sobota, marca 01, 2014

Rozdział 8 (43). "Wróciłeś"

"Powiedz coś, bo rezygnuję z Ciebie
Będę tym jedynym, jeśli tego zechcesz
Gdziekolwiek, podążałbym za tobą
Powiedz coś, bo rezygnuję z Ciebie

I czuję się taki mały
Nic z tego nie rozumiem
I nic już nie wiem

I potknę się i upadnę
Wciąż uczę się kochać
Zaczynam dopiero raczkować

Powiedz coś, bo rezygnuję z Ciebie
I przepraszam, że nie mogłem do Ciebie dotrzeć
Gdziekolwiek, podążałbym za tobą
Powiedz coś, bo rezygnuję z Ciebie

I schowam swoją dumę do kieszeni
Jesteś jedyną, którą kocham
I mówię "żegnaj"

Powiedz coś, bo rezygnuję z Ciebie
I przepraszam, że nie mogłem do Ciebie dotrzeć
I gdziekolwiek, podążałbym za tobą

Powiedz coś, bo rezygnuję z Ciebie

Powiedz coś, bo rezygnuję z Ciebie
Powiedz coś."


- A Great Big World - Say Something


*Koriand'r*

     Stałam już na zewnątrz. Podjęłam decyzję. Obiecałam sobie, że bez względu na wszystko go uwolnię, gdy tylko nadarzy się okazja. A teraz takowa istniała. Musiałam to zrobić. Nie potrafiłam się pogodzić, zapomnieć, albo z tym żyć. Nie chciałam wstawać rano ze świadomością, że Richard też się obudził, tylko że w więzieniu. To było dla mnie nie do zniesienia, nie rozumiałam jak Megan sobie z tym radzi. Skoro się kogoś kocha, to trzeba zrobić dla niego wszystko.

