ale miał rację, przywiązałam się do niego. Nawet go polubiłam. Zbliżył się do mnie, patrząc prosto w oczy. Podniósł drugą rękę w stronę mojej twarzy. Wstrzymałam oddech, nie przerywając kontaktu wzrokowego. Zdjął mi powoli maskę z twarzy. Poczułam się dziwnie- pomimo miejsca i okoliczności w jakich się spotkaliśmy, byłam szczęśliwa. Jeszcze nigdy czegoś takiego nie doznałam, to było dla mnie coś nowego i niezwykłego. Widziałam w jego oczach coś innego- jakąś szczególną troskę.
Czułam na swojej szyi jego niespokojny oddech, delikatny dotyk palców na dłoni i głośne bicie naszych serc. Nieświadomie położyłam mu ręce na nagich ramionach, a on objął mnie w pasie. Nasze twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów, a moje trzeźwe myślenie się wyłączyło. Czułam się dziwnie, to gorące uczucie wewnątrz mnie nie dawało mi spokoju. Jakbym była po narkotykach.
Zrobił to szybko. Zdążyłam tylko zamknąć oczy, a on przyciągnął moją twarz do swojej. Poczułam jak zalewa mnie fala ciepła. Miałam na ustach jego ciepłą jeszcze krew, wypływającą z warg. Całował mnie namiętnie i odważnie. Niczym to nie przypominało pocałunków, którymi obdarzali się ludzie w wieku nastu lat. On robił to jak mężczyzna. Nie znałam go z tej strony.
Oderwaliśmy się od siebie, by zaczerpnąć oddech. Nagle uświadomiłam sobie co się stało i przerażona gwałtownie się podniosłam. Spojrzałam na niego z przestrachem w oczach. Nie mogłam uwierzyć, że właśnie się pocałowaliśmy. Podniosłam maskę z ziemi i ciągle oszołomiona, odsunęłam się od niego. Oparłam się o murowaną ścianę celi i ściągnęłam brwi, próbując ogarnąć to, co się stało.
- To chyba ja powinienem być zdziwiony - stwierdził z niedowierzaniem Ian. - Wcześniej nie pozwalałaś się nawet objąć.
Rzuciłam mu wredne spojrzenie. Wzięłam głęboki wdech i otworzyłam drzwi. Spojrzałam na niego ostatni raz. Siedział w tej samej pozycji, głęboko oddychając. Zacisnął palce dłoni na rozciętej łydce. Nie spuszczał ze mnie wzroku. Sea miała rację. Nie powinnam była do niego przychodzić. Teraz będę cierpieć jeszcze bardziej.
Spuściłam wzrok i założyłam maskę na twarz. Moje serce biło tak szybko, jakby chciało wyrwać się z piersi. Nie potrafiłam dopuścić do siebie tej wiadomości. Wyszłam na korytarz. Oparłam się o drzwi i zacisnęłam dłonie w pięści. Spokojnie. To był tylko pocałunek. Nic wielkiego.
Czemu ja się okłamuję? Pocałowaliśmy się! Chciałam go odwiedzić pomimo zagrożenia takim samym losem. Nie oszukujmy się. Czuję do niego coś więcej. A w moim przypadku uczucia zawsze przynosiły ze sobą ból. To była moja słabość. Więc dlaczego znów daję się owinąć wokół palca?
Wjechałam windą na wyższe piętro, myślami ciągle błądząc gdzieś w przestworzach. Coraz więcej problemów, komplikacji i niewyjaśnionych spraw. Wolałam, gdy świat nie walił mi się na głowę, a ja nie musiałam zachowywać się bardziej odpowiedzialnie niż zwykle. Tak w sumie, to czy kiedykolwiek zachowywałam się odpowiedzialnie?
Nie wiem jak, ale dojechałam na drugie piętro. Już miałam nacisnąć inny przycisk w windzie i wrócić do pokoju, ale coś mi podpowiadało by iść przed siebie. Posłuchałam tego tajemniczego głosu w mojej głowie i przeszłam wolnym krokiem pół korytarza. Cisza i niepokojący spokój. Minął mnie tylko jeden wojownik, a później zostałam tylko ja. Doszłam do końca białego korytarza i stanęłam przed oknem. Słońce właśnie znikało za horyzontem, a niebo przybrało pomarańczowe, a nawet różowe barwy.
Zmarszczyłam brwi. Uniesione głosy i hałas dobiegały z pomieszczenia, które właśnie minęłam. Cofnęłam się o kilka kroków i przywarłam ciałem do ściany. Drzwi były delikatnie uchylone, więc mogłam bez przeszkód obserwować pokój. Przez chwilę nic nie widziałam, z powodu zbyt intensywnego światła lampy. Skupiłam wzrok na postaciach w pomieszczeniu. Umięśniony, łysy mężczyzna o bladej skórze, ubrany tylko w luźne, czarne spodnie, stał przed drobną dziewczyną. Miała splecione dłonie za plecami i spuszczony wzrok. Czarny kaptur na głowie uniemożliwiał mi jej ewentualne rozpoznanie. Zauważyłam na prawym ramieniu mężczyzny złoty tatuaż w kształcie smoka. To był ten sam smok. Penny ma złoty naszyjnik z takim samym symbolem!
Przeniosłam wzrok na dziewczynę. To mogła być Penny. Obie mają podobną figurę i są tego samego wzrostu. Ale nie mam żadnego dowodu. Za to jestem pewna, że łysy mężczyzna do Hidden- przywódca organizacji. Widziałam go kiedyś w Gotham, gdy rozmawiał z jednym z wyższych agentów. Tylko co on robi tutaj...?
