środa, stycznia 08, 2014

Rozdział 33: "Sánguinum alae"

"Potrafię wstrzymywać oddech.
Potrafię ugryźć się w język.
Mogę czuwać całe dnie
Jeśli jest tego chcesz.
Być twoim numerem jeden.
Potrafię udawać, że się uśmiecham.
Potrafię śmiać się na zawołanie.
Potrafię tańczyć i grać rolę,
Jeśli mnie o to poprosisz.
Dać Ci całą mnie.

Mogę to zrobić

Ale jestem tylko człowiekiem!
I krwawię, gdy się przewrócę.
Jestem tylko człowiekiem.
Upadam i płaczę.
Twoje słowa w mej głowie, noże wbite w me serce.
Podnosisz mnie na duchu, a ja się rozklejam.
Bo jestem tylko człowiekiem...

Potrafię to włączyć.
Być dobrą maszyną.
Potrafię utrzymać cały ciężar świata na sobie,
Jeśli tego potrzebujesz.
Być dla ciebie wszystkim."



- Christina Perri- Human



*Terra*

     - Hej! Kim jesteście?! - usłyszałam znajomy krzyk. Ian rzucił łopatą na bok i zaklął pod nosem. Ostatnio stał się strasznie nerwowy.
     - Ogarnij się - rzuciłam do niego. - Załatwię to. Kopcie dalej.
     Minęłam Penny, która ponownie zaczęła przekopywać ziemię. Naciągnęłam rękawy kurtki i odetchnęłam głęboko. Sprawdziłam, czy nóż jest nadal w tajnej kieszeni spodni, tam, gdzie go schowałam.
     Ruszyłam w stronę trójki osób, z których jedna wydawała się być nienaturalnie wysoka i szeroka. Musiałam ich stąd przegonić. Nie chciałam kolejnych kłopotów, szczególnie że mieliśmy małe szanse na skuteczną ucieczkę.
     Kilka godzin temu zaatakowała nas Liga. Razem dwudziestu ninja, na naszą czwórkę. Teraz, właściwie już trójkę. To był chyba jeden z najgorszych dni w moim życiu. Po za niemiłym faktem, że wstrzyknęli nam coś do żył, był jeszcze jeden.
     Gdy wędrowaliśmy pustymi uliczkami, zeskoczyli z niższych budynków. Zaatakowali z zaskoczenia, mieli przewagę liczebną. Liga świetnie ich wyszkoliła, więc mieliśmy marne szanse. Z łatwością nas unieruchomili, nie przeszkodziły im moje zdolności. Wstrzyknęli nam jakąś substancję, która sprawiła, że straciliśmy przytomność na krótką chwilę. Gdy się obudziliśmy, ich już nie było. A Felix... no cóż. Leżał na ziemi, z nożem wbitym w pierś. Zacisnęłam zęby na tę myśl. Był moim przyjacielem. Pomógł mi, gdy tego potrzebowałam. A gdy on mnie potrzebował, nie mogłam nic zrobić...
     Przyciągnęliśmy go tutaj, żeby pochować. Jak się okazało, substancja uniemożliwiła mi używanie moich mocy, więc musieliśmy wykopać dół tradycyjnie. Chciałam to mieć za sobą. Nie mogłam patrzeć na jego bladą twarz, wykrzywioną w przerażeniu.
