"Cóż, potrzebujesz światła tylko wtedy, kiedy robi się ciemno
Tęsknisz za słońcem tylko wtedy, kiedy zaczyna padać śnieg
Pojmujesz, że ją kochasz, kiedy pozwalasz jej odejść
Zauważasz, że byłeś szczęśliwy tylko wtedy, gdy ogarnia cię smutek,
Nienawidzisz drogi tylko wtedy, kiedy tęsknisz za domem
Pojmujesz, że ją kochasz, kiedy pozwolisz jej odejść
I pozwalasz jej odejść."
- Passenger - Let her go
Za oknem padał deszcz. Wielkie krople stukały głośno o starą szybę. Za oknem było ciemno, zapadała noc. Zachmurzone niebo co jakiś czas przecinała błyskawica.
Odwróciłam się od okna. Willow siedziała na podłodze i próbowała coś znaleźć w laptopie. Mruczała coś pod nosem niezrozumiałe słowa i głęboko wzdychała. Osunęłam się na podłogę i położyłam dłonie na kolanach. Rozejrzałam się po ciemnym pomieszczeniu.
Pokój był prawie pusty, tylko w rogu stała zepsuta lampa. Drewniana podłoga skrzypiała przy każdym kroku. Po prawej stronie znajdowały się drzwi prowadzące do drugiego pomieszczenia, ale podłoga była zarwana i nie dało się tam przejść. Obok mnie leżała torba z rzeczami. Odpięłam ją i otworzyłam teczkę. Wyjęłam niezauważalnie jedno ze zdjęć Dicka i wsunęłam je do pasa. Zapięłam torbę i udawałam, że nic nie zrobiłam. Spojrzałam znów na Willow, która nadal złościła się na coś przed ekranem.
- O co ci chodzi? - podniosłam jedną brew.
- Eh. Nieważne - mruknęła i rozłożyła ręce na podłodze w bezradnym geście.
- Dalej, mów - zachęciłam ją.
- Chodzi o to... - że próbowałam włamać się do policyjnych akt w Blüdhaven. Chciałam zobaczyć, czy moja rodzina jest nadal odnotowywana. Wyczułam w jej głosie nutę sztuczności.
- Aha - stwierdziłam zdziwiona. - Więc, chcesz do nich wrócić.
- Ja... sama nie wiem - zawahała się. Willow którą znałam, stawiała przed sobą konkretne cele i wahanie się ani zmiany nie wchodziły w grę. Zawsze wiedziała czego pragnie.
- Po prostu, zobaczyłam jak bardzo zależy ci na Dicku i sama zaczęłam tęsknić za rodziną - westchnęła cicho i oparła głowę o ścianę. To było mocno przesadzone.
Zmarszczyłam czoło i ściągnęłam brwi. Willow pod moim wpływem zaczęła tęsknić za swoją patologiczną rodziną? Czułam tutaj jakiś spisek, ale wolałam nie wywoływać otwartej walki. Postanowiłam po prostu wyjść i nic nie mówić.
Podniosłam się z podłogi. Wyszłam powoli z pokoju, by nie budzić jej podejrzeń i zeszłam schodami na parter. Otworzyłam skrzypiące drzwi i stanęłam w deszczu. Spojrzałam na wręcz czarne niebo, które przecięła błyskawica. Wspaniały widok.
Usiadłam na kamiennych schodach, nie przejmując się faktem, że są mokre. Wyciągnęłam nogi przed siebie i zmierzyłam swoje czarne, ubłocone buty. Przyda im się trochę deszczu.
- Cienie cię widzą... - usłyszałam szept. Zerwałam się na równe nogi i ze strachem zaczęłam oglądać się na wszystkie strony.
- Cienie cię słyszą... - tajemniczy głos znów się odezwał. - Cienie wiedzą o czym myślisz... Cienie znają cię najlepiej.
- Nie! - krzyknęłam ze złością. Wiedziałam co znaczą te słowa - zemstę. Powietrze przeszył głośny i przerażający grzmot.
- Cienie cię przygarnęły... Dały ci dom - głos stał się wręcz troskliwy, ale nadal budził we mnie strach i sprawił, że poczułam dreszcze na plecach. - Cienie wiedzą jak cię skrzywdzić...
