środa, sierpnia 06, 2014

Rozdział 17 (52). "Uśmiech, słowa i wygrana"

"Nikt nie może gdziekolwiek iść
Nikt nie może cokolwiek wiedzieć
Zlikwidować przeszkodę na szczycie i patrzeć jak odchodzi, odchodzi
Nigdy nie będzie łatwo, było tak ?
Uśmiech szybko znika niebezpieczeństwo przychodzi, przychodzi

Coś się tutaj dzieje
Coś się tutaj dzieje czego już nie mogę wyjaśnić
Wiem gdzie jestem, gdzie należę
Głęboko w środku nie jestem dłużej już zgubiony."


- Snow Patrol - I Won't Let You Go

     Garfield leżał na podłodze, z powodu braku jakiegokolwiek innego miejsca. Wokół krzątało się mnóstwo ludzi, którzy opatrywali sobie nawzajem rany, rozmawiali entuzjastycznymi głosami i wyjaśniali całą sytuację byłym więźniom. Siedziałam obok chłopaka, ze splecionymi nogami. Rachel sprawdzała, czy wszystko z nim dobrze. Terra i Victor jednocześnie o czymś mówili, a zdezorientowany Gar nie wiedział kogo słuchać. Zagubienie na jego twarzy wywoływało u mnie szeroki uśmiech.

