" Ale podnieś się i nigdy nie mów nigdy,
Ponieważ to życie może być lepsze.
Weź głęboki oddech, otrząśnij się i powiedz :
Jestem na swojej drodze!
Byłeś na dole i czujesz, że już dość,
Kiedy mówią ci, że nie możesz wstać.
Możesz nie być na szczycie świata ale hej
Oto co możesz powiedzieć :
Ty możesz pracować, ale ja pracuje ciężej
Ty możesz walczyć, ale ja walczę mądrzej
Mogę nie być na szczycie świata, ale hej
Jestem na swojej drodze
Ty możesz latać, ale ja wznoszę się wyżej
Ty jesteś tak gorący, ale ja jestem w ogniu
Mogę nie być na szczycie świata, ale hej
Jestem na swojej drodze. "
- Charlie Brown- On My Way
Terra stała obok mnie, przebrana w fioletowo-czarny strój. Spoglądała ukradkiem na Seę, stojącą na końcu korytarza, pięćdziesiąt metrów dalej. Obie opierałyśmy się o ścianę i bacznie obserwowałyśmy otoczenie.
Gdy Ruch Oporu wydostał Iana, a większa część naszych sprzymierzeńców zaczęła działać, Cienie zareagowały. Kazali przeszukać każdy pokój, sprawdzić każdą osobę. Cudem uniknęliśmy spotkania twarzą w twarz z Willow, która pomagała wyższym agentom. Gdy kogoś podejrzewali o współpracę z nami, wyciągali z pokoju, związywali i zamykali w celi. Nikogo, kto na prawdę z nami współpracował nie schwytano. Zauważono zniknięcie Aisling, o którą nie musiałam się martwić. Była już najpewniej daleko stąd.
Westchnęłam ciężko, poprawiając rękawiczki na dłoniach. Do rozpoczęcia naszego ataku zostało pół godziny. Wtedy agenci mieli skończyć przeszukiwanie pokoi, a Penny otworzy główne drzwi, by reszta Ruchu Oporu dostała się do środka. Koniec organizacji nadchodził wielkimi krokami. Wewnątrz mnie rodziła się radość, że w końcu zemszczę się na Cieniach i zakończę ich działalność. Miałam jednak świadomość nadchodzącej walki, krwi na rękach i kolejnych żyć doliczonych do listy moich zawinień. Była już całkiem długa.
- Jak samopoczucie? - Terra trąciła mnie łokciem w ramię. Spojrzałam na nią. W jej błękitnych oczach błyszczały iskierki podniecenia.
- Nieźle - odpowiedziałam, śledząc wzrokiem wyższą agentkę, która wyszła z pokoju naprzeciw. Jej twarz wypełniało znudzenie. - A ty?
- Jeśli masz na myśli Deathstroke'a, to przygotowałam się do tego. Spędziłam z nim sporo czasu, znam kilka jego słabości. Niech przygotuje się na moją wściekłość - powiedziała. Sprytnie odgadła prawdziwą treść mojego pytania. Zauważyłam, że wzięła ze sobą długie noże do walki. Nie miała zamiaru używać swoich mocy? W końcu byliśmy pod ziemią.
Moje rozmyślania przerwała Jade, zmierzająca w naszą stronę. Miała zniesmaczony i jednocześnie wściekły wyraz twarzy. Jedno z ramion było całkowicie owinięte bandażem, a czarne włosy rozsypały się na ramiona w nieładzie. Obok niej szedł chuderlawy wojownik z przerażonymi oczyma, który słuchał jej krzyków. Miałam ochotę się roześmiać. Ktokolwiek skopał jej tyłek, zasłużyła sobie za to, co zrobiła Ianowi.
- Idiotyczna banda dzieciaków. Nie mogę uwierzyć, że nam przeszkodzili. Hidden będzie zły, że znów nie zabiliśmy tego smarkacza. Najpierw Diana, teraz ja. Nawet jeśli Hidden mnie oszczędzi... Ha! Byłby do tego zdolny? - zwróciła się do wojownika. Pokiwał głową, potwierdzając jej słowa. - Mogę się założyć, że któregoś dnia spotkam tą przebiegłą żmiję. Nie dam się tak łatwo. Oboje będą gnić w grobach!