     Gdy podeszłam bliżej, rozpoznałam trzy postacie. Dziewczyna miała długie, rude włosy i radosne, zielone oczy. Miała bardziej dorosłą twarz, ale rozpoznałam ją. Zielonego Garfielda trudno było nie rozpoznać, tak jak Cyborga. Zanim zdążyłam coś powiedzieć, poczułam, jak Gwiazdka zgniata mi żebra.
     - Terra! Nie mogę uwierzyć, że to ty - usłyszałam jej radosny głos. Powoli zaczęło mi brakować powietrza, a rudowłosa nadal mnie nie puszczała. Odepchnęłam ją od siebie, biorąc głęboki wdech. Na jej twarzy pojawiło się lekkie zmieszanie.
     - Nareszcie. Nawet nie wiesz, jak trudno było was znaleźć - westchnął z ulgą Cyborg. Odwróciłam się w stronę Garfielda, który nic nie powiedział. Uśmiechnęłam się słabo. Nie wiedziałam co powiedzieć.
     Włożyłam dłonie do tylnych kieszeni jeansów i spojrzałam jeszcze raz na zdezorientowanego Garfielda.  Podszedł bliżej, patrząc mi prosto w oczy.
     - Dlaczego? - spytał mnie. Miał drżący głos, ale jednocześnie się cieszył. Pamiętałam tę iskrę w jego oczach, gdy kiedyś spędzaliśmy wspólnie czas.
     - Wszystko się zmieniło Gar. Ja się zmieniłam. Nie jestem tą bezradną nastolatką, którą wtedy poznałeś - wyjaśniłam spokojnie. Zadałam mu ból tymi słowami. Wiedziałam o tym, ale to było nieuniknione. Prawda często nas rani.
     - Więc nie wróciłaś do nas, bo chciałaś walczyć przeciw Cieniom? Tak jak Megan - prychnął.
     - Nie. Megan walczyła, ponieważ Cienie chciały zabić Richarda. Ja stworzyłam Ruch Oporu, ponieważ pragnęłam zemsty i zapłaty za moje cierpienie. Nie potrafiłabym odpuścić Cieniom. Do końca życia żyłabym w wiecznym strachu i poczuciu winy, że nie zapobiegłam czemuś gorszemu. Wiesz ile dzieci cierpiało tak jak ja? Porywane z ulicy, szkolone na zabójców. Zupełnie jak Megan i Ian. Każdego dnia chciałam zabić Slade'a za to, co ze mną zrobił i innymi swoimi uczniami.
     Garfielda przestraszył się moimi słowami. Nie zdziwiło mnie to. Te kilka miesięcy, w których należałam do Tytanów uświadomiło mi, że nie mogę omijać ludzi w potrzebie. Dlatego gdy uwolniłam się z kamienia po wybuchu wulkanu, wróciłam do organizacji. Udawałam, że jestem posłuszna, a gdy pojawił się sprzyjający moment wywołałam bunt. Niestety Slade także tam był. Ukarał mnie za moje nieposłuszeństwo, rozcinając łydkę swoim mieczem. Zostawił mnie, żebym się wykrwawiła. Pomógł mi Felix- jeden z wojowników. Opatrzył mnie, a później zaczęliśmy gromadzić Ruch Oporu. Któregoś dnia znaleźliśmy Seę. Poznałam mnóstwo wspaniałych ludzi, którzy potrafili oddać za siebie nawzajem życie. Nie żałuję podjętych przez siebie decyzji.