     Być może był to najbardziej ryzykowny czyn w moim życiu. Nie obchodziło mnie to. Po prostu ruszyłam przed siebie, zmierzając w stronę więzienia. W myślach wciąż powtarzałam sobie, że wszystko się uda, że wszystko będzie dobrze. Okłamywałam się, by jakoś wytrwać nadchodzące godziny. Byłam świadoma, że wszystkich narażam, że będą na mnie wściekli a może nawet wyrzucą na ulicę.
     Po godzinie marszu byłam na miejscu. Przednią część piętrowego budynku zasłaniał wysoki mur, który mogłam z łatwością przelecieć. Tylko z przodu był umieszczony mur. Resztę budynku otaczały zwykłe mieszkania, sklepy, należące do Srebrnych. W tej części miasta nie mieszkali ludzie. Rozejrzałam się wokół i przemknęłam między dwoma budynkami idąc równolegle do wschodniej ściany wiezienia. Serce kołatało mi w piersi, czułam ogarniający mnie strach. Wcześniej już się włamywałam do różnych budynków, ale nigdy do takich jak ten. Co prawda miałam plan, a raczej pomysł, ale mimo to miałam wątpliwości. Zatrzymałam się przy oknie, które już wcześniej obserwowałam. Przyszłam już tutaj kilka razy, by obejrzeć otoczenie i ułożyć jakiś tok postępowania. W tym przypadku nie dało się nic przewidzieć, ale wiedziałam co robić.
     Zacisnęłam palce na rękawach bluzy i przełknęłam ślinę. Dasz radę. Obejrzałam się wokół, czy nikt mnie nie obserwuje. O tej godzinie nie było tutaj zwykle Srebrnych. Tak też było i dzisiaj. Uniosłam się w powietrze i poleciałam przed siebie. Kamery na ścianach obracały się dość powoli, bym zdążyła wejść do środka. Tylko to okno dało się normalnie otworzyć. Za nim znajdowało się małe pomieszczenie, w którym przechowywano stroje dla strażników. Mój plan był prosty- przebrać się, unikać spotkania z innymi strażnikami, znaleźć Richarda i uciec.
     Po kilku sekundach otworzyłam okno. Wślizgnęłam się do środka. Nikogo nie było. Szybko znalazłam kobiecy mundur, zrzuciłam z siebie niepotrzebne ubrania i przebrałam się. Po minucie byłam gotowa. Wiedziałam, że takie przebranie nie wypali na dłuższą metę, bo mój kolor skóry znacząco różnił się od Srebrnych. Jednak stojąc tyłem nikt mnie nie rozpozna.
     Otworzyłam drzwi na korytarz. Rozejrzałam się szybko. O tej porze w budynku było niewielu strażników, większość miała warty przy wejściu. Często obserwowałam więzienie, bo wiedziałam że ta chwila kiedyś nadejdzie. Zamknęłam cicho drzwi i zaczęłam bezszelestnie iść przed siebie.
     Na początku były tylko długie, szare korytarze. Czasami jakieś drzwi, nieoznaczone lub podpisane numerkiem. Wokół panowała całkowita cisza. Nie natknęłam się na nikogo. Później jednak pojawiły się cele. W środku spali zwykli ludzie. Wyglądali na całkiem zdrowych, średnio w wieku dwudziestu pięciu lat. Kobiety i mężczyźni. Nikt nie zwrócił na mnie uwagi, starałam się zasłonić twarz za włosami, pochylając głowę. Nie mogłam im pomóc. Przyszłam tutaj tylko po Richarda. Współczułam im, ale nie potrafiłam im pomóc. Nie zdołałabym uwolnić wszystkich.
     Po skręceniu w inny korytarz znalazłam się w innej części. Tutaj ludzie byli umięśnieni i potężnie zbudowani. Większość spała. Kilku jednak mnie zauważyło. Nic jednak nie zrobili. Podążali za mną wzrokiem, nic nie mówiąc. Na ich twarzach była wypisana akceptacja, nie mieli żadnej nadziei. Starałam się nie patrzeć im w oczy. Jednak głowa sama obracała się w ich kierunku. Czułam jak ściska mi serce, zżerały mnie wyrzuty sumienia. Ten świat jest niesprawiedliwy.
     Gdy skręciłam po raz kolejny, usłyszałam jęki. Rozpaczliwe, przerażające. Od niektórych włosy jeżyły mi się na głowie. Ludzie błagali o pomoc, wydawali z siebie pojedyncze krzyki. Tutaj zmusiłam się do patrzenia wyłącznie przed siebie. Gdy minęłam celę z mężczyzną, który siedział na podłodze i pustym wzrokiem wpatrywał się w korytarz, usłyszałam:
     - Znów dzień naboru. Krzyk. Krew. Znów dzień naboru. Krzyk. Krew.
     Powtarzał w kółko te same słowa. Jakby był zahipnotyzowany, lub chory psychicznie. Przez chwilę zastanawiałam się, co miał na myśli. Może jednak jest to tylko majaczenie?
     Po piętnastu minutach wędrówki, znalazłam go. Był na końcu korytarza z "jęczącymi". Stanęłam przed celą i przyłożyłam dłoń do grubej szyby. Elektryczny zamek odblokowywało się na kod. Siedmiocyfrowy. To mogłaby być jakakolwiek kombinacja. Ja jednak nie miałam zamiaru wpisywać kodu.
     Zrobiłam dwa kroki do tyłu. Richard spał. Tak przynajmniej mi się wydawało. Leżał na plecach, z zamkniętymi oczyma. Jego klatka piersiowa unosiła się miarowo. Już ogarnęła mnie radość, mimo że wiedziałam iż jest na nią za wcześnie. To jeszcze nie był koniec. Czekała mnie najgorsza część. Wzięłam głęboki oddech i przywołałam całą drzemiącą we mnie moc. Wyciągnęłam ręce przed siebie.
     Po zaledwie kilku sekundach wystrzeliłam zielonymi promieniami w szybę. Zdołałam zaledwie wyżłobić połowę grubości. Rozległ się huk i odłamki szkła rozsypały się po podłodze. Richard gwałtownie otworzył oczy. Potem wszystko potoczyło się szybko.
     Strzeliłam ponownie, a szyba się rozpadła. Richard nie czekał, wiedział o co chodzi po prostu wyskoczył i pobiegł przed siebie. Poleciałam za nim. Słyszeliśmy tylko ryk alarmu, a diody na ścianach paliły się na czerwono. Gdzieś w innym korytarzu krzyczeli do siebie strażnicy. Wpadliśmy na grupkę, ale skręciliśmy w inny korytarz. Po prostu biegliśmy przed siebie, z nadzieją, że uda nam się znaleźć wyjście.
     Trafiliśmy do miejsca, w którym już nie było cel. Gdzieś tutaj musiał być pokój, przez który dostałam się do środka. Tylko które to drzwi? Rozglądałam się wokół, czując narastający we mnie niepokój. Richard biegł coraz wolniej, zmęczył się. Za nami biegła grupka dwudziestu Srebrnych, uzbrojonych po zęby. Nagle zauważyłam uchylone drzwi. Proszę, niech to będą te!
     - Tutaj! - krzyknęłam do niego i rzuciłam się w ich stronę. Wleciałam do środka, a Richard za mną. Przysunęłam niewysoką szafkę do drzwi i zablokowałam klamkę.
     - Jak się stąd wydostaniemy? - spytał mnie Richard, ciężko dysząc. Z korytarza docierały do nas krzyki strażników. Rozejrzałam się z przestrachem. To pomieszczenie było najwyraźniej laboratorium, stało tutaj mnóstwo przyrządów i probówek. Okna nie było. Jesteśmy w pułapce. - I dlaczego w ogóle tutaj jesteś?!
     Spojrzał na mnie zdenerwowany. Byłam zbyt zestresowana by odpowiedzieć. Odsunęłam się o kilka kroków i wzięłam głęboki wdech. Uspokój się. Musisz coś wymyślić!
     - Co ci strzeliło do głowy? - Richard chwycił mnie za przedramiona. - Też chcesz tutaj trafić? Cholera, powinienem był tam zostać! - krzyknął, wskazując ręką na drzwi.
     Odwróciłam wzrok. Po prostu odebrało mi mowę. Przeczesałam wzrokiem ścianę. W rogu pokoju stała wysoka szafka, sięgająca do sufitu. A za nią było...
     - Wejście! - krzyknęłam, po czym podleciałam do szafki i z łatwością ją odsunęłam. Za nią były szare, metalowe drzwi. Pociągnęłam za klamkę. Otwarte. Otworzyłam je i oboje wbiegliśmy do pomieszczenia dokładnie w tym momencie, gdy strażnicy dostali się do środka.
     Pokój był mały, najwyraźniej służył za jakiś schowek. Stało tutaj trochę kartonów, jakiś stół. A co najważniejsze, było tutaj okno. Strzeliłam w nie pojedynczym promieniem. Szyba roztrzaskała się na tysiące kawałków. Chwyciłam Richarda za rękę i wyleciałam przez okno. On zeskoczył na ziemię. Byliśmy na zewnątrz. Tyle, że czekali na nas strażnicy. Było ich około dwudziestu, mierzyli w nas pistoletami i mieczami. Znieruchomieliśmy. Serce zaczęło mi bić szybciej niż dotychczas. To już koniec? Przegraliśmy...?
     Zacisnęłam pięści. Nie poddam się. Nie teraz.
     Dwa zielone promienie wystrzeliły z moich oczu, odrzucając jednego ze strażników na ścianę. Oni zareagowali natychmiast. Rzucałam promieniami jak szalona. Uniosłam się nad ziemię, by nie mogli mnie dosięgnąć. Ich jednak było coraz więcej, wychodzili z budynku. Richard był już ranny, na brzuchu i rękach. Musiał walczyć z uzbrojonymi przeciwnikami. Nie potrafiłam bronić nas oboje, było ich po po prostu zbyt wielu.
     Odepchnęłam kolejnych trzech na ścianę. Wtedy usłyszałam krzyk i zobaczyłam jak Richard upada na ziemię. Jeden z napastników przeciął mu prawą nogę wzdłuż. Drugi kopnął go w plecy. Strzeliłam w nich i wylądowałam obok Richarda na ziemi. Jego rana była długa ale niezbyt głęboka. Jeśli zabiorę go stąd teraz, zdążę dotrzeć do kryjówki zanim wykrwawi się na śmierć.
      Skupiłam się na przywołaniu całej mojej mocy. Czułam jak palce zaciskają mi się w pięści, a do każdej komórki w moim ciele docierają zielone błyskawice. Otworzyłam szeroko oczy. Z mojego ciała wydobyła się fala energii, która odepchnęła wszystkich wrogów. Nie zwlekałam i podtrzymałam Richarda. Uniosłam się nieznacznie nad ziemię i poleciałam przed siebie.