     - Gdzie jest Richard? I Kori ? - spytał Gar, gdy w końcu doszedł do głosu.
     - Ehh... - Victor podrapał się po głowie. - To dość długa historia.
     - Zdecydowanie - zgodziła się Terra.
     - Ale żyją, prawda? - przeraził się Garfield i gwałtownie podniósł się do pozycji siedzącej. Rachel mruknęła z niezadowoleniem i z powrotem go położyła.
     - Żyją i mają się dobrze. A teraz proszę, nie ruszaj się - sprostowała.
     Położył się z powrotem, bardziej spokojny. Z panującego hałasu wyłowiłam głos Willow, która jak zwykle krzyczała. Najwyraźniej towarzystwo, na które została skazana nie podpadło jej do gustu. Zbliżała się w moją stronę, z dłońmi zaciśniętymi w pięści i zdenerwowaną miną. Różowe włosy związane w kitkę ruszały się raz w prawo, raz w lewo. Widok Willow tak bardzo wytrąconej z równowagi wydał mi się wtedy niesamowicie śmieszny.
     Zaraz potem zauważyłam Damiana, uśmiechniętego od ucha do ucha, idącego tuż za dziewczyną. Wszystko jasne.
     - Zabierz go ode mnie! - krzyknęła do mnie Willow, zwracając tym samym uwagę osób dookoła. Rachel z frustracją otworzyła oczy i spojrzała na różowowłosą spode łba. Ta nawet nie zwróciła na nią uwagi, minęła leżącego na ziemi Garfielda i podeszła do mnie. Uniosłam głowę, by spojrzeć jej w oczy. Założyła dłonie na biodrach, a Damian zaśmiał się krótko. Usłyszałam westchnienie Victora i dostrzegłam jak Terra przewraca oczyma. Potrafiłby zdenerwować nawet martwego.
     - Stało się coś? - spytałam głupio, uśmiechając się szeroko. Zacisnęła zęby i zmierzyła Damiana wzrokiem.
     - On się stał. Weź go ode mnie, inaczej uduszę gołymi rękoma.
     Przesunęłam się na ziemi, dając Damianowi do zrozumienia, że ma usiąść. Rzucił Willow ostatnie, prześmiewcze spojrzenie i ruszył na wyznaczone miejsce. Pokręciła głową i odeszła. Jej plecy zniknęły w tłumie.
     - I tak zdążyłam skończyć - powiedziała do siebie Rachel. - Żadnych obrażeń wewnętrznych, z zewnątrz też wyglądasz dobrze.
     - Jak zawsze, no nie? - Gar uniósł brew, spoglądając znacząco na Rachel. Prychnęła, widząc jego uśmiech. Jednak zauważyłam, że kąciki jej ust także się uniosły.
     - Megan, muszę ci coś powiedzieć - Nagle odwróciła się w moją stronę.
     - Raczej nie znajdziemy odosobnionego miejsca, więc mów - stwierdziłam, machając ręką.
     - Jakiś czas temu Wally zauważył Talię, sprzeczającą się ze Srebrnymi. Według niego wyglądało to poważnie. Myślę, że ich "sojusz" nie będzie trwał dość długo - wyjaśniła, ściszając głos.
     Zamilkłam na chwilę. Od początku wyglądało to dość podejrzanie, wiedziałam że prędzej czy później do tego dojdzie. Nadal jednak nie wiemy, dlaczego Talia w ogóle zajęła tą pozycję.
     - Dzięki Rachel. Ta informacja się przyda.
     Rzuciła mi słaby uśmiech i wyminęła Garfielda. Ruszyła w stronę rannych, którym trzeba było pomóc. Odetchnęłam głęboko. Przydałaby się jakaś przerwa od tego wszystkiego. Chwila spokoju, albo rozrywki. Rzuciłam okiem na trójkę moich znajomych, którzy siedzieli obok siebie i rozmawiali. Garfield słuchał opowieści Terry, a Victor co jakiś czas wtrącał kilka słów. Twarz blondynki rozjaśniał uśmiech, a oczy aż jej błyszczały. Mimo wszystko nadal jej na nim zależało.
     Damian poruszył się niespokojnie. Oparł głowę o ścianę, a na jego chłopięcej twarzy widać było głębokie zamyślenie. Ostatnio zrobił się bardziej małomówny niż zwykle, zapewne miało to związek z jego matką i jednocześnie także ojcem. Zmarszczyłam brwi. Obiecałam mu pomóc uwolnić Bruce'a, ale nie wiedziałam jak tego dokonać. Nie miałam pomysłu od czego zacząć.
     - Jak się czujesz, Gar?
     Richard po przyjacielsku zmierzwił blond włosy chłopaka i usiadł obok. Ten w odpowiedzi uśmiechnął się szeroko i wymierzył kuksańca w ramię mojego brata. Spojrzałam na niego, szukając jakichkolwiek poważnych ran. Nie mieliśmy okazji zobaczyć się po zakończeniu walki. Odetchnęłam z ulgą, nie widząc nawet jednego bandaża. Jakoś sobie poradziliśmy.
     Garfield nagle spoważniał. Spojrzał na Richarda z niepokojem. Nie pasowało to do jego wiecznie wesołej twarzy.
     - Gdzie jest Kori?
     Odwrócił wzrok, by nie patrzeć na przyjaciela. Widziałam jak napinają się mu mięśnie, a w niebieskich oczach pojawia się mieszanka różnych uczuć.
     - W bezpiecznym miejscu.
     - Ale dlaczego...? - Garfield żądał wyjaśnień. Prychnęłam z niecierpliwością, co zwróciło jego uwagę. Zadawał uciążliwe pytania.
     - Nie drąż tematu. To raczej historia na długi wieczór - skończyłam rozmowę. Garfield zamilkł i rozglądał się przez chwilę po naszych twarzach. Richard pogrążył się we własnych myślach, a Terra i Victor z obojętnością obserwowali przechodzące obok kolejne osoby.
     Ni z tego ni z owego, przypomniałam sobie pewien wieczór w wieży. Od razu poczułam smak popcornu z masłem i zimnej coli. Uśmiechnęłam się. Każdy taki sam, a jednocześnie inny.

