sobota, listopada 08, 2014

Rozdział 24 (59). "Tylko dwa słowa"

"Chyba nie potrafię
Odwrócić się od ciebie i odejść
A co jeśli to zobaczysz?
Wtedy zapamiętasz tylko moje plecy,
A po twarzy nie zostanie nawet ślad.

Więc pamiętaj, pamiętaj
Moją twarz, uśmiechniętą na widok twojej
Zapomnijmy o całym bólu, który lubił nam towarzyszyć

Więc pamiętaj, pamiętaj
Każde słowo, które wypłynęło z moich ust
Bo ja nie rzucam słów na wiatr

Pamiętasz, pamiętasz?
Wszystkie dobre rzeczy, które wykonaliśmy naszymi rękoma
Szczęśliwe chwile, spędzone w okrutnym świecie

Więc pamiętaj
I nigdy nie zapominaj
Zostałem, bo ty zawsze byłaś obok
Zostałem, bo nigdy nie chciałem żyć sam
Zostałem, bo mam dla ciebie dwa słowa-
Kocham cię."


3 grudnia

     Pogrzeb już się skończył, ale pomimo to żadne z nas nie odeszło. Patrzyłem w milczeniu na nagrobek. Cisza. Słychać było tylko liście szeleszczące nam pod nogami.
     Kori stała obok mnie. Ściskałem jej ciepłą dłoń. Dziękowałem w myślach, że nic jej nie jest. Nie dałbym rady, gdyby komuś jeszcze coś się stało. Tim był po mojej drugiej stronie. Przyszedł, żeby mnie wesprzeć, nawet jeśli z Megan rozmawiał tylko kilka razy. Rachel, Victor i Garfield stali obok siebie, wtuleni w ciepłe płaszcze. Pogoda była ostatnio dość kapryśna.
     Bruce też tu był, tak jak Terra i Willow. Nawet Talia. Co prawda stała na uboczu, ze świadomością że nikt nie pała do niej zbyt ciepłymi uczuciami. Ale przyszła. Tylko jego brakowało.

*Narracja trzecioosobowa*

     Nie wytrzymał. Dał radę na to patrzeć tylko przez kilka minut. Zmuszał się, by zostać do momentu zakopania trumny, ale nie mógł. Patrzenie, jak znika pod ziemią było nie do zniesienia. Umarła jego partnerka w walce, opiekunka, osoba na której mu zależało. Jego siostra.
     Uciekł jak tylko mógł najszybciej. Gorących łez spływających po policzkach nie mógł osuszyć nawet wiatr, smagający go po twarzy. Ciągle do oczu napływały nowe. Głęboki ból i rozpacz jednak nie znikały, tak jak cmentarz, za jego plecami. A on zbyt dobrze znał to uczucie. Zagubienie, przerażenie. Tylko że teraz nie było nikogo, kto odciągnąłby go od ciała, przytulił i pozwolił płakać.
     Zacisnął zęby ze złością, wbiegając w kolejną uliczkę. Nie chciał, by wspomnienia zagłuszyły jego myśli. Wiedział, że jeśli będzie sobie przypominał, cierpienie tylko się nasili.
     Mimowolnie zacisnął powieki, co było bolesnym błędem. Potknął się i stracił równowagę. Przeturlał się kilka metrów dalej. Jęknął, obejmując obdarte kolana dłońmi. Z trudem przysunął się do pobliskiego drzewa i oparł o pień. Wokół było całkowicie pusto i cicho.
     Odeszła. Nie żyje.
     Nie mógł zaakceptować tego faktu, który ciążył na jego świadomości przez całe dni i noce. To było gorsze od koszmarów, w których błądził między stosami trupów, albo uciekał przed ciemnością. Koszmary były niczym. Już raz przeżył ten ból. Tą samą pustkę w sercu, ten głęboki żal.

     - To zawsze tak boli?
     - Chyba tak.
     - Jakby ktoś zabrał ci część ciebie.
     - A potem powiedział, że już nigdy jej nie odda.