- Nie... - złapałam się za głowę i upadłam na kolana. Dowiedzieli się.
- Cienie zabiorą to, co im się należy. Krew za krew. Życie za życie. On za ciebie - usłyszałam znajome słowa. Te same, które zostały wypowiedziane dwa lata temu gdy odeszłam od Cieni.
Głos ucichł. Podniosłam głowę i rozejrzałam się jeszcze raz. Tylko mur popisany graffiti, zniszczone budynki. Żadnych śladów na to, ze ktoś tu był. Ale Cienie o mnie nie zapomniały. Nadal obserwowali z ukrycia. Tylko przez kogo? Kto był na tyle blisko mnie, by wiedzieć gdzie się zaszyłam? Nagle mnie olśniło.
Willow. Cały czas była obok, znała moje myśli i prawdę o Robinie. Tylko, dlaczego? Stanowiłyśmy zespół, razem spędzałyśmy dużo czasu. Dlaczego miałaby pracować dla cieni?
Gdy miałam dziesięć lat, jeden z posłańców Cieni znalazł mnie w namiocie cyrkowym, podczas oglądania występu. Uciekłam wcześniej z "sierocińca" jeśli tak można to nazwać. Było to raczej nielegalne schronisko dla dzieci. Niewiele pamiętam z tego okresu, ale wiem że opiekunki zabierały dzieci ludziom z ulicy, a czasami nawet podbierały z prawdziwych sierocińców. Tak było ze mną. Gdy zaraz po urodzeniu rodzice oddali mnie do takiej placówki, jedna z tych kobiet zabrała mnie podając się za kogoś innego. Gdy urosłam, ciągle mi to powtarzały, żebym cierpiała. Traktowali nas tam okropnie, do dziś nie wiem po co było to wszystko.
Cienie były sekretnym stowarzyszeniem anty-bohaterów. Mieli na celu szkolenie nowych przestępców i działaniu przeciw superbohaterom. Znaleźli mnie w Gotham i przygarnęli. Nauczyli mnie wszystkiego co umiem. Byłam tam jedynym dzieckiem. Na początku wydawało mi się, że to będzie lepsze miejsce. Ale prawda okazała się być gorsza- używali mnie do swoich celów. Manipulowali mną, kazali wierzyć w narzucone mi wartości. Ja jak głupia wierzyłam, w końcu byłam tylko dzieckiem, łatwo było mnie nakierować na złą drogę. Spełniałam wszystkie ich polecenia.
Potem przez siedem lat, dzień w dzień ćwiczyłam jak walczyć. Pokazali mi, że moją najsilniejszą bronią jest umysł, bo jego nikt nie może mi odebrać, tak jak miecza czy sai. Uczyli, jak obserwować i używać zebrane informacje. Po jednym ruchu, kazali mi wybierać z miliona możliwości, jaki będzie następny. Ćwiczyłam tak długo, że stałam się w tym bardzo dobra. Tak bardzo dałam sobą kierować, że straciłam poczucie rzeczywistości. Byli w tym mistrzami, podporządkowywali sobie każdego według własnego widzi mi się. A później wszystko się zmieniło.
Któregoś dnia przypomniałam sobie chłopca na trapezie. Tak bardzo mnie zaciekawił, że zaczęłam go szukać. A gdy już znalazłam, próbowałam dowiedzieć się jak najwięcej. A gdy już połączyłam wszystkie fakty, okazało się że był moim bratem. Ale było za późno na wyjawienie mu prawdy, bo zniknął. Nagle wyjechał z Gotham. Chciałam znów go znów znaleźć, ale wtedy Cienie zarzuciły mi brak posłuszeństwa. Ja się zbuntowałam, a oni przysięgli mi zemstę. Uciekłam razem z Willow, którą poznałam wcześniej. Ale potem ona też mnie zostawiła. Zaczęłam szukać Dicka sama, ale potem przypomniałam sobie o słowach, które powiedziały cienie. Że to on będzie cierpiał za mnie. Więc przestałam.
Do dzisiaj to silne uczucie, jakby dreszcz podniecenia towarzyszy mi, gdy robię coś złego. Nie mogłam się nigdy od tego uwolnić. Każdego dnia to uczucie popycha mnie do krzywdzenia innych. A gdy już zaczynam walczyć, to drugie ja przejmuje kontrolę. Zapominam z kim walczę, po prostu to się dzieje. Gdy znów myślę racjonalnie, jest po wszystkim. I ja później się obwiniam.