Banda dzieciaków? Wstrzymałam oddech, a krew zamarła mi w żyłach. Cholera. Zacisnęłam dłonie w pieści, miałam ochotę rzucić się na nią. To dlatego zebrała grupę wojowników. Dowiedzieli się, że Richard tu był. Ale zamiast zabić go na miejscu, śledzili go aż do Jump City. Poczułam, jak palce zaczynają mi pulsować. Po chwili uświadomiłam sobie, że wbijam paznokcie w wewnętrzną cześć dłoni.
Wzięłam kilka głębokich wdechów. Muszę się uspokoić. Richard żyje, Tytani ją powstrzymali. Teraz muszę się skupić na bitwie, która nas czekała.
Terra spoglądała na mnie. Chyba też zrozumiała, co miała na myśli Jade. Kiwnęłam do niej głową, że wszystko w porządku. Nie ja byłam teraz najważniejsza. Sea podeszła do nas.
- Już czas - powiedziała cicho do nas. Wyjęłyśmy jednocześnie naszą broń, po czym zdjęłyśmy maski.
Terra rzuciła się na agentkę, która uniknęła pierwszego ciosu. Na korytarzu zapanował chaos, wszyscy zaczęli ze sobą walczyć. Jeszcze trzy osoby, które należały do Ruchu Oporu zaczęły atakować. Byliśmy rozmieszczeni równomiernie- po sześć osób na jeden korytarz, na każdym piętrze. W holu na parterze i piętrze drugim miały dołączyć do nas osoby, którym Penny musiała już otworzyć drzwi. Włamywaniem do komputerów i kasowaniem wszystkiego, co się dało zajął się Felix i kilka innych osób z zewnątrz. Po całym zamieszeniu mieli wezwać policję, której zostawimy stosowne ślady do rozpracowania innych oddziałów organizacji.
Przebiłam ramię kobiety, która chciała się na mnie rzucić. Upadła na kolana przede mną, zwijając się z bólu. Odsunęłam się od niej i minęłam kałużę krwi, pokrywającą stopniowo podłogę. Pobiegłam na lewo, w stronę drugiego korytarza. Po drodze minęłam kilka martwych wojowników. Powietrze przecinała broń, a wokół rozlegały się odgłosy walki. Nie wojownicy i agenci byli moim celem. Żeby zakończyć działanie Cieni, trzeba pozbyć się osoby, która stoi na szczycie. Dopiero gdy jego ciało przeszyje ostrze broni, ja będę mogła spokojnie spać.
Wykorzystałam powstałe zamieszanie, by niezauważalnie wślizgnąć się do pokoju, w którym on spędzał większość czasu. Miałam nadzieję, że tam będzie.
Otworzyłam metalowe drzwi i weszłam do wielkiego pomieszczenia. Panował tam półmrok, więc zauważyłam tylko jasną postać siedzącą naprzeciw mnie, na drugim końcu pokoju. Nie ruszyłam się z miejsca. Usłyszałam tylko cichy śmiech. Zacisnęłam pięści gotowa do walki.
- Wiedziałem, że prędzej czy później ktoś tu przyjdzie. Ktoś z tego śmiesznego Ruchu Oporu - usłyszałam pogardliwy głos.
Pokój został oświetlony przez lampę na suficie. Czarne ściany, biała podłoga. Na środku stał już on. A po mojej prawej stronie, całkiem spory zbiór broni. Od mieczy po łuki i kusze. Wszystkie zawieszone na ścianie, lub poukładane równo na półkach.