     Wspomnienia wracały kolejnymi falami. Każde wywoływało coraz więcej łez. Bolało mocniej.

*Damian*

     - Po co to robisz? Mogłabyś oddać komuś przywództwo.
     Spojrzała na mnie, a po chwili westchnęła cicho. Zapanował ten nieprzyjemny rodzaj ciszy, gdy nie wiadomo, czy się odezwać.
     - Ludzie którzy nie potrafią nic poświęcić, nigdy nic nie zmienią. Mogłabym uciec, owszem, ale w jakiś sposób się przywiązałam. Nie potrafiłabym odejść w spokoju, wiedząc, że kogoś tu zostawiłam. Więc skoro nie mogę uciec, to chcę poświęcić coś dla osób, na których mi zależy.
     - Do kogo się tu przywiązałaś? - spytałem, zanim zdążyłem ugryźć się w język. Zaśmiała się krótko, widząc moją własną reakcję na zadane pytanie.
     - Do Richarda. Zapewne także do Kori, Garfielda, Victora i Rachel. Do ciebie. I do tej kawiarni na rogu, parę przecznic stąd. Uwielbiam ją.
     Oboje zaczęliśmy się śmiać. Zawsze rozluźniała sytuację, gdy robiło się zbyt poważnie.

*Rachel*

     Była w kuchni. Nadal nie przyzwyczaiłam się do jej obecności, mimo często słyszalnego szeptu jej myśli i specyficznej aury, której jeszcze u nikogo nie dostrzegłam; brudnego pomarańczu z niewielkimi ilościami indygo i czerni.
     Parzyła herbatę miętową. Nie zwróciła na mnie uwagi, gdy podchodziłam do szafki i wyjmowałam mój kubek. Tak było każdego ranka. Codziennie przychodziła o szóstej, ubrana w pomiętą szarą koszulkę i czarne spodenki, na boso, z włosami rozrzuconymi niedbale wokół głowy. Piła herbatę, nie zwracając na mnie uwagi. Potem wracała do pokoju.
     Dzisiaj jednak zauważyłam drobną zmianę. Miała przy sobie mały, czarny notes, włożony do tylnej kieszeni spodenek. Nigdy nie zauważyłam, by cokolwiek pisała, czy też czytała. Większość czasu spędzała na treningach, albo na sofie, gdzie grała razem z chłopakami w gry. Często towarzyszył temu potok przekleństw, gdy Garfieldowi udało się ją pokonać.
     Zauważyła, że na nią patrzę. Skierowała na mnie niebieskie oczy i uniosła brew.
     - Mam czuć się zaniepokojona, że gapisz się na mój tyłek? - spytała, po czym wzięła łyk herbaty. 
     - Nie widziałam kiedykolwiek, żebyś cokolwiek pisała. Po co ci ten notes?
     Zamilkła na moment, po czym roześmiała się.
     - Miałaś na myśli: Jak taka dziewczyna jak ona może mieć jakieś hobby? - Uśmiechnęła się szeroko, ukazując śnieżnobiałe zęby. - Masz rację. To nie mój pamiętnik, notatnik, czy jak to się zwie. Mam tam tylko parę nazwisk i adresów, w razie gdybym szukała jakiejś pomocy lub pieniędzy.
     - Aha - rzuciłam w odpowiedzi. Odprowadziłam ją wzrokiem, gdy wychodziła z pokoju i znikała za drzwiami. Ogarnęło mnie dziwne uczucie zagubienia.

