środa, marca 19, 2014

Rozdział 10 (45). "Koszmary wracają"

"Każdy sen, ten czarowny i piękny, zbyt długo śniony zmienia się w koszmar. A z takiego budzimy się z krzykiem."

- Andrzej Sapkowski

     - Puszczaj!!! Postaw mnie na ziemi! - wydzierał się na całe gardło Damian. Richard śmiał się równie głośno. Siedziałam na podłodze i obserwowałam, jak nawzajem się denerwują już od ponad pół godziny. Jednocześnie owijałam dłonie bandażami bokserskimi. Podniosłam wzrok. O wiele wyższy od Damiana Richard trzymał go za kostki głową do ziemi.

     - Megan! Zrób coś - rzucił błagalnie w moją stronę. Uśmiechnęłam się łobuzersko i wróciłam do przerwanego zajęcia. Damian jęknął, co wywołało kolejny wybuch śmiechu Richarda.
     - Dobra. Postawię cię, jak odwołasz co powiedziałeś i przeprosisz - zlitował się. Twarz Damiana wykrzywiła się w grymasie. Jedną z rzeczy których nienawidził, było właśnie przepraszanie.
     - Za co dokładnie? Że twoja dziewczyna mnie denerwuje, czy za to że jesteś idiotą? - zaśmiał się. Richard potrząsnął Damianem, a ten zaczął krzyczeć. Roześmiałam się. Damian nigdy by tego nie przyznał, ale polubił mojego brata. Spędzali ze sobą dużo czasu. Mimo, że czasami Damian rzucał jakieś złośliwe uwagi, to Richard na to nie reagował z większym przejęciem. Potrafił z nim normalnie rozmawiać, jako jeden z niewielu.
     - Dobra! Odwołuję. Tylko puść mnie już - poddał się Damian. Wyglądał uroczo, wisząc głową do ziemi, z wypiekami na twarzy. Richard położył go na ziemi i zaśmiał się krótko. Damian rozłożył ręce na boki i westchnął z ulgą. Richard usiadł obok mnie. Skończyłam owijać dłonie i byłam gotowa do wyżycia się na worku treningowym. Miałam jakąś godzinę. Później mieliśmy iść do centrum miasta, na publiczne ogłoszenie nowego prezydenta.
     - Dzięki za pomoc - rzucił sarkastycznie.
     - Do usług - uśmiechnęłam się. Damian spojrzał na mnie spode łba, po czym się podniósł.
     - To jak? Z kim dziś ćwiczę?
     - Richard zgłasza się na ochotnika - odpowiedziałam szybko, jednocześnie wstając. Richard przeszył mnie udawanym przerażonym wzrokiem. Uśmiechnęłam się szeroko i podeszłam do czarnego worka, zawieszonego na suficie.
     - Nie pamiętasz co było trzy dni temu? Kopnął mnie w szczękę! Nie mogłem normalnie jeść.
     Wypominał to przy każdej możliwej okazji. Nigdy nie zapomnę chwili, gdy Damian wił się ze śmiechu, a Richard z bólu.
     - Przesadzasz. Nie uderzyłem tak mocno.
     Richard się podniósł, mrucząc coś pod nosem z niezadowolenia. Uśmiechnęłam się pod nosem i zacisnęłam dłonie w pięści. Stanęłam w odpowiedniej pozycji przed workiem. Kątem oka zauważyłam, jak Damian i Richard stają naprzeciw siebie. Cieszyło mnie to, że się dogadali. Wymierzyłam workowi prawy sierpowy. Dobrze było choć przez chwilę móc się odprężyć i zapomnieć o tym, co się dzieje na powierzchni.