Hidden miał na sobie luźne spodnie i czarną bluzkę. Był całkowicie łysy, a jego skór dorównywała odcieniem posadzce. Miał takie same oczy jak Penny- głęboko brązowe. Uśmiechał się złowieszczo, patrząc prosto na mnie. Nie ruszałam się z miejsca. Wyglądał przerażająco, ale to nie była pora by uciekać. Wcześniej nigdy go nie spotkałam; oprócz dnia, w którym usłyszałam jego rozmowę z Penny. Diana miała rację, mówiąc mi kiedyś, że ma w sobie coś, co wywołuje strach.
- I co? Zabijesz mnie? - spytał, rozkładając ręce na boki. Nie był zdziwiony, czy zły. Był po prostu... rozbawiony. Jego ignorancja doprowadzała mnie do szału. Zacisnęłam palce na rękojeściach sai. Nie zamierzałam z nim rozmawiać, nie obchodziło mnie jego zdanie. Był dla mnie tylko celem, chciałam jego śmierci. To on był winien wszystkiemu, co zagrażało Dickowi.
Hidden najwyraźniej zauważył, że nie jestem skora do rozmów. Nie czekałam, aż sięgnie po jedną ze swoich broni, po prostu się na niego rzuciłam. Zamachnęłam się na jego twarz sai. Odchylił się do tyłu i w zamian uderzył mnie pięścią w brzuch. Poczułam tylko lekkie muśnięcie- odskoczyłam w bok. Nie poddał się tak łatwo i kopnął mnie w łydkę. Upadłam na ziemię i poczułam rozlewający się po całym ciele ból.
Usłyszałam jak podchodzi do swojego zbioru broni. Kątem oka zobaczyłam, że bierze długi miecz oburęczny. Miał pozłacaną rękojeść i lśniące ostrze. Nadal opierałam się na dłoniach. Czekałam, aż podejdzie do mnie, by wymierzyć cios.
Gdy dostatecznie się zbliżył i uniósł miecz, z zamiarem odcięcia mi którejś części ciała, zrobiłam błyskawiczny obrót na rękach i podcięłam mu nogi. Zignorowałam kolejną falę bólu w łydce. Hidden upadł plecami na ziemię, ale nadal trzymał miecz w dłoni. Podnieśliśmy się błyskawicznie.
Stałam naprzeciw niego, wyprostowana, dumna. Czułam rosnącą pewność siebie, tego, że zwyciężę tą walkę. Nie mogłam zawieść w takiej chwili. Hidden nie wyglądał na wzruszonego. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Zamachnął się mieczem w moją stronę. Moja szansa.
Wykorzystałam ruch, którego kiedyś nauczyła mnie Diana. Omijając ostrze, krótszymi ramionami sai wytrąciłam miecz z jego dłoni. Upadł na białą podłogę z łoskotem. Na spokojnej dotąd twarzy Hidden'a pojawiła się wściekłość. Zaczął uderzać we mnie pięściami tak szybko, że ledwie zdołałam unikać ciosów. Po chwili chwycił mnie za nadgarstek i wykręcił rękę. Sai wypadło mi z obu dłoni. Jęknęłam cicho. Uśmiechnął się tryumfująco, po czym odepchnął do tyłu. Utrzymałam się na nogach. Tuż obok leżał jego miecz. Bez zastanowienia chwyciłam go w dłonie i pobiegłam w jego stronę.
Nigdy nie walczyłam taką bronią, więc za pierwszym razem chybiłam. Ostrze uderzyło w szerokie krzesło, odcinając dwie nogi. Hidden wykorzystał chwilę i kopnął mnie w drugą nogę. Zachwiałam się, ale nie przewróciłam. To ciągnie się za długo.