*Narracja trzecioosobowa*

5 grudnia 

     Stanął przed grobem. Wiał dość silny wiatr, ale nie przejmował się tym. Jego brązowa kurtka łopotała na wietrze, a włosy ciągle wpadały do oczu. Ale to nie było dla niego ważne, nie teraz.
     Nie chciał uwierzyć, gdy Różowa przekazała mu wieści. Miała ponury głos, zamiast swoich ulubionych ciuchów, jakiś stary, porozciągany sweter i spodnie od dresu. Gdy wszedł do mieszkania, nawet nie opieprzyła go za niezdjęte buty, całe w śniegu. To nie pasowało do Różowej.
     Gdy usiadła w fotelu i objęła dłońmi kubek z herbatą, zauważył łzy, które zaczęły płynąć po jej policzkach. Siedział naprzeciw niej oszołomiony, nic nie mówiąc. Różowa nigdy nie płakała.
     - Nie żyje - wydusiła po chwili.
     Domyślił się, o kogo chodzi. Oparł się i wcisnął głębiej w fotel. Nic nie mówił. Pokój ogarnęła cisza, przerywana tylko cichymi pociągnięciami nosa Różowej.
     - Od kiedy? - spytał. Potem sam nie mógł uwierzyć, że zdobył się na coś takiego.
     - Od dwóch tygodni. Pochowali ją przedwczoraj - odpowiedziała, patrząc na niego uważnie. Dokończyła herbatę i wytarła łzy rękawem. - Wbił jej sztylet w brzuch. Dzieciak go zabił. Tego, który to zrobił.
     Milczał. Patrzył pusto w niebieskie oczy Różowej. Oboje cierpieli tak samo mocno. Nie chciał uwierzyć. Nie mogła umrzeć. Dziewczyna którą poznał wydawała się być niezniszczalna, gotowa przeżyć wszystko. Dziewczyna, której opatrywał rany, z którą biegał w nocy po mieście, która potrafiła wypić więcej niż ktokolwiek inny. Dziewczyna o zabójczym wzroku, morderczym instynkcie. Ta, która nie bała się niczego, ta, którą całował. Którą kochał.
     Znalazł jej grób w Gotham. Oczywiście, że to tam ją pochowali. Obok jej rodziców, tak jak chciał jej b r a t. Mimowolnie zacisnął pięści. Nienawidził tego miasta. To tutaj została, zamiast uciec razem z nim. Została z jego powodu. Tego, który jej nie ocalił. To tutaj umarła.
     Położył różę na zimnym kamieniu i włożył dłonie do kieszeni. Nie potrafił płakać. Czuł tylko wściekłość. Całe życie miał pod górkę. Musiał kraść, zabijać, patrzeć jak jego bliscy po kolei umierają. Potem miał chwilę spokoju, ulotnej radości. Ale historia jeszcze raz się powtórzyła. Miał dość tego wszystkiego. Wtedy ją poznał.
     Przyszła do baru razem z Różową. Obie miały na sobie czarno-czerwone stroje, które wcześniej już widział. Sai o czerwonych rękojeściach przypięte do jej pasa. Różowa miała pistolety i katanę przewieszoną przez ramię. To nie był bar dla grzecznych ludzi.
     Był tam wtedy z Royem. On oczywiście musiał do nich podejść. Pamięta tylko, że była wyniosła i dumna, ale jednocześnie na swój sposób tajemnicza i pociągająca. Był pijany.
     Uśmiechnął się na wspomnienie tamtej nocy. Rozpoczęła dwa najlepsze lata jego życia.

