niedziela, stycznia 26, 2014

Rozdział 1 (36). "Nadchodzą nowe dni"

"Jeszcze nie wiem co, ale się zbliża
Przyszłość jest niepewna,
A przeszłość powróci."  

    Coś zadzwoniło mi nad uchem. Zerwałam się gwałtownie, jednocześnie stając przed szeroko uśmiechniętym, niebieskookim chłopcem.
     - Bardzo zabawne - rzuciłam do Damiana, wstając z łóżka. Podeszłam do szafy i otworzyłam ją jednym ruchem. Ściągnęłam koszulkę, ziewając przeciągle.
     - Jesteś świadoma, że minęła ósma? - poinformował mnie. 
     - Cholera - przeklęłam pod nosem i szybko się ubrałam. Zawiązałam sznurówki i spięłam włosy. Czekał mnie kolejny, męczący dzień. A ja obudziłam się o dwie godziny za późno.
     - Rachel już wstała? - spytałam Damiana, podchodząc jednocześnie do biurka. Zaczęłam przewracać wszystkie przedmioty, które leżały w szufladzie, poszukując właściwych papierów.
     - O ile mi wiadomo, to je śniadanie - powiedział, już zza drzwi. Jest! Chwyciłam kilka kartek i biegiem wyszłam z pokoju. Zamknęłam drzwi kluczem, po czym włożyłam go do kieszeni bluzy i pobiegłam korytarzem przed siebie.
     Trafiłam w końcu do wielkiego pomieszczenia, w którym sytuowała się stołówka. Tutaj przesiadywaliśmy także popołudnia, planując kolejne ataki na Srebrnych i inne tym podobne. Ja często nie miałam na to czasu. Codziennie biegłam z pokoju do pokoju, z zebrania na naradę. Każdy pomyślałby sobie, że się przepracowuję, ale ja nie miałam wtedy czasu by myśleć. A gdy myślałam, wracały do mnie bolesne wspomnienia.
     Pobiegłam wśród stołów i krzeseł na koniec sali. Wszyscy zdążyli już wstać, wokół panował duży ruch. Zewsząd docierały do mnie dźwięki rozmowy, otwieranych butelek z napojami i szeleszczących papierów. Doszłam do naszego stolika. Opadłam ciężko na krzesło i odgarnęłam kosmyki włosów z czoła. Rachel i Damian jedli już śniadanie. Ian wraz z Terrą rozmawiali o czymś bardzo gorączkowo. 
     - Megan! - olśniło Rachel, gdy tylko usiadłam obok. - Mam kilka nowych informacji, musisz je przejrzeć.
     - Jasne - powiedziałam pod nosem. Dzień ledwo się zaczął, a ja już miałam tysiąc rzeczy do zrobienia. Uporządkowałam kartki i odłożyłam je na bok. Damian spoglądał na mnie, przeżuwając jabłko. Rzuciłam mu pytające spojrzenie.
     - Nie zamierzasz jeść? - spytał, wyraźnie rozbawiony. Gdy tylko wstałam z krzesła i ruszyłam w stronę tac ze śniadaniem, Rachel i Damian wybuchnęli śmiechem.
     - Chyba jeszcze nie połączyła się z rzeczywistością - powiedziała Rachel. Uśmiechnęłam się pod nosem. Uwielbiali sobie ze mnie żartować.
     Po śniadaniu w trójkę ruszyliśmy do pokoju, w którym Rachel przesiadywała większość dnia. Nieduże pomieszczenie, ze ścianami pomalowanymi na niebiesko. Mnóstwo szafek, szuflad i półek, wypełnionych po brzegi lekarstwami, plastrami, bandażami i innymi rzeczami, potrzebnymi do leczenia i opatrywania. Rachel właśnie tym zajmowała się codziennie, ze względu na to, że zachowała swoje magiczne umiejętności. Niektórzy je utracili, na rzecz schwytania przez Srebrnych. Posiadali nieznaną nam technologię, która usuwała nadprzyrodzone zdolności i zmutowane geny z organizmu. Nie potrafiliśmy jej rozpracować, więc osoba której udało się zachować swoje talenty, była dla nas bardzo cenna.
     Rachel usiadła na obrotowym krześle przy biurku. Damian usiadł na białym łóżku, na którym zwykle leżeli ranni. Stanęłam za czarnowłosą, opierając się o ścianę. Włączyła laptopa i zaczęła szukać odpowiedniego pliku.
     - Dostałam ukrytą wiadomość. Była zaadresowana na nasz e-mail i zakodowana. To coś ważnego, więc czekałam aż się o tym dowiesz, żebyśmy mogły ją obejrzeć. To nagranie, najwyraźniej wykradzione z kamery bezpieczeństwa, jednego z więzień - wytłumaczyła. Kliknęła na plik i na ekranie pojawiło się wyraźne, kolorowe nagranie. Damian zeskoczył z łóżka i podszedł do nas. Wszyscy wbiliśmy wzrok w ekran.
     Film przedstawiał duży pokój, w całości biały. Całą północą ścianę zajmowały szklane cele, które budowali Srebrni. W jednej z dwóch, leżał czarnoskóry chłopak, potężnie zbudowany. Na środku pokoju stało kilka urządzeń i stół. Trójka Srebrnych, ubranych na biało, stała przed chłopcem, przykutym do stołu. Nie miał na sobie koszulki, a do przedramienia wbili mu metalowy przyrząd, wyglądający jak wielka strzykawka. Po chwili odłożyli ją na bok. Podnieśli chłopaka, który wyglądał jakby był naćpany. Położyli go na podłodze, w drugiej celi i zabezpieczyli ją za pomocą elektronicznego zamka. Nagranie się skończyło.