     Jednak teraz czułam się gorzej. Nie miałam już motywacji i zapału do dalszej walki. Felix nie żyje. Megan... być może też. Ian był bliski śmierci, a Sea chce po wszystkim wyjechać. Do tego jeszcze dochodził mroczny fakt, który ukrywały Cienie. Nie tylko swoje powiązania z Ligą, co nie było aż takim sporym zaskoczeniem. Można się było spodziewać, że mają jakiś plan b. Przy tym, co ukrywali...
      - Posłuchaj, przepraszam - powiedziałam cicho, odciągając go od reszty. - Ja... Liga nas zaatakowała, a Felix nie żyje. Jestem wściekła i to mnie okropnie boli. Znałam go od dłuższego czasu, przyjaźniliśmy się. To nie jest mój dzień.
     Odwróciłam wzrok od jego twarzy. Współczuł mi. Ale to nie odwróci wydarzeń z dzisiejszego dnia. Nadal będę szukać Megan i próbować zapobiec Lidzie, cokolwiek planuje.
     Poczułam jak chwyta moją dłoń. Wróciło to ciepłe uczucie, które pojawiało się w jego obecności. Nie wahając się, przytuliłam Garfielda. Brakowało mi go, chociaż próbowałam zapomnieć o drużynie. Był dla mnie ważny, nie mogłam tego odepchnąć.
     - Rozumiem cię. Ja też przepraszam, że tak zareagowałem. Nie wiedziałem, co o tym myśleć. Masz prawo być smutna.
     - Chodźmy już. Nie chcę tego rozpamiętywać - rzuciłam obojętnie. Podeszliśmy do Iana i Penny. Zdążyli już położyć Felixa w dole i zaczęli zakopywać. Na nasz widok zatrzymali się.
     - To Ian i Penny - przedstawiłam ich. Stanęłam obok Penny, która zmusiła się do słabego uśmiechu. Nikt z nas nie był w dobrym humorze.
     - A to był Felix - rzucił Ian pod nosem, wracając do pracy.
     - Jak to się stało? - spytała ostrożnie Gwiazdka, odwracając wzrok od ciała.
     - Liga nas zaatakowała. Podali nam jakąś substancję, która zablokowała moje moce i pozbawiła na jakiś czas przytomności. Gdy się obudziliśmy, Felix już nie żył - wyjaśniłam. Zdziwiła mnie łatwość, z jaką wypowiedziałam te słowa. Zauważyłam, że Cyborg przybiera skupiony wyraz twarzy.
     - Znaleźliście coś? - zainteresował się. Spojrzałam porozumiewawczo na Iana. Kiwnął głową, na potwierdzenie. Westchnęłam ciężko. Trzeba im powiedzieć, co odkryliśmy.
     - Właściwie, to tak. Nie jest to miejsce przetrzymywania Megan, ani też kryjówka Ligi. To jednak dość ważne.
     Zobaczyłam, jak patrzą na mnie z zainteresowaniem. Chyba nie spodziewali się, co udało nam się znaleźć.

