sobota, lutego 22, 2014

Rozdział 7 (42). "Przeszłość nas łączy"

"Proszę, nie zamykaj oczu
Nie wiem gdzie patrzeć bez nich
Na zewnątrz mkną samochody
Nie słyszałam ich aż do teraz

Wiem, że Ci zależy
Wiem, że zawsze tak było
Ale czuję nadchodzące problemy
Chroniłeś siebie, kiedy je ukrywałeś
Tak, wiem że Ci zależy, widzę to w sposobie w jakim patrzysz
Jak gdybyś wiedział o nadchodzących problemach
Postaram się uchronić siebie przed zgubą
I wiem, że Ci zależy."


- Ellie Goulding- I Know You Care

Z dedykacją dla Scary Girl :3

     Byłam w dużej sali treningowej i obserwowałam Damiana, który już od wczoraj zaczął ćwiczyć. Jego radość była nieopisana, gdy Rachel ściągnęła mu gips. Wszystkie rany i siniaki zdążyły zniknąć od czasu walki. Prawie od razu pobiegł na salę, by poćwiczyć. Twierdził, że czuje się świetnie, ale nie kazałam mu się za bardzo wysilać. Teraz wykonywał jakiś złożony układ kopnięć i uderzeń.
     W sali było jeszcze kilka osób, które ćwiczyły same lub parami. Dwóch chłopaków, których nie znałam, tak jak ja siedziało na podłodze i przyglądało się innym.