*Damian*

     Megan wysłała mnie na zewnątrz, żebym wypatrywał Kori w razie gdyby miała zamiar wrócić. Mieliśmy prawie całkowitą pewność że przyjdzie. Zostawiła Mar'i. A sama nam powiedziała, że własnej córki nigdy nie opuści.
     Było przed północą. Panowały ciemności, tylko nieliczne lampy uliczne oświetlały drogę i chodniki. Siedziałem na dachu opuszczonego domu, który miał zaledwie jedno piętro i parter. Tutaj dużo było takich budynków. Wszystkie wyglądały podobnie- szare, brudne ściany, zasłonięte okna, płaskie dachy. Równo stojące w rzędach, tworzące niezliczoną ilość zakrętów, uliczek i ślepych zaułków. Bramy i płoty były z siatki, ostro zakończonej na szczycie. To wszystko sprawiało, że czułem się jak w labiryncie, z którego nie ma drogi ucieczki.
     Ta dzielnica kończyła się w miejscu, gdzie budynki pięły się wyżej w górę. Tam świeciły się światła, słychać było jeżdżące samochody. Tutaj panowała cisza. Niewiele osób przemieszczało się ulicami, nie mówiąc już o jakichkolwiek pojazdach. Wiele domów było opuszczonych, albo mieszkali w nich zdesperowani ludzie. Często pojawiała się tutaj policja, by aresztować ludzi na ulicy bez powodu. Jednak do środka budynków nigdy nie wchodzili.
     Siedziałem już dobre pół godziny, obserwując ulicę. Nikogo nie było, a zepsuta lampa na zakręcie mrugała miarowo. W dłoniach trzymałem miecz i starałem się nie myśleć o tym, że zaczyna mi się nudzić. Traciłem jakąkolwiek wiarę w to, że Kori wróci. Ale nadal czekałem. Wiedziałem, co ta sytuacja znaczy dla organizacji. Kori wie, gdzie znajduje się nasza kryjówka. Jeśli zrobiła coś głupiego i ją aresztowali, to już po nas. Wystarczy że wykorzystają do szantażu Richarda, a ona wszystko im powie. Miałem złe przeczucia. Już odkąd się tutaj pojawiła dręczyło mnie uczucie, że coś jest nie tak.
     Zza zakrętu wyszły dwie osoby. Po kilku sekundach zauważyłem płomiennorude włosy i zorientowałem się, że to Kori. Podniosłem się gwałtownie i zszedłem na dół po schodach przeciwpożarowych. Gdy wyszedłem naprzeciw niej, zatrzymała się gwałtownie. Prowadziła wysokiego, czarnowłosego chłopaka, który prawą nogę miał przeciętą mieczem. Jego ciało pokrywało też kilka mniejszych ran. Miał pochyloną głowę. Rana była poszarpana, jakby sprawienie bólu było celem oprawcy. Krew nadal wypływała z rozciętych żył. Nagle zauważyłem na jego bluzce numer 205. Zacisnąłem zęby. Jak mogła być tak głupia?! Chwyciłem miecz w obie dłonie i wymierzyłem ostrze w Kori. Spojrzała na mnie błagalnie.
     - Nie waż się ruszyć - syknąłem. Miałem ochotę udusić ją gołymi rękoma za jej nieodpowiedzialność. Naraża nas wszystkich, przyprowadzając ze sobą uciekiniera z więzienia bez zgody Megan! Co jej odbiło? Przecież mogli ją śledzić!
     - Damian, musisz mu pomóc... - jęknęła błagalnie Kori.
     - Jak możesz oczekiwać mojej pomocy, skoro przyprowadziłaś ze sobą byłego więźnia? Wiesz, co Megan na to powie? Ona cię wyrzuci za coś takiego! - krzyknąłem ze wściekłością. Byłem tak zbulwersowany, że wszystko wewnątrz mnie aż się przewracało. Jej pochopnie podejmowane decyzje ściągną nas na dno! Jakiekolwiek szanse na odzyskanie wolności legną w gruzach, jeśli ktoś ją śledził. Nie chciałem w to wierzyć. Tyle ofiar, przelanej krwi, na nic? Zrobiłem kilka kroków w stronę Kori. Nie pozwolę na to. Wyciągnąłem miecz pewniej przed siebie. W jej oczach pojawił się szczery strach. Przeczuwała, jaką opcję rozważałem.
     - Megan? - chłopak podniósł głowę i stanął w pozycji pionowej. Spojrzał prosto na mnie. Serce zaczęło mi szybciej bić. Te same rysy twarzy, kolor oczu, włosów. Richard...?
     - Ty... - zawahałem się. Znów spojrzałem na Kori. - Coś ty zrobiła, do cholery?! Oni nas wszyscy zabiją! Rozumiesz? Wszyscy zginiemy, przez ciebie!
     Rzuciłem w jej stronę jeszcze kilka obfitych przekleństw. Na jej twarzy pojawiało się coraz większe przerażenie. Richard wpatrywał się we mnie ze zdziwieniem. Nie rozumiał, co się dzieje. Ja sam do końca nie potrafiłem tego pojąć. Kori wymknęła się, żeby wkraść się do więzienia, uwolnić brata Megan, a później przyprowadzić go do nas? Jak jej się to w ogóle udało?!
     - Jak mogłaś...? - Ciągle trzymałem przed jej twarzą ostrze mojego miecza. - Wiesz, ile ludzi zginęło, żeby nas chronić? A ty tak po prostu postanowiłaś sprowadzić na nas śmierć? Mój ojciec! Patrzyłem na śmierć mojego ojca! Chcesz, żebym patrzył jeszcze na śmierć Megan, Rachel, Tima? - mój głos zadrżał. - Nawet nie wiesz, do czego oni są zdolni.
