"Tak ci, co otwierają usta i nie strzegą tajemnicy, są łupem słuchacza zdradnego."
- Leonardo da Vinci
Ze śmiechem biegłyśmy przez zatłoczoną ulicę. Nasze długie włosy powiewały na wietrze, a ludzie spoglądali na nas ze zdziwieniem i przerażeniem w oczach. Dzieci wskazywały na nas palcami i pociągały za rękaw zajęte matki. Willow wskoczyła na dach taksówki i zaczęła przeskakiwać na dalsze samochody, które utknęły w korku. Ruszyłam za nią, bo nie chciałam zostać z tyłu. Nie marzył mi się kolejny pobyt w więzieniu, nawet krótki.
Razem z Willow włamałyśmy się do zamkniętego sklepu z biżuterią. Chodziło tylko o zabawę- były w końcu godziny szczytu na ulicach. Wzięłyśmy sobie parę drobiazgów w postaci złotych naszyjników czy bransoletek. Nikt nie zdążył się zjawić na miejscu, więc szybko zwiałyśmy. Obie nie lubiłyśmy otwartej walki, mimo że byłyśmy w niej świetne.
Powrót mojej partnerki sprawił, że oderwałam się na kilka dni od rozmyślań o Dicku. Trochę denerwowałyśmy ludzi, kradłyśmy dla przyjemności i pozorowałyśmy włamania, żeby skupić uwagę Tytanów na innym celu. Po części sprawiało mi to radość, tak jak dawniej, ale z drugiej strony bałam się, że Robin nieświadomie mnie znienawidzi. Nie spotkałyśmy się z Tytanami bezpośrednie, ale czułam że nie lubią mnie jeszcze bardziej niż na początku. Źle się czułam gdy robiłam na złość bratu, którego szukałam tak długo. Ale... chyba zaczęłam się godzić z faktem, że należymy do dwóch różnych światów. On był dobry; pomagał innym i starał się zapewnić spokojne życie mieszkańcom. Ja byłam zła; odkąd pamiętam zawsze czułam ten dreszczyk podniecenia gdy ktoś obok cierpiał.
- Meggy? - usłyszałam zdziwiony głos Will. - Dlaczego stoisz?
- Ja... nie wiem.
Ocknęłam się i szłam dalej, teraz już obok Willow. Weszłyśmy do uliczki, która prowadziła dalej do opuszczonego bloku na przedmieściach. Było tam całkiem pusto, jeśli nie liczyć bezdomnych, którzy przesiadywali przed budynkiem na schodach i pili alkohol. Ale oni na nas nie doniosą. Znalazłyśmy to miejsce wczoraj, gdy roześmiane uciekałyśmy przed policją. Złapali nas na kradzieży w sklepie spożywczym. Niestety, musimy coś jeść.
Było akurat wietrzne, ale ciepłe przedpołudnie. Mieliśmy jesień, toteż pogoda była bardzo zmienna. Na niebie nie było ani jednej chmurki. Było to dziwne, biorąc pod uwagę fakt, że wczoraj padło przez całą noc. Doszłyśmy do naszego bloku. Jak zwykle na schodach siedziało dwóch facetów, w podartych ubraniach, z butelką w ręce.
- Hejjj.... - zaczął się jąkać jeden. - Ślicznaaa..!
Rzuciłam mu pełne wzgardy spojrzenie. Nie zamierzałam zniżyć się do poziomu miastowych meneli.
- Ty...! Różooowa - uśmiechnął się drugi i wskazał na Willow. - Chooć do nasss... Zabawimy się.
Obaj się roześmiali. Naszym oczom ukazały się niekompletne i żółte zęby. Wzdrygnęłam się na ten widok.
- Chcesz się 'zabawić' ? - spojrzała na niego z góry Will. - No jasne.
Uśmiechnęłyśmy się do siebie i jednocześnie podeszłyśmy do nich. Willow kopnęła w twarz z półobrotu jednego, a ja drugiego. Obaj wylądowali na przeciwległych ścianach, ale nadal byli przytomni.
- Jak dla mnie to było dość zabawne, a ty jak się bawiłaś Meggy? - spytała mnie z uśmiechem na twarzy.
- Wyśmienicie - odpowiedziałam i odgarnęłam kruczoczarne włosy za plecy.
Usłyszałam cichy krok tuż za mną. Miałam wyśmienity słuch, dzięki czemu nie dało się mnie zaskoczyć. W głowie zapaliła mi się czerwona lampka z napisem: " Ktoś stoi za tobą". Błyskawicznie odwróciłam się do tyłu z sai w rękach. Z cienia wynurzyła się wysoka postać, całkowicie pokryta zbroją. Przymrużyłam oczy, by ją lepiej dojrzeć.
- Godne podziwu przedstawienie - odezwał się męski głos należący do tajemniczej postaci.
- Kim jesteś? Policjantem? Nie chcemy kłopotów - zaczęła go przepytywać Willow.
- Nie tak prędko dziecko. Ja także nie pragnę kłopotów.