     - Rozpoznaliście kogoś? - spytałam od razu. Rachel pokręciła przecząco głową, choć przez chwilę przyglądała się jeszcze czarnoskóremu chłopakowi.
     Damian spochmurniał. Splótł ręce na piersi i odwrócił wzrok. Uznałam to jako 'tak'. Położyłam mu dłoń na ramieniu.
     - Chłopak na stole to Tim - powiedział cicho. Uniosłam brwi.
     - Skąd go znasz? - zdziwiła się Rachel.
     - To mój przyrodni brat.
     - Ilu ty masz przyrodnich braci? - westchnęła. Odsunęła się od komputera, żebym mogła podejść. Usiadłam przed laptopem i zalogowałam się do bazy danych.
     - Dokładne imię i nazwisko?
     - Timothy Drake.
     Wyszukałam. Mieliśmy spisanych większość obywateli okolicznych miast. Udało nam się wszystko ściągnąć z policyjnych komputerów, zanim Srebrni się do nich dostali. Na ekranie wyskoczył konkretny wynik. Zdjęcie pokazywało uśmiechniętego, czarnowłosego chłopaka. Przypominał tego, który był na nagraniu. Kliknęłam w zdjęcie i na ekranie pojawiły się wszystkie dane o Timie.
     Faktycznie. Damian miał rację, Tim był adoptowany przez Bruce'a. Na górze był czerwony podpis "nieodnaleziony". Podpisywaliśmy wszystkich ludzi, którzy znajdowali się w naszej bazie danych.
     - To... co zrobimy? - odezwała się Rachel. Zamknęłam laptopa.
     - Nie wiem... Muszę to skonsultować z resztą oddziałów. Jeśli się zgodzą, a pomieszczenie nie będzie zabezpieczone, to może... - wzruszyłam ramionami. Kolejna sprawa na liście 'do załatwienia'. Wspaniale.
     Ja i Damian wyszliśmy z pokoju. Dochodziło wpół do dziesiątej. Postanowiliśmy wcześniej poćwiczyć, w związku z zaistniałą sprawą. Zdążyłam wysłać wiadomość do reszty przywódców ROP, że chciałabym zwołać radę wcześniej. Przywódca. To nadal dziwnie brzmi.
     Otworzyliśmy drzwi i weszliśmy do sali treningowej. Kilka drewnianych drabinek do ćwiczeń, manekinów i worków. Damian podszedł do torby, którą zostawił tutaj rano. Przebraliśmy się. Założyłam rękawiczki i oboje zaczęliśmy od prostych ćwiczeń.
    Przy skomplikowanej sytuacji politycznej, którą równie dobrze można nazwać cichą wojną, musieliśmy być w stałej gotowości. Srebrni, którzy przejęli miasta, a większe wsie unowocześnili, wygnali ludzi z domów. Obecnie staraliśmy się zapewnić im pracę w fabrykach, bo tylko tam pozwalano nam się zatrudniać. Resztę posad zajęli Srebrni. Codziennie staraliśmy się pomagać potrzebującym i rannym, którzy wchodzili w spory ze Srebrnymi.
     Każdy, kto należał do naszego oddziału Ruchu O Przetrwanie, na co dzień zajmował się dziećmi lub chorymi. Kilka razy w tygodniu organizowaliśmy ataki na ciężarówki z jedzeniem, by mieć co jeść. Tylko czasami wpuszczano nas do sklepów, a nie wolno nam było mieć własnych pól z uprawami. Prościej mówiąc- uznano nas za niższą rasę. Nie mieliśmy praw, a w jednym mieszkaniu potrafiło mieszkać dziesięć osób. Tam, gdzie się dało pomagaliśmy budować dodatkowe pokoje. Dzieci z sierocińców, które także wyrzucono, przygarnęło wiele rodzin. Zwykle były to te młodsze. Starsze i te, dla których nie starczyło miejsca zamieszkały z nami, w podziemiach. Przez kilka miesięcy budowaliśmy to miejsce. Udało nam się podłączyć wodę i prąd, który działał tylko od siódmej do dwudziestej pierwszej. Byliśmy dumni z tego, że udało nam się tyle osiągnąć i nasze istnienie nadal było ukryte przed Srebrnymi.
     Spojrzałam na Damiana, który podciągał się na drabinkach. Zastanawiało mnie to, dlaczego tak niecodziennie zareagował na fakt, że Tim żyje. Damian ogólnie nie lubił obcych, był nieufny i trochę samolubny. Ale z Jasonem się dogadywał. Oczekiwałam, że ze swoim drugim bratem też. O najstarszym wolałam nie wspominać. Za często o Niego wypytywał, zapewne dlatego, że był dla mnie ważny. Zapytałam go o to. Ciekawiło mnie, co takiego zrobił Tim, że Damian tak go nie lubił.
     - Nie znosiłem Tima - powiedział, kontynuując ćwiczenia.
     - Byłeś zazdrosny? - prychnęłam rozbawiona. Damian posłał mi mordercze spojrzenie.
     - Nie wytrzymałbym, gdyby on też tutaj trafił - przyznał się, ignorując moje pytanie.
     - Rachel i tak ma dość pracy - roześmiałam się. - Lepiej, by Tim nie trafił na stół operacyjny.
     - Nie dawajcie mu znieczulenia - uśmiechnął się złośliwie. Wybuchłam śmiechem. Nienawiść Damiana do każdej osoby, która wchodziła mu w drogę wydawała się być wręcz pretensjonalna. Często doprowadzał mnie do śmiechu. Usiadłam na podłodze. Damian pił wodę z butelki. Na jego lewym ramieniu widniał czerwony tatuaż, taki jak mój. Mnóstwo czasu minęło, odkąd go ma. Do teraz pamiętam dzień, w którym go znaleźliśmy.

