piątek, stycznia 31, 2014

Rozdział 3 (38). "Witamy w rzeczywistości"

"Wpatruję się w swoje odbicie w lustrze...
Dlaczego to sobie robię?
Tracę głowę dla drobnego błędu
Prawie odłożyłam prawdziwą siebie na półkę
'nie nie nie nie...'

Nie trać siebie w rozmazanych gwiazdach
Widzenie jest oszustwem, marzenie jest wiarą
W porządku jest nie być w porządku
Czasem ciężko podążać za swoim sercem
Ale łzy nie znaczą, że przegrywasz, każdy jest posiniaczony
Po prostu bądź szczery w tym, kim jesteś!
Kim jesteś.

Szczotkuję włosy, czy wyglądam idealnie?
Zapomniałam co robić, by pasować do formy, yeah!
Im bardziej się staram, tym mniej mi wychodzi, hey!
Bo wszystko we mnie krzyczy 'nie nie nie nie'

Nie trać siebie w rozmazanych gwiazdach
Widzenie jest oszustwem, marzenie jest wiarą
W porządku jest nie być w porządku
Czasem ciężko podążać za swoim sercem
Ale łzy nie znaczą, że przegrywasz, każdy jest posiniaczony
Po prostu bądź szczery w tym, kim jesteś!
Kim jesteś..."


- Jessie J - Who You Are

     Okropnie się nudziłem. Rachel poprosiła mnie, żebym popilnował nieprzytomnego Victora. Myślałem, że to zajęcie będzie mniej nużące niż pomaganie przy rozpakowywaniu żywności. Grubo się pomyliłem.