     Już od dłuższej chwili byliśmy na placu. Zgromadziło się mnóstwo ludzi, pomimo pochmurnej pogody. Specjalnie ustawiono prowizoryczną scenę. To wydarzenie musi wiele znaczyć dla Srebrnych. Pytanie brzmi: Co tak ważnego przeoczyliśmy? Dlaczego tak bardzo interesuje ich to, kim będzie nowy prezydent?
     Rachel razem z dwójką innych osób miała stać na jednym końcu placu. Ja, Damian i Richard, na drugim. Założyliśmy kaptury, by nikt nas nie rozpoznał. Srebrni przyglądali nam się z pogardą i wyższością. Starałam się ignorować te pełne wrogości spojrzenia.
     Na scenę weszło kilka osób. Rozpoznałam wśród nich komisarz policji Gotham i człowieka, który zarządzał więzieniem. Jego wyraz twarzy zwiastował, że niedługo liczba więźniów się powiększy. Nowy prezydent musiał mieć jego poparcie.
     Nic nie rozumiałam z tego, co mówili. Wokół nas stało mnóstwo Srebrnych, przysłuchujących się z uwagą. Damian splótł ręce na piersi i obserwował czubki własnych butów. Richard błądził wzrokiem po zatłoczonym placu. Przystąpiłam z nogi na nogę. To trwało strasznie długo, a moja ciekawość nasilała się z każdą upływającą minutą. Kim jest ta osoba?
     Odpowiedź przyszła chwilę później. Wychwyciłam znajome nazwisko. Cała nasza trójka znieruchomiała i wbiła wzrok w scenę. A na nią, dumnym krokiem wszedł nie kto inny jak Talia al Ghul. Spojrzała w stronę zgromadzonych. Zatrzymała wzrok na nas. Niemożliwe. Uśmiechnęła się fałszywie i odgarnęła brązowe włosy za plecy. Zacisnęłam zęby. Srebrni zaczęli wiwatować. To sprawiło, że wytrzeszczyłam oczy ze zdziwienia. Talia...! Przecież ona jest człowiekiem. Jak Srebrni mogli się zgodzić na coś takiego? Jak mogą się z tego c i e s z y ć?
     Spojrzałam na Richarda. Był tak samo zszokowany jak ja. Gdy odwróciłam się w prawo, by sprawdzić jak zareagował Damian, nie zauważyłam go. Zniknął. Rozejrzałam się wokół z niepokojem. Ktoś przedzierał się przez tłum w przeciwną stronę. Bez wahania pobiegłam za nim. Wciąż nie dotarło do mnie, co stało się przed chwilą. Nie potrafiłam tego zrozumieć.
     Gdy wydostałam się ze zbiorowiska, byłam już porządnie zdyszana. Nie mogłam go dogonić. Skręcił w jakąś boczną uliczkę. Pobiegłam dalej. Po chwili dołączył do mnie Richard.
     - Co się stało? - wydusił.
     - Nie wiem - pokiwałam głową.
     Zatrzymaliśmy się. Damian stał pod ścianą, z kapturem założonym na głowę. Miał zaciśnięte pięści. Wzięłam kilka głębokich wdechów i podeszłam do niego. Miał nieobecny wzrok i wstrząśnięty wyraz twarzy. Nie wyobrażałam sobie nawet, jak się czuł. Matka zostawiła go w środku piekła całkiem samego, mimo że bez przeszkód mogła uciec razem z nim. Teraz jednak wróciła jako nasz wróg. Zdradziła własną rasę. To się nie mieściło w głowie.
     Chwyciłam go za ramiona i potrząsnęłam nim lekko. Nie reagował. Patrzył pusto przed siebie, kompletnie nas ignorując.
     - Damian! Słyszysz mnie? Odpowiedz! - krzyknęłam i jeszcze raz nim potrząsnęłam. Richard chwycił mnie za rękę i odciągnął od niego. Przeczesałam włosy palcami. Co się tutaj do cholery dzieje?! Rozejrzałam się wokół zagubionym wzrokiem, bliska wpadnięcia w rozpacz. To wszystko zaczynało mnie przerastać. Ile jeszcze muszę wytrzymać...?
     - Dlaczego ona tutaj jest? - usłyszałam cichy głos Damiana. Odwróciłam się w jego stronę. Siedział pod ścianą, na ziemi, i obejmował głowę rękoma. Powoli do niego podeszliśmy. Wciąż był w szoku. Uklęknęłam po jego jednej stronie.