     Było marcowe popołudnie. Razem z Rachel, z ukrytymi twarzami pod kapturami, stałyśmy w centrum. Wielki plac, w całości wypełniony ludźmi i Srebrnymi. Cisza. Przerażająca cisza.
     Na podium weszła trójka Srebrnych, którzy prowadzili człowieka. Miał założony czarny worek tak, że zasłaniał jego twarz. Był umięśniony i potężnie zbudowany. Zmusili go, by uklęknął naprzeciw tłumu. Zdjęli mu worek z głowy. Srebrni, znajdujący się w tłumie wznieśli okrzyk radości. Ta twarz znana była już w całej Ameryce. A szczególnie tutaj- w Gotham.
     Bruce Wayne. Miał na twarzy czerwoną ranę i dyszał ze zmęczenia. Zawiązali mu dłonie za plecami. Zaczął rozpaczliwie szukać kogoś wzrokiem w tłumie. Stałam nieruchomo. Nie wolno nam było interweniować. Miałyśmy ciche pojęcie, co się tutaj rozegra. Zdemaskowano go- jako członka Ligi Sprawiedliwych, obrońcy swojego miasta. Clark Kent już został publicznie zabity- pociskiem wykonanym z kryptonitu.
     Zatrzymał wzrok. Przez chwilę myślałam, że patrzy na nas. Ale Rachel zauważyła, że spoglądał na dziesięciolatka, ubranego w długi płaszcz z kapturem, który stał na skrzynce po jabłkach. Miał w oczach łzy. Tłum nadal krzyczał słowa w obcym, nieznanym nam języku.
     Do Bruce'a podszedł Srebrny, z długim mieczem w dłoni. Ten zamknął oczy. Powiedział coś, po czym przebił mieczem jego brzuch na wylot. Przez kilka sekund rozlegał się przeraźliwy wrzask. Bruce upadł przed siebie. Srebrni krzyczeli z radości, a ludzie uciekali z placu, lub rzucali w stronę podium obraźliwe słowa. Chłopiec, któremu Bruce się przypatrywał, zakrył twarz kapturem i zacisnął pieści. W to, co działo się dalej, nie mogłyśmy uwierzyć. Czarnowłosy chłopiec rzucił się do przodu, przepychając przez Srebrnych. Zza podium wyłoniła się wściekła twarz dwudziestolatka, który wskoczył na podwyższenie i strzelił z pistoletu w jednego ze Srebrnych. Wszyscy zaczęli uciekać z placu.   
     Ja i Rachel wymieniłyśmy zdziwione spojrzenia. Chłopak dobiegł do podium, po czym kopiąc jednego ze Srebrnych, odebrał mu miecz. Jego wspólnik zdążył już powalić dwóch innych. Po kilku minutach, gdy plac opustoszał, a dwójka napastników pokonała Srebrnych, podbiegłyśmy do podium. Chłopiec podtrzymywał głowę Bruce'a i płakał. Chłopak, który mu pomagał, uciekł w głąb miasta.
     Rachel odciągnęła go od martwego Bruce'a. Wtedy dowiedziałyśmy się, że to był jego ojciec. Damian Wayne, który musiał patrzeć na jego śmierć. A chłopak, który mu pomagał, był przyrodnim bratem Damiana. Miesiąc później znaleźliśmy jego ciało.