Odwróciłam się do niego twarzą i przecięłam powietrze mieczem. Znów chybiłam. Nie zamierzałam się poddać, więc kopnęłam go w brzuch. Siła mojego uderzenia odepchnęła go do tyłu i uderzył w ścianę. Osunął się na ziemię. Gdy chciałam zadać ostateczny cios i uderzyć mieczem, chwycił mnie za kostkę i pociągnął do siebie. Upadłam twarzą do podłogi, lecz w porę zamortyzowałam upadek rękoma. Odetchnęłam z ulgą i podniosłam się szybko. Stanęliśmy twarzą w twarz. Chciał uderzyć mnie prostym ciosem w brzuch, ale chwyciłam jego pięść. Próbował ją wyszarpnąć, ale byłam szybsza. Kopnęłam go kolanem i przewróciłam na ziemię. Chwyciłam miecz, leżący obok i stanęłam nad nim. Przygniotłam jego klatkę piersiową butem. Zaczął się miotać na wszystkie strony, ale nie pozwoliłam mu na kolejny ruch.
Uniosłam miecz i wcześniej zabierając nogę, wbiłam ostrze prosto w jego serce. Usłyszałam stłumiony krzyk bólu, a później jego głowa opadła na ziemię. Z rany wytrysnęła krew, pokrywając miecz, moje ubranie i dłonie. Poczułam kilka kropel dotykających mojej twarzy. Zamknęłam oczy i puściłam rękojeść. Odsunęłam się od ciała. Nic się nie zmieniło. Nadal czułam się tak samo. Myślałam, że zabijając kolejną osobę coś we mnie drgnie. Ale chyba nie potrafiłam żałować tego, co zrobiłam.
Westchnęłam i przetarłam twarz rękawem. Spojrzałam na martwego Hidden'a. Otoczyła go kałuża krwi. Na twarzy miał wymalowany ból. Szeroko otwarte oczy wpatrywały się przed siebie. Wyglądał przerażająco. Moje ciało przeszył dreszcz, gdy wpatrywałam się w jego bladą twarz.
Wyszłam z pokoju, zostawiając Hidden'a z mieczem wbitym w pierś. Na korytarzu nikt już nie walczył. Na podłodze leżało kilka martwych wojowników i agentów, większość w kałużach krwi. Ruszyłam do przodu, wymijając ciała. Dotarłam do szklanych drzwi, za którymi mieścił się hol. Kilkunastu naszych walczyło z trzydziestką wojowników i trójką wyższych agentów. Cienie miały liczebną przewagę.
Nacisnęłam na klamkę, by wejść do środka. Drzwi nie ustąpiły. Odsunęłam się trochę i uderzyłam w szybę prawą nogą. Roztrzaskała się na drobne kawałeczki, a część z nich uderzyła prosto w moją twarz. Zacisnęłam zęby i wyjęłam drobny odłamek, który utkwił w moim policzku. Przełożyłam rękę przez otwór, w którym jeszcze przed chwilą była szyba. Otworzyłam drzwi od środka.
Od razu podbiegło do mnie dwóch wojowników. Jeden zamachnął się na mnie pięścią, ale zdążyłam się uchylić. Kopnęłam go w brzuch. Przewrócił się i zawył z bólu, bo większe kawałki szkła wbiły mu się w plecy. Ominęłam pięści drugiego, po czym podeszłam go od tyłu. Wymierzyłam mu cios kolanem w plecy i chwyciłam za szyję. Wykręciłam mu kark jednym ruchem i odrzuciłam na podłogę. Kątem oka zauważyłam blondynkę, z zapałem walczącą z białowłosym mężczyzną. Miał czarno-miedzianą zbroję i właśnie zatoczył się do tyłu od ciosu dziewczyny. Odwróciłam się w ich stronę.
Terra stała naprzeciw Deatstroke'a. Oboje mieli wściekłe miny i dyszeli ze zmęczenia. O dziwo, nie miał na sobie swojej maski, tylko na jednym oku założoną miał czarną przepaskę. Trzymał w ręku długi miecz.
Terra wyglądała na skoncentrowaną i żadną zemsty. Wiedziałam, że jest gotowa zabić Slade'a za to, co jej zrobił. Trzymała w dłoniach długie noże, które po chwili uniosła. Walczyli już dłuższy czas- Terra miała przecięty policzek i nadgarstek, a Deathstroke przecięty łuk brwiowy i uszkodzoną zbroję w kilku miejscach.