     Richard ćwiczył ze mną w siłowni. Podczas gdy on robił jakieś ćwiczenia, ja biegałam na bieżni ze słuchawkami w uszach. Oprócz nas, nikogo tam nie było. Reszta była pewnie w salonie i robiła kolację, albo oglądała tv.
     Wyrzuciłam z głowy wszystkie zbędne myśli i skupiłam na rytmie biegu. Czułam strużki potu spływające po mojej szyi, ale nie odczuwałam zbytniego zmęczenia. Lubiłam zapominać o całym świecie i zatracać się w treningu. 
     Zauważyłam, że drzwi się otworzyły, co mnie zdekoncentrowało. Kori stanęła przed drzwiami. Jej rude włosy spływały falami na ramiona, a na twarzy miała lekki makijaż. Włożyła dłonie do kieszeni swojej fioletowej bluzy i uśmiechnęła się. Oczywiście nie do mnie, ja dla niej wtedy nie istniałam. 
     Odwróciłam nieznacznie głowę. Richard nie przerwał ćwiczeń, ale odwzajemnił uśmiech. Wiedziałam, dlaczego tutaj przyszła. Żeby się na niego pogapić. Koszulka przykleiła mu się do ciała, więc widać było wszystkie mięśnie. Uśmiechnęłam się pod nosem. Wyglądali razem uroczo.
     Bieżnia zaczęła zwalniać, więc zeskoczyłam na podłogę i wyjęłam słuchawki. Minęłam Kori i chwyciłam butelkę z wodą, którą postawiłam na ziemi. Richard też skończył ćwiczyć. Wiedząc, że jestem tu obecnie zbędna, wyślizgnęłam się na korytarz. 
     Wzięłam szybki prysznic i owinęłam się białym ręcznikiem. Wysuszyłam i uczesałam włosy, ciągle mając przed oczyma tę dziwaczną scenę z siłowni. Wyszłam z łazienki i stanęłam przed szafą. Wyjęłam bieliznę, skarpetki, obcisły czarny top i jeansowe spodenki. Założyłam ubrania i moje niebieskie trampki. Chwyciłam ulubioną granatową bluzę z łóżka i ruszyłam do salonu.
     Jak zwykle zjedliśmy kolację przy akompaniamencie żartobliwych kłótni Victora i Garfielda. Po wyrazie twarzy Rachel wywnioskowałam, że nerwy niedługo jej puszczą. Zaśmiałam się cicho i odsunęłam swoje krzesło. 
     Później zawsze siadaliśmy na sofie i włączaliśmy jakiś film. Zwykle były to horrory, albo głupie filmy, które wybierał Garfield. Dopiero po kilku minutach zauważyłam, że Richard i Kori gdzieś zniknęli.
     - Hej. Gdzie się podziała nasza para zakochanych? - szturchnęłam Garfielda, który na nieszczęście siedział obok mnie. Zawsze przez większość filmu chrupał popcorn.
     - A co? Brakuje ci miłościii...? - Garfield uniósł znacząco brwi i po chwili poczułam, że mnie obejmuje.
     - Ugh - jęknęłam, podnosząc oczy do sufitu. - Weź tą rękę, albo ci ją wykręcę.
     - Dobra, dobra.
     - Richard coś mówił, że Kori chce iść na pokaz filmowy w plenerze - odpowiedział na moje pytanie Victor. - Pewnie wrócą po północy.
     
     Wiele razy śniły mi się podobne wieczory. Tęskniłam za tym.
     - Nie chcielibyście się stąd wyrwać na chociażby jeden wieczór? Mam już dość widoku krwi o każdej porze dnia - rzuciła od niechcenia Terra.
     - To nawet nie jest zły pomysł - zgodził się Victor.
     - A gdzie chciałabyś iść? Wszędzie się kręci mnóstwo Srebrnych, a żadne z nas nie zna zbyt dobrze tego miasta - stwierdziłam ponuro. Terra przewróciła oczyma.
     - Zawsze masz coś przeciwko.
     - Taka najwyraźniej się urodziła - westchnął Victor. Wszyscy zaczęli się śmiać, nawet Damian. Spojrzałam na Victora spode łba.
     - Ha ha.
     - Zatrzymywałam się czasami w Metropolis. Może jeszcze istnieje ten podziemny bar, nad którym mieli pokoje do wynajęcia. Było tam całkiem fajnie.
     - Chętnie bym się stąd wyrwał - poparł pomysł Terry Richard. Garfield i ja też się dołączyliśmy.
     - A Rachel? - przypomniał sobie Victor.
     - Przecież jej nie zostawimy. - Terra spojrzała na niego, jakby był niepoważny.
     - To co? O dziewiątej? - Garfield uśmiechnął się szeroko i zatarł ręce.
 