*Richard*

22 grudnia

     Bruce podszedł do mnie i bez słowa podał mi niewielki karton. Wiedziałem, co w nim jest. Zawahałem się, jakby nie wiedział czy może zostać. Ostatecznie wyszedł, za co podziękowałem mu w głębi duszy. Chciałem być sam, móc jeszcze raz przetrawić to wszystko i jakoś się pogodzić.
     Otworzyłem karton i spojrzałem na zawartość. Nie miała dużo prywatnych rzeczy. Sai, kilka mniejszych sztyletów i nóż. Spojrzałem na broń. Nie pamiętałem, żebym kiedykolwiek go widział. Wysunąłem go z pochwy. Nie miał więcej niż dwadzieścia centymetrów i wyglądał na nieużywany. Rękojeść była ciężka i nieporęczna, cała złota. Wyglądała jakby faktycznie była zrobiona z tego kruszcu. Ściągnąłem brwi. Skąd wzięła ten nóż? Odwróciłem go. Na ostrzu wygrawerowana były jakaś arabska sentencja, której nie potrafiłem zrozumieć. Znałem zaledwie kilka słów w tym języku.
     Na dnie leżał jeszcze mały, czarny notes. Wyjąłem go, a resztę przedmiotów odłożyłem na bok. Zza okładki wypadło zdjęcie. Znałem je. Wyblakło, a krawędzie się zagięły. Byłem na nim ja i Megan, oboje uśmiechnięci. Otworzyłem notes, chcąc oderwać wzrok od jej twarzy.
     Większość kartek była pusta. Jednak kilka było zapisanych adresami i nazwiskami, niektóre były podkreślone kilkakrotnie. Wśród nich był Jason Todd.
     Dlaczego Megan zapisała tam mojego brata? Ogarnął mnie niepokój. Nie mogli się znać. Powiedziałaby mi.
     Myślisz że ją znasz. Myślisz tak, bo ona tego chciała.
     To był ciężki fakt; taki do którego nie potrafiłem się przyznać przed samym sobą. Nie chciałbym usłyszeć, że moja siostra manipulowała mną przez większość czasu, przez który ją znałem. Ale to była prawda. Nigdy nie powiedziała mi, gdzie spędziła 2 lata po odejściu od Cieni, a przed naszym spotkaniem. Niewiele mówiła też o Willow. Posiadałem tylko szczątkowe informacje o jej pobycie wśród Cieni.
     Kochała cię. Dlatego umarła.