Slade zaatakował pierwszy. Zamachnął się na dziewczynę mieczem, ale ona odchyliła się do tyłu. W odwecie kopnęła go w brzuch, po czym drasnęła jego ramię nożem. Jednak metalowe ochraniacze skutecznie spełniły swoją rolę. Slade zacisnął zęby, po czym uniósł miecz w górę i zamachnął się na Terrę. Zatrzymała jego broń nożami. Siłowali się przez chwilę. Pod dziewczyną zaczęły uginać się nogi. Na twarzy Slade'a już pojawił się słaby uśmiech. Zaskoczyła go całkowicie, gdy poruszyła ziemię pod jego nogami. Zachwiał się, po czym przewrócił. Jego miecz upadł kilka metrów dalej. Terra podeszła do niego.
Oczekiwałam, że go zabije. Ona tylko spojrzała na niego z wyższością i kopnęła go z całej siły w plecy. Odeszła, by pomóc innym w walce. Deathstroke obrócił się na podłodze i jęknął z bólu. Cofnęłam się o kilka kroków i odbiegłam. Nie mogłam znieść wzroku, którym mnie obdarzył. Wypatrzył mnie wśród tłumu i przeszył spojrzeniem, niczym ostrą bronią. Chciał uśmiechnąć się złośliwie, zamiast tego jego twarz wykrzywiła się w przerażającym grymasie.
Przez kolejną godzinę wpadłam w wir walki. Straciłam poczucie czasu. Łamałam kolejne kości, przecinałam skórę i skręcałam karki. Nawet nie starałam się myśleć co robić, po prostu działałam. Byłam zmęczona i ranna, ale nie chciałam by ból mi przeszkodził. Ze skupienia wyrwał mnie dźwięk syren policyjnych, niepokojąco się zbliżających. Nagle uświadomiłam sobie, że jestem najbliżej głównego wejścia.
Otrząsnęłam się i przebiłam brzuch agentki, z którą walczyłam w jej własnym pokoju. Upadła na łóżko. Podbiegłam do drzwi i szybko je zamknęłam. Usłyszałam krzyki wydawanych rozkazów i głośne trzaśnięcie drzwi. Policja już tutaj dotarła?
Nie miałam czasu, by zastanawiać się jakim cudem tak szybko dostali się do środka. Zaczęłam szukać drogi ucieczki. Czas mijał. Po chwili mój wzrok zatrzymał się na oknie. Stanęłam na biurku, zrzucając z niego kilka przedmiotów. Otworzyłam je szybko i wydostałam się na zewnątrz. Wiatr przeczesał moje włosy. Zimne powietrze sprawiło, że przypomniałam sobie o wszystkich zadrapaniach i skaleczeniach. Miałam wrażenie, że w moją skórę wbijają się setki igieł. Zadrżałam. Przygryzłam dolną wargę i stanęłam na parapecie.
Spojrzałam w dół. Do ziemi było najwyżej ze trzy metry. Przy dużym szczęściu nic sobie nie złamię. Wzięłam głęboki oddech. Skoczyłam.
Wylądowałam na twardej ziemi, tucząc sobie kolana. Poczułam jak dreszcz przebiega po moim ciele. Chciałam się podnieść, ale nogi się pode mną ugięły i upadłam na twarz. Świetnie. I tak mam całe życie.
Jęknęłam cicho i obróciłam się na plecy. Skakanie z okna nie było dobrym pomysłem. Usiadłam na ziemi i otrzepałam spodnie. Dotknęłam kolan dłońmi. Skóra zaczęła piec mnie niemiłosiernie. Ugh. Tak to jest, jak się winda psuje, a policja jest w pokoju obok.
Z trudem się podniosłam i ruszyłam przed siebie. Było już ciemno, więc mogliśmy bez obaw uciec niezauważeni. Daleko przede mną biegło kilka osób. Nie dość, że dostałam z tyłu, to jeszcze idę tempem żółwia. Zaklęłam pod nosem.