     - Nie wiem - odpowiedziałam szczerze. Położyłam dłoń na jego ramieniu. Spojrzał na mnie kątem oka. Nie ukrywałam, że mnie ta informacja także mnie przytłacza. Bo co to dla nas znaczy? Że będzie tylko gorzej i gorzej...
     - Musimy się zbierać - wtrącił się Richard. Stał przed nami, obserwując ulicę. Skierowaliśmy wzrok w tamtą stronę. Panowało zamieszanie, każdy biegł w inną stronę. Podnieśliśmy się i stanęliśmy obok Richarda.
     - Co tam się dzieje?
     - Chodźmy sprawdzić - rzucił oschle Damian i ruszył przed siebie. Wymieniliśmy z Richardem spojrzenia i poszliśmy za nim. Takie zamieszanie nie zwiastuje nic dobrego.
     Srebrni i ludzie biegali w różne strony. Właściwie, to Srebrni uciekali, a ludzie grozili im bronią, którą nie wiadomo skąd wzięli. Na plac z różnych stron wchodzili uzbrojeni policjanci, ale ludzie nie wycofywali się. Wybijali szyby w okolicznych budynkach butelkami i innymi przedmiotami. Było to najwyżej trzydzieści parę osób, większość w średnim wieku, mężczyźni. Staliśmy oszołomieni. Nigdy nie spodziewalibyśmy się, że wybuchnie bunt.
     - No tak. Skoro Talia zdradziła ludzi, by stanąć na czele Srebrnych w Gotham, nie można im się dziwić - podsumował Richard. Ktoś trącił mnie w ramię, gdy biegł. Zaczęłam szukać wzrokiem Rachel i dwójki osób które z nią były. W tym zamieszaniu nie mogłam ich dostrzec. W miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą stała Talia, teraz było pusto. Uciekła.
     Rozległo się kilka wystrzałów i krzyki. Srebrni zaczęli się jeszcze szybciej ulatniać. Pociągnęłam Richarda i Damiana za rękawy i schowaliśmy się w cieniu budynku.
     - Nie ruszajcie się - rzuciłam krótko. Nie wiedziałam nawet co się dzieje, więc nie mogłam ich bezsensownie narażać. Damian chciał zaprotestować, ale spojrzałam na niego ostrzegawczo. Dalej obserwowaliśmy plac.
     Po minucie nie było już tutaj cywilów. Grupę ludzi otoczyła spora ilość policjantów. Grupy mierzyły w siebie pistoletami. Na ziemi leżał w kałuży krwi jakiś mężczyzna, jeden z protestujących. Ktoś wykrzykiwał groźby w stronę Srebrnych. Na ich twarzach malował się strach, ale też determinacja i wściekłość. Jest ich zbyt wielu. Nie mają szans na przeżycie. Nie wiem nawet, czy my zdołalibyśmy ich uratować. Jest nas tylko trójka. Najwyraźniej pozostali uciekli.
     - Odłóżcie broń! - krzyknął do ludzi jeden z policjantów. Nie dodał "wtedy nic wam się nie stanie". Już byli na przegranej pozycji. Zacisnęłam pięści. Co mam zrobić? Mają przewagę liczebną. Skażę ich na śmierć, czy spróbuję uratować? Serce biło mi coraz szybciej. Nie nadaję się na tak odpowiedzialną pozycję!
     - Megan, musimy coś zrobić! - szepnął do mnie Damian. Już wyjął miecz. On był w każdej chwili gotów do walki. Ale jaką mam gwarancję, że jego także nie rozstrzelają? Spojrzałam na niego bezradnie.
     - Nie zamierzam na to patrzeć - wycedził Richard przez zęby. Wyjął kij i pobiegł przed siebie. To wystarczyło, bym ruszyła się z miejsca. Policjanci od razu nas zauważyli. Wyjęli broń i rzucili się na nas.