     Obracałem w palcach jedno z sai. Znalazłem je wśród rzeczy Megan. Było idealnie naostrzone, aż się prosiło by go użyć. Przeciąłem krótkim ruchem powietrze. Czerwona rękojeść idealnie leżała w mojej dłoni. Szkoda tylko, że średnio potrafię się posługiwać taką bronią. Kiedyś obserwowałem, jak Megan ćwiczy nimi na sali. Była tak oswojona z sai, że prawie nie zwracała na nie uwagi. Poruszała się szybko, zwinnie, jakby tańczyła z niewidzialnym wrogiem. Później poprosiłem ją, żeby nauczyła mnie tak walczyć. Stwierdziła, że miecze i łuk mi wystarczą.
     Spojrzałem przez własne ramię. Czarnoskóry Victor nadal leżał nieruchomo na łóżku. Ile mam tu jeszcze siedzieć? Jeśli ktoś mnie za chwilę nie zastąpi, po prostu wyjdę.
     Wbiłem wzrok w buty. Czerwone sznurówki przypominały mi, że kiedyś walczyłem razem z Bruce'm. Gdy jeszcze żył. Nigdy nie zapomniałem o chwili, gdy pierwszy raz założyłem tamten kostium. Nie lubiłem zieleni i żółci, a peleryna mnie wkurzała. Przerobiłem go jednak. Miałem zielone buty do połowy łydek z czerwonymi sznurówkami. Na samą myśl jak wyglądałem, chciało mi się śmiać. Ale robiłem to dla niego. Dla Bruce'a. Chciałem być obok, gdy walczył o Gotham.
     Ktoś jęknął za moimi plecami. Zdjąłem nogi z blatu biurka i podszedłem do łóżka. Oparłem się o metalową poręcz i obserwując Victora, obracałem sai w dłoni. Zaczął wydawać z siebie jęki, co wywołało u mnie śmiech. Po chwili otworzył oczy.
     - Witamy śpiącą królewnę - zaśmiałem się, wskazując na niego ostrzem. Spojrzał na mnie z litością w oczach. Zacisnąłem zęby. Nie znosiłem, gdy ktoś mnie lekceważył. Gdybym chciał, wyprułbym twoje serce z piersi - rzuciłem do niego w myślach.
     - Lepiej to odłóż, zrobisz sobie krzywdę - powiedział, z uśmiechem na twarzy. Spojrzałem na niego morderczym wzrokiem. Uniósł jedną brew.
     - Lepiej to odłóż, zrobisz sobie krzywdę - przedrzeźniałem go, naśladując jego głos. Victor obserwował mnie z zaskoczeniem. - Nie patrz tak na mnie - warknąłem. Powoli usiadł, nie spuszczając ze mnie wzroku. Czułem, że go nie polubię. Jakbym lubił tutaj kogokolwiek po za Meg i Rachel.
     - Co taki dzieciak tutaj robi? - spytał z rozbawieniem w głosie. Rozejrzał się po pokoju. - Nie jestem już w więzieniu?
     - Nie jestem dzieckiem - wycedziłem. - I nie. Jesteś w kryjówce Ruchu o przetrwanie. Lepiej bądź grzeczny, bo doniosę na ciebie przywódcy. Tak się miło złożyło, że mam z nią dobry kontakt - rzuciłem z chytrym uśmiechem. Victor prychnął. Podparł się na dłoniach i zmierzył mnie wzrokiem.
     - Jak dla mnie, masz najwyżej dziesięć lat. Więc jesteś dzieckiem.
     - Jedenaście i cztery miesiące - sprecyzowałem. - Przestałem być dzieckiem, gdy matka dała mi miecz do ręki. To było w moje czwarte urodziny.
     Włożyłem sai z powrotem do pokrowca, zawieszonego przy pasie. Muszę je zwrócić na miejsce, zanim Megan wróci do pokoju. Nie znosiła gdy grzebałem w jej rzeczach. I tak to robiłem, tylko że pod jej nieobecność. Nie lubiłem, gdy się na mnie wkurzała.
     - Jesteś świetnym kłamcą - pokiwał głową Victor. Znieruchomiałem. Obróciłem głowę w jego stronę i spojrzałem mu prosto w oczy.
     - Ustalmy coś sobie. Nigdy nie kłamię w sprawie mojej matki - powiedziałem powoli, po czym wróciłem do poprzedniej pozycji. - Gdybyś się obudził, kazali mi przekazać, żebyś stąd nie wychodził.
     - Nadal nie wiem, gdzie jestem.
     - Już ci powiedziałem.
     - 'Ruch o przetrwanie' nic mi nie mówi.
     - Ach. No tak. Byłeś w więzieniu - westchnąłem, z udawanym współczuciem. Victor spojrzał na mnie gromiącym wzrokiem. - Jesteśmy w podziemiach Gotham City. A Ruch o przetrwanie to organizacja, która uratowała twój czarny tyłek.
     - Lepiej licz się ze słowami - syknął Victor. Uśmiechnąłem się szeroko i odsunąłem się od łóżka.
     - Mogę robić i mówić co chcę - splotłem dłonie na piersi i oparłem się o biurko. - Na twoje nieszczęście, Victor.
     - Skąd znasz moje imię? - spytał zaskoczony. Uniosłem brew.
     - Victor Stone. Znam też nazwisko - wzruszyłem ramionami. Victor westchnął ciężko i pokręcił z niedowierzaniem głową.
     - Nigdy nie odpowiadasz konkretnie na pytania?
     - Co znaczy 'konkretnie' według toku twojego rozumowania? - rzuciłem.
     - Jesteś okropnie denerwujący.
     - Wszyscy mi to mówią.
     Victor najwyraźniej zrezygnował z dalszej rozmowy, bo odwrócił się do mnie tyłem i zaczął przeczesywać wzrokiem pokój. Nie wiedziałem, co było interesującego w lekach i przyrządach medycznych. Po kilku minutach ciszy, która bardzo mi odpowiadała, on znów się odezwał.
     - Jak ci na imię?
     - A na kogo ci wyglądam? - zaśmiałem się.
     - Znów to robisz. Czerpiesz przyjemność z drażnienia innych?
     - Lubię uprzykrzać ludziom życie - przyznałem się. - Zgaduj. Będę miał się z czego pośmiać.
     Po kilkunastu sekundach zastanowienia wymienił kilka imion. Każde wywoływało wybuch mojego śmiechu. Usiadłem na krześle i splotłem nogi.
     - Podpowiem ci. Moje imię jest pochodzenia greckiego, oznacza pogromcę i poskromiciela - powiedziałem. Widząc jego zdezorientowaną minę, westchnąłem. - To proste.
     - Najwyraźniej nie jestem geniuszem, jak ty - stwierdził ironicznie. Roześmiałem się.
     - Co do tego masz rację - potwierdziłem. Spojrzał na mnie spode łba.