     - Uspokój się. - Spojrzałem na Richarda. Jego opanowanie i spokój mnie zaskoczyło. - Krzycząc na nią, nic nie zdziałasz. Za późno na odwrócenie tego, co się stało. Zabicie nas też nic nie da. Z resztą, nikt za nami nie szedł. Wydaje się być to trochę podejrzane, ale oni jakby chcieli, żebym się wydostał. Myślę, że ma to związek z przesłuchaniami, które przeprowadzała Talia.
     Zamrugałem oczyma. Opuściłem miecz i wyprostowałem się. Talia była w więzieniu i przesłuchiwała go? Ale po co? Co moja matka i Liga ma z tym wspólnego?
     - Talia al Ghul cię przesłuchiwała? - spytała ostrożnie Kori, jakby nie wiedziała czy może się odezwać. Ja oszołomiony wbiłem wzrok w ziemię. Richard przytaknął.
     - Pytała o ciebie, o Rachel. Chciała wiedzieć, gdzie się ukrywacie. Torturowała mnie, ale nic nie powiedziałem. Ma chyba jakiś grubszy plan co do nas.
     - Skoro moja matka pofatygowała się do ciebie, to pewnie Liga jest w to wszystko zamieszana - wycedziłem przez zęby. Odwróciłem się i zacząłem iść w stronę tajnego wejścia do kryjówki. - Chodźcie.
     - Talia to twoja matka? - wykrztusił Richard. Przypiąłem miecz do pasa. - I skąd tak właściwie znasz Megan, Rachel i Tima, mojego przyrodniego brata? Mało z tego wszystkiego rozumiem.
     - Tak, Talia al Ghul to moja matka. Megan i Rachel poznałem po publicznej egzekucji mojego ojca. A Tim to także mój przyrodni brat - wytłumaczyłem spokojnie, skręcając w wąski przesmyk między budynkami.
     - Czekaj, co? - krzyknął.
     - Bruce Wayne to mój biologiczny ojciec - rzuciłem ponuro, zatrzymując się. Nie odwróciłem się. Powinienem być szczęśliwy? Poznałem mojego najstarszego, przyrodniego brata. Więc dlaczego czuję się okropnie? - Witaj w mojej niesamowicie szczęśliwej rodzince.
     - Czyli, że Bruce nie żyje - wyszeptał. Wziąłem głęboki wdech i znów zacząłem iść przed siebie. - A ty jesteś synem terrorystki i mojego przybranego ojca? Ilu jeszcze ciekawych rzeczy się dziś dowiem?
     - Zapewne wiele cię zaskoczy.
     Otworzyłem drzwi do starego budynku, w którym ukrywało się przejście do naszej kryjówki. Po chwili byliśmy na miejscu. W ciemnościach, po omacku, znalazłem podłogowe drzwi. Wyciągnąłem latarkę z kieszeni i pociągnąłem prowizoryczną klamkę w górę, by otworzyć przejście. Szybko zszedłem na dół, wcześniej każąc im zaczekać na zewnątrz.
     Korytarz był pusty. Pobiegłem przed siebie, do najbliżej położonego pokoju znanej mi osoby. Po drodze wpadłem na Rachel. Dosłownie. Gdy oboje się podnieśliśmy, bez słowa pociągnąłem ją za sobą.
     - Damian! - krzyknęła, wyrywając się z mojego uścisku. Jej włosy uniosły się wokół głowy. Otworzyłem szerzej oczy. Po chwili jednak wróciły do swojej dawnej pozycji. - Co się dzieje?
     - Kori wróciła. Tyle, że nie sama. Przyprowadziła... Richarda.
     Oczy Rachel przybrały kształt dwóch talerzy. Pobiegłem dalej przed siebie, a Rachel dołączyła do mnie, lecąc. Nadal była zaskoczona, ale o nic nie spytała. Gdy dotarliśmy do schodów, a dalej na zewnątrz i zobaczyła Richarda siedzącego na podłodze, wtedy dopiero z jej gardła wydobył się pojedynczy krzyk zaskoczenia.
     Rachel nie wiedziała co ze sobą zrobić. Ostatecznie podeszła do Richarda, częściowo uleczyła jego rany, jednocześnie uświadamiając Kori, na co wszystkich naraziła. Ona nie krzyczała, chyba tylko ja zareagowałem tak niespokojnie. Richard i Rachel porozmawiali krótko o tym, co się zdarzyło. Tymczasem Kori poszła się przyznać Megan, co zrobiła. Zszedłem na dół, a za mną Rachel i Richard, który nadal nie mógł samodzielnie chodzić.
     Megan zbliżała się w moją stronę. Miała wściekłość wymalowaną na twarzy. Jej pięści były zaciśnięte, tak samo jak usta. Z wysoko uniesioną głową szła obok Kori, która coś jej tłumaczyła. Była zła. Czyżby nie wiedziała, kogo Kori przyprowadziła ze sobą? Zatrzymały się niedaleko mnie. Richard i Rachel nadal byli na początku korytarza. Nie mogła ich zauważyć. Megan splotła ręce na piersi i patrzyła na Kori z góry. Od razu dało się zauważyć, że powstrzymuje się od wywołania kłótni.
     - Wiesz, jak ja będę musiała się tłumaczyć przed radą? - powiedziała spokojnie, gdy Kori zamilkła. - Nie jesteś uprawniona do podejmowania takich decyzji. Mieszkasz tutaj, ja jestem za ciebie odpowiedzialna. Skoro to ja cię utrzymuję, to obowiązują cię pewne zasady. A ty właśnie je złamałaś. Muszę to zgłosić radzie. Szczerze mówiąc, to nie mam pojęcia co z tobą zrobią. Wyrzucą cię? Zabiją? Nie wiem.
     Megan była całkowicie spokojna. Wypowiadane przez nią słowa były jednak przesycone złością i pewną obojętnością. Na twarzy Kori pojawił się wstyd, a ona odwróciła wzrok. Wtedy Megan zauważyła za moimi plecami Rachel, o którą opierał się Richard.

*Megan*

     Stał tam. Żywy, z krwi i kości. Nie potrafiłam się ruszyć, nie mogłam w to uwierzyć. Już nie był wytworem mojej wyobraźni, był prawdziwy. Podniósł głowę i spojrzał prosto mnie. To były jego oczy. To było jego łagodne, cierpliwe spojrzenie. Zaczęłam szybciej oddychać i powoli, niepewnie, zrobiłam kilka kroków w jego stronę. Cała złość odeszła. Wyrwał się z jej uścisku i stanął o własnych siłach. Teraz był zaledwie metr przede mną.
     Bez wahania rzuciłam się mu w ramiona. Poczułam ciepło jego ciała, krew przesiąkającą moje ubranie. Słyszałam jego nierówny oddech.
     - Wróciłeś - powiedziałam cicho, a po moim policzku spłynęła łza. Tak bardzo tęskniłam. Pogładził mnie po włosach.
     - Żyjesz - usłyszałam tak dobrze mi znany głos. Nie chciałam go puszczać. Bałam się, że znów mi go zabiorą, że znów zostanę sama. Ale najbardziej bałam się o niego. Teraz wszystko wokół straciło wartość, liczyło się tylko to, że on znów jest obok mnie, że jest bezpieczny. Zamknęłam oczy i pozwoliłam kolejnym łzom wypływać spod powiek. Żadne słowa nie są zdolne określić tego, co wtedy czułam. Niesamowita ulga, radość... Wszystko naraz.
     Powoli odciągnął mnie od siebie. Wytarłam policzki wierzchem dłoni. Wszyscy się nam przyglądali. Richard uśmiechnął się do mnie, ja także to zrobiłam.
     - Masz mi sporo do opowiedzenia - stwierdził, rozglądając się wokół.
     - Może zacznę od pokazania ci, jak wyglądają bandaże - rzuciłam, wskazując na rozległą ranę na jego prawej nodze i mniejszą, na brzuchu. Podpierając się o mnie, Richard mógł iść. Ruszyliśmy w stronę pokoju Koriand'r. Rachel i Damian ruszyli przodem, by zabrać kilka rzeczy. Czułam się wtedy... na prawdę szczęśliwa. Tylko że nadszedł czas na powiedzenie prawdy.