     Zaklęłam pod nosem. Odpięłam sai i zacisnęłam palce na rękojeściach. Teraz było za późno na odwrót. Rozległy się strzały i kilku Srebrnych padło na ziemię. Ludzie z krzykiem rozpoczęli atak. Dotarł do mnie pierwszy z napastników. Pchnął miecz do przodu, prosto w mój brzuch, ale z gracją odskoczyłam na bok. Szybkim ruchem przecięłam jego nadgarstek. Złapał go drugą dłonią, przez co jego miecz było teraz łatwiej wytrącić. Użyłam sai by wypchnąć mu ją z ręki. Wściekły, kopnął mnie w łydkę. Poczułam ból, ale nie zwracałam na niego uwagi. Zrobiłam krok do przodu i kolanem uderzyłam go w brzuch. Zgiął się wpół, a ja wbiłam mu sai w plecy.
     Wyszarpnęłam sai z ciała i bez wzruszenia zaczęłam walczyć z kolejnym. Wokół słyszałam strzały, krzyki i szczęk broni. Ja zatraciłam się w walce. Skupiałam się na precyzyjności własnych ruchów i unikaniu najmniejszych błędów. Zostawiałam za sobą krwawą ścieżkę, wbijając ostrze w brzuch, plecy, gardło, skręcając karki. Chciałam to jak najszybciej zakończyć, bo wiedziałam że każda minuta dłuższej walki oznacza, że posiłki są coraz bliżej.
       Po prawie dziesięciu minutach nieustającej walki, coś zaczęło się zmieniać. Usłyszałam krzyki rozpaczy i pojedyncze strzały. Spojrzałam na lewo. Przy ścianie stała dziesiątka osób, wszyscy tyłem do nas. Ręce trzymali nad głową. Do ich głów Srebrni przykładali ich własną broń, krzycząc przy tym na nich. Zatrzymałam się na moment, oszołomiona. Zapomniałam, że otaczają mnie policjanci. Stało się to moim błędem.
     Poczułam potężne uderzenie w plecy. Całe powietrze wyleciało mi z płuc i upadłam twarzą na ziemię. Coś trzasnęło. Moje usta pokryły się krwią, a ja ledwo mogłam złapać oddech. Ktoś podniósł mnie za ramiona i pchnął do przodu. Przed oczyma miałam czarne plamy i nie potrafiłam utrzymać równowagi. Uderzyłam głową o ścianę. Po chwili poczułam, że ktoś przykłada do mojej głowy pistolet.
     - Poddajcie się, albo zabijemy ich na miejscu! - krzyknął ktoś za moimi plecami. Hałasy i odgłosy walki umilkły. Nic nie widziałam. Oparłam czoło o ścianę i starałam się złapać oddech. Czyżby to już był koniec?
     - Damian! - usłyszałam głos Richarda. Pistolet upadł na ziemię, a ja gwałtownie się odwróciłam. Srebrny leżał na ziemi, a Damian siedział na nim. Wyciągnął miecz w górę i wbił go w gardło policjanta. Krew błyskawicznie pokryła jego twarz. Jego całkowicie spokojną twarz. Wstał powoli i bez wahania zaczął walczyć z resztą Srebrnych. Jednak zanim zdążył zrobić coś jeszcze, rozległo się jednocześnie dziesięć głośnych strzałów, a ciała zsunęły się na ziemię. Poczułam przesiąkającą przez moje ubrania krew najbliżej rozstrzelanej osoby. Przesunęłam czerwonymi palcami po twarzy. To moja wina.
     Osunęłam się na ziemię, jakby mnie także przeszył jeden z pocisków. Ukryłam twarz w dłoniach. Ten świat jest okrutny.
     Ktoś delikatnie mnie objął. Opuściłam dłonie. Nie miałam pojęcia, ile czasu minęło. Jednak ja już nie siedziałam na ulicy. Teraz byłam w pokoju, do którego zanosiliśmy rannych. Ze wszystkich stron otaczały mnie białe zasłony. Siedziałam na łóżku. Powoli podniosłam wzrok. Jak tu trafiłam?
     Richard stał przede mną i bezgłośnie coś mówił. Dlaczego tylko otwiera usta? Spojrzałam na prawo. Rachel, Kori i Victor stali tuż obok. Patrzyli na mnie zmartwionym wzrokiem. Rozejrzałam się wokół z przestrachem. Skąd się tu wzięłam? I dlaczego nic nie słyszę? Złapałam się za głowę. Okropnie szumiało mi w uszach.