     Wstałam i usiadłam obok Damiana. Wydarłam mu wodę z dłoni i wypiłam resztę. Po chwili oboje podnieśliśmy się z ławki.
     - Jeden na jeden? - zaproponował, unosząc brwi. Przytaknęłam z uśmiechem. Stanęliśmy naprzeciw siebie.
     - Skopię ci tyłek - zapewnił mnie Damian, robiąc jedną ze swoich zadowolonych min.
     - Może kiedyś - roześmiałam się.
     Wymierzył pierwszy cios. Zatrzymałam jego rękę tuż przed moją twarzą. Odepchnęłam ją na bok. Nie poddał się tak łatwo i spróbował uderzyć mnie w brzuch. Odchyliłam się i podpierając na rękach podcięłam mu nogi. Upadł na matę, ale gdy chciałam zablokować mu nogi i ręce, przeturlał się na bok. Szybko się podnieśliśmy. Uderzył z półobrotu, ale zdążyłam ukucnąć. Chwyciłam go za kostkę i pociągnęłam w swoją stronę. Stracił równowagę. Leżał na plecach ze zdenerwowaną miną.
     - Ha. Wygrałam - stwierdziłam tryumfująco. Odgarnęłam włosy z czoła i podniosłam Damiana. Wyglądał na zamyślonego. Ściągnął brwi i wbił wzrok w podłogę.
     - Czy ty aby przypadkiem nie dałeś mi wygrać? - spytałam, kładąc dłonie na biodrach. Spojrzał na mnie, jakby chciał coś usilnie ukryć. - Coś się stało?
     Podeszłam do niego. Westchnął cicho i uśmiechnął się do mnie słabo. Za maską zadowolenia, którą przybrał, zauważyłam niepokój. Zmarszczyłam czoło i ponowiłam pytanie. Damian zamiast odpowiedzieć, minął mnie i ruszył w stronę drzwi. Prychnęłam, przewracając oczyma. Damian zawsze zachowywał się dojrzale, ale czasami potrafił być uparty jak dziecko. Niektóre rzeczy musiałam wyciągać z niego przez kilka godzin. Taki już był- nie lubił się dzielić własnymi uczuciami.
     Po kilku minutach przebrałam się i ruszyłam pustym korytarzem w stronę pokoju, który stanowił moje 'biuro'. Stukot obcasów moich butów niósł się echem we wszystkie strony. Za kilkanaście minut miałam zebranie online. Zaczęłam zastanawiać się, co im powiedzieć. Źle czułam się za każdym razem, gdy patrzyłam im w oczy. Byli ode mnie o wiele starsi i często zastanawiałam się, co wśród nich robię. Dobrze, że chociaż jedna przywódczyni była w moim wieku.
     Weszłam do ciemnego pokoju. Zapaliłam światło i usiadłam przy laptopie. Wystukałam hasło i połączyłam się przez zakodowaną linię. Na ekranie pojawiła się roześmiana twarz Heather, która na widok moich uniesionych brwi spoważniała. Odłożyła kubek, który trzymała w dłoni na bok i odgarnęła ciemnobrązowe włosy z twarzy. Rzuciła mi słaby uśmiech. Dzięki temu wyglądała na wiele młodszą.
     Heather dowodziła oddziałem ROP w Central City. Przed wybuchem wojny działała w Nowym Yorku jako Dark Phantom. To w telewizji ją tak nazwano, ze względu na niezwykłe zdolności kamuflażu i skradania się. Była też świetnym szpiegiem i nożownikiem. Należała do szerokiego kręgu superbohaterów, ale nie byłą członkinią Ligi Sprawiedliwych, ani żadnej innej organizacji. Działa sama, nie lubiła mieć sprzymierzeńców. Skąd ja to znam?
     Na ekranie pojawiły się kolejne twarze. Do konferencji dołączył Nick i Wren. Oboje byli umięśnionymi mężczyznami po trzydziestce. Pracowali kiedyś razem, znali się od dłuższego czasu. Nick miał krótkie, czarne włosy i surowe, ciemne oczy. Rzadko się uśmiechał i niezbyt lubił kogokolwiek. Zastanawiałam się, czy dogaduje się ze swoim oddziałem. Podchodził do wszystkiego z dystansem i nie przywiązywał się do innych. Sama kiedyś tak postępowałam i wiedziałam, że zaufaniem trzeba obdarzać tylko odpowiednie osoby. Niektórzy w ogóle na nie nie zasługiwali.