     Uniosłem dłoń, by zapukać do drzwi. Znalazłem w notesie adres mieszkania, które najprawdopodobniej należało do Willow. Musiałem z nią porozmawiać. Jednak moja ręka zawisła w powietrzu. Nie wiedziałem, co mogę od niej usłyszeć. Nie wiedziałem, czy jestem na to gotowy.
     No dalej. Zapukaj i wejdź.
     Drzwi otworzyły się powoli, zanim zdążyłem zapukać. Ręka powoli opadła, a moim oczom ukazała się Willow. Nie potrafiłem wydusić z siebie nawet słowa. Nie wyglądała jak ona. Różowe włosy splotła w niezdarny warkocz, a na twarzy widniały objawy nieprzespanej nocy i zbyt dużej ilości wypitej kawy. Ubrana była w rozciągniętą, czarną koszulkę i spodnie od dresu. Spojrzała na mnie niewyraźnie i odwróciła się na pięcie.
     - Zdejmij buty. Nie chcę znów sprzątać - powiedziała, znikając za ścianą. Sama miała na nogach jedynie skarpetki.
     Podążyłem jej śladem. Stała przy oknie i patrzyła na ulicę. Zatrzymałem się w progu i rozejrzałem wokół. Przestronny salon, z pomalowanymi na niebiesko ścianami, nie wyglądał jak część domu osoby podobnej do Willow. Brązowa sofa i i fotel stały pod ścianą, a na podłodze leżał puszysty dywan. Drewniana szafka z półkami była zastawiona zdjęciami, kwiatami doniczkowymi i pamiątkami. Nie spodziewałem się zobaczyć czegoś tak... naturalnego.
     - Mieszkasz tutaj?
     Pokiwała głową twierdząco, po czym odwróciła się do mnie.
     - Pewnie chcesz pogadać o Megan - zauważyła, po czym ruszyła w moją stronę. Gdy przytaknąłem, machnęła ręką, bym poszedł za nią. Przeszliśmy przez kuchnię i krótki korytarz.
     Otworzyła drzwi do pokoju. Ściany były błękitne, a na podłodze leżał czarny dywan. W centrum stało duże łóżko z ułożonymi starannie poduszkami. Przy ścianie stała szafa, a tuż obok wisiało lustro z ozdobną ramą. Zmarszczyłem brwi. Czy to na pewno jej pokój?
    Willow podeszła do biurka, stojącego obok drzwi do łazienki. Przesunęła palcem po drewnie i westchnęła ciężko. Odsunęła jedyną szufladę. Podszedłem bliżej. Nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Wypełniona była po brzegi mnóstwem fotografii, luźnych kartek i innymi osobistymi rzeczami. Willow patrzyła pustym wzrokiem na zawartość szuflady.
     - Wrzuciłam tu wszystko, co stało na wierzchu. Nie mogłam znieść widoku jej rzeczy.
    Wyjąłem fotografię oprawioną w srebrną ramkę. Na zdjęciu był Jason. Starszy, niż go pamiętałem. Miał chyba siedemnaście lat. Obejmował w talii niebieskooką dziewczynę. Na pierwszy rzut oka wydawała mi się obca. Oboje mieli na sobie białe koszulki i czarne spodenki. Dziewczyna zawiesiła ręce na jego szyi. Uśmiechała się do aparatu, a na twarzy miała wypisaną pewność siebie.
     Prawie upuściłem zdjęcie na podłogę. Dziewczyną na zdjęciu była Megan. Różniła się od niej tylko tym, że nie miała długich, czarnych włosów. Megan ze zdjęcia miała krótkie włosy do ramion w kolorze mlecznej czekolady.
     - Poznaliśmy się w barze. Jason był tam z Roy'em, a ja byłam z Megan. To było tuż po tym, jak odwróciła się od Cieni. Jason i Megan spędzali ze sobą dużo czasu. W czwórkę wychodziliśmy na miasto, wypełnialiśmy pojedyncze zlecenia. Nazywał ją "Złodziejką". Lubił nadawać przezwiska. Ja byłam Różową.
     - Dlaczego nie powiedziała że go znała? Czy to nie ona pomogła go pochować? - spytałem bez ogródek. Wyraz twarzy Willow się zmienił. W jej oczach pojawiło się rozbawienie.
     - Nigdy go nie pochowała, bo nie było pogrzebu. Przecież nie było nawet ciała! - zaśmiała się. Skamieniałem. O co w tym wszystkim chodzi?! - Jason żyje. Megan i ja pomogłyśmy mu uciec za miasto. Chciał nas zabrać ze sobą, ale została ze względu na ciebie.