     O dziewiątej spotkaliśmy się przed budynkiem. Większość dnia spędziłam na rozmowie z resztą dowódców. Trzeba było zadecydować kto wróci z jakim oddziałem, kto pochowa zmarłych. Straciliśmy jedną trzecią osób biorących udział w akcji. W tym 11 osób z mojego oddziału.
     Terra zaczęła nas prowadzić mniej uczęszczanymi ulicami. Noc była spokojna, a gwiazdy były wyraźnie widoczne na granatowym niebie. Włożyłam dłonie do kieszeni bluzy i pogrążyłam się we własnych myślach. Od razu zaczęłam się zastanawiać jak zareagował Damian, gdy zauważył naszą nieobecność. Uparł się, że chce iść z nami. Posprzeczaliśmy się trochę i ostatecznie wymknęłam się, gdy nie patrzył. Uśmiechnęłam się na myśl, że pewnie po moim powrocie będzie obrażony.
     - Jeszcze kawałek. Na moje oko Srebrni tutaj nie mieszkają, więc może bar nadal prowadzą te same osoby - oznajmiła Terra. Gar zatrzymał się gwałtownie, jakby o czymś sobie przypomniał. Obejrzeliśmy się za nim. Miał dziwny wyraz twarzy i po kolei zmierzył nas wzrokiem.
     - Chcecie się pokazać w tych ciuchach? - powiedział Garfield trochę za głośno. Victor od razu go uciszył. Im mniej uwagi zwracamy, tym lepiej.
     - Taa. Wyglądamy co najmniej dziwnie - przyznał mu po chwili rację. Rozejrzałam się po zgromadzonych. Wszyscy mieliśmy na sobie czarne, wygodne ubrania, przystosowane do walki.
     - Musimy jakoś skombinować normalne ciuchy.
     Po jakiejś sekundzie zauważyłam na rogu sklep z ubraniami. Uśmiechnęłam się chytrze. Miło będzie powrócić do dawnych zwyczajów.
     - Może na przykład stamtąd? - rzuciłam, idąc w stronę zauważonego sklepu. Zatrzymałam się przed wystawą. Przeciętne ciuchy dla nastolatków. Coś się znajdzie. Przyłożyłam dłoń do szyby.
     - Uwaga, zawodowy złodziej w akcji - usłyszałam za swoimi plecami Victora. Spojrzałam na niego morderczo, co sprawiło że wszyscy się roześmiali. Przewróciłam oczyma i jeszcze raz rzuciłam okiem na wnętrze sklepu.
     - Dobra wiadomość. Nie mają kamer - powiedziałam, odchodząc od szyby.
     - To znaczy...? - spytała Rachel, unosząc brew.
     - Że będziesz mogła nas tam przenieść, a nikt nawet tego nie zauważy - dokończyłam, uśmiechając się.
     - Chcesz ukraść te ubrania? - Richard spojrzał na mnie podejrzliwie. Westchnęłam głęboko i uniosłam oczy w górę.
     - Nie, znajdziemy właściciela i spytamy się, czy je nam pożyczy. Oczywiście że je ukradniemy - powiedziałam sarkastycznie. - Nie bądź ciągle taki święty.
     Zignorowałam złośliwe spojrzenie Richarda i stanęłam obok wszystkich. Rachel mruknęła coś pod nosem z niezadowoleniem, a po chwili otoczyła nas czarna energia. Znaleźliśmy się w środku. Sklep nie należał do zamożniejszych; stara kasa fiskalna i chwiejne wieszaki rzucały się w oczy.
     Rozproszyliśmy się po sklepie, szukając ubrań dla siebie. Podłoga trzeszczała przy każdym stawianym kroku, co było dość denerwujące. Przesunęłam dłonią po zakurzonej półce. Odkurzacz był tutaj rzeczą potrzebną nade wszystko.
     Victor i Garfield zaczęli rzucać jakieś żarty o nawiedzonym sklepie, śmiejąc się przy tym. Tymczasem Rachel i Terra już znalazły na siebie ubrania i zajęły jedyne przymierzalnie. Zdjęłam z wieszaka czarną bluzkę z koronkowymi rękawami i obcisłe spodnie w kolorze dojrzałej wiśni.
     - Mam się przebierać przy was? - spytał Garfield, przyciskając do piersi jakieś ubrania. Victor i Richard zaśmiali się równocześnie, zdejmując z siebie koszulki. W tym samym momencie z przymierzalni wyszła Terra, już w nowych ciuchach. W swoich brązowych spodniach i niebieskiej bluzce z rękawami do łokci wyglądała zadziwiająco normalnie. Na szyi jak zwykle wisiały jej ulubione gogle.
     - A co wstydzisz się? - zadrwiłam, uśmiechając się słodko. Zdjęłam t-shirt przez głowę, wcześniej rzucając na ziemię bluzę. Zsunęłam buty i spodnie. Widziałam, jak Garfield stopniowo się czerwieni, widząc mnie tylko w bieliźnie.
     Kilka minut później byliśmy gotowi. Nasze ubrania schowaliśmy w sklepie, z zamiarem zabrania ich po naszym małym 'wypadzie'. Wsunęłam za pasek spodni mały sztylet, który wzięłam ze sobą. Przezorny zawsze ubezpieczony.
     Zanim doszliśmy do baru, który nadal istniał, nastroje się nam poprawiły. Śmialiśmy się z jakiś żartów, które opowiadał Garfield. Zaskoczyło mnie to, jak szybko doszedł do siebie. Jeszcze niecały dzień temu był w więzieniu, a teraz znów się uśmiechał i rozmawiał z nami, jakbyśmy nie widzieli się zaledwie przez chwilę. W tym pozornie słabym i wrażliwym chłopaku tkwiło dużo psychicznej siły.
     Drzwi otworzył Victor, a moim oczom ukazało się dość duże pomieszczenie, z kwadratowym barem w centrum i miejscowym oświetleniem, które nadawało miejscu swoisty klimat. Zajęliśmy jeden ze stolików przy oknie. Nie było tutaj wiele klientów, a większość stanowiły osoby w naszym wieku. Jakaś grupka nastolatków głośno śmiała się w drugim kącie pomieszczenia, pijąc piwo. Poczułam na sobie podejrzliwy wzrok zgarbionego faceta, siedzącego na krzesełku przy barze.
     Śmialiśmy się, piliśmy i wspominaliśmy stare czasy. Niczym grupa przyjaciół, która nie widziała się przez lata. Rozluźniłam się, pozwoliłam sobie na nieuwagę. Jednocześnie byłam także świadoma ulotności tej chwili. Jutro znów się obudzę, a świat będzie wyglądał tak samo. Tak samo niesprawiedliwy i okrutny. A ja nie będę mogła wiele z tym zrobić.

