Spoglądałam krzywo na wschodzące słońce. Poranne promyki już
przebijały się nad horyzont, a jesienny wiatr przeczesywał moje włosy.
Siedziałam beztrosko na dachu jakiegoś wieżowca, z nogami
opuszczonymi po za krawędź i podpierałam się na rękach. Oglądałam budzące się
do życia Jump City; na ulicach pojawiły się pierwsze samochody, a zaspani
ludzie zaczęli otwierać sklepy. To był dzień jak co dzień w takim wielkim
mieście jak to. Ale nie dla mnie.
Już o czwartej rano byłam na nogach. Nie lubiłam spać,
bardziej mnie to męczyło niż pozwalało odpocząć. Ciągle męczyły mnie te same
koszmary, a gdy już udało mi się zasnąć, po chwili znów
się budziłam. Wolałam posiedzieć w spokoju na jakimś dachu i popatrzeć, co normalni ludzie robią rano. Zwykle jednak się nudziłam, bo były to czynności rutynowe.
Przyjechałam do miasta kilka dni temu. Uciekałam przed grupą
policjantów, którym udało się mnie złapać na kradzieży. To był jednorazowy
przypadek, zwykle zdążę zniknąć zanim ktokolwiek się pojawi. Mimo trudności
szybko uciekłam i przeniosłam się tutaj. Jeszcze nic nie nabroiłam, więc nikt
mnie obecnie nie szukał. Jeszcze.
Nadal nie wiem, dlaczego uciekłam akurat tutaj. Może to
jakieś przeczucie, że coś się tutaj stanie. Coś bardziej ciekawego, niż ludzie
otwierający sklepy. Liczyłam, że będzie na co popatrzeć i czym się
zainteresować. Ostatnio jakoś bardzo mi się nudziło. Nie było kogo szpiegować,
żadnego superbohatera, którego można by upokorzyć, po czym uciec. Nie bez
powodu nazywam się Escape. Jeszcze żadnej policji nie udało się mnie zatrzymać.
Dlatego w niektórych miejscach uważano mnie po prostu za legendę. Świetnie się
maskowałam, a przed włamaniem zawsze neutralizowałam kamery. Dlatego nie było
żadnych dowodów na moje istnienie. A nieprzytomnym strażnikom nikt później nie
wierzył.
Głośno westchnęłam. Zamknęłam oczy i rozluźniłam się. I tak
nikt mnie tu nie zauważy. Nikogo nie interesują dachy budynków. Szczególnie o
siódmej rano.
Otworzyłam oczy i stanęłam na krawędzi dachu. Przeciągnęłam
się jak kotek po drzemce i położyłam ręce na biodrach. Spojrzałam na ulicę.
Kilka starszych pań, jakieś dzieciaki z plecakami, rozpędzony autobus, dziecko
na ulicy. Chwila, co dziecko robi na środku ulicy? Przypatrzyłam się
dokładniej. Jakaś mała dziewczynka stała jak sparaliżowana na środku jezdni, a
w jej stronę pędził rozpędzony autobus bez kierowcy. Będzie ciekawie.
Dziecko nadal stało w miejscu. Kilka osób zaczęło krzyczeć i
pokazywać na dziewczynkę. W ostatniej chwili z ziemi wyłoniła się granatowa
postać, która zabrała dziewczynkę i szybko zniknęła. Autobus został zatrzymany
przez niebieskiego robota. No proszę, a ja myślałam że będzie mi dokuczać nuda.
W jednej chwili byłam przy schodach przeciwpożarowych i schodziłam na dół. Zeskoczyłam na ziemię. Przylgnęłam do ściany i stałam w mroku.
Miałam teraz bezpośredni wzgląd na miejsce zdarzenia.
Na ulicy pojawił się łysy chłopiec w towarzystwie wielkiego
faceta i chuderlawego, ubranego na czerwono chłopaka. Zaczęli walczyć z grupą
nastolatków. Wśród nich była także ubrana na granatowo dziewczyna z kapturem na głowie i niebieski
pół robot, pół człowiek. Dołączył do nich zielony chłopiec, ruda dziewczyna i czarnowłosy
chłopiec w masce. Przypominał mi kogoś.
Walka była potwornie nudna, oczywiście dzieciaki wygrywały.
Przestępczość w tym mieście była najwyraźniej na niskim poziomie. Czas wkroczyć
do zabawy.
Ruda dziewczyna strzeliła zielonym promieniem w czerwonego
chłopaka, który potrafił się kopiować. Wyszłam z cienia i nałożyłam chustkę na
połowę twarzy. Oczy zwróciły się w moją stronę. Podeszłam bliżej.
- Coś ty za jedna?! – krzyknął łysy chłopiec.
