wtorek, listopada 11, 2014

Gdybyś tylko nie umarła...

     Wzięłam kolejny łyk latte ze Starbucksa, kupionej na rogu ulicy. Była już zimna, ale nie przeszkadzało mi to. Teraz potrzebowałam dwóch rzeczy: zastrzyku kofeiny i ochłody. Mieliśmy dziś szczególnie upalny dzień. Jak na połowę lipca nie było to jednak nic niezwykłego.

     Oparłam się rękoma o balustradę balkonu. Ta część mieszkania była zdecydowanie moją ulubioną. Głównym tego powodem było zapewne to, że nie napadało mnie tutaj uczucie klaustrofobii. Ostatnio nie przepadałam za zamkniętą przestrzenią.
      - I co teraz ? - spytał. Odwróciłam głowę w jego stronę. Spoglądał na mnie swoim typowym, zaciekawionym wzrokiem. Nie uśmiechał się. Rzadko się uśmiechaliśmy.
     Ale coś się w nim zmieniło, dopiero wtedy to zauważyłam. Jego twarz, mimo że nadal należała do dwunastoletniego chłopca, była bardziej poważna. Jakby... dorosła. A w oczach kryło się to wszystko co przeszedł. A przeszedł zbyt wiele.
     - Teraz... - znów skierowałam wzrok na ulicę miasta. - Teraz spróbujemy zapomnieć.
     Dokończyłam swoją kawę i wrzuciłam papierowy kubek do kosza. Włosy przeczesał mi lekki wiatr. Zagarnęłam skrócone włosy grzywki za ucho i weszłam do środka.
     Na czarnym fotelu leżał telefon. Richard powiedział, że mogę zadzwonić w każdej chwili, nawet w nocy. Doceniałam to, ale miał teraz dwójkę osób na utrzymaniu i całkiem sporo pracy. Wolałam dać mu spokój na jakiś czas, szczególnie że nie widział się z córką przez trzy miesiące. A ja musiałam sama uporządkować sobie życie.
    - Nie wyślesz mnie do szkoły czy coś w tym stylu, prawda? - rzucił beztrosko Damian, siadając na dywanie. Wyjął schowany między poduszkami szkicownik i zaczął przewracać kartki. Pokręciłam przecząco głową. Ostatnie czego potrzebował to szkoła.
     Uśmiechnął się na widok czegoś w szkicowniku. Usiadłam obok niego i oparłam plecami o sofę. Wyciągnęłam rękę w stronę notesu, ale zatrzasnął go szybko.
     - Dalej. Pokaż co narysowałeś - zachęciłam go. Wyszczerzył zęby chytrze. Uniosłam brew i spojrzałam na niego z udawaną litością. - Przecież wiem, gdzie to chowasz.
     Westchnął i otworzył na pierwszej stronie. Z lekkim zaskoczeniem oglądałam niesamowicie realistyczne rysunki. Na każdej kolejnej stronie, którą otwierał, był inny przedmiot, osoba, lub zwierzę. Jakby ołówkiem uchwycił wszystko, co zobaczył. Ptak na parapecie, wijący się po ścianie bluszcz, ogień w kominku. Dwa samotne groby rodziców jego ojca, czarny pies z piłką w pysku. Później narysował Alfreda, stojącego przy stole. Łagodna twarz staruszka przyglądała mi się z kartki. Damian odwrócił stronę. Zobaczyłam kilka nietoperzy w jaskini, wiszących głową do dołu. A tuż obok narysowany był kostium, który dobrze znałam. 'R' na piersi przypomniało mi, że kiedyś też nosił go Richard.
    Jedna strona była pusta. Jednak na kolejnej było coś narysowane. Wysoki, umięśniony mężczyzna, z poważną twarzą i częściowo siwymi włosami. W oczach mężczyzny dostrzegłam głębokie zrozumienie, ukształtowane przez setki lat życia. Damian nawet to uchwycił, gdy rysował portret swojego dziadka; Ra's al Ghula.
     - Pamiętam, kiedy to rysowałem - powiedział cicho, dotykając palcami rysunku. - To był dzień moich dziewiątych urodzin. Stał wtedy przed placem, na którym ćwiczyli wojownicy. Był zły na matkę, bo się pokłócili. Powiedział mi wtedy, że przestał wierzyć w jej rozsądek. Spojrzał na mnie i stwierdził, że świat mnie zapamięta. Nie zdążyłem spytać o sens tych słów.
     Znów skierowałam wzrok na papier. Poważna twarz al Ghula nadal tam była. Miałam wrażenie, że został zatrzymany w tym momencie, na tej stronie.
     Gdzieś w oddali usłyszałam syrenę radiowozu. Pod wpływem wiatru kartki zatańczyły na wietrze. Cisza panująca w pokoju sprawiła, że znów wróciło do mnie pytanie zadane tej pamiętnej nocy.
     Kim jesteśmy, jeśli nie tylko przemijającym wspomnieniem?

4 komentarze:

  1. I zakończyłaś część drugą z wielką klasą. Epilog jest świetny. Mam nadzieję, że będziesz kontynuować bloga. Weny życzę.
    Pozdrawiam
    ***Niki***

    OdpowiedzUsuń
  2. To mówiła Megan, prawda? Jestem zagubiona, ale również oczarowana.
    Jesteś mistrzynią w kołowaniu czytelnika. Przychodzi ci to z taką gracją i łatwością, jak mi oddychanie.
    Mam nadzieję, że zrobisz coś w stylu tej historii od nowa. Może nie z wojną, a czymś innym. Szczerze wierzę w twoją wyobraźnię. Chyba nie przeżyłabym, gdybyś zupełnie porzuciła ten wątek. Megan jest niesamowita, uzupełnia portret Dick'a jak nikt inny. A sam Damian również stał się niezwykłą postacią. To właściwie ty zaszczepiłaś we mnie miłość do niego.
    Pozdrawiam i czekam na dalszą aktywność!

    OdpowiedzUsuń
  3. Piszpiszpiszpiszpisz i nawet mi się nie waż kończyć z tym blogiem, bo się fochnę, o! (powiedziała, co wiedziała). Nie, serio, piiiiisz. Ja to wszystko czytam, naprawdę, chociaż często nie komentuję. Obiecuję poprawę, tylko pisz, błagam!
    BTW, Answer and Fight jako tako już nie istnieje, rozdziały z tego bloga są na Thunder.

    OdpowiedzUsuń
  4. Super! Masz niesamowity talent. Przez te kilka tygodni starałam się nadrobić cały Twój blog, bo nie mogłam odejść od komputera, co trochę denerwowało moją mamę...
    Czekałam na ostatni rozdział z II serii. Chciałam Ci to powiedzieć na końcu: weź popraw ewentualne błędy, zanieś TO do wydawnictwa, a ja będę pierwszą osobą, która to kupi!!! Przeczytałabym to jeszcze ze sto razy, więc proszę....
    I nie przestawaj pisać! Świat mi się zawali jak z TYM skończysz.
    Pozdrowionka!

    OdpowiedzUsuń