     Drzwi do sali otworzyły się. Do środka weszła Kori, ubrana w jasne jeansy i czarny T-shirt, który prawie każdy tutaj nosił. Nie pasował do niej ten kolor. Jej rude włosy były rozpuszczone. Przez chwilę szukała kogoś wzrokiem, a później zauważyła mnie. Uśmiechnęła się lekko i podeszła do mnie. Podniosłam się.
     - Cześć - przywitałam się. Kori oparła się o ścianę, nie odpowiadając. - Coś się stało? Mar'i została w pokoju? - zarzuciłam ją pytaniami. Dziś miałam już lepszy humor, minęło moje rozzłoszczenie z przedwczoraj. Z resztą, sytuacja w mieście się poprawiła. Z ulic zniknęli policjanci, co zwiastowało, że nam odpuścili.
     - Tak, zostawiłam ją z Victorem. Zaoferował się, że z nią zostanie. Tak właściwie, to dlaczego tu siedzisz? - zainteresowała się. Wskazałam na Damiana, który obecnie stał na rękach i uśmiechał się do mnie szeroko.
     - Pilnuję go - rzuciłam, uśmiechając się.
     - Mówił, że się przyjaźnicie. Gdy spotkaliśmy się po raz pierwszy.
     - Coś w tym stylu - westchnęłam. - Opiekuję się nim od czasu, gdy jego ojca zabili Srebrni. Ale to inna i długa historia.
     Damian zrobił przerzut i stanął już normalnie. Ruszyłam w jego stronę. Przeczesał włosy palcami i wypił wodę z butelki. Na jego czole lśniły krople potu, ale nadal był pełen energii.
     - Chyba wystarczy ci na dziś? Siedzisz tu już drugą godzinę - powiedziałam do niego.
     - Po tak długiej przerwie od ćwiczeń, mógłbym tu siedzieć cały dzień.
     Uśmiechnęłam się. Damian spojrzał na Kori, stojącą obok mnie. Zmierzył ją wzrokiem i odwrócił się gwałtownie. Musiało ją tą urazić, jej wyraz twarzy zmienił się diametralnie. Ogarnęła mnie irytacja. Czyżby miała do niego pretensje, że wini ją za tamte wydarzenia? Przyczyniła się do tego, że Damian był przykuty do łóżka przez prawie cały tydzień. Czułam rosnącą we mnie złość. Chyba dopiero teraz uświadomiłam sobie, co tak na prawdę zrobiła. Zacisnęłam palce w pięść. Nie. Nie. Emocje nie przejmą nad tobą kontroli. Już nie jesteś więźniem wściekłości.
     - Musisz na prawdę ją kochać, skoro zostawiłaś mnie ze srebrnymi samego - rzucił całkiem spokojnie Damian. Spojrzał Kori prosto w oczy. Miał kamienny wyraz twarz, nie był zły. Wybaczył jej. Nagle zrozumiałam. Rozluźniłam się, wiedząc że nie muszę już niczego robić.
     Kori otworzyła szerzej oczy. Nie spodziewała się czegoś takiego. Po chwili jednak uśmiechnęła się przyjaźnie i odpowiedziała:
     - Bardzo ją kocham.
     Damian odwrócił wzrok i przez kilka sekund trwał w bezruchu. Domyślałam się, o czym myślał. Kori przypomniała mu, jak wiele potrafiłby zrobić dla Bruce'a, gdyby ten żył. Damian chwycił swoją torbę i odszedł od nas, bez słowa.
     - Skąd Damian nauczył się walczyć? Ma przecież tylko trzynaście lat.
     - Był szkolony przez Ligę Zabójców - wyjaśniłam cicho Kori. Gwałtownie odwróciła głowę w moją stronę i otworzyła szeroko oczy. - Jego matka od małego szkoliła go na zabójcę. Gdy tylko skończył cztery lata, ćwiczył z prawdziwą bronią.
     - To... straszne - szepnęła Kori. Damian nas nie usłyszał. Siedział przy ścianie i szukał czegoś w torbie. - Kim była jego matka, że Liga pozwoliła na szkolenie dziecka?
     - Talia al Ghul.
     - Oh.
     Kori zamilkła. Damian spojrzał na mnie swoimi niebieskimi oczyma. Jakby usłyszał, że wspomniałam o jego matce. Był to dla niego szczególnie drażliwy temat. Miał mieszane uczucia co do niej. Z jednej strony to ona wszystkiego go nauczyła i to dzięki niej przeżył tak długo. To jednak jej nie usprawiedliwiało. Damian poznał ojca dopiero gdy miał dwanaście lat, a matka wykorzystywała go do własnych celów. Moja historia była w pewien sposób podobna. Mnie wychowali zawodowi zabójcy i przestępcy, byłam narzędziem w ich brudnych dłoniach. Być może to podobieństwo sprawiło, że Damian mi zaufał.
     - Czy ma jeszcze jakąś rodzinę? - spytała po chwili. Przełknęłam ślinę. Chyba wypadałoby jej o tym powiedzieć. Ale nie teraz.
     - Jego ojciec nie żyje. Zabili go publicznie, dwa tygodnie po rozpoczęciu wojny. Jego przyrodni brat zginął jakieś trzy tygodnie później.
     - Musi mu być ciężko.
     Spojrzałam na Kori. W jej oczach zauważyłam szczere współczucie. Nie wiedziałam, co przeszła przez ten rok i w jaki sposób przeżyła. Miałam jednak świadomość, że ona także się zmieniła. Cierpienie i strach sprawiają, że zmuszamy się do podejmowania niecodziennych decyzji i niezwykłej wytrwałości. Współczułam jej, że została z tym wszystkim sama. Mimo to w głębi serca wiedziałam, że sama się przyczyniła do swojej obecnej sytuacji. Okłamała Richarda. Ukryła ciążę przed wszystkimi. Nie poprosiła o pomoc, a później odwróciła się od Damiana.
     - Dla ciebie także nie był to łatwy rok, prawda? - Kori odgarnęła rudy kosmyk za ucho. - Zmieniłaś się. Nie jesteś już taka wybuchowa i arogancka jak wcześniej. Teraz jesteś d...
     - Nie jestem dobra, Kori - wycedziłam przez zęby. - Nigdy nie byłam. Zabójca zawsze pozostanie zabójcą, nie ważne jak dużo czasu minie. Owszem, potrafię robić właściwe rzeczy. Ale to, że teraz zachowuję się inaczej, nie znaczy że nie udaję. Nie pamiętasz? Jestem świetna w kłamstwach i ukrywaniu się. - Patrzyłam prosto na nią, zaciskając zęby. Kori zamilkła, zaskoczona moją nagłą reakcją. - Skąd wiesz, co będzie po zakończeniu wojny? Przez te dwa miesiące u was byłam szczęśliwa. Tak, byłam. Ale nie potrafię tak żyć. Nie umiem mieszkać w jednym miejscu, cieszyć się ze zwykłych rzeczy. Nie potrafię żyć ze świadomością, że stanowię dla kogoś ciężar. Nie zmieniłam się aż tak bardzo. Ta dawna Megan nadal gdzieś tam jest - powiedziałam, dotykając palcem klatki piersiowej. - Teraz potrafię tylko ją kontrolować. Zawsze chciałam być wolna. Dlatego tu jestem.
     Ruszyłam szybkim krokiem w stronę drzwi, zostawiając oszołomioną Kori. Nie czekałam na Damiana. Teraz ja potrzebowałam zająć czymś myśli. Czymkolwiek. Najlepiej walką.
     Gdy tylko poczułam orzeźwiający wiatr na twarzy, wzięłam głęboki wdech. Zarzuciłam kaptur na głowę i wzięłam sai do rąk. Bez zastanowienia pobiegłam przed siebie, tam gdzie mnie nogi poniosły. Mijałam kolejne budynki, zdziwionych ludzi. W tej chwili miałam to gdzieś. Chciałam tylko odejść od tego wszystkiego jak najdalej. Czym sobie na to zasłużyliśmy?
     Biegłam dalej. Myślami krążyłam gdzieś indziej, w przeszłości. Gdzie popełniłam błąd? Ignorując przestrogę Willow? Może nie powinnam była beztrosko żyć, tylko jej szukać. Ona cały czas próbowała to odwrócić. Nie chciała, by doszło do wojny. Ona przynajmniej się starała.
     Czy żałuję? Sama nie wiem. Co było gorsze? Strata jedynej bliskiej mi osoby, czy może wojna? Richarda i tak już straciłam. Zacisnęłam palce na rękojeściach i zatrzymałam się. Znów poczułam ścisk żołądka i poczułam łzy napływające do oczu. Cofnęłam się o kilka kroków i oparłam o ścianę. W kącie stał kontener ze śmieciami, ale mimo to obok stały zapełnione worki. Pod wpływem impulsu, ze złością rozcięłam trzy naraz. Śmieci wysypały się na ziemię. Krzyknęłam jak najgłośniej umiałam. Łzy płynęły mi po policzkach, nie potrafiłam już się opanować. Za długo udawałam, że wszystko jest w porządku. Ale nic nie było w porządku!
     - Wiem, że gdzieś tam jesteś. Zawsze mi na tobie zależało - szepnęłam drżącym głosem. Spuściłam wzrok. - Skoro tak bardzo cię kocham, dlaczego nic nie zrobiłam?
     Mój głos był żałośnie piskliwy. Sai wypadły mi z rąk i z trzaskiem odbiły się od ziemi. Zasłoniłam sobie dłońmi usta i rozpaczliwie jęknęłam. Pozwoliłam łzom płynąć, nie chciałam już tego dłużej odpychać. Moim ciałem wstrząsnęły dreszcze, a świat wokół się rozmył. Osunęłam się na ziemię i ukryłam twarz w dłoniach. Zadawałam sobie tylko jedno uciążliwe pytanie: Dlaczego nic nie zrobiłam?