     - Megan? Słyszysz mnie? - Głos był bardzo odległy, ale wyraźny. Richard chwycił mnie delikatnie za nadgarstki i położył moje dłonie na kolanach. Spojrzałam na niego. Po chwili pokiwałam twierdząco głową. Westchnął z ulgą. Dotknęłam mojej twarzy. Nie było już na niej krwi, a mój nos nie był złamany.
     - Co się stało? - spytałam spokojnie.
     Richard i Rachel spojrzeli na siebie. Ściągnęłam brwi. Dlaczego nic nie mówią?
     - Po tym jak rozstrzelali tych ludzi, pojawiło się więcej policjantów. Ja i piątka innych osób dotarliśmy na miejsce w tym samym momencie. Pobiegłam po wsparcie, bo wiedziałam co się szykuje - wyjaśniła Rachel. To dlatego nigdzie jej nie było. - Straciłaś na jakiś czas słuch, bo stałaś tuż obok. Od razu zanieśliśmy cię tutaj. W tym czasie Richard pomógł uciec ocalałym ludziom. My zatrzymaliśmy na jakiś czas policjantów, a później sami uciekliśmy.
     - A Damian?
     Nikt nie odpowiedział. Zacisnęłam palce w pięści. Nie. Nie! Spojrzałam wściekle na Rachel. Spuściła wzrok i ukryła twarz za czarnymi włosami.
     - Gdzie jest Damian? - syknęłam.
     - Żyje - sprostował Victor. - Leży obok.
     Zeskoczyłam szybko z łóżka i pomimo sprzeciwu, odsunęłam zasłonę. Damian faktycznie tam był. Leżał nieruchomo na łóżku. Miał głowę grubo owiniętą bandażem. Podeszłam bliżej i stanęłam tuż obok. Jego oczy były zamknięte. Nie wiedziałam co powiedzieć. Po prostu tkwiłam w bezruchu, nie mogąc się ruszyć. Ci ludzie, Damian...
     Dotknęłam jego dłoni. Nagle się zacisnęła. Otworzyłam szerzej oczy i odwróciłam głowę. Patrzył prosto na mnie. Uśmiechnęłam się. Ale na jego twarzy był tylko... smutek. Uśmiech zniknął z mojej twarzy. Damian wpatrywał się we mnie, jakby stało się mu coś na prawdę potwornego.
     - O co chodzi? - spytałam ostrożnie. Puścił moją dłoń i usiadł. Nie zaprotestowałam, mimo że powinien odpoczywać. Jego głowa nie była w dobrym stanie, skoro Rachel nie zdołała uleczyć urazu swoimi mocami. Podciągnął kolana pod brodę i oparł o nie czoło. Czułam rosnący niepokój. O czym mi nie powiedzieli?
     - Przepraszam - wykrztusił niewyraźnie Damian.
     - Za co? - zdziwiłam się i usiadłam obok niego. Rachel z ponurą miną naciągnęła zasłonę, oddając nam namiastkę prywatności. Damian podniósł głowę. W jego oczach błyszczały łzy. Wstrzymałam oddech. Wszystko jest dobrze, prawda? Nic się nie stało, nie masz się czym martwić.
     - To moja wina. Zachowałem się jak dzieciak. Jak mogłem być tak głupi? - wyszeptał, chowając twarz w dłoniach. Nadal nie rozumiałam, o czym tak właściwie mówi. Milczałam jednak. Nie odważyłam się spytać. Niepewnie położyłam mu dłoń na ramieniu. Cały drżał. Nigdy nie widziałam go w takim stanie. Zawsze zachowywał zimną krew, nawet w najgorszych sytuacjach. - Oni nie żyją i to przeze mnie, bo dałem się ponieść emocjom!
    Rzucił poduszką o zasłonę. Miał wściekły wyraz twarzy. On był zły... na siebie. Rzucił się na mężczyznę, który mierzył we mnie z pistoletu. Przez to ci ludzie zostali rozstrzelani na miejscu. Odsunęłam rękę. Nie wiedziałam co powiedzieć. W głowie kłębiło mi się mnóstwo myśli, czułam się okropnie zagubiona.
     Ilu ludzi uważa, że wojna to okazja do wykazania się patriotyzmem? Albo popisania się własnymi umiejętnościami? Ale rzeczywistość jest o wiele bardziej szara, niż nasze tęczowe wyobrażenia. Wojna niszczy życie. Wojna jest czymś, o czym chcesz zapomnieć. Na zawsze.