     - Powiesz mi w końcu? Męczą mnie twoje gierki. Chyba, że mam się do ciebie zwracać "mały, denerwujący egoista".
     Zacząłem kręcić się na obrotowym krześle, śmiejąc się przy tym. Po chwili zatrzymałem się i znów spojrzałem na Victora. Miał zmęczoną minę i uniesione brwi.
     - Nazywam się Damian Wayne, syn Bruce'a Wayne'a i Talii al Ghul. Czy ta konkretna odpowiedź cię zadowala? - spytałem, przekrzywiając głowę. Na jego twarzy pojawiło się zaskoczenie.
     - Ściemniasz - powiedział od razu. Westchnąłem.
     - Teraz wiesz, dlaczego matka dała mi do ręki miecz, gdy skończyłem cztery lata. Członek Ligi Zabójców musi umieć się bronić -  podsumowałem krótko. - Zresztą, nie mam powodu by kłamać. W tym świecie i tak wszyscy wiedzą, kim jesteś.
     W tym samym momencie drzwi otworzyły się z trzaskiem i do środka weszła Rachel. W dłoniach trzymała niewielkie pudełko, wypełnione bandażami, plastrami i strzykawkami. To pewnie dlatego wyszła i kazała mi tu siedzieć.
     - Zmiataj z mojego krzesła, Damian - rzuciła. Potem zobaczyła Victora, przyglądającego się jej badawczo. Zeskoczyłem na ziemię. Rachel uśmiechnęła się promiennie, postawiła pudełko na biurku i podeszła do Victora. Przytuliła go delikatnie, a on z zaskoczeniem odwzajemnił uścisk.
     - Cieszę się, że się obudziłeś. Chyba mnie pamiętasz co? - zaśmiała się krótko.
     - Z trudem dociera do mnie, że to ty, Rachel. Zmieniłaś się i to bardzo - stwierdził, ciągle zaskoczony. - Wyglądasz inaczej. Zachowujesz też.
     - Mamy ciężki okres. Trzeba cieszyć się z każdej drobnostki, póki jeszcze jest czas - wyjaśniła, odgarniając włosy z czoła. - Mam nadzieję, że Damian cię nie zamęczył.
     - Przeprowadziliśmy interesującą rozmowę - uprzedziłem Victora, który właśnie miał odpowiedzieć.
     - Jak się czujesz? - spytała z wahaniem w głosie Rachel.
     - Nieźle. Ciągle nie mogę uwierzyć, że nie jestem już maszyną - odparł. Rachel uśmiechnęła się słabo, po czym zajęła się rozpakowywaniem zawartości pudełka. Wziąłem od niej kilka rzeczy i pomogłem rozkładać do poszczególnych szuflad.
     - Wiesz coś może... o reszcie drużyny? - spytał po chwili.
     - Czyli przechodzimy do tej niemiłej części - westchnęła ciężko. Kątem oka zauważyłem, że na twarzy Victora pojawia się zdenerwowanie. - Nie wiem, gdzie jest reszta. Najprawdopodobniej w więzieniu. Od razu cię uprzedzę; nie możemy ich uwolnić. Ty byłeś wyjątkiem.
     - Nieciekawa sytuacja - westchnął. Zamknąłem szafkę i oparłem o ścianę.
     - Zgadzam się - powiedziała cicho Rachel. - Musisz wiedzieć o czymś jeszcze. Megan jest z nami. Ciekawszą częścią tego faktu jest to, że to ona dowodzi naszym oddziałem Ruchu o przetrwanie.
     Victor spojrzał na nią z niedowierzaniem. Uśmiechnąłem się pod nosem. Nie spodziewał się że Megan, która nieźle zalazła im za skórę w przeszłości, może teraz dowodzić.
     - Żartujesz? Prędzej spodziewałbym się, że będzie to Richard.
     Wzdrygnąłem się. Megan nie lubiła, gdy ktoś wspominał o jej bracie. Był też moim, tyle że przyrodnim. Nigdy się nie poznaliśmy. Zaledwie pięć miesięcy przed rozpoczęciem wojny matka przedstawiła mnie ojcu. Nie mieliśmy okazji się spotkać. On chyba nie wiedział nawet, że istnieję. Dla Megan Richard był jedyną rodziną, bardzo go kochała. Dlatego wolała o nim nie rozmawiać. Rozumiałem ją. Prawdopodobnie żył, a ona nie mogła mu pomóc.
     - Lepiej nie wspominaj o nim w obecności Megan - powiedziałem nieprzyjemnym głosem do Victora. - Jeśli będzie cierpieć, zapłacisz mi za to.
     - Damian! - krzyknęła ostrzegawczo Rachel. - Wyjdź.
     Odwróciłem się gwałtownie i wyszedłem na korytarz, trzaskając drzwiami. Nie obchodziło mnie jej zdanie. Megan zbyt wiele przeszła, by teraz słuchać jego narzekań. I tak miała dużo na głowie. 
     Włożyłem dłonie do kieszeni bluzy i ruszyłem w stronę pokoju. Po drodze minąłem kilka osób, wszyscy gdzieś się spieszyli. Codzienność. Dotarłem do właściwych drzwi i zatrzymałem się na chwilę. Znalazłem w kieszeni klucz i przekręciłem go w zamku. Wszedłem do środka.
     Łóżko było idealnie pościelone. Na biurku leżało kilka kartek i długopis. Odpiąłem sai od spodni i włożyłem do szuflady. Kątem oka spojrzałem na informacje, zapisane schludnym pismem Meg na kartce. Coś o dostawach żywności, kilka informacji o Srebrnych. Na samym końcu dwa krótkie zdania, podkreślone kilka razy.
     " Pięćdziesiąt metrów od wyjścia; wysoka, czarny płaszcz. Odbiegła w stronę przedmieścia."
     Uniosłem brwi w górę. Co to było? Najpewniej była człowiekiem, Srebrni nie mają powodów by się ukrywać. Uciekła, gdy zauważyła jednego z naszych. Albo spiskuje przeciw nam, albo... wyrwała się z więzienia. Muszą jej szukać.
     W głowie zaświtała mi pewna myśl, odtrąciłem ją jednak. Śledzenie dziewczyny na własną rękę nie jest rozsądnym pomysłem, szczególnie że mogą jej szukać. Gdyby jednak okazała się być uciekinierką z więzienia, tak jak sądzę...? I to z prawdziwych cel, nie tych odosobnionych jak Victor i Tim. Wiedziałaby więcej, niż ktokolwiek. A ja muszę zająć się czymś innym od pilnowania nieprzytomnych idiotów.
     Przemyślałem wszystkie za i przeciw. Przecież i tak mam wolny czas, nic poważnego się nie dzieje. Megan i Rachel nawet nie zauważą, że gdzieś wychodzę. Więc postanowione.