     Wren był przeciwieństwem Nicka. Jego niebieskie oczy, pociągła twarz i jasnobrązowe włosy budziły ciepłe uczucia. Tak samo jak Heather, często się uśmiechał. Nie lubił mówić o sobie, czego często dowodził podczas rozmów. Gdy próbowaliśmy wydobyć z niego jakieś zdanie, zmieniał temat. Podejrzewałam, że nie miał zbyt wesołego życia. Mimo to często żartował i rozweselał wszystkich. Miło się z nim rozmawiało, szczególnie na tematy nie związane z wojną.
     Ostatnia dołączyła do nas, jak zwykle spóźniona Wil. Wymamrotała jakieś wytłumaczenie pod nosem i oparła podbródek na dłoni. Jej niebieskie oczy zalśniły z zadowoleniem. W końcu odezwała się Heather.
     - Jaka jest przyczyna wcześniej zwołanej rady, Megan?
     - No więc... - zaczęłam. Próbowałam skleić sensowne zdanie z tego, o czym myślałam przez ostatnie piętnaście minut. - Dostaliśmy nagranie, na którym widać dwójkę chłopaków, z których jednego rozpoznaliśmy. Trójka Srebrnych...
     - Ty też dostałaś to nagranie? - wcięła mi się Wil. Zamrugała szybko, trzepocząc rzęsami. - Ten dzieciak sprawiał wrażenie, jakby był po narkotykach. Za pomocą jakiegoś urządzenia, które przypominało strzykawkę pobrali coś z jego organizmu.
     - Co pobrali? Krew? - dociekał Nick. Przybrał swoją filozoficzną minę, co sprawiło, że miałam ochotę się roześmiać.
     - Nie wiemy, nie było tego widać na nagraniu - powiedziałam. Na jego twarzy pojawiło się rozczarowanie. Nic dziwnego, nie tylko jemu zależało na takiej informacji.
     Od miesięcy próbowaliśmy to rozgryźć. Dwa wielkie więzienia, które zbudowano w Gotham i Central City stanowiły dla nas zagadkę. Gdy tylko dostawialiśmy jakiekolwiek nagranie, ślad, cokolwiek, stanowiło to dla nas kolejny krok w drodze do okrycia sekretu, którym zostały owiane więzienia. Tak na prawdę nie wiedzieliśmy, co dzieje się w środku i dlaczego akurat tych ludzi utrzymywano przy życiu. Mieliśmy niewiele informacji o tych miejscach. Były bardzo dobrze zabezpieczone, a przy wejściach stało wielu strażników. Elektroniczne zamki, kamery na każdym kroku. W środku znajdowały się szklane cele, które wbrew pozorom były bardziej wytrzymałe od jakichkolwiek innych, zbudowanych przez ludzi. Każda próba wydostania się, lub przyłapania kogoś na wkradaniu się do środka była karana śmiercią. Dlatego każdy, kto działał z nami otrzymywał bezwzględny zakaz zbliżania się do tych więzień bez zezwolenia.
     Na początku wiedzieliśmy, że trzymano tam każdego bohatera i osobę z nadprzyrodzonymi mocami. Także przestępców. Dlatego duże kontrowersje wzbudziło przewiezienie Jokera do Gotham, gdzie prawdopodobnie przebywali wszyscy, którzy nienawidzili go ponad życie. Joker w celi naprzeciw Heleny Bartinelli (Huntress), Barbary Gordon (Batgirl) lub kogokolwiek, kto walczył z nim w Gotham za czasów Batmana, na pewno nie było przemyślane. Ale później do więzień zaczęły trafiać osoby, które zrobiły cokolwiek przeciwko Srebrnym. To wzbudziło w nas kolejne przemyślenia i refleksje.
     - Ale nie o to chodzi. Jeden z chłopaków, to Timothy Drake. Jeden z moich... przyjaciół to jego przybrany brat i zastanawiałam się... - podjęłam próbę wyjawienia moich zamiarów. Poprzedził mnie Wren, który przewidział prawdziwe intencje wcześniejszego zwołania rady.
     - Czy twój oddział nie mógłby go uwolnić? - uśmiechnął się do kamery. Przytaknęłam. Heather zrobiła niechętną minę, a w jej ślady poszedł Nick.