     Stałam obok Damiana na dachu. Wiatr był tego dnia bardzo porywisty. Oboje mieliśmy na sobie czarne peleryny z kapturami, sięgające do bioder i ubrania w ciemnych kolorach. Po lewej, przedniej stronie peleryn mieliśmy doszyte emblematy z sokołem. Znak naszej organizacji. I ja i Damian trzymaliśmy w dłoniach naszą broń. Ja sai, a Damian swój długi, oburęczny miecz. Przypatrywaliśmy się bitwie, która rozgrywała się na naszych oczach.
     Setki naszych ludzi, trzymających w dłoniach broń walczyło na śmierć i życie. Srebrni mieli przewagę liczebną, ale my byliśmy lepiej przygotowani do bitwy. Wokół słyszałam wystrzały z pistoletów i większej broni. Ludzie krzyczeli i wołali o pomoc. Ale my nieruchomo przyglądaliśmy się wydarzeniom. Czułam okropny zapach palących się ciał i widziałam krew, strumieniami płynącą z ran.
     A później odwróciłam wzrok. Damiana już tu nie było. Zaczęłam z przestrachem szukać go wzrokiem. Ale otaczała mnie tylko ciemność. 
     Nagle przede mną ktoś się pojawił. Wydawało mi się, że go znam, jednak nie potrafiłam przypomnieć sobie imienia. Tuż przede mną klęczał czarnowłosy chłopak. Miał spuszczony wzrok i ręce związane za plecami. Był ubrany w stój naszej organizacji, zniszczony od ciężkiej walki. Z niewiadomych powodów upadłam na kolana i podniosłam jego twarz. Nie rozumiałam tego, ale jego widok bardzo mnie zmartwił. Miał zamknięte oczy. Jego twarz była pokryta krwią, łuk brwiowy był rozcięty, podobnie jak skóra na policzku. Ale nie tylko własną krew miał na twarzy.
      Otworzył oczy. Spojrzał prosto na mnie. Usłyszałam głuchy dźwięk, który dobiegł zza jego pleców. Rozerwał linę, którą miał związane nadgarstki. Chwycił mnie mocno za przedramiona. W jego niebieskich oczach była wściekłość. Podniósł się, ja także. Jego uścisk sprawiał mi coraz więcej bólu.
     - Zapłacisz za to co zrobiłaś ludziom. Za to co nam zrobiłaś.
     Jego głos przebił się przez moje myśli niczym sztylet. Przeraził mnie. Zaczęłam się szarpać, ale wymierzył mi kolanem cios w brzuch. Zakrztusiłam się i zaczęłam kaszleć. Z moich ust wypłynęła krew. Na jego twarzy pojawiła się radość i satysfakcja. Znów spojrzałam mu prosto w oczy. Ich błękit przypomniał mi jego imię.