*Megan*

     Była dopiero dziewiętnasta, a ja już byłam wykończona. Od pół godziny pisałam wiadomość do reszty przywódców o tym, co odkryliśmy. Musiałam ująć wszystkie szczegóły. To było bardziej męczące, niż się wydaje na pierwszy rzut oka.
     Po rozmowie z Timem i Victorem nie dowiedziałam się nawet połowy tego, co chciałam. To był tylko mały krok w stronę odkrycia, po co Srebrnym ci ludzie. Musiałam jakoś do tego dojść. Od roku stoimy prawie w miejscu, nie mając nic, co pomogły nam wygrać tą cholerną wojnę.
     Jeszcze jedna rzecz nie dawała mi spokoju. Dlaczego to było takie łatwe? Zabicie Srebrnego, złamanie kodów, zabranie chłopaków. To wydawało się być zbyt proste i oczywiste. Wcześniej wszystko zawodziło, gdy próbowaliśmy grupą odbić uwięzionych. Srebrni chronili więzienia, nawet za cenę własnego życia. Coś tutaj nie pasowało. Miałam złe przeczucia, od czasu gdy tylko złamałam zabezpieczenia do cel. Ciągle wydawało mi się, że coś przeoczyłam, jakiś istotny szczegół.
     Zamknęłam laptop, słysząc pukanie do drzwi. Do środka weszła Rachel. Położyła mi na biurku srebrne urządzenie, którym wykonywaliśmy tatuaże nowym członkom Ruchu. Ukradliśmy tę technologię Srebrnym.
     - Mam dwie sprawy - powiedziała, opierając się o blat biurka. - Numer jeden. Damian miał lekką sprzeczkę z Victorem. To, że znów się komuś naraził, nie jest niczym nowym. Chodzi raczej o to, co było powodem jego wybuchu złości.
     - Pogadam z nim - wzruszyłam ramionami. Jakoś niespecjalnie mnie to przejęło. Damian na okrągło się z kimś kłócił. Zawsze miał własne zdanie, które otwarcie i bez skrupułów wyrażał. Nie zwracał uwagi na to, że może to kogoś urazić.
     - W takim razie. To teraz druga sprawa - westchnęła Rachel. Założyła kosmyk włosów za ucho i spojrzała na mnie granatowymi oczyma. Jej zaniepokojony wzrok trochę mnie przestraszył. - Gdy dzisiaj pomagałam przy rozładowywaniu żywności, zauważyłam tą dziewczynę w pelerynie. Stała za rogiem, widziałam ją przelotnie. Przyglądała się nam, jakby nie wiedziała czy może podejść. Na sto procent jest człowiekiem. Ale... coś innego mnie dręczy. Wydawała mi się dziwnie znajoma, jakbym kiedyś ją już widziała.
     Ściągnęłam brwi. Rachel zamilkła i wbiła wzrok w podłogę. Przez chwilę milczałyśmy, postanowiłam na nią nie naciskać.
     - Widziałam jej twarz. Miała delikatne rysy twarzy, zgrabną sylwetkę. Jej oczy były zielone, patrzyła na nas z obawą, niepokojem i taką jakby... radością. Patrzyła prosto na mnie. Potem spod kaptura wydostało się kilka kosmyków włosów. Meg, one były ognistorude.
     Rachel wyglądała, jakby zobaczyła ducha. Podeszłam do niej i delikatnie objęłam ramieniem. Byłam zdziwiona i zaskoczona. Ani ja, ani Rachel się tego nie spodziewałyśmy. Ten opis pasował tylko do jednej znanej nam dziewczyny.