     Kochała cię. Dlatego umarła.
     - A ty? Dlaczego zostałaś? - spytałem spokojnie. Na zewnątrz wyglądałem na niewzruszonego, ale w środku aż gotowałem się z frustracji.
     - Musiałam. Obiecałam to komuś.
     - Byli... przyjaciółmi? Czy kimś więcej?
     Willow nie odpowiadała przez chwilę. Odłożyłem zdjęcie na biurko. W szufladzie było jeszcze kilka podobnych. Jak wiele mi nie powiedziałaś? Czułem się jak ostatni idiota. Nagle okazało się, że w ogóle jej nie znam, że jest kimś zupełnie obcym.
     - To mało powiedziane. On ją kochał - odpowiedziała w końcu. Spojrzałem na nią ze zdziwieniem. Jason którego znałem zmieniał dziewczyny tak często jak skarpetki. Nie przywiązywał się, bo z doświadczenia uważał, że to przynosi tylko ból i cierpienie.
     - Fakt, nie wygląda na takiego. Kochał ją, ale w trochę inny sposób, niż ty kochasz Kori.
     - A Megan?
     Willow westchnęła cicho. Na jej twarzy zauważyłem zmieszanie i niepewność. Chwila ciszy wystarczyła, by w mojej głowie nagromadziło się tysiące myśli. Zobaczyłem zbyt wiele, nie rozumiejąc z tego prawie nic. To miejsce... było jej domem. A ona nawet nie powiedziała, że miała taki kiedykolwiek. Gdybym wcześniej nie wiedział kim była, mógłbym z łatwością stwierdzić, że to pokój normalnej dziewczyny.
     - Ona chyba sama nie wiedziała co czuć - przerwała ciszę Willow. Zaczesała zabłąkany kosmyk włosów do tyłu. - Wiesz jak długo się znałyśmy?
     - Nie do końca - odpowiedziałem, zaskoczony nagłą zmianą tematu.
     - Od ośmiu lat. Gdy miałyśmy trzynaście, wysłano nas na wspólną misję. Megan w ogóle się nie odzywała, za to ja gadałam jak nakręcona. - Uśmiechnęła się pod nosem. - Potem częściej się spotykałyśmy. Ćwiczyłyśmy i jadłyśmy wspólnie posiłki. Z czasem zrobiła się bardziej otwarta. Wtedy wiedziałam, że mi zaufała. Wcześniej nigdy nikt o nią nie dbał, wszyscy traktowali ją jak przedmiot.
     - Co próbujesz przez to powiedzieć? - spytałem, przesuwając kolejne przedmioty w szufladzie.
     - Eh, Richard. Myślałam że szybciej się domyślisz - rzuciła, po czym usiadła na łóżku. - Z kim Meggy spędzała najwięcej czasu, gdy mieszkała z wami?
     - Chyba z Rachel - odpowiedziałem po krótkim zastanowieniu. Po tych słowach w mojej głowie zaświeciła się lampka. - Czy ty próbujesz mi powiedzieć, że moja siostra była...
     Willow zaśmiała się krótko, widząc mój wyraz twarzy. Samo jej zachowanie przeczyło temu, co się stało. Przed sekundą mogła płakać, ale teraz już się śmiała. Emocje były dla niej przejściowe, ulotne niczym balon wypuszczony z dłoni.
     - Rachel była stuprocentowo 'normalna', jeżeli tak to można nazwać. Ale w końcu była w głowie Megan, czyż nie? Nie powiedziała ci chociażby o tym, że twoja siostra może być pokręcona pod którymś względem? Na przykład seksualnym?
     - Żartujesz sobie - pokręciłem głową z niedowierzaniem. - Co w takim razie robiła z Jasonem?
     - Na nim też jej zależało. Może nawet go kochała, kto wie.
     - A Jason? Wiedział o tym?
     - Gdy mu o tym wspomniałam, zmierzył mnie wzrokiem i spytał, czy dobrze się bawiłyśmy, albo coś w tym stylu. Nie przeszkadzało mu to, dopóki była zainteresowana nim - odpowiedziała beztrosko. Oparłem się o ścianę plecami i wziąłem głęboki wdech. Willow położyła się na łóżku i zaczęła patrzeć na sufit.
     - Ciężko w to wszystko uwierzyć, no nie? Nie mam pojęcia, dlaczego nie mówiła ci nic o tych dwóch latach. Może chciała to zostawić za sobą, spróbować jeszcze raz. Może Jason wie więcej. To z nim rozmawiała ostatnim, zanim stąd odeszła.
     - Gdzie go znaleźć?