     Zerwałam się gwałtownie z pozycji leżącej i ciężko dysząc starałam uspokoić. Koszmar nadal tkwił w mojej głowie. Był tak realny, że uwierzyłam iż jest rzeczywistością. Przeczesałam włosy palcami i wzięłam głęboki wdech. To był tylko sen. Tylko sen.
      Spojrzałam na lewo. Damian leżał do mnie plecami i oddychał miarowo. Nie zniknął. Zaczęłam w myślach dziękować, że chociaż on tutaj jest. Ciemność panująca w pokoju sprawiała, że czułam przerażenie, tak jak w koszmarze. Co to wszystko miało znaczyć? Dlaczego Richard chciał mnie... zabić? I dlaczego wcześniej też zabijał?

*Rachel*

     Siedziałam obok Kori na łóżku w jej pokoju. Rudowłosa trzymała na kolanach Mar'i, która z uśmiechem na twarzy słuchała naszej rozmowy. Właśnie skończyłam skrótowo opowiadać, co zdarzyło się przez cały ten rok.
     - I to by było wszystko - zakończyłam. Mar'i roześmiała się i wyciągnęła do mnie rączkę. Uśmiechnęłam się i pogładziłam ją po włosach.
     - Rozmawiałam dziś z Megan. Była trochę... zdenerwowana? - powiedziała nagle Kori. Ściągnęłam brwi.
     - Ma sporo na głowie.
     - Chyba odrobinę ją zdenerwowałam, gdy pytałam o Damiana. - Zamilkła na chwilę, zastanawiając się, co powiedzieć. - Jak on tutaj trafił? Megan mówiła, że jego matka to Talia al Ghul. Ale skoro ona należy do Ligi, to czy on...
     - Damian też należał do Ligi - przerwałam jej szybko. - Formalnie, to nadal jest jej członkiem. Talia pewnie zaszyła się w Tybecie, lub jakimś miejscu na innym kontynencie. On sam nie wie, dlaczego jego matki tu nie ma. Według Damiana Talię zawsze ciągnęło do miejsc, w których się coś dzieje. Dziwi się z resztą, że go stąd nie wyciągnęła. Na pewno wie, że mamy tutaj wojnę i że Bruce nie żyje.
     - Bruce? - zdziwiła się Kori.
     - Tak. Ojciec Damiana - wzruszyłam ramionami. Wyraz twarzy Kori zaniepokoił mnie trochę. Czyżby nie wiedziała? Megan miała jej powiedzieć przy pierwszej okazji. - Megan ci nie powiedziała?
     - Bardziej dziwi mnie, że Richard mi nie powiedział. Są przyrodnimi braćmi?
     - Tak, ale się nie znają. Damian ma w sumie trójkę przyrodniego rodzeństwa. Tim dołączył do nas, gdy odbiliśmy jego i Victora z więzienia. Jason zginął niedługo po rozpoczęciu wojny. A Richard jest najpewniej w więzieniu w Gotham.
     Kori zacisnęła powieki. Współczułam jej. Dobrze wiedziałam, że bardzo go kocha. Ciężko jest żyć ze świadomością, że ukochana osoba cierpi. Megan także się z tym zmagała. Nie okazywała tego otwarcie, ale widziałam w jej oczach ból na samo wspomnienie o Richardzie.
     - Jak to się nie znają? - spytała Kori. Objęła Mar'i i posadziła ją obok siebie. Spojrzałam na nią spokojnie. Uśmiechnęła się przelotnie.
     - Damian zamieszkał z ojcem kilka miesięcy przed rozpoczęciem wojny. On i Richard nie mieli okazji się poznać. Pewnie nawet nie wie, że Bruce miał dziecko z Talią.
     Zamilkłyśmy. Kori przybrała skupiony wyraz twarzy, jakby nad czymś się usilnie zastanawiała. Postanowiłam zostawić ją samą. Potrzebowała czasu, by przetrawić te wszystkie przykre wieści o Richardzie i wszystkim co się działo.