- Nie tego się po tobie spodziewałem! - krzyknął. Dziewczyna stała w miejscu, zmieszana. Nie wiedziała co odpowiedzieć. - Gdzie się włóczysz po nocach, gdy masz misje do wypełnienia? I zdejmij ten kaptur, gdy do ciebie mówię.
Wstrzymałam oddech. Dziewczyna zdjęła nakrycie głowy. Zacisnęłam zęby ze wściekłości. Penny.
- Nie masz mi nic do powiedzenia? - prychnął, podchodząc do niej.
Moje myśli przeobraziły się w wielki znak zapytania. O co mu chodzi? Dlaczego przywódca Cieni, najwyżej postawiony w hierarchii organizacji, przejmuje się tym, co robi Penny, jedna z wielu wyższych agentów?
- Przepraszam. Musiałam... coś załatwić - jąkała się. Wyglądała na zestresowaną i wyraźnie przejętą.
- Na pewno nie to, co ci kazałem - powiedział już bardziej spokojny. Rozmasował nasadę nosa i spojrzał na Penny krytycznie.
- To się już nie powtórzy. Obiecuję - odpowiedziała. Jej głos stał się bardziej pewny, ale ciągle gniotła zestresowana w dłoniach rękaw fioletowej bluzki.
- Liczę na to - westchnął. W jego spojrzeniu pojawiła się nuta troski. - Twoja matka była taka sama.
Stop. Jej M A T K A?! Odsunęłam się od uchylonych drzwi. Oczy wychodziły mi z orbit i miałam ochotę wbiec do środka, żeby wykrzyczeć tej kłamliwej ...
Wdech. Spokojnie Megan. Nie możesz wszystkiego spieprzyć z powodu Penny. Pogratulowałam swojej intuicji za właściwe przeczucia. W środku czułam się, jakbym miała za chwilę wybuchnąć. Cały plan powstrzymania Cieni był oparty na informacjach pochodzących od Penny. Skoro przywódca Cieni to jej tatuś, a ona pragnie mu zaimponować, to równie dobrze wszystko co nam powiedziała może być jednym wielkim kłamstwem. Wszystko co robiliśmy, żeby powstrzymać organizację... To może być ślepa uliczka, a Cienie dopadną nas, gdy nie będziemy wiedzieli jak uciec. Zacisnęłam place w pięści i zmusiłam się do odejścia od drzwi. Ostatnie pięć minut sprawiło, że zapomniałam o reszcie wydarzeń tego dnia.
Wróciłam do naszego pokoju. Zastanawiałam się, jak mam powiedzieć Sei, że Penny nas okłamała. Starałam się opanować rosnącą we mnie złość i jednocześnie bezradność. Nie mogłam powstrzymać wrażenia, że wszystko zawaliło się nam na głowę. Tylko jedno pytanie cisnęło mi się na usta: Co dalej?
Otworzyłam cicho drzwi pokoju. O dziwo, w środku było zapalone światło. Sea wyrosła przede mną, niczym z wnętrza ziemi. Jej włosy były w kompletnym nieładzie, a dłonie założyła na biodrach. Wykrzywione usta i zmarszczone czoło zwiastowały kłopoty. Zamknęłam drzwi z trzaskiem i rzuciłam maskę na łóżko. Mój wzrok przyciągnęło łóżko Iana, które stało puste. Zacisnęłam powieki. Tylko nie myśl znów o tym, co się stało. Przeniosłam spojrzenie na Seę.
- Jak mogłaś? - wycedziła przez zęby, akcentując każdą sylabę. Przybrałam minę niewinnej i jednocześnie zdziwionej dziewczynki.
- Nie udawaj. Wiem, że poszłaś do... -Sea przerwała w połowie zdania. Jej wyraz twarzy diametralnie się zmienił. Skupiła wzrok na jakimś punkcie za mną.
Odwróciłam się i znieruchomiałam. W pokoju zaległa cisza, a Jane, która dotąd czytała książkę, podniosła się z łóżka. Wszystkie trzy spojrzałyśmy na naszego gościa. Nie mogłam uwierzyć. Albo po prostu nie chciałam.
____
Obiecany OneShot nie wypalił, bo nauczyciele znów się na nas uwzięli ;) Z dedykacją dla pani od plastyki, która uwielbia nas publicznie demotywować -.- Jej! Uwielbiam słuchać, że nie mam talentu (jakby do robienia zdjęć potrzebny był talent) !
Megan znam ten bol kiedy nauczyciele sie uwzieli na mnie :( Szkoda... ze nie wypalil.
OdpowiedzUsuńA co do rozdzialu:
WSPANIALY tylko czemu zawsze konczysz w takich momentach?? :P
-Eva
Ech... to chyba naturalne że wszystkie autorki kończą w tak dramatycznych momentach...
OdpowiedzUsuńZ tym, że... TO WCALE NIE JEST FAJNE!!!!!
Dobra Willo ogar...
Wiesz co? Wyczułam w głosie Sei delikatną nutkę zazdrości... a może tylko mi się zdaje? Jak się ma skrzywienie umysłowe to pomyłki się często zdarzają :3
Czekam na nexta!
Will
Wiesz, podsunęłaś mi pewien pomysł ... Ale nie będę nic zdradzać :D
UsuńI specjalnie kończę w takich momentach, żeby was trochę powkurzać ^-^ Tak jest ciekawej :3
Cel osiągnięty Meggy -,- Nie usiedzę na tyłku, póki się nie dowiem kogo zobaczyły dziewczyny!!
OdpowiedzUsuńChciałabym powiadomić, że na mlodzi-tytani-star-i-robin.blog.onet.pl pojawiło się kolejne opko. Przepraszam za spam i zapraszam!
OdpowiedzUsuń