     Leniwie otworzyłam oczy. Spałam na podłodze, przykryta tylko pojedynczym kocem. Poczułam lekki ból głowy. No tak. Wczoraj trochę wypiłam. Podniosłam się do pozycji siedzącej i rozejrzałam wokół siebie. Damian spał obok mnie, zwinięty pod kocem. W pokoju było tylko jedno łóżko, zajęte przez jakąś ranną osobę. Reszta spała na podłodze.
     Dzisiaj mieliśmy wrócić do Gotham. Tylko mój oddział został w Metropolis, reszta odeszła do swoich miast wczoraj w nocy. Uwolnieni więźniowie albo wracali do swoich domów, albo zostali przydzielani do któregoś z naszych miast. Miałam ze sobą zabrać nowe dziesięć osób.
     Szturchnęłam Damiana, a sama podniosłam się z podłogi. Mruknął niezadowolony, że wyrwałam go ze snu. Uśmiechnęłam się pod nosem. Spod koca wystawały tylko jego czarne włosy. Wyszłam z pokoju, mijając po drodze pogrążonych we śnie kolejnych ludzi. Dotarłam do łazienki. Zasłużyłam sobie na prysznic.
     Zamknęłam za sobą drzwi i od razu zrzuciłam z siebie wszystkie ubrania. Odkręciłam wodę, czemu towarzyszyło podejrzliwie bulgotanie w rurach. Znalazłam na ziemi pozostawiony przez kogoś szampon do włosów. Wślizgnęłam się do kabiny.
     Odetchnęłam głęboko, czując jak zimna woda spływa po moim spoconym ciele. Zaczęłam powoli myć włosy okrężnymi ruchami. Pozwoliłam wszystkim myślom odpłynąć, odejść na dalszy plan. Zatraciłam się w tej chwili spokoju i samotności.
     Ubrałam się i wysuszyłam włosy ręcznikiem. Stanęłam przed lustrem. Wierzchem dłoni wytarłam zgromadzoną na nim parę i spojrzałam na samą siebie. Te same podkrążone, niebieskie oczy. Pociągła twarz i prosty nos, niewielkie zadrapanie na czole, zasłonięte włosami. Westchnęłam. Nic się nie zmieniłaś, Megan.
     Przed drzwiami czekał na mnie Damian. O mało na niego nie wpadłam. Miał poważną minę i spuszczony wzrok. Wyciągnął otwartą dłoń w moją stronę.
     - Przepraszam, że nie dałem ci tego wcześniej - powiedział cicho. Wzięłam pendrive i obróciłam go w palcach. Nic z tego nie rozumiałam. Czułam narastającą obawę i kolejne pytania, które zaprzątały moją głowę.
     - Co na nim jest?
     Wzruszył ramionami. Ten gest jeszcze bardziej pogłębił moją ciekawość. Jakaś część mnie krzyczała, że to nie będzie nic dobrego. Ruszyłam w stronę stolika i pozostawionego na nim komputera. Podłączyłam do niego urządzenie, próbując opanować drżenie dłoni.
     Otwarł się folder z plikami. Zaczęłam je w milczeniu przeglądać, a z każdym otworzonym zdjęciem lub przeczytanym tekstem czułam się bardziej wciśnięta w podłogę. Nie potrafiłam wydobyć z siebie słowa, Damian także milczał. Chyba sam nie był świadomy tego, co miał w posiadaniu.
     Zamknęłam folder i odłączyłam pendrive, gdy już obejrzałam wszystko, co było na nim zapisane. Przez dłuższą chwilę panowała cisza, a ja analizowałam sytuację. Byłam pod wrażeniem tego, że zachowałam spokój.
     To było zbyt proste. Tak nagle dostałam odpowiedź na wszystkie pytania? Podano mi na tacy rozwiązanie problemu wojny, nad którym zastanawialiśmy się od tylu miesięcy.
     - Dostałeś go od Talii? - spytałam, chcąc się upewnić. Nie potrzebna mi była odpowiedź. Potrzebne mi było samo zadanie tego pytania, bo w mojej głowie ta informacja brzmiała niedorzecznie. Kiwnął twierdząco głową. Wszystkie wątpliwości zniknęły, jak za dotknięciem magicznej różdżki.
     A więc to prawda. Teraz właściwie można powiedzieć, że wygraliśmy tę wojnę.