*Richard*
 
     Siedziałem na łóżku, a Rachel owijała mnie bandażem. Nie widziałem jej twarzy, ani twarzy naszego dziecka. Megan wpatrywała się we mnie smutnym wzrokiem, opierając się o ścianę. Nie potrafiłem nic powiedzieć. Cały dzisiejszy dzień był jak sen. Myślałem, że za chwilę obudzę się w celi, znów w więzieniu. Nadal nie chciałem w to uwierzyć.
     - Połóż się - powiedziała cicho. Spełniłem jej polecenie. Poczułem ukłucie bólu w brzuchu, gdy próbowałem się położyć. Oparłem głowę o poduszkę. - Postaraj się nie ruszać. Uleczyłam rany tylko powierzchownie i musiałam założyć szwy.
     - Dzięki - rzuciłem, spoglądając na nią. Uśmiechnęła się słabo, po czym wyszła na zewnątrz. Zacisnąłem zęby i nie przestałem wpatrywać się w sufit. Megan podeszła do mnie i zakryła kołdrą do pasa. Westchnęła głęboko i odgarnęła włosy z twarzy. Zmieniła się. Od razu dało się zauważyć, że wiele przeszła przez ostatni rok. Tęskniłem za nią.
     - Pogadamy jutro. Zostawię was, macie dużo do wyjaśnienia - spojrzała na siedzącą do mnie plecami Kori. Wyszła z pokoju, zamykając drzwi.
     Przez trzy minuty nic nie mówiliśmy, ani się nie ruszaliśmy. Ciągle dręczyło mnie wspomnienie z tamtej nocy. Znów widziałem jej uśmiech i czułem dotyk jej ust. To był błąd. Nie powinnyśmy byli tego robić. Mogłem sto razy powiedzieć sobie, jak to się może skończyć. Ale jednak. Jak mogłem być tak głupi?
     Odwróciła się. Nie patrzyłem jej w oczy. Jednak nie to było w tym najgorsze. Najgorsze było jej kłamstwo. Nie powiedziała mi, że jest w ciąży. Przez dwa miesiące udawała, że wszystko jest dobrze!
     - Przepraszam - szepnęła. Nie odpowiedziałem. Ciągle byłem na nią zły.
     Usiadła obok mnie. Miała zagubiony wzrok i przygryzała dolną wargę, by się nie rozpłakać. Trzymała dziewczynkę w ramionach. Mała była spokojna i przytulała się do Kori. Jej włosy były czarne, tak jak moje. Była śpiąca i zamknęła już do połowy zielone oczy. Wściekłość odpłynęła, zostało już tylko rozczarowanie.
     Kori bez słowa mi ją podała. Nie zaprotestowałem i delikatnie ją objąłem. Położyłem ją na sobie, a ona przytuliła się do mojej piersi. Oparłem brodę o jej włosy. Po kilku sekundach zasnęła. Czułem jej wyrównany oddech i bicie serca. Nadal milczałem. Kori siedziała w tym samym miejscu, z łzami w oczach.
     - Dlaczego mi nie powiedziałaś? - spytałem cicho. Mój głos był bardziej spokojny, niż się tego spodziewałem. Kori wytarła oczy wierzchem dłoni.
     - Nie wiedziałam jak.
     - Nie kłam - warknąłem. Na jej twarzy pojawiło się coś na kształt strachu.
     - Bałam się - powiedziała cicho, spuszczając głowę.
     - Czego?
     Milczała. Zacisnęła dłonie na prześcieradle. Jej ciałem wstrząsnął dreszcz. Czekałem. Mijały kolejne minuty. Pogładziłem delikatnie małą po plecach. Kori trwała w tej samej pozycji. Wpatrywałem się cierpliwym wzrokiem w ścianę.
     - To bardziej moja wina niż twoja. Nie powinienem był kiedykolwiek cię do tego zachęcać - ściągnąłem brwi. Kori podniosła wzrok. Już nie płakała. - Jednak nie zmienia to faktu, że mnie okłamałaś. Zawiodłem się na tobie.
     - Bałam się, że mnie zostawisz. Odeślesz na Tamaran, lub coś podobnego.
     - A gdyby wojna nigdy się nie zaczęła? Kiedy byś mi powiedziała? - spytałem spokojnie i skierowałem na nią wzrok. Mój obojętny wyraz twarzy sprawił, że po jej policzkach spłynęły kolejne łzy. Nic nie zrobiłem. Patrzyłem na nią tym samym wzrokiem; pełnym rozczarowania i obojętności. - Nie oczekuj, że szybko o tym zapomnę.
     - Przepraszam. Mogłam od razu ci powiedzieć. Ale bałam się! Twojej reakcji i wszystkiego, co by za tym szło. Sama jestem na siebie zła - schowała twarz w dłoniach. Westchnąłem cicho i wyciągnąłem dłoń w jej stronę. Podniosłem jej podbródek i zmusiłem, by spojrzała mi w oczy. Było w nich tyle smutku, że poczułem ukłucie w sercu. Nie chciałem, by cierpiała. Moje uczucia do niej nigdy się nie zmieniły.
     - Śpij już.
     Przełknęła ślinę i wytarła policzki w rękaw bluzy. Wstała z łóżka, a ja podążyłem za nią wzrokiem. Otworzyła szafę i włożyła do niej buty. Ściągnęła bluzę przez głowę i niedbale położyła ją na półce. To samo zrobiła ze spodniami. Zmieniła się od czasu, gdy po raz ostatni ją widziałem. Jej włosy znacznie urosły, sięgały do pasa. Miała głębsze wcięcie w talii, wyglądała już bardziej jak kobieta, a nie nastolatka. Zatrzasnęła szafę. Podeszła z powrotem do łóżka i usiadła w tym samym miejscu. Miała na sobie tylko czarną bieliznę. Przesunąłem wzrokiem po jej zgrabnym ciele i znów spojrzałem w oczy. Przez kilka sekund patrzyliśmy na siebie.
     - Ja nie żałuję - powiedziała cicho, po czym odwróciła się do mnie tyłem i położyła głowę na poduszce. Naciągnęła na siebie drugą kołdrę i zgasiła lampkę, stojącą na stoliku obok. W pokoju zrobiło się ciemno. Znów oparłem brodę na głowie małej.
     - Ja też - odparłem. Pierwszy raz pojawiła się w mojej głowie ta myśl. Zostałem ojcem.