     - Nie sądzę, żeby chciał cię widzieć. Z resztą, trudno powiedzieć gdzie się włóczy. Do Gotham na pewno nie wróci, po tym co się stało musiał znienawidzić to miasto do reszty - powiedziała. Zastanawiała się chwilę, czy powiedzieć coś jeszcze. - Wiem jeszcze tylko, że Jason miał coś wspólnego z jakąś grupą... Czwarta Kość? Czy coś w tym stylu.
     - Czwarta kość - powtórzyłem. Nazwa coś mi przypominała. Przez moment próbowałem przywołać to w myślach. - Czy nie chodzi o cztery długie rany na dłoniach...?
     - Możliwe - Willow wzruszyła ramionami.
     - Damian miał takie, gdy rozmawiałem z nim niedawno. Gdy o nie zapytałem, zdenerwował się.
     - Czy Damian gdzieś nie zniknął? - spytała podejrzliwie Willow, po czym podniosła się do pozycji siedzącej. Przytaknąłem.
     - Bruce i Talia go szukają. Tydzień temu rano nie zszedł na śniadanie.
     - Który był wtedy dzień? Czternasty grudnia? - Na twarzy Willow pojawiło się niedowierzanie.
     - Tak. To był czternasty grudnia - potwierdziłem.
     Zaśmiała się krótko, po czym zsunęła się z łóżka. Obserwowałem ją uważnie, podczas gdy szukała czegoś w biurku. Nadal nic z tego nie rozumiałem. Dlaczego ta data była tak ważna? Miałem wrażenie że przyjście tutaj wplątało mnie w tok zagmatwanych wydarzeń, z których każde było połączone ze sobą. Jakby to była wielka sieć, a ja nie miałem w niej swojego miejsca.
     Willow cmoknęła z niezadowoleniem, gdy nie znalazła tego, czego szukała. Założyła rękę na biodrze i przyjrzała się dokładnie zawartości biurka ponownie.
     - Niestety, nie ma tutaj tego. Dlatego nie mogę ci powiedzieć, gdzie są Damian i Jason.
     - Czyli że nie wiesz, czy nie możesz mi powiedzieć?
     - Nie wiem - sprostowała, a jej ramiona opadły. - Chyba powinieneś już iść.
     Wypchnęła mnie na korytarz, po czym zamknęła za sobą drzwi. Zaprowadziła mnie do wyjścia, nic nie mówiąc. Dopiero gdy założyłem swoją kurtkę, przypomniało mi się, że nadal nie wiem o co chodzi z tym czternastym grudnia.
     - O co tu chodzi, Willow? Gdzie jest Damian i co oznaczają te blizny? I czym jest Czwarta Kość? - zasypałem ją pytaniami. Spojrzała na mnie zniecierpliwiona swoimi niebieskimi oczyma.
     - Gdyby zostawiła tą kartkę z adresem, wszystko byś zrozumiał. Dzieciak jest bystry - prychnęła z niedowierzaniem. - Zamazał wszystkie ślady.
     Zmusiła mnie do wyjścia i zamknęła drzwi. Nawet krzyczenie i uderzanie pięściami nie pomogło. Z głową pełną pytań zbiegłem po schodach na dół i odnalazłem wzrokiem samochód pożyczony od Bruce'a.
     Gdy otwierałem drzwi, zauważyłem znajomą sylwetkę. Siedziała na metalowej barierce po drugiej stronie ulicy, machając nogami w przód i w tył. Patrzyła prosto na mnie. Zastygłem w bezruchu, a łzy napłynęły mi do oczu. Wtedy ulicą przejechał samochód, a ona zniknęła.
     Usiadłem na fotelu kierowcy i zatrzasnąłem drzwiczki. Oparłem głowę na dłoniach. Teraz będę ją widzieć jak gdyby nigdy nic? Już wcześniej miałem dziwne sny, w których pojawiała się na drugim planie. Jakby cały czas chciała zwrócić moją uwagę i powiedzieć mi coś, o czym jeszcze powinienem wiedzieć.
     Prychnąłem ze złością. Dopiero teraz chcesz mi coś przekazać? Dopiero po śmierci? Nigdy nie powiedziałaś mi o Jasonie, o Willow i paru innych sprawach, które wiele by wyjaśniały. Nie zaufałaś mi na tyle, żeby to wszystko wyznać. Więc dlaczego, do cholery, teraz nie chcesz odpuścić?!
     Ostatnie zdanie wykrzyczałem na głos. Uderzyłem o kierownicę pięścią, a nagły dźwięk klaksonu przestraszył kilka osób idących ulicą. Spojrzeli na mnie jak na wariata, po czym ruszyli dalej. Poczułem się zagubiony w tym wszystkim. Wszedłem do świata, który nijak rozumiałem.
     I miałem już nigdy go nie zrozumieć.