     Otoczyli go. Stałam w bezruchu i nie wiedziałam, co zrobić. Nas nie zauważyli, skupili się na Damianie. On był wściekły i zrozpaczony. Po scenie, która rozegrała się jeszcze przed chwilą, trudno się było mu dziwić. Trzymał w dłoniach długi miecz. Srebrni zablokowali mu każdą drogę ucieczki, było ich sześciu. Damian nie wyglądał na przejętego ich ilością.
     Nagle na jego twarzy pojawił się złowieszczy uśmiech, a w oczach pojawiły się iskierki podniecenia. Pomknął tak szybko przed siebie, że żaden ze Srebrnych nie zdążył zareagować. Przeciął powietrze tuż przed twarzą jednego z wrogów. Ani chwili się nie wahał. Z jednego ruchu przechodził bezpośrednio w kolejny, działał szybko ale przemyślanie. Obrócił się szybko i z półobrotu kopnął Srebrnego w klatkę piersiową. Damian błyskawicznie odpierał ataki Srebrnych, którzy podjęli ofensywę. 
     Ja i Megan stałyśmy w miejscach, nie mogąc w to wszystko uwierzyć. Kim jest ten dzieciak, skoro potrafi tak walczyć? Damian odtrącił broń jednego z czterech wrogów, którzy pozostali na nogach. Bez wahania wbił ostrze prosto w jego serce. Krew wytrysnęła z rany, pokrywając jego dłonie, ubranie i twarz. On jednak wyciągnął miecz z ciała Srebrnego i uchylił się przed ciosem przeciwnika. Nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia, jakby od urodzenia zabijał. 
     Minęło zaledwie pięć minut, a wszyscy wrogowie leżeli na ziemi. Czterech zabitych, dwóch nieprzytomnych. Damian stał wyprostowany, na ziemi pokrytej krwią. Wokół niego leżały ciała martwych Srebrnych. Ale on patrzył prosto na nas. Uśmiechał się przyjaźnie, trzymając w dłoniach miecz z którego na ziemię spływała krew. Podeszłyśmy do niego powoli. Obie miałyśmy przerażone wyrazy twarzy. Damian uniósł prawą brew, widząc naszą reakcję.
     - No co? Nigdy nie widziałyście walczącego członka Ligi Zabójców? - Gdy nie odpowiedziałyśmy, przewrócił oczyma. - No chodźcie. Muszę się przebrać. 