_____

Buhahah :3 Tego się nie spodziewaliście, co? Waleczna Kori narobiła wszystkim kłopotów :]
Obrazek dla zilustrowania ostatniej części dzisiejszego rozdziału:



No więc, mam dziś dla was niespodziankę. Jakoś tak w tym tygodniu dobiliście do 7500 wyświetleń! *applause* Nie sądziłam, że w niecały rok działalności dam radę tyle uzbierać, że tyle osób będzie to czytać... Do dzisiaj pamiętam chwilę, gdy zastanawiałam się w czasie lekcji polskiego, czy aby na pewno założyć bloga... Dobra, dość moich ckliwych wspomnień, gadam od rzeczy :D
Tak sobie pomyślałam, żeby dać wam szansę na uzyskanie odpowiedzi na pytania, które was dręczą. Przecież nie wszystko jeszcze wiecie o Megan, innych bohaterach, czy wydarzeniach sprzed akcji opowiadania. Więc teraz będziecie mieć szansę :) Możecie zadać każde pytanie, które przyjdzie wam do głowy ( np. Czy Richard lubi kisiel ? xD ), a ja na nie odpowiem. Nie, nie możecie zapytać, co stanie się w następnym rozdziale, na takie pytanie nie odpowiem :] Ilość pytań nieograniczona, możecie pytać zarówno o tą serię, jak i o poprzednią. Odpowiedzi na wasze pytania wstawię jak najszybciej, w osobnej notce. Nie bać się, komentarze nie gryzą ^^ Mam nadzieję, że skorzystacie. Organizuję to przede wszystkim dla was- czytelników, więc oczekuję komentarza od każdego :) Bo jakoś nie wierzę, że znajdzie się osoba, o która nie chce nic zapytać. O zapomniałabym. Macie tydzień na wstawianie komentarzy. Mam nadzieję, że każdy znajdzie czas. Klikajcie więc na pole 'Dodaj komentarz' i brać się do pisania ! :)

7 komentarzy:

  1. WIEDZIAŁAM, ŻE PO NIEGO PÓJDZIE! Już i tak, że nie rozpieprzyła całego budynku, szukając go - no cud normalnie. Trochę nie rozumiem reakcji Richa na wieść o dziecku. No wiem, nie powiedziała mu i tak dalej, ale żeby od razu być tak obojętnym? Chyba powinien się trochę ucieszyć. Tak ociupinkę? Poza tym, to rozdział boski. Gratuluję ponad 7 tysięcy wejść! :)
    Gyhyhy, pytania <3.
    Było coś kiedyś wspomniane, że Willow zareagowała na pojawienie się Srebrnych. O co konkretnie chodzi?
    Ej, nie dopatrzyłam się nigdzie Garfielda. Co z nim?
    Dałoby się szybciej opublikować następny rozdział :3?
    Możesz podrzucić coś więcej o Willow? Czuję niedosyt.
    Rada zabije Kory?
    Może jakiś taki malutki spojler do następnego rozdziału? Taki tyci-tyci <3?

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja pierniczę. Podejrzewałam, że Kori wywinie coś ciekawego, ale o tym nie pomyślałam... Te pościgi, te wybuchy :D
    Na dzisiejszy rozdział to po prostu nie mam słów. Był tak genialny, pełen akcji, napięcia! Po prostu przeszłaś samą siebie. Najbardziej podobały mi się dwie ostatnie części. Megan i Richard znów razem... :) To było takie wzruszające.
    Nawiążę do komentarza For: Ja mogę zrozumieć, że Richard nie był zachwycony. Ja też bym nie skakała z radości, jakby ktoś mi powiedział jednego wieczoru, że mój przybrany ojciec nie żyje, mam kolejnego młodszego brata, jakaś międzynarodowa terrorystka się na mnie uwzięła i do tego moja dziewczyna była w ciąży. Niezłe przeżycia jak na jeden dzień.
    Ohh! Pytania <3 Chyba nie wiesz w co się wpakowałaś, pisząc 'nieograniczona ilość' ^^