Każdy kolejny krok sprawiał mi ból, nie mogłam wyprostować nóg w kolanach. Zacisnęłam pięści, wyprostowałam się i zaczęłam iść szybciej. Za moimi plecami słyszałam krzyki i dźwięk syren policyjnych. Byłam za bardzo oszołomiona i nie dotarło do mnie, że pokonaliśmy Cienie. Skupiłam się na dotarciu do miejsca, które ustaliśmy za punkt zbiorczy. Tam będzie czekała na mnie Sea.
Poczułam, że ziemia zapada się pod moją nogą. Coś zaczęło ciągnąć mnie w dół. Próbowałam się wyszarpnąć, ale ból w kolanie nasilił się. To było jak ruchome piaski, zapadałam się na samo dno. Przez chwilę przeszło mi przez głowę, że to może być jedna z pułapek zabezpieczających kryjówkę Cieni.
Gdy ziemia pochłonęła moje nogi wpadłam w panikę. Zacisnęłam zęby i szarpałam się na wszystkie strony. Czułam, że od pasa w dół jestem unieruchomiona. Uderzyłam pięściami w ziemię, ale nawet to nie pomogło. Porzuciłam chęć krzyczenia. Istniała możliwość, że policjanci znajdą mnie wcześniej, niż ktoś z naszych.
Nagle zobaczyłam, że ktoś wyciąga do mnie bladą dłoń. Podniosłam wzrok. Jej niebieskie oczy błyszczały na tle granatowego nieba, a różowe włosy rozwiewał watr. Obiema rękoma chwyciłam dłoń Willow, a ona pociągnęła mnie do siebie. Po kilku minutach wydostałam się z zabójczej pułapki i leżałam plecami an ziemi, ciężko dysząc. Czułam się, jakbym przeżyła bliższe spotkanie ze zgniatarką do śmieci. Willow stanęła nade mną, rzucając mi roześmiane spojrzenie.
- Po co mi pomogłaś? - spytałam ją oschle. Uśmiech natychmiast zniknął z jej twarzy.
- Należy się dziękuję - zażartowała, odrzucając włosy za plecy. Potem dodała już poważniej - Byłam ci to winna.
Zmarszczyłam brwi i usiadłam. Willow kucnęła naprzeciw mnie. Na jej twarzy malował się smutek, z niewiadomych przyczyn. Miała odcięty prawy rękaw od kurtki. Ze świeżej rany sączyła się krew, pokrywając skórę aż od połowy przedramienia do nadgarstka. Wyglądało to potwornie. Prawdopodobnie przecinając kurtkę ktoś przeciął także skórę. Ale Willow nie krzywiła się z bólu, ani nie próbowała zatamować krwawienia.
- Nagle powróciło do ciebie sumienie? - spytałam. Na chwilę zamilkła i odwróciła wzrok.
- Można to tak nazwać - szepnęła.
Sytuacja wydawała mi się z lekka niezręczna. Rozmasowałam kolana, czując powracający ból. Willow spojrzała na mnie zakłopotana. W jej oczach nie było już tego co kiedyś- radości z życia, czystego szaleństwa, a nawet żądzy krwi. Teraz była po prostu smutna zagubiona.
- Co ci się stało? - zapytałam bez większego zainteresowania w głosie.
- Coraz gorzej czuję się z wiedzą, którą na mnie ciąży - powiedziała. Nie zrozumiałam jej słów. Spojrzała mi prosto w oczy tak bezpośrednio, że poczułam dreszcz przerażenia. - Radzę ci, uciekaj stąd. Gdy nadejdzie Dzień Wyzwolenia, świat znów zakuty będzie w kajdany. Ich twarze będą niczym lustro, odbiją każde światło. Nawet oceany należeć będą do nich. Ziemia będzie przesączona szkarłatem krwi, a złączone dłonie zostaną odcięte. Swoją potęgą będą się dzielić za pomocą białej broni, szerząc ją na cały kraj.