*Richard* 

     - To tutaj.
     Rozejrzałem się wokół, po czym z powątpiewaniem spojrzałem na Rachel jeszcze raz.
     - Jestem pewna. Chodźmy - powiedziała tylko.
     Zbliżyliśmy się do małego, starego budynku. Rozpadał się w każdy możliwy sposób i przypominał bardziej nawiedzony dom, niż więzienie. Kilku dachówek brakowało, a betonowe schody były potrzaskane i zniszczone. Szare ściany budynku były wybrakowane, jakby ktoś wyżłobił w nich dziury celowo. Budynek nie miał okien, ale czarne drzwi były otwarte. Weszliśmy do środka.
     Wewnątrz wyglądało to lepiej. Stanęliśmy w długim korytarzu, który stanowił główną część budynku. Ściany nie były pomalowane i brakowało drzwi. Trzy pokoje były całkowicie puste. Naszą uwagę przyciągnęły metalowe drzwi, na samym końcu korytarza. Nie pasowały do tego miejsca.
     Stanęliśmy tuż przed nimi. Wymieniłem spojrzenia z Rachel, która wydawała się być spokojna. Próbowałem opanować rozdrażnienie. To musi być tutaj.
     Zanim jednak zdążyłem pociągnąć za klamkę, drzwi otworzyły się gwałtownie. Wbiegliśmy do pokoju obok i schowaliśmy się za ścianą. Wstrzymałem oddech. Usłyszałem kroki czterech, najwyżej pięciu osób. Nic nie mówiły i chyba nie zauważyły naszej obecności.
     Niestety los znów nas zaskoczył. Niespodziewanie piątka osób w czarnych strojach wbiegła do pokoju. Wszyscy wyglądali identycznie, widzieliśmy tylko ich oczy. Wyciągnęli jednocześnie długie katany, przybierając postawę do ataku. Nie zamierzałem czekać, aż zrobią pierwszy krok.
     Zacisnąłem dłonie w pięści i rzuciłem się na stojącego po lewej wojownika. Wymierzyłem mu cios w brzuch, zanim zdążył zareagować. Chciałem mieć ich już z głowy, żeby znaleźć w końcu Megan. Upadł na ziemię, ale po chwili się podniósł i zaczął ciąć powietrze tuż przed moją twarzą. Odchylałem się i odskakiwałem, z trudem unikając ostrza. W ostatnim momencie kucnąłem, uchylając się od ciosu innego wojownika. Pozostała trójka ruszyła w stronę Rachel.
     Wykorzystałem krótką chwilę, w czasie której jeden z nich opuścił katanę. Za pomocą prostego kopnięcia wytrąciłem mu ją z dłoni. Później podciąłem mu nogi i zacząłem ponownie unikać ciosów, wymierzanych przez drugiego.
     Rachel użyła leżącej na podłodze katany, by przygwoździć jednego z napastników do ściany. Zawisł nad ziemią, z przebitym przedramieniem. Później utworzyła pole siłowe i odgrodziła nas od napastników.
     - Idź. Za tymi drzwiami musi być Megan - powiedziała krótko, znów skupiając się na utrzymaniu pola. - Poradzę sobie.
     Posłuchałem jej i wybiegłem z pokoju. Otworzyłem metalowe drzwi i wszedłem do środka. Było tu całkiem ciemno i dopiero po chwili zauważyłem dwa wejścia do osobnych pokoi. Wybrałem prawe przejście i ruszyłem przed siebie.
     Z trudem uniknąłem spadnięcia ze schodów. Wyjąłem małą latarkę z kieszeni i oświetliłem je. Prowadziły na dół, ale nie były zbyt długie. Szybko po nich zbiegłem i znalazłem się prawdopodobnie w piwnicy. Wokół panowała przeraźliwa cisza. Rozejrzałem się wokół, szukając jakiegoś pomieszczenia.
     Latarka spadła na podłogę. Poczułem, że serce zaczyna mi mocniej bić. W kącie pokoju, za kratami, leżała nieruchoma postać. Podszedłem bliżej. Od wejścia dzieliła mnie tylko kłódka, blokująca kratę. 
     Nie wyglądała na skomplikowaną. Przeszukałem pas i znalazłem wytrych. Przez chwilę zmagałem się z nią, poganiając się w myślach. Dłonie trzęsły mi się ze zdenerwowania. Gdy w końcu udało mi się otworzyć celę, wbiegłem do środka i upadłem na kolana przed Megan.
     Leżała przodem do ściany, a tyłem do mnie. Czarne włosy były matowe i sięgały teraz do bioder. Jej ubranie było postrzępione i przesiąknięte krwią. Miała na ciele mnóstwo ran, niektóre nie były zamknięte. Nie chciałem nawet myśleć, w jakich warunkach musiała tutaj przebywać.