    1. Co stało się z Seą? Nie pojawiła się nigdzie. Zrezygnowałaś z tej postaci?
    2. Czy pojawią się jeszcze jacyś bohaterowie z DC?
    3. Ile rozdziałów będzie liczyć w sumie ta seria?
    4. Czy wojna się skończy na koniec serii?
    5. Gdzie się podział Garfield?!
    6. Megan powie reszcie dowódców o tym całym zdarzeniu? Jeśli tak, to co się stanie z Kori?
    7. Istnieje cień szansy że napiszesz jakiś prequel?
    8. Jak aresztowano Richarda, Victora i Garfielda?
    9. Jak Kori uciekła przed Srebrnymi?
    10. Skąd się wytrzasnęli Srebrni ?!
    11. Gdzie się podział Deathstroke po tym jak Terra go załatwiła?
    12. Będziesz pisać dalej, po zakończeniu drugiej serii, prawda...?
    13. Co Talia ma wspólnego ze Srebrnymi? Dlaczego jej nie schwytano? I gdzie jest Ra's, skoro Talia jest w Gotham?
    14. W jaki sposób Willow znalazła się wśród założycieli Ruchu o przetrwanie?
    15. Jak Tim trafił do więzienia?
    16. Skąd Willow zna Iana?
    17. Co Liga ma wspólnego z Cieniami?
    18. Czy Megan wróci na przestępczą ścieżkę po zakończeniu wojny?

    To chyba wszystko :) Gratuluję tak dużej liczby wyświetleń!

    OdpowiedzUsuń
  3. WRÓCIŁ!!!! Tak tak tak! Kocham! Strasznie podobał mi się moment gdy Damian i Megan byli źli na Kori xD Nie wiem czemu, tak o xD Ale tak mnie rozczulił ten moment z Richardem i jego córką :3 Takie słodkie :3 A właśnie, co z Kori? Zabiją ją? Pewnie nie, ale chyba będzie jakaś kara....
    No nic, tak czy inaczej,.kiedy następny rozdział?? Błagam, tak.bardzo już.chcem ;-;
    Pozdrawiam i życzę weny!
    Inverno
    PS. Teraz spam za który przepraszam, ale nie ma tu spamownika :/
    Chciałabym Cię zaprosić na mojego bloga
    young----justice.blogspot.com
    Mam nadzieję że wpadniesz, o czym jest, dowiesz sie w pierwszej notce
    Serdecznie zapraszam i jeszcze raz przepraszam za spam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pytania:
      1. Kiedy dodasz Garfielda? ;-;
      2. Pojawi się on wgl w tej serii?
      3. Jak się potoczą losy Megan po zakończeniu wojny?
      4. Czy Damian i Richard zaakceptują to że są braćmi?
      5. Co Talia i Liga mają wspólnego ze Srebrnymi?

      Usuń
  4. Ja mam tylko jedno pytanie.... GDZIE MÓJ GROSZKOWATY GNOM?! >_< Tylko nie mów, że jest za mało poważny na tę serię...
    Znowu dawno mnie nie było :( Dajcie czasu ludzie, dajcie więcej czasu! ;-;

    OdpowiedzUsuń
  5. Owwwwwww.... Ta notka była chyba najcudowniejszą jaką czytałam! Oczwiście z tych romantycznych, bo ostatnia, czy tam przedostatnie (ta w której Rach i Megan poznały Damiana) była mistrzostwem z tych z akcją. Cholera! Skoro Richard wrócił to nie ma nawet szans na rudych murzynów.
    Dopppra.. teras pytanka XD hihihihi
    1. Czemu Richard nie stanął w obronie Kori kiedy Damian prawie wepchnął jej ostrze w gardło?
    2. Skąd wzięli się srebrni?
    3. Czy zaatakowali też Rosję? :D Chciałabym zobaczyć jak Putin wysyła bombę atomową na własny kraj, żeby w swoim pokręconym mniemaniu nadal mógł rządzić. Co z tego, że były by tam tylko świecące pustkowia i karaluchy XD
    4. Victor chociaż będzie próbował wyznać Kori swoje uczucia?
    5. Skoro Grayson był w celach dla jęczących i wyraźnie pisałaś, że go torturowano to czemu miał tylko kilka otarć?
    6. Grayson się cieszy że został ojcem, czy nie?
    7. Jak poznały się Rachel i Megan? (Może gdzieś była o tym wzmianka, ale jakoś nie koniecznie ją znalazłam)
    8. Gdzie jest Willow?
    9. Ciągle jest smutno, ponuro, agresywnie. Wiem że to wojna, ale może będzie coś w stylu, no sama nie wiem, Zabawy? I nie, nie mówię o zabawy w "Kto zabije więcej srebrnych" XD
    10. Talia kochała Bruce'a?
    11. Czemu on zginął?! Łeeeeeeeeeeeee.... ;( Foch forever
    12. Co stanie się z Kori?
    a) Zabiją ją przy użyciu niesamowicie bolesnej metody?
    b) Zabiją ją tak po prostu?
    c) Wyślą ją na jakieś zadupie razem z dzieckiem?
    d) Richard się z nią ożeni?
    e) Za karę zabiją małą?
    13. Czemu ostatnio każdy ma fazę na tekst typu "Miała oczy jak dwa talerze" ?

    No dobra czekam na kolejny rozdział :* Dzięki za kom na nowym blogu :3 I Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. czytając ten rozdział rozczuliłam się przy scenie Dick i Megan no i przy Dick, Kori i Mar'i. Super piszesz! Wiadomo było, że Kori nie będzie siedzieć z założonymi rękami, gdy jej Cud Chłopiec jest w więzieniu.
    I znowu rozwalił mnie komentarz Scary Girl. Nie wiem czemu, tak mi zaczęło chcieć się śmiać ;) :p
    Alfik

    OdpowiedzUsuń