5 komentarzy:

  1. Jak zwykle świetny rozdział. Dobrze "widzieć" szczęśliwą drużynę. No i Willow vs Damian. Nie wiem czy ta dwójka wytrzymała by choć minutę w zamkniętym pomieszczniu, tylko we dwoje. Oczywiście niecierpliwie czekam na następny rozdział.
    Pozdrawiam
    ***Niki***

    OdpowiedzUsuń
  2. " Potrafiłby zdenerwować nawet martwego." Jebłam XD (Mam nadzieję, że nie będziesz miała nic przeciwko jeśli pożyczę ten zwrot, oczywiście z anegdotą kto jest autorem)
    Wow nie myślałam, że będzie tyle luzu. Szkoda, że nie było Kori ;( Groszek by się cieszył :P
    No dobra, oni wygrywają wojnę, a my (biedni czytelnicy) wciąż nie wiemy kim są srebrni :(
    Pozdrawiam i czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  3. O, i to jest właśnie mój sposób na rozwiązywanie problemów! Nie rób nic, a same się rozwiążą XD Oczywiście nie działa to w każdym przypadku, ale przy wygraniu wojny się sprawdziło XD
    Ten rozdział chyba zostanie moim lubionym w całej drugiej serii :)
    Pozdro i weny życzę! :3

    OdpowiedzUsuń
  4. Meegan! ~zalewam się łzami~ Gdzie zniknęłaś? Porwali się kosmici, dzikie krokodyle w Orleanu, czy może fani Pary Raven&Robin (szaleńcy) XD (oczywiście nie obrażając nikogo :*) ???
    Kiedy wrócisz???

    OdpowiedzUsuń
  5. bomba! Fajnie, że się drużyna rozerwała :)
    Damian vs Will... dowal jej Damian, dowal! :P ja też potrafię wnerwić każdego ;)
    Fajnie, że Damian dał tego pendrive'a.
    Niedługo koniec wojny. I co oni będą robić???
    Pisz jak najwięcej. Niech Ci weny nigdy nie zabraknie, bo piszesz po mistrzowsku!
    Pozdrowionka!

    OdpowiedzUsuń