Willow zagotowała się ze złości. Nie znosiła, gdy ktoś nazywał ją dzieckiem. To była kolejna rzecz, która nas łączyła.
- Mów czego od nas chcesz, albo skopiemy ci tyłek - odezwałam się groźnym głosem.
On pokiwał tylko głową i spojrzał na mnie swoim okiem. Drugie zapewne znajdowało się po czarnej stronie jego maski.
- Widać, że jesteście tu nowe. Zapewne o mnie nie słyszałyście.
- Radzę ci nas nie wkurzać. Potrafimy o wiele więcej, niż zdołałeś zobaczyć - mruknęła Willow.
Zignorował jej ostrzeżenie.
- Może najpierw się przedstawię, mimo, iż nie leży to w mojej naturze. Nazywam się Slade i tak jak wy jestem przestępcą. Myślę, że mamy sobie nawzajem wiele do zaoferowania - zaczął krążyć w tę i z powrotem.
- Szczerzę w to wątpię - uniosłam brwi w litującym geście.
Facet ukrywający się za maską, gadający jak pracodawca? Nie, to nie w moim guście.
- Zdaje się, że obie lubicie siać zniszczenie, prawda? Mamy wiele wspólnego, niezależnie od waszego poglądu na tę sprawę.
Oglądałam każdy jego krok z podwojoną ostrożnością. Nie chciałam mieć żadnych kłopotów, a ten facet mógł na nas donieść policji. Nie ufałam mu i nie brałam na serio jego słów.
- Spadaj stąd. Pracujemy same - uświadomiła go Will. - Nie potrzebna nam niańka, która będzie nam mówić co robić.
- Jak uważacie - odpowiedział tajemniczym głosem. - Jeśli jednak zmienicie zdanie, sam was znajdę.
Cofnął się o kilka kroków i rozpłynął się w cieniu. Zaczynałam mieć złe przeczucia co do tego całego Slade'a.
- Chodźmy. Ktoś mógł nas zauważyć - Willow pociągnęła mnie lekko za rękę, jednocześnie rozglądając się wokół.
- Fakt. Dość długo tu stoimy.
Weszłam za nią do budynku. Gdy byłyśmy już na schodach, ogarnęła mnie kolejna fala mrocznych przeczuć. Zastanawiało mnie, skąd ten Slade tyle o nas wiedział? I czy on sam miał coś wspólnego z Dickiem...? Zaczęłam się bać, że znów go stracę. Mimo tej obawy nadal nic nie robiłam. Chyba właśnie przestałam rozumieć samą siebie.
Willow zagotowała się ze złości. Nie znosiła, gdy ktoś nazywał ją dzieckiem. To była kolejna rzecz, która nas łączyła.
- Mów czego od nas chcesz, albo skopiemy ci tyłek - odezwałam się groźnym głosem.
On pokiwał tylko głową i spojrzał na mnie swoim okiem. Drugie zapewne znajdowało się po czarnej stronie jego maski.
- Widać, że jesteście tu nowe. Zapewne o mnie nie słyszałyście.
- Radzę ci nas nie wkurzać. Potrafimy o wiele więcej, niż zdołałeś zobaczyć - mruknęła Willow.
Zignorował jej ostrzeżenie.
- Może najpierw się przedstawię, mimo, iż nie leży to w mojej naturze. Nazywam się Slade i tak jak wy jestem przestępcą. Myślę, że mamy sobie nawzajem wiele do zaoferowania - zaczął krążyć w tę i z powrotem.
- Szczerzę w to wątpię - uniosłam brwi w litującym geście.
Facet ukrywający się za maską, gadający jak pracodawca? Nie, to nie w moim guście.
- Zdaje się, że obie lubicie siać zniszczenie, prawda? Mamy wiele wspólnego, niezależnie od waszego poglądu na tę sprawę.
Oglądałam każdy jego krok z podwojoną ostrożnością. Nie chciałam mieć żadnych kłopotów, a ten facet mógł na nas donieść policji. Nie ufałam mu i nie brałam na serio jego słów.
- Spadaj stąd. Pracujemy same - uświadomiła go Will. - Nie potrzebna nam niańka, która będzie nam mówić co robić.
- Jak uważacie - odpowiedział tajemniczym głosem. - Jeśli jednak zmienicie zdanie, sam was znajdę.
Cofnął się o kilka kroków i rozpłynął się w cieniu. Zaczynałam mieć złe przeczucia co do tego całego Slade'a.
- Chodźmy. Ktoś mógł nas zauważyć - Willow pociągnęła mnie lekko za rękę, jednocześnie rozglądając się wokół.
- Fakt. Dość długo tu stoimy.
Weszłam za nią do budynku. Gdy byłyśmy już na schodach, ogarnęła mnie kolejna fala mrocznych przeczuć. Zastanawiało mnie, skąd ten Slade tyle o nas wiedział? I czy on sam miał coś wspólnego z Dickiem...? Zaczęłam się bać, że znów go stracę. Mimo tej obawy nadal nic nie robiłam. Chyba właśnie przestałam rozumieć samą siebie.
świetny
OdpowiedzUsuń