5 komentarzy:

  1. *-* Damian w szale zabijania, płacząca Megan <3 I do tego wszystkiego Richard który grozi własnej siostrze... You are GENIUS !
    No bardzo ciekawie dziś było ^^ Coś przeczuwam, że Kori wyskoczy z mega głupim pomysłem, za który Megan ją opieprzy xD Sądząc po zapowiedzi i tym rozdziale. Uu. Już się nie mogę doczekać.
    Więcej Damiana, więcej Damiana! Dziś mi odwala, dlatego czwarty rozdział u mnie będzie lekko pokręcony :D To pewnie wina tej czekolady, którą pochłonęłam w kilka minut, słodycze źle na mnie działają...
    W każdym razie, trzymaj tak dalej i pisz kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak tylko przeczytałam dedykacje zrobiłam minę jakbym zobaczyła malutkiego kotka wchodzącego mi właśnie na kolana, a rozczulające ooooo samo wyrwało się z moich ust. Bardzo dziękuję ^^
    Co do rozdziału. Cuuudny. Jedno mnie nurtuje: Skoro Kori i Dick ( XD ) byli ze sobą już po rozpoczęciu wojny to jakim cudem oderwali ich od siebie? On powinien jej bronić nawet za cenę życia, a na pewno zdawał sobie sprawę, że jeśli go zamkną to za cholerę nie będzie mógł tego robić. BTW co Meg zrobiła "im"? Szukała go pół życia? Martwiła się każdego dnia? Cierpiała przez niego? Odpowiedź na bank dostanę niedługo.
    Krew na twarzy, uśmiechniętej twarzy mrrr... to lubię. Jego ruchy, sposób walki, brutalność zauroczyły mnie dogłębnie. Chyba kocham tego dzieciaka. :3 Jak doroś nie to za niego wyjdę. XD Jpr. powiedz mi skąd biorą się ludzie tacy jak ja? (facepalm)
    Jestem strasznie ciekawa co to za szalony pomysł. I trzymam cię za słowo, że będzie SZALONY :D
    No dobra zadałam chyba więcej pytań, niż napisałam zdań twierdzących. Eh... to tylko Ola. Kończę już ten bezsensowny kom i serdecznie pozdrawiam.
    P.s Co do "plotek", że odchodzę, to wcale nie odchodzę! Myślałam nad tym, ale na razie mam za dużo pomysłów :D Nowa notka już jest!

    OdpowiedzUsuń
  3. KOCHAM!!!! Jestem tu od wczoraj, ale tak mnie wciągnęło, że przeczytałam WSZYSTKO! Tak bardzo marze o kolejnym rozdziale ;-; Powiem szczerze że NIENAWIDZE właśnie takich opowiadań. Ktoś zapanował nad światem, umierają moje kochane postacie lub gdzieś zagineli. Zawsze gdy na coś takiego natrafiam, wychodze bo nienawidze ich -.- Ale w Twoim sie zakochałam *.* Najbardziej podoba mi się Megan, właśnie takie postacie uwielbiam *.* A to że była (jest)zła??? Kupiłaś mnie tym :3 Aż chce mi się komentować :D Bardzo ciekwie prowadzisz opowiadanie, praktycznie w każdym rozdziale coś sie dzieje :) Wspaniałe :D Bardzo przepraszam jeśli w komentarzu są błędy, ale jestem na telefonie xD Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział :D Pozdrawiam! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam w moim szalonym świecie :D Gorąco dziękuję za komentarz, aż się zarumieniłam ^^ Byłabym wdzięczna za aktywność w przyszłości, jeśli będziesz jeszcze wchodzić. Potrzebuję motywacji i opinii, by pisać kolejne rozdziały :))
      Tylko sprostuję- nikt tu nie zapanował nad światem :3 Chodzi tylko o kilka miast, dokładniej to się wyjaśni później. Dużo się jeszcze będzie działo, więc powinnaś się nie zawieść. Starałam się wymyślić jak najciekawszą fabułę.
      W każdym razie, na kolejny rozdział zapraszam w piątek lub sobotę. Jeszcze raz dziękuję, myślałam że już nikt nowy tu nie wchodzi ;D

      Usuń
  4. no widzisz to masz jeszcze mnie ;) Super notka, kocham tego dzieciaka (chodzi oczywiście o Damiana), ciekawe gdzie ten nasz Dick przebywa i wgl...
    Super, super, super!
    Jesteś genialna!
    Alfik

    OdpowiedzUsuń