_____

No i jest :) Gdybyście zauważyli jakiś błąd, to napiszcie w komentarzu. Mogłam coś przeoczyć. 
Zapraszam do komentowania! :))

A tak z innej bajki. Ktoś widział już Nightwinga w nadchodzącym "Son of Batman" ? Aww *-* 


W końcu porządnie go zrobili w filmie animowanym ^^ Już się nie mogę doczekać maja !

8 komentarzy:

  1. No nie moge :( Takie smutne, tyle ludzi zginęło. Ostatnio byłam na "Kamienie na szaniec" i tam była scena gdy rozstrzelali ludzi. Tutaj tak sobie to wyobraziłam.... Choć w pewnym sensie jestem dumna z ludzi, wykazali się odwagą, buntując się przeciwko Srebrnym. Tak bardzo żal mi Damiana.... Pewnie będzie się teraz obwiniać..... A to przecież nie jego wina! Tak bardzo starał się opanować, że w pewnym mamencie wybuchł..... Mam nadzieje że Megan mu pomoże.....
    Rozdział bardzo mi się podobał, choć nienawidze gdy niewinni umierają.... Nie mogę sie doczekać końca tej wojny...
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział :)
    Całuję i ściskam mocno :*
    Inverno

    OdpowiedzUsuń
  2. dymnym krokiem-chyba dumnym :)
    Tak jak Inverno bylam na kamieniach i wlasnie szkoda mi tych biednych ludzi ktorzy zgineli chociaz wiem ze za wojna ida straty, wiele osob traci zycie itd., ale co maja do tego niewinni ludzie ktorzy z dnia na dzien traca swoj kraj, swoje domy itd. Dla zachcianek w twoim wypadku Srebnych.
    ~Eva