     - Gdyby pokój nie był zabezpieczony, moglibyśmy z łatwością zneutralizować kilku Srebrnych i sprawić, by nic nie pamiętali. A kamery to nie problem. Zyskalibyśmy dwójkę kolejnych członków. Jeden z nich jest nawet wyszkolony, przydałby się - powiedziałam. Wykorzystałam argument, który stanowił moją ukrytą broń. We wszystkich oddziałach brakowało wyszkolonych ludzi. Napadać na ciężarówki z jedzeniem i obezwładniać dwójkę kierowców potrafił każdy. My jednak potrzebowaliśmy także osób sprytnych, doświadczonych w walce, do ważniejszych misji i zadań. A większość takich osób przebywała w więzieniu, albo w grobie.
     - To nadal zbyt wielkie niebezpieczeństwo - pokręciła głową Heather. - A co jeśli się nie uda, Megan? Nie wątpię w twoje umiejętności, ani nikogo z twoich agentów. Jednak dobrze wiesz, z kim udaliśmy się na wojnę. A ty, jako jedna z naszej piątki, jesteś w jej centrum. Dodaj do tego fakt, że wasza komisarz już coś wie. Być może to nie wystarczające informacje, by cię aresztować. Ale jeśli Srebrni przyłapią cię na wkradaniu się do ich więzienia, dobrze wiesz co to może znaczyć.
     Spuściłam wzrok. Miała rację, choć z trudem to przyznałam. Jeśli zostałabym złapana, najpierw wydobyliby ze mnie wszystko, co może się im przydać, a później zabili. Jednak coś nie pasowało mi w tym nagraniu. Stanowiło kolejną zagadkę, której nie potrafiłam rozwiązać. Dlaczego przetrzymywano tylu ludzi? Do czego służyły tajemnicze urządzenia?
     - Zgadzam się z tobą Heather. Jednak gdyby udało im się bez komplikacji dostać do środka, pomyśl tylko - rozmarzyła się Willow, machając swoimi różowymi włosami. - Oni przeżyli. Wiedzą, dlaczego Srebrni ich przetrzymują. Mogliby powiedzieć, do czego potrzebne im tyle osób w więzieniach. Przecież niektórych zabito już przy pierwszej okazji, uznając za zbyt potężną broń. Srebrni nie są głupi. Czuję, że tu chodzi o jakąś grubszą sprawę.
     - Ma rację. Srebrni mają jakiś interes w tych ludziach. Szczególnie, że decydująca większość z nich posiada magiczne zdolności, lub inne nadprzyrodzone umiejętności. Poza tym, jeszcze nie udało nam się schwytać żadnego Srebrnego, ani nikt nie uciekł z tych więzień. Takie osoby przechyliłyby szanse na wygraną na naszą stronę - potwierdził jej słowa Wren.
     Uśmiechnęłam się pod nosem. Trzy na dwóch. Mimo, że nie podjęliśmy jeszcze decyzji, mieliśmy przewagę. Liczyłam na to, że pozwolą mi na tę akcję. Nie chciałam czekać, aż Srebrni nas odkryją. Musieliśmy zaatakować i dowiedzieć się czegoś więcej o nich. To właśnie powiedziałam do Heather.
     Westchnęła głośno i odgarnęła włosy z twarzy jednym ruchem. Miała zrezygnowaną minę. Spojrzałam na Nicka, który nadal miał nieugięty wyraz twarzy. Jego zawsze było trudno do czegokolwiek przekonać.
     - I tak was nie odwiodę od tego pomysłu - odezwał się wreszcie. - Rób, co uważasz za słuszne Megan. Zachowaj jednak wszelkie środki ostrożności. Nie możesz sobie pozwolić na zostawienie jakichkolwiek śladów. Postarajcie się nie zwracać na siebie uwagi. Tylko ta dwójka stanowi wasz cel. Nie wolno wam uwalniać nikogo innego. Pamiętaj- jeśli Srebrni dowiedzą się o nas, to będzie wyłącznie twoja wina. Poniesiesz konsekwencje, gdyby coś poszło nie tak. A teraz muszę wracać do swoich zajęć.
     Rozłączył się. Reszta także to zrobiła. Odetchnęłam ciężko i odchyliłam się na fotelu. To było jedno z trudniejszych zebrań. Nagle sobie uświadomiłam, co zrobiłam. Przekonałam ich, by pozwolili mi włamać się do więzienia w Gotham. Nasza najbardziej żelazna zasada właśnie została nagięta. Po raz kolejny czułam ciążącą na mnie odpowiedzialność.