     Podniosłem ją z ziemi i położyłem sobie na kolanach. Mrugała nieprzytomnie oczyma, nie mogąc skupić na mnie wzroku. Podtrzymałem jej głowę dłonią, a drugą odgarnąłem z jej oczu czarne włosy. Poczułem, że po policzkach spływają mi łzy. Jak mogli jej to zrobić...? Czułem, jak gdzieś wewnątrz mnie rodzi się krzyk rozpaczy i sprzeciwu. Miałem ochotę zabić tego, który to zrobił. Przesunąłem palcem po czerwonej części jej twarzy. Z każdą sekundą bolało mnie to jeszcze bardziej. Nie rozróżniałem już moich własnych odczuć od rzeczywistości.
     Poczułem, że Megan zaciska swoje wychudzone palce na rękawie mojej kurtki. Otworzyła szerzej oczy i zmęczonym wzrokiem spojrzała prosto na mnie. To nie były jej oczy, patrzyła w inny sposób. Miała w nich coś z dziecięcej niewinności. Jakby starała się ukryć to, co zrobiła jej Liga.
     - Nie pozwolę, żeby znów mi cię zabrali - szepnąłem, przytulając ją. Kolejne łzy spływały mi po policzkach. Już od dawna tak nie płakałem. 
     - Sánguinum alae* - usłyszałem cienki głos siostry. Zmarszczyłem brwi i spojrzałem na jej bladą twarz. Uśmiechnęła się szeroko. Zdziwiło mnie to, ile siły i odwagi posiada. Tylko co oznaczały te słowa?
     Pozwoliłem jej wtulić głowę w moją pierś, po czym podniosłem się z ziemi. Wyjąłem z kieszeni komunikator, starając się przy tym utrzymać Megan w pozycji pionowej. Jej wiotkie ręce zawisły na moich ramionach, a nogi wydawały się być jak z waty. Zadzwoniłem do Rachel, która nadal błądziła gdzieś w korytarzach. Na ekranie pojawiła się jej spokojna twarz. Na mój widok uniosła brwi, zapewne zauważyła że płakałem.
     - Znalazłem ją - mój głos ciągle był drżący, ale udało mi się go trochę opanować. Rachel bez słowa się rozłączyła. Wiedziałem, że za chwilę się tutaj pojawi.
     Wziąłem Megan na ręce. Była tak lekka, że porządnie się przestraszyłem. Czułem kości przez jej skórę, a na ciele miała wiele siniaków. Trzęsła się z zimna, więc przytuliłem ją delikatnie tak, by nic się jej nie stało. Przygryzłem dolną wargę, by znów się nie rozpłakać.
     Do pomieszczenia biegiem wpadła Rachel. Miała rumieńce na twarzy. W brązowej kurtce i jasnoniebieskich spodniach nie wyglądała jak Rachel którą znam od kilku lat. Podeszła do mnie i z niedowierzaniem przyglądała się Megan. Zatrzymała wzrok na jej twarzy i wstrzymała oddech z przerażenia. Potem spojrzała na mnie współczująco. Nic nie powiedziałem. Rachel bez słowa otoczyła naszą trójkę czarnym cieniem kruka i w trybie błyskawicznym  przeniosła nas do wieży. Znajdowaliśmy się w skrzydle szpitalnym. Położyłem Megan na białej pościeli. Zamknęła powoli oczy, a jej oddech się wyrównał. Pogładziłem jej dłoń opuszkami palców.
     - Chciałam się nią zająć, ale nie tylko ona potrzebuje pomocy - poczułem jak Rachel kładzie mi dłoń na ramieniu. Stanęła między mną a Megan. Zauważyłem, że związała włosy. Ostatnio przestała je obcinać, więc znacznie urosły. Miała trochę podkrążone oczy i zmęczony wzrok. Przez te dwa miesiące ciągle się mną zajmowała. Czasami zamawiała coś na wynos do jedzenia i zaciągała mnie siłą do pokoju, żebym się wyspał. Byłem jej za to niezmiernie wdzięczny, to dzięki niej znaleźliśmy Megan.
     - Wszystko będzie dobrze Richard - podjęła próbę pocieszenia mnie. Uśmiechnęła się lekko. Odwzajemniłem uśmiech i pozwoliłem się jej przytulić.
     - Cieszę się, że mam taką przyjaciółkę jak ty - powiedziałem. Nie puszczałem jej jeszcze przez chwilę. Brakowało mi czyjegokolwiek uścisku. Gwiazdka od dawna, razem z drużyną, szukała Terry i trójki jej znajomych. Tęskniłem za nią, tak jak za Megan. Muszę mieć nadzieję, że teraz będzie już tylko lepiej.