_____

No witam :) 
Za to, że nie było 6 komentarzy ( było pięć, cztery bez mojego ), jestem wredna. Specjalnie ucięłam moment, w którym mówią imię dziewczyny w kapturze. Ha ha! ^-^
Od następnej notki spodziewajcie się niezłej akcji, wielu powrotów, wkur*ionej Megan, i tak dalej... Będzie też wściekły Damian, w szale zabijania ^^ 
A teraz pytania dla was: Kim według was jest zakapturzona dziewczyna? I w co znów wpakuje się Damian? :))
I komentować na bieżąco, bo będę was tak dręczyć w każdym rozdziale!


8 komentarzy:

  1. Wow... dawno mnie nie było... wybacz :(
    Rozpisałaś się ostatnio ^^ Druga seria jest świetna, a to dopiero początek! Już się nie mogę doczekać co będzie dalej *-*
    Ty niedobra! Chociaż... nie, nie będę krzyczeć, sama ucinam wątki (ale ja jestem po prostu wredna, a ty to robisz w ramach kary xD)
    A właśnie, zwracam wenę! Dziękuję pięknie ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział genialny...
    I, że musiałaś urwać w tym momenie, foch...
    Co do postaci w kapturze mam pewne przypuszczenie, ale nie napiszę bo jestem fochnięta ;p
    Wstaw nexta jak najszybciej to sie od fochnę...
    Ejmix

    OdpowiedzUsuń
  3. GWIAZDKA ;P
    A Dan szczelający foch jest jeszcze słodszy niż kiedy zachowuje względny spokój XD
    ... Vic ożył... dobra spoko... Ale czemu? Czemu ja się pytam... Czemu zamiast niego nie mogłaś ożywić Dick'a ?! T.T patrz Rob dopiołeś swego T.T rycze za tobą T.T
    Robin: *mega zaciesz i idzie to oblać*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dałam wam za dużo podpowiedzi co do tej postaci ... :D Nie chcę znowu czegoś nasuwać, ale skąd podejrzenie, że Richard też 'nie ożyje'? Przecież nigdzie nie napisałam, że widzieli jego ciało, itp... Były tylko wyobrażenia Megan ^^

      Usuń
    2. Ależ ja wiem że on żyje ^^
      Nie zabiłabyś go uwierz mi *złowieszcze spojrzenie*
      Chodziło o to, że skoro jest w więzieniu to mogłabyś opisać jak go torturują czy cuś ^^
      Willcia like it :3
      Robin: *krztusi się pepsi i spogląda z przestrachem na Autork

      Usuń
  4. *Aww* Wielki powrót Koriand'r ! :D
    Damian w końcu pokazał swój ognisty temperament :^) Już się nie mogę doczekać rozdziału, w którym wpadnie w dziki szał ^^ Ten tekst był najlepszy:
    "A Ruch o przetrwanie to organizacja, która uratowała twój czarny tyłek."
    Śmiałam się przez dobre pięć minut :DD
    A właśnie... Zauważyłam pewną ciekawą rzecz. Wczoraj wyświetliło mi się w powiadomieniach, uwaga, że dodałaś 4 rozdział.! Wchodzę, patrzę, a tu nic -.-. Ale początek w subskrypcjach i tak zdążyłam przeczytać ^-^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cholera... Myślałam, że nikt nie zauważył x.x Przez przypadek zamiast "Zapisz" kliknęłam "Opublikuj". :D A na początku i tak nie było nic ciekawego :]

      Usuń
  5. Jest sesja, nie mam zbytni czasu na czytanie nowej serii, ale muszę, naprawdę muszę pochwalić Twój nowy szablon. Jest przepiękny i bardzo w klimacie! Jak tylko skończę naukę do wszystkich egzaminów nadrobię te nowe rozdziały, a póki co życzę dobrej nocy i dużo weny.
    A.

    OdpowiedzUsuń