Chciałam wstać z ziemi i odejść jak najdalej od Willow, ale coś nagle zeskoczyło z budynku i boleśnie przygniotło mnie do ziemi. Nie mogłam się podnieść, to było coś ciężkiego i... metalowego? Zaczęłam uderzać pięściami w ziemię ze wściekłością. Byłam bezsilna.
Leżałam twarzą do ziemi i coraz trudniej przychodziło mi oddychanie. To coś przygniatało mi płuca! Spojrzałam wyżej. Nade mną stał Robin, też przemoczony od deszczu. Miał splecione ręce na piersi i spoglądał na mnie z wyższością. Czarne włosy przykleiły się mu do czoła. Obok niego stała Gwiazdka i patrzyła mi w oczy nieprzyjemnym wzrokiem. Jej fioletowa sukienka, do połowy uda z krótkim rękawami, przykleiła się do skóry. Miała też długie, fioletowe buty, które sięgały prawie do kolan. ( Zmieniłam troszkę ubiór Gwiazdki ) Widać było po jej wyrazie twarzy, że się zmęczyła. Duże, zielone oczy nadal były rozszerzone w złości, a rude włosy otoczyły twarz. Taki wygląd nie pasował do jej delikatnej osoby.
- Zabierzemy ją do wieży, może powie nam dla kogo pracuje - powiedział Robin do Cyborga, który łaskawie ze mnie zszedł.
Zaczerpnęłam głęboko powietrza. Nie było sensu się z nimi szarpać, wiec pozwoliłam związać sobie ręce i podnieść z ziemi. Przez deszcz z trudem zauważyłam Willow, stojącą za oknem. Uśmiechała się z satysfakcją. Tytani już się odwrócili, więc nie zobaczyli jej zadowolonej twarzy. Spojrzałam tylko na nią z pogardą. Zdrajczyni. Nigdy jej tego nie wybaczę.
Tytani szli ze mną w stronę wieży. Uważnie ich obserwowałam. Byli dla mnie... inni. Może dlatego, że się uśmiechali. Różnili się od tego świata który znałam ja. Spojrzałam na jego twarz. Szedł obok rudowłosej Tamaranki. Trzymali się delikatnie za ręce. Był szczęśliwy, a ja próbowałam to zniszczyć. Myślałam tylko o sobie. Powinnam była odejść, kiedy jeszcze miałam okazję. Z dala od niego, od Willow i od Cieni. Byłby bezpieczny, nie domyśliliby się. Znów byłabym sama. Opuściłam głowę w smutku. Wszędzie gdzie się pojawiam tylko krzywdzę ludzi.
Ha, widzę, że moje sugestie nie poszły na marne i bardzo mi z tego powodu miło. Cieszę się, że powoli odkrywasz przed nami przeszłość Megan, te Cienie są niezwykle intrygujące. Jeszcze bardziej cieszy mnie, że to koniec współpracy Twojej bohaterki z Różową, od jej pierwszego wejścia czekałam tylko aż zrobi coś paskudnego wobec Megan no i proszę... zdrada. Cieszy mnie też samo zakończenie tego rozdziału, czyli pojawienie się Młodych Tytanów. Wygląda na to, że nareszcie napiszesz nieco więcej na ich temat. Ciekawa jestem gdzie właściwie będą trzymać Megan i jakie metody zastosują do przesłuchiwania jej. Jakoś czuję, że to Robin zdobędzie najwięcej informacji. Albo Raven, w końcu ona może bez problemu czytać Twojej bohaterce w myślach... W każdym razie ciekawi mnie dość mocno kolejna część, ciekawi w jaki sposób opiszesz Tytanów zarówno jako grupę (choć zalążki tego mamy już w tym rozdziale i całkiem mi się one podobają) jak i jako indywidualne charaktery, ciekawią mnie odczucia Megan i to jak tym razem wyjdzie z opresji. A może pogodzi się z bratem? Pisz szybko następną część! Mam nareszcie wakacje i sporo wolnego czasu, chętnie spożytkuję go na czytanie Twojego bloga.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Arachne