________

* Sánguinum alae - z łaciny; krwawe skrzydło

2 komentarze:

  1. Męczysz mnie! Ta tajemnica Cieni pojawia się już drugi raz, a ja nie mam zielonego pojęcia, co to może być :D
    Postanowiłam dodać taki komentarz "podsumowujący", bo wiem, że lubisz czytać opinie innych na temat swojego opowiadania. Po za tym, kończysz pierwszą serię ( a ja wprost nie mogę doczekać się drugiej ) i stwierdziłam, że muszę wycisnąć z siebie coś więcej, żeby pomóc ci pisać.
    Napisałaś ponad trzydzieści rozdziałów, jedne były fantastyczne, inne trochę mniej :) Przynajmniej według mojego gustu. Mam kilka swoich faworytów, a trzydziesty trzeci oficjalnie do nich trafia. Był wzruszający, przerażający i po prostu niesamowity! Szczególnie ciekawi mnie sekret, który ukrywały Cienie ( zapewne nie był jedynym :3 ) i niezbyt jasna sytuacja z twarzą Megan. Po nagłówku rozpoznałam, jak Liga ją oszpeciła, ale z treści nie mogłam tego wywnioskować. Myślę, że tej sprawie przyjrzymy się w kolejnych dwóch rozdziałach.
    Pomysł na twoje opowiadanie był trochę inny od wszystkich. Zasadniczą różnicą jest fakt, że Megan była czarnym charakterem. Zestawienie z pozoru mrocznej, zabójczej Megan i optymistycznego, dobrego Richarda jako rodzeństwa, przypadło do mojego literackiego gustu. Troszkę jednak się zmieniło i poznaliśmy Megan z innej strony. Pomimo jej morderczego instynktu, jest także niezwykle troskliwa, odważna i wytrwała. Wbrew wszystkim trudom jej życia, ciągle potrafiła wstawać i uparcie dążyć przed siebie. Nie użalała się nad sobą zbytnio, nawet się przeceniała. Jej upór, wysoka samoocena i pewność siebie sprawiły, że dokonała wielu rzeczy, nawet jeśli nie były dobre. Udało jej się "nawrócić" w pewnym tego słowa znaczeniu. Myślę, że jednak nadal uznaje się, jak to ujęłaś w nagłówku, za "potwora".
    Nie zabrakło w historii zwrotów akcji, zdrad i zagadek. Był Slade, który okazał się być agentem Cieni, Willow, która zostawiła 'przyjaciółkę' w potrzebie, Aisling, będąca przez jakiś czas prawdziwą przyjaciółką dla Megan. Oczywiście nie można zapomnieć o Lidze Zabójców, wątku z Terrą, zdradzie i kłamstwie Iana, zaskakująco przyjaznym nastawieniu Rachel do Megan ( podejrzewam, że to przez to, że Rachel widziała jej wspomnienia ), Ruchu Oporu, wrogim nastawieniu Cyborga i przede wszystkim, o niekończącej się drodze nieporozumień, sprzeczek i rozmów między Richardem a Megan. Mówiąc krócej: wiele się działo.
    Będę dalej czytać bloga, liczę szczerze na to, że nie zawiodę się w jakiś sposób na drugiej serii. Będzie Damian Wayne, na którego z niecierpliwością czekam <3.
    Utrzymuj dalej swój unikalny styl, który lubię. Trochę opisów - trochę przemyśleń - trochę dialogów - trochę przeżyć wewnętrznych - dużo napięcia :) Mam szczerą nadzieję, że nie poddasz się z błahego powodu i nie przerwiesz pisania ( ANI SIĘ WAŻ! ). Wiem, że brak opinii może być denerwujący -> bo jak nikt nie komentuje -> to znaczy że się nikomu nie podoba? Wcale nie. Dawaj z siebie wszystko, nie przejmuj się nagłym brakiem komentarzy. Zawsze dziwiło mnie to, że osoby PROWADZĄCE BLOGA nie potrafią napisać choćby trzech, czterech zdań. To po prostu objaw lenistwa. Skoro ktoś przeczytał, to chyba może napisać, że mu się podobało albo nie. Nawet trzy, czy cztery słowa potrafią podnieść na duchu. Nie mówię, że trzeba pisać przy każdej notce, ale wysilić się można chociaż raz na dwa tygodnie.
    To by było na tyle. Życzę dużo pomysłów na drugą serię :3

    OdpowiedzUsuń
  2. genialny. zaliczam ten rozdział do ULUBIONYCH :-)
    smutny, przerażający, wstrząsający, wzruszający. Naprawdę Ci się udał. Gratuluję. Super opisałaś wszystko! I ta miłość rodzeństwa... :')
    Pozdro,
    Alfik

    OdpowiedzUsuń