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo ładny rozdział. Cóż, jeśli ładnym można nazwać zabicie kilku ludzi i niezliczoną ilość srebrnych. ^^ Jeśli się nie obrazisz to chciałabym podsunąć ci pewien pomysł. Może napiszesz notkę o życiu jednego ze srebrnych. No wiesz o tym, że ma rodzinę, dziecko, uczucia. Nie wiem kim są do końca ale jeśli czymś podobnym do ludzi to mogłoby ładnie zaobrazować, że nie tylko ruch oporu ma uczucia. Z tamtej strony też giną (napisałabym ludzie, ale to nie ludzie) istoty mające serca. Jeśli oglądałaś "Kamienie na Szaniec" (konkretnie kiedy pokazane są 2 zdjęcia niemca, jedno z rodziną, a drugie na tle wiszących żydów) to wiesz o co mi chodzi. :) Ale to tylko sugestia.
    A tak BTW Kiedy zaprogramowałaś Damianowi poczucie winy?! XD Taki mały skurczybyk, pewnie nie miał by wyrzutów gdyby sam zabił tych ludzi, pod pretekstem innych poglądów, czy coś takiego.
    Z niecierpliwością czekam na next'a. :*
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Całkiem niezły pomysł :) Zastanawiałam się nad czymś podobnym, więc jak mnie wena najdzie to coś takiego napiszę. Ale raczej trochę poczekacie, bo jakbym już miała napisać, to byłoby o wiele dłuższe od zwykłego rozdziału.
      Kurczę, czy cała Polska była na "Kamieniach na szaniec" ? ;D Ja też byłam, taki szczegół :DD
      A z Damianem to taka skomplikowana sprawa. Myślę, że zrozumiecie to z czasem, gdy zaczną się wyjaśniać jego relacje z matką. :))

      A właśnie, kiedy się weźmiesz i napiszesz następny rozdział na którymś ze swoich blogów, hm.? Bo czekam i czekam, a tu nic! Nie mam co czytać (pomijając te dwadzieścia książek na mojej liście "co mam przeczytać do wakacji") i zostałam zmuszona do nauki! -.-

      Usuń
  4. Nightwing taki przystojny, Wow ☆.☆
    Co to? Damian nam wymiękł? Chociaż właściwie trudno mu się dziwić, przez niego zginęło tyle ludzi... Jestem ciekawa jak się po tym wszystkim pozbiera ;)
    Talia prezydentem Gotham? To właściwie dało się przewidzieć, ale jakoś na to nie wpadłam. Chyba zaczynam po części podejrzewać, co ma z tym wszystkim wspólnego Liga Zabójców i wydarzenia z poprzedniej serii. Widzę, że postanowiłaś nawiązać do komiksu, co? Jeśli oczywiście moja teoria jest prawidłowa. Postać Damiana jest tutaj całkiem na miejscu. Zastanawia mnie tylko, dlaczego i Megan i Damian nic nie wspomnieli o swoim spotkaniu w poprzedniej serii? Czyżby Megan o tym zapomniała, a Damian postanowił nie wracać do ciężkiej przeszłości? Intrygujące.
    Zgadzam się w pełni ze Scary Girl! Przeczytanie czegoś takiego byłoby całkiem interesujące. W końcu chyba każdy chciałby wiedzieć, jak to działa po stronie Srebrnych, ich motywy, co planują ( o tak, tak ^^ ) i jak oni postrzegają całą tą wojnę. Ja mogę cierpliwie wytrzymać te dwa tygodnie bez rozdziału, czy ile ci tam trzeba żeby to napisać. :))
    Przy okazji zapraszam do mnie pod koniec przyszłego tygodnia, będzie nowy rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  5. UWIELBIAM CIĘ..świetne notki..przeczytałam wszystkie :) czekam na następną...
    Weronika

    OdpowiedzUsuń
  6. Piękny rozdział. Damian ma poczucie winy, no tego jeszcze nie było. Ale w końcu to tylko jedenastoletni dzieciak. Szkoda tych ludzi. Ale taka jest właśnie wojna. Uwielbiam jak piszesz, Twoich bohaterów, a obrazka Nightwing'a nie widziałam, bo mam tylko jedną wielką, czarną plamę ;) ale wiem jak wygląda, bo oglądałam, więc za dużo to mnie nie ominęło.;)
    Pozdrowionka,
    Alfik

    OdpowiedzUsuń
  7. Co do Talii- jakoś specjalnie to mnie nie zaskoczyłaś; od paru rozdziałów zaczęłam podejrzewać, że to właśnie ona została prezydentem. No i to co zawsze- super!

    OdpowiedzUsuń