____

No i się stało :) Oficjalnie nadeszła II seria. W dziale 'Bohaterowie' pojawiły się już opisy nowych postaci, z czasem będę uzupełniać tą zakładkę.
Pewnie kilka rzeczy was zaskoczyło w tej notce. Ian i Terra przy stole, Willow jako przywódca jednego z oddziałów. No i oczywiście sama Megan. Wspólny wróg jednoczy ludzi :]
Przy okazji dziękuję gorąco za 6000 wejść! *-* Mam zaciesz za wszystkie czasy ;)
Ponieważ za tydzień zaczynają mi się ferie, spodziewajcie się dwóch notek w tygodniu. Naszła mnie wena, więc napisałam całkiem sporo. Przed feriami pojawi się 2 rozdział ( chyba w czwartek ). 
Zapraszam do odwiedzania i aktywnego komentowania ;)  

3 komentarze:

  1. Rozdział niesamowity, trzymający w niepewności do samego końca. Lałam ze śmiechu kiedy przeczytałam "Nie dawajcie mu znieczulenia." XD Przyznaje na początku nie mogłam uwierzyć, że Willow to ta sama dziewczyna co wcześniej, ale ostatecznie moje wątpliwości rozwiały różowe włosy.
    Strasznie się cieszę, iż w tym tygodniu pojawią się dwie notki ^.^
    Czekam z niecierpliwością :3

    OdpowiedzUsuń
  2. O rajciu ^^
    Przeczytałam tego bloga od deski do deski ;D
    Wszysko jest tu zarąbiste.
    Ta notka zaparła mi dech, po prostu nwm co napisać +.+
    Czekam na nexta ^^

    P.S Jestem Ejmix †.†

    OdpowiedzUsuń
  3. Super notka nie moge sie doczekac nastepnej:) Mam nadzieje ze bedzie w tym tygodniu :)
    ~Eva

    OdpowiedzUsuń