Willow wyglądała, jakby była w transie. Słowa płynęły z niej niczym potok. Wpatrywałam się w nią z przerażeniem. Podniosła się i uśmiechnęła się sztucznie. Zrobiła kilka kroków w tył, po czym odbiegła na zachód. Nie zdarzyłam krzyknąć, by się zatrzymała. Rozmyła się w powietrzu i zniknęła mi z oczu. Otrząsnęłam się i wstałam z ziemi. Zapomniałam o bólu, który jeszcze przed chwilą nie pozwalał mi się ruszyć. Moje myśli zaprzątnęła zagadka wypowiedziana przez Willow. Dzień Wyzwolenia, odcięte dłonie? Jej wstrząsający głos rozbrzmiewał w moich uszach, gdy szłam szybkim krokiem przed siebie. Co jakiś czas oglądałam się w stronę, w którą obiegła Willow. Nie mogłam pozbyć się myśli, że gdy nadejdzie najgorsze, ona znów pojawi się obok mnie. Zawsze ciągnęło ją do kłopotów.
____
No. Ale wam walnęłam zagadkę ;) Nie liczcie na rozwiązanie- sami musicie ją rozwikłać.
Gdy nadejdzie Dzień Wyzwolenia, świat znów zakuty będzie w kajdany. Ich
twarze będą niczym lustro, odbiją każde światło. Nawet oceany należeć
będą do nich. Ziemia będzie przesączona szkarłatem krwi, a złączone
dłonie zostaną odcięte. Swoją potęgą będą się dzielić za pomocą białej
broni, szerząc ją na cały kraj.
Co znaczą słowa wypowiedziane przez Willow? Podpowiem tylko, że 'Dzień Wyzwolenia' wiąże się z ważną datą dla Stanów Zjednoczonych. Jeśli rozwiążecie zagadkę chociaż częściowo- jeszcze w tą sobotę pojawi się kolejny rozdział. :)
Jestem nowa ! Nareszcie pojawia sie nowy rozdział :) jest swietny kuffa, bede czytac i oczywiście komentować twoje wpisy :p czekam na nexta !
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie:
Teentitansforagers.blog.pl
Pozdrowienia i pa :*
Zagadka? Może chodzi o Dzień Niepodległości? To się w sumie kojarzy z wyzwoleniem. Świat zakuty w kajdany... Chyba chodzi o to, że zamierzają przejąć władzę nad światem... To co odbija światło... Nie wiem... Może będą niewidzialni? xD Tak coś mi się skojarzyło... Dalej to chyba jasne, że zamierzają walczyć, czyli rozlew krwi. Później te dłonie... Chodzi o to, że rozłączą kogoś z kimś? Może Megan i Richarda? Nie mam zielonego pojęcia o kogo mogłoby chodzić. A biała broń, to raczej oczywiste, że zamierzają nią walczyć. Te wszystkie miecze, itp... A "na całym kraj", no to w całych Stanach.
OdpowiedzUsuńTo moja propozycja rozwiązania tej zagadki. Nie mam pojęcia, czy cokolwiek trafiłam xD
A rozdział fajny. Podobały mi się opisy walki.
Mam nadzieję, że komuś się uda z tą zagadką i następny rozdział będzie już w sobotę ;)
Pozdrawiam.
Część rzeczy odgadłaś prawidłowo :) Nie powiem co, główkujcie sobie ;D
UsuńCieszy mnie, że zyskałam nowych czytelników. Zapraszam do odwiedzania w przyszłości i dziękuję za komentarze :))
Chcą rozdzielić Tytanów i ich wybić? Będą przejmowali władzę nad światem. Rozkmina na najwyższym poziomie xD
OdpowiedzUsuńChwała ci za krwawe rozdziały! Uwielbiam jak się mordują! (Ale to chyba widać... xD)
super.
OdpowiedzUsuńniedawno odkryłam Twojego bloga (więc jestem zasadniczo nowa) i uważam jest najlepszy!
Genialny rozdział.
no cóż będę czytać dalej, bo Twój blog uzależnia. :-)
Pozdro
Alfik