_____

Macie i się cieszcie : ) To był ostatni rozdział.
Liczę na falę krytyki, pytań i tym podobnych, bo na pewno was zdziwiło to, co tutaj napisałam :D Wyjaśnię wszystkie wątpliwości, musicie tylko zapytać. !
 

6 komentarzy:

  1. Aż łzy pociekły mi po policzkach. Mówię prawdę.
    Rozdział był bardzo ciężki. Jak dla mnie ciągnął się w nieskończoność. Ale czytałam, bo musiałam. Chociażbym musiała wyć przed kompem i tak to robiłam.
    Megan lezbijką? Nie powiedziałaś tego wprost, ale to było oczywiste. Nigdy w życiu nie spodziewałabym się czegoś takiego.
    Tyle pytań, tak mało odpowiedzi.
    Czuję gorzki niedosyt zżerający mnie od środka.
    Czwarta kość? Znamiona na rękach? O co chodzi do cholery? Kiedykolwiek się dowiem?
    Wątpię...
    Ale z niecierpliwością czekam
    Jestem twoją wielką fanką!
    Całą duszą cię podziwiam.
    P. s Piękny nagłówek :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wolę wyrażenie biseksualistka :D
      Miło mi się zrobiło. Takie ciepłe uczucie, ktoś docenił twoją pracę. :)
      Jeśli będziecie chcieli, to będę kontynuować to opowiadanie, albo utworzyć coś w rodzaju "pobocznej historii" czy innej wersji wydarzeń. Zależy czy ktoś będzie jeszcze chciał to czytać :))

      Usuń
    2. Ludki, "lesbijka" pisze się przez "s". To tak marginesem.
      Taaak, stwórz alternativa :D I niech będzie więcej Megan x Willow, to by mogło być ciekawe. Nie powiem, zaskoczyłaś mnie jej orientacją. Nie kończ tej historii, będzie mi smutno bez tego bloga :C

      Usuń
  2. Piękny rozdział. Myślałam, że Dick wiedział, że Jason żyje. No i ta czwarta kość. Mam nadzieję, że to się jeszcze wyjaśni. Chcę już wtorek!
    Pozdrawiam
    ***Niki***

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeczytałam jeden rozdział i jestem zła, że tak późno tu trafiłam. Teraz będę musiała wszystko nadrobić. Coś wspaniałego, aż mi łzy naszły do oczu (a nie wiem o co do końca chodzi, haha :D ) Jestem zauroczona, zafascynowana, co jeszcze mogę napisać? Wiem co: Też chcę tak pisać! Dziewczyno, jesteś świetna. Po jednym rozdziale to stwierdzam, więc musisz być naprawdę świetna :D Mam nadzieję, że poprzednie rozdziały też są równie wspaniałe. Lepiej zabieram się za czytanie. Mam pytanie: wiersze na początku są Twoje, czy kogoś innego, a Ty je dodajesz? Ogólnie pomysł z utworem lirycznym na początku każdego rozdziału jest genialny? Może zajrzysz do mnie? Moje w porównaniu do Twojego, coś czuję, że jest słabe :( I znowu stracę wenę twórczą :( :( Ale zajrzyj, proszę. Średnio mi to idzie i potrzebuję czytelników. Za komentarz też byłabym wdzięczna. Ucieszyłabym się też, gdybyś powiadamiałam mnie na moim blogu o swoich nowych rozdziałach :) Pewnie nadrobię wszystko i nie będę się mogła doczekać :) Oby mój entuzjazm nie poszedł na próżno. Pozdrawiam i życzę mnóstwo mnóstwo weny :)
    http://batmaniaopowiadaniabarbragordonsstory.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Jezu.... bomba!zaskoczyłaś mnie sytuacją Megan! Matko tyle pytań! czwarta kość, 14 grudnia, znamiona na ręce Jason i wgl!!!!! Matko jak tego nie wyjaśnisz.... !!@x*#
    Też bym chciała tak pisać! dziewczyno jesteś genialna!!! Pisz ile wlezie, niech Ci weny nigdy nie zabraknie i ... o matko muszę ochłonąć.... ;)

    OdpowiedzUsuń