Odwróciłam się w stronę „tych dobrych”. Ściągnęłam brwi.
Zauważyłam zdziwienie na ich twarzach. Sięgnęłam do mojego pasa i wyjęłam dwa
długie sai.
Ruszyłam w stronę zielonego chłopca, który zamienił się w
jakieś zwierzę. Nie zamierzałam się specjalnie wysilać, więc po prostu rzuciłam
jedno sai w niego. Zamienił się w człowieka, a ja przybiłam go drugim sai do
ściany pobliskiego sklepu.
Reszta dzieciaków ruszyła w moją stronę. Zaskakujące było to,
że trójka chłopaków, którzy narobili bałaganu, zniknęli. Tchórze. Nie potrafili
walczyć.
Uśmiechnęłam się chytrze, gdy robot ruszył w moją stronę. Ze
zwinnością kota podskoczyłam wysoko w górę i wylądowałam za nim. Jednym ruchem
otworzyłam przewody i sprytnie go wyłączyłam. Krzyknął coś w proteście, ale ja
byłam już zajęta granatową panną.
Sprytnie ogłuszyłam ją jednym z wybuchowych dysków, po czym
drugi posłałam w stronę rudej dziewczyny. Został mi tylko chłopiec w masce.
Tylko gdzie on się podział?
Nagle coś przewróciło mnie na ziemię. Automatycznie się
odwróciłam i kopnęłam go w twarz. Upadł na ziemię, a ja wyjęłam kij. Chłopak
podniósł się i przybrał skupiony wyraz twarzy.
Miał na sobie czerwono- czarny strój, z żółtym pasem. Na
twarzy miał maskę, która zasłaniała oczy. Długa czarna peleryna sięgała mu do
kolan. Bardzo mi kogoś przypominał. ( W moim opowiadaniu strój Robina wygląda jak ten z Young Justice )
Odgarnęłam włosy z czoła.
- Czego chcesz? – zapytał.
- Zabawić się – odpowiedziałam i podbiegłam do niego.
Zamachnęłam się kijem, ale uniknął ciosu.
Zaczęliśmy walczyć. Sprytnie mnie unikał, ale sam nie
atakował. Zaczynał się męczyć. Jednak jego przyjaciele zdołali się podnieść. Czas
zwiać.
Ruda dziewczyna podeszła do chłopca w masce. Była zmartwiona.
On pozwolił się podnieść. Uśmiechnęłam się sprytnie. Coś ich łączyło. A że chciałam
wywołać zamieszanie wśród nich, ułożyłam sobie w głowie krótki plan.
Podniosłam ręce do góry, w geście rezygnacji. Pozwoliłam podejść
czarnowłosemu. Stał tuż za mną.
Odwróciłam się gwałtownie i jednym ruchem przewróciłam go na ziemię.
- Wygrałam – szepnęłam. Patrzyłam mu prosto w twarz. Był zdziwiony.
Zdjęłam chustę z twarzy i szybko pocałowałam go w policzek, po czym zamknęłam oczy
i uśmiechnęłam się pod nosem.
Moja sztuczka polegała na staniu się niewidzialną. Kiedyś nauczyła mnie tego przyjaciółka.
Teraz po prostu podniosłam się z chłopca i odsunęłam się na bezpieczną
odległość, żeby obserwować dalszy tok zdarzeń z ukrycia.
Rudowłosa otworzyła szerzej oczy. Chłopak podniósł się z ziemi
i rozejrzał się wokół. Był zaskoczony, tak jak reszta grupy. O to chodziło. Żeby
wzbudzić zamieszanie i podejrzenia.
Grupa zaczęła ze sobą rozmawiać, a ja niezauważalnie przeszłam
w cień. Chłopak przez chwilę zatrzymał wzrok na mnie, i nic nie mówił. Uśmiechnęłam
się chytrze i zniknęłam w mroku wieżowca. Chyba znalazłam sobie nowe zajęcie.
Podoba mi się twój pomysł na fabułę. Jeju, Megan wie jak skupić na sobie uwagę, a potem szybko zniknąć. Pojawiło się parę powtórzeń (np. przy słowie "sprytnie") i jedna mała literówka (poza). :) Muszę powiedzieć, że ci naprawdę kibicuję. ^.^'' Pisz dalej! ;) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńŚwietny początek! Bardzo mi się podoba :) Czekam na kolejne wpisy.
OdpowiedzUsuńŚwietny :)
OdpowiedzUsuń:D mrrr tylko nie podrywaj mi tu Robina :P Żałuje, że dopiero teraz trafiłam na twojego bloga ^.^ zabieram się za kolejne rozdziały :*
OdpowiedzUsuńŚwietne zapraszam na mojego bloga http://cami1.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń