wtorek, lutego 11, 2014

Rozdział 5 (40). "Rodzina i przyjaciele"

"Chciałbym powiedzieć ci
Opisać cały ból
Przypomnieć wielkość chwil
Używać małych słów
Z każdym paznokciem twój
przywoływałem śmiech
Nie mogłem krzyczeć już
Omdlenie darem jest."


- Dawid Podsiadło - 4:30

     Leżałem bezczynnie, starając się nie ruszać. Każde najmniejsze posunięcie lub podniesienie ręki, wywoływało ból. Rachel stwierdziła, że mam tyle stłuczonych kości, że nie chciało jej się nawet liczyć. Miałem szczęście, że w ogóle przeżyłem. Mimo to czułem się, jakbym śnił.

     Denerwowała mnie samotność. Megan wyszła z pokoju już wcześniej. Miała dużo obowiązków, a przeze mnie mniej czasu. Nie powiedziała tego, ale wiedziałem, że znów spowodowałem mnóstwo kłopotów. Chciałem, by siedziała obok mnie, ale z drugiej strony nie potrafiłem jej spojrzeć w oczy. Ona myślała o konsekwencjach, a ja tak po prost. wyszedłem bez uprzedzenia i wpakowałem się w kolejne zamieszanie. Gdybym nie postanowił szukać Koriand'r na własną rękę, nie leżałbym tutaj. Robiłbym coś pożytecznego, cokolwiek. Wszystko było lepsze od uczucia, że jestem ciężarem dla ludzi wokół mnie.
     Nie lubiłem być sam, odkąd umarł Bruce. Ciągle potrzebowałem kogoś, kto byłby obok mnie, nawet jeśli miałby spać. Gdy wokół nie było nikogo, czułem się odsłonięty, narażony na atak. Bałem się. Nie okazywałem tego jednak. To była moja słabość, z którą nie potrafiłem sobie poradzić. Nie do końca wiedziałem, dlaczego się tak boję. Wcześniej potrafiłem spędzać samotnie całe dnie, a obecność innych nawet mnie denerwowała. Tak wychowała mnie matka. Ciągle mówiła, że muszę umieć radzić sobie sam.
     Być może było to winą tego, jak Bruce został aresztowany. Został sam. Ja uciekłem wcześniej, bo zauważyłem co się dzieje. Chciałem go znaleźć, myślałem że jest w jaskini ( Batcave ). Ale jego tam nie było. Gdy wróciłem, Srebrni ciągnęli go za sobą, nieprzytomnego. Nie potrafiłem się temu sprzeciwić, po prostu się schowałem. Niczym tchórz.
     Drzwi do pokoju się otworzyły. Naciągnąłem na siebie kołdrę, jako że miałem na sobie tylko bokserki. Zza drzwi wyłoniły się czarne włosy Tima, a później jego twarz. Czego on tu szuka?
     Tim zamknął drzwi i stanął obok łóżka. Włożył dłonie do kieszeni jeansów i przyjrzał mi się badawczo. Spojrzałem na niego wyczekująco. Chciałem mu się spytać, czego tu chce, ale milczałem. Na twarzy Tima nie było troski, czy jakiegoś szczególnego zainteresowania. Strzelam, że Meg go tu przysłała.
     - Jak się czujesz? - spytał ostrożnie, nie ruszając się z miejsca.
     - Od kiedy zaczęło cię to interesować? - rzuciłem niemiło. Tim westchnął i przez chwilę wyglądał, jakby powstrzymywał się przed zaczęciem kolejnej kłótni.
     - Mógłbyś przestać? To nie ma sensu. Są teraz ważniejsze sprawy niż spieranie się ze sobą na każdy temat. Nie możemy oboje o tym wszystkim zapomnieć i zacząć od nowa? Zachowywać się... jak rodzina? - wydusił. Spoglądałem na niego z zaskoczeniem.
     Milczałem. Miał rację. Przy reszcie problemów które mieliśmy, kłótnia z przybranym rodzeństwem była wręcz śmieszna. Odwróciłem wzrok od Tima. Z jednej strony chciałem go przeprosić, za moje zachowanie wcześniej. Megan uświadomiła mi, że matka mnie za bardzo rozpieszczała, skoro mam gdzieś nawet bliskie mi osoby. W pewnym sensie miała rację. Ale z drugiej strony, po prostu go nie lubiłem. Ze wzajemnością. Do tego doszedł jeszcze fakt, że to on pracował z Bruce'm, gdy z nimi zamieszkałem. Pokłóciliśmy się, gdy chciałem zająć jego miejsce. Od tego wszystko się zaczęło.
     - Może... - zacząłem cicho. Spojrzałem na niego. - Moglibyśmy spróbować. Ja... przepraszam - dodałem ciszej. Tim usiadł obok i otworzył szerzej oczy.
     - Ty mnie przeprosiłeś? Niesamowite. Megan ma na ciebie dobry wpływ - uśmiechnął się. Rzuciłem mu niemiłe spojrzenie.
     - To nie znaczy, że cię polubiłem Drake - powiedziałem, po czym też się uśmiechnąłem.

*Megan*

     Victor spojrzał na Rachel, jakby przed chwilą upadła na głowę. Właśnie skończyła opowiadać o Kori, którą widziały już trzy osoby. Ciężko było uwierzyć że żyje i do tego Damian z nią rozmawiał. Także w to, że zostawiła go sam na sam z wrogiem. A Kori przecież nie zostawia ludzi w potrzebie. Przynajmniej nie zostawiała.
     - To na prawdę była ona? Sama? - Rachel pokiwała głową. Victor odchylił się na krześle. - Nikogo z nią nie było?
     - Pytasz, jakbyś o czymś wiedział - zauważyłam.
     Victor rozszerzył oczy, ale po chwili zaskoczenie zniknęło z jego twarzy. Oparł twarz na rękach i wbił wzrok w podłogę. Nadal nie mogłam się przyzwyczaić do jego wyglądu. Czarnoskóry, umięśniony chłopak w czarnej koszulce i zwykłych spodniach nie wyglądał jak ten Victor, którego znałam wcześniej. Ciężko było sobie wyobrazić, w jaki sposób Srebrni odbudowali jego ciało.
     - Więc co teraz zrobimy? Musimy jej jakoś pomóc.
     - O to się nie martw. Już się tym zajęłam - rzuciłam. - Trzy razy widzieliśmy ją w pobliżu tych samych miejsc. Damian śledził ją przez krótki czas, nie oddalała się zbytnio od budynku, który jest blokiem mieszkalnym. Co prawda nie widzieliśmy, jak tam wchodzi czy wychodzi, ale to zapewne tam się ukrywa. Może są tam jakieś piwnice.
     - Kiedy będziesz jej szukać?
     - Pojutrze. Wezmę ze sobą Wally'ego. W razie czego, szybko uciekniemy. Będę w kontakcie z Rachel.
     Victor odwrócił wzrok. Był zdenerwowany. Nie dziwiłam mu się. Ta cała historia z Kori wydawała się być podejrzana. Z resztą, przyjaźnili się. Martwił się o nią.
     Spojrzałam na Rachel, opierającą się o ścianę. Ona z kolei przyglądała się Victorowi. Na jej twarzy wypisane było niedowierzanie zmieszane ze zdziwieniem. Wstałam i chwyciłam ją za przedramię. Wzdrygnęła się i skierowała na mnie wzrok. Miała zmarszczone czoło i poważną minę. Uniosłam brwi.
     - Coś się stało? - spytałam, przyglądając się jej uważnie. Rachel odgarnęła czarny kosmyk z twarzy i pociągnęła mnie za sobą. Gdy stanęłyśmy na korytarzu, założyłam dłoń na biodro i spojrzałam na nią zniecierpliwiona. Powtórzyłam pytanie.
     - Wiesz... Wyczułam coś dziwnego. W umyśle Victora - powiedziała, żywo gestykulując. Na jej policzkach pojawiły się rumieńce.
     - Weszłaś Victorowi do głowy? - krzyknęłam z niedowierzaniem.
     - Ciii! - uciszyła mnie Rachel. Jej zachowanie było tak niecodzienne, że otworzyłam szeroko usta. - Ja myślę, że on się zakochał.
     Parsknęłam śmiechem. Victor? Zakochał? Widząc niespokojny wzrok Rachel, nie potrafiłam powstrzymać śmiechu. Dopiero po minucie dałam radę coś powiedzieć.
     - Zakochał? A w kim niby? Może w tobie? - zażartowałam. Rachel westchnęła ciężko i przystąpiła z nogi na nogę. To sprawiło, że znów się roześmiałam. Nie potrafiłam się powstrzymać.
     - Nie. W Kori - wycedziła Rachel, zmęczona już tą sytuacją. Momentalnie spoważniałam.
     - Ty nie żartujesz, prawda? - Gdy Rachel pokiwała przecząco głową, moje rozbawienie całkowicie zniknęło. - Twoim zdaniem jak to możliwe? Victor i Richard byli przyjaciółmi, a Kori spotykała się z Richardem. Zakochać się w dziewczynie swojego najlepszego kumpla? To stanowczo nie jest w stylu Victora - zaprzeczałam.
     - Victor zawsze lubił Kori. A wtedy, gdy Richard zajmował się tobą, to on spędzał z nią większość czasu.
     - Sugerujesz, że to przeze mnie?! - zbulwersowałam się. W myślach stanął mi obraz Victora, obejmującego Kori. Nawet to wyobrażenie wydawało mi się niedorzeczne.
     - Nie. Po prostu Richard i Kori spędzali ze sobą mniej czasu, gdy ty dochodziłaś do siebie. Z resztą, Victor nie ośmieliłby się flirtować z Kori, podczas gdy ona i Richard byli parą. Jest jeszcze coś. Pamiętasz ten dzień, gdy razem z Garfieldem ćwiczyłaś w siłowni?
     Potaknęłam. Pamiętałam. Ja chciałam wrócić do dawnej formy, a Gar się popisywał. Skończyło się na tym, że część sprzętu do podnoszenia ciężarów zmiażdżyła mu stopę. Na szczęście, obyło się bez większych obrażeń.
     - Victor był wtedy strasznie wkurzony i przez cały dzień unikał Richarda. Gdy próbowałam spytać o co chodzi, nie chciał powiedzieć.
     - Twierdzisz, że pokłócili się o Kori? Rachel, to nawet brzmi nieprawdopodobnie! Z resztą, skąd pewność, że chodzi o Kori?
     - Widziałam w jego myślach wspomnienie z tamtego dnia. Kori była jakaś... schorowana. Victor z nią rozmawiał, a później przytulił. Richard wszystko widział. Gdy Kori wyszła, pokłócili się - Rachel ściągnęła brwi i poprawiła włosy, spięte z tyłu głowy.
     - Jakoś ciężko mi w to uwierzyć. - Skrzyżowałam ręce na piersi. Victor i Kori? - Właściwie, to wolę usłyszeć to od niego.
     Ruszyłam się, by znów wejść do pokoju, ale Rachel zasłoniła drzwi własnym ciałem. Miała błagalny wyraz twarzy.
     - Nie! Co mu powiesz, gdy spyta się skąd to wszystko wiesz? Wyznasz mu, że grzebałam w jego myślach? - przeraziła się czarnowłosa.
     - To już nie mój problem! - rzuciłam, podejmując nieudaną próbę dotarcia do klamki. Rachel chwyciła mój nadgarstek.
     - Megan, proszę! Zachowaj to dla siebie - błagała mnie Rachel, odpychając od drzwi.
     - Dobra! - poddałam się, unosząc dłonie w bezradnym geście. - Nic mu nie powiem. Nadal jestem ciekawa, ale skoro nie chcesz, to nie.
     Rachel odetchnęła z ulgą i uśmiechnęła się do mnie. Przewróciłam oczyma i minęłam ją. Zaczęłam iść korytarzem, w stronę mojego biura. Miałam jeszcze kilka rzeczy do załatwienia. Gdzieś w północnej części kryjówki zaczęły pękać ściany. Musiałam to sprawdzić i wymyślić sposób, w jaki to naprawimy. Nie mogłam pozwolić, żeby komuś sufit zawalił się na głowę, podczas gdy będzie spał. Później musiałam skontrolować stan wolnych pokoi, sprawdzić czy nadal mamy dostęp do wody i prądu, wpisać ostatnio odnalezione osoby do bazy danych... Każdego dnia było coś do zrobienia. Nowy plan do obmyślenia, ludzie którzy potrzebowali pomocy. Nigdy nie kończące się zabieganie i walka. Walka o przetrwanie w tej niesprawiedliwiej rzeczywistości.

*Narracja trzecioosobowa*

     Garfield wpatrywał się pustym wzrokiem w białą ścianę. Otaczała go jedynie biel, brak kolorów niezmiennie go denerwował. Siedział na łóżku, przymocowanym bezpośrednio do ściany. W jego celi było tylko łóżko, tak jak w każdej z resztą. Była jeszcze prowizoryczna łazienka; toaleta i mała umywalka, umieszczone w kącie i zasłonięte cienką ścianką. Garfield ze złością uderzył pięścią w materac. Każdego dnia pragnął się stąd wyrwać. Ale teraz był tylko blond włosym chłopakiem, którego zmuszali do jedzenia mięsa. Nie mógł nic zrobić, był bezsilny w stosunku do strażników, czających się na każdym korytarzu.
     Spojrzał po raz kolejny na swoje dłonie. Odkąd przestał być systematycznie truty, jego trzeźwe myślenie wróciło. Zauważył także, że nie jest już zielony. Jego skóra przybrała naturalny kolor, włosy także. Tylko oczy pozostały zielone. Nadal miały w sobie coś dzikiego i odmiennego.
     Garfield westchnął głęboko. Już nie był Bestią. Został tylko Garfield Logan, osiemnastoletni dzieciak. Nie wiedział, czy się cieszyć, czy może jednak smucić. Było wiele chwil, gdy potrafiłby oddać wszystko, by tylko być normalny. Ale jego moc czyniła go czymś wyjątkowym. Kimś wyjątkowym. Garfield zeskoczył z łóżka i podszedł do gruber szyby, dzielącej jego celę od korytarza.
     Na zewnątrz nikogo nie było. Szara podłoga, idealnie czysta. Dalej znajdowała się kolejna cela. Garfield mógł sobie tylko wyobrażać, jak wielkie jest to więzienie. Uśmiechnął się do rudowłosej dziewczyny, która od początku znajdowała się w celi naprzeciw niego. Miała duże, szare oczy, jasnoróżowe usta i lekko wystające kości policzkowe. Jej włosy były rude, a właściwie nawet pomarańczowe, sięgały do brody i były całkowicie proste. Jak każdy tutaj, miała czarny T-shirt z numerkiem i luźne, granatowe spodnie. Teraz siedziała na podłodze i obejmowała nogi rękoma. Odwzajemniła uśmiech.
     Nagle przed celą pojawiła się trójka strażników. Wszyscy wyglądali tak samo- ubrani w czarno-granatowe stroje, uzbrojeni w paralizatory i miecze. Mieli krótko ścięte włosy, najczęściej czarne. Ich skóra była blada, wręcz biała i błyszczała się pod wpływem światła, niczym cenny kryształ.
     Szyba w celi Garfielda została częściowo odsunięta. On wiedział, co to znaczy. Odsunął się kilka kroków i założył dłonie na kark. Jego twarz nie wyrażała żadnych uczuć. Była tylko smutna akceptacja, brak nadziei. Strażnicy od razu wbiegli do środka i zakuli jego nadgarstki w szerokie kajdanki, które jeszcze bardziej ograniczały ruch rąk. Popchnęli go do przodu i wyprowadzili z celi. Rudowłosa dziewczyna spojrzała na niego wzrokiem pełnym współczucia.
     Zwykle zabierali ludzi z celi raz dziennie. Były to trzy, cztery osoby. Robili na nich testy. Służyli im jako króliki doświadczalne. Pobierali krew, badali wpływ tysiąca różnych lekarstw. Tych, którzy się sprzeciwiali i byli nieposłuszni, wykorzystywali do testowania broni i nowych technologii. Dlaczego? Nikt nie wiedział. Lecz czasami były też inne dni. Zabierali więcej osób. Wtedy ci, którzy zostali, słyszeli krzyki. Przeraźliwie głośne, okropne dla uszu. Trwały cały dzień. Później wracali. Czasami strażnicy mijali celę Garfielda. Nieśli wtedy więźnia, któremu brakowało nogi, albo ręki. Później w nocy słyszeli ich wrzaski. Krzyczeli, bo brakujące części ciała powoli odrastały. Kilka dni później było już cicho.
     Po wszystkich tych zabiegach do krwi wstrzykiwano im leki uspokajające i substancję, która sprawiała, że tracisz poczucie rzeczywistości, jakbyś krążył gdzieś pomiędzy jawą a snem. Nigdy jednak nie podawano znieczuleń. Jakby ból według nich stanowił sposób na podporządkowanie sobie więźniów. Może faktycznie tak było?
     Prowadzono Garfielda inną drogą. Minęli mnóstwo cel, on widział twarze uwięzionych w nich ludzi. Kilku poznał, oni także byli bohaterami tak jak Garfield przed wojną. Była wśród nich kobieta, o czarnych jak heban włosach i oczach, w których nadal błyszczały iskry złości. Nie straciła swojego zapału, pomimo długich starań strażników. Kiedyś nazywano ją Wonder Women. Teraz, była tylko kolejnym numerkiem z rzędu.
     Garfield czuł, że coś jest nie tak. Narastał w nim coraz większy niepokój, gdy przechodzili nieznane mu korytarze. Oglądał się niespokojnie na boki. W końcu stanęli przed nieoznaczonymi drzwiami. Zostały otworzone od wewnątrz, a strażnik wprowadził go do środka.
     Zanim Garfield zdążył cokolwiek zrobić, poczuł że w przedramię wbija mu się gruba igła.Po kilku sekundach świat rozmył mu się przed oczyma, a on upadł na kolana. Stracił kontrolę nad własnym ciałem. Podniesiono go i położono na białym stole. Przypięli mu ręce i nogi. Do tego czasu wrócił mu normalny wzrok. Nie potrafił się jednak ruszyć. Poczuł znajome mrowienie na całym ciele. Znów podano mu substancję, która unieruchomiła mięśnie.
     - Skoro już tu jesteś, możemy zaczynać - odezwała się kobieta, stojąca jak dotąd w rogu pokoju. Wyjęła miecz z pochwy i stanęła obok niego. Ku zdziwieniu Garfielda, była człowiekiem. Jej skóra była całkowicie normalna, nie błyszczała tak jak u jego dotychczasowych oprawców. Uśmiechnęła się złowieszczo i odgarnęła za plecy brązowe włosy.
     - Witaj Garfield. Mam do ciebie kilka pytań. Jeśli udzielisz mi przydatnych odpowiedzi, wrócisz do celi. Jeśli nie... - obróciła złotą rękojeść miecza w palcach. Spojrzała na Garfielda zabójczym wzrokiem. Chłopak nie przeraził się. Patrzył prosto na nią, dumnym wzrokiem. W środku owszem, bał się tortur. Ale nie zamierzał powiedzieć nic, co mogłoby zaszkodzić jego przyjaciołom. Wiedział, że Kori uciekła. Megan i Rachel zniknęły już wcześniej. Znając upartą i wytrzymała Megan, to i ona i Rachel nadal są na wolności.
     - Znasz Rachel Roth i Koriand'r, prawda? Przyjaźniłeś się z nimi.
     - Tak - odpowiedział posłusznie. Kobieta zaczęła chodzić w tę i z powrotem, obracając miecz i podziwiając ostrze.
     - Wiesz także, że obie uciekły. A my niestety nie wiemy, gdzie są. Na pewno Rachel skontaktowała się z tobą, zanim zostałeś aresztowany.
     - Nie. Nie wiem gdzie one są.
     - Zła odpowiedź - syknęła kobieta i szybkim ruchem przecięła lewe udo Garfielda. Krzyknął krótko, a później zacisnął zęby. Krew błyskawicznie zaczęła pokrywać materiał jego spodni i kapać na nieskazitelnie białą podłogę. Garfieldowi zdawało się, że czuje ból ze zdwojoną siłą.
     - Już przesłuchiwałam twojego kolegę. Był wyjątkowo uparty. Jestem pod wrażeniem, że wytrzymał aż pół godziny. Przecięłam mu skórę na większości ciała i niektóre mięśnie. Stracił większość krwi. Ty na pewno nie wytrzymasz tak długo.
     - Nic nie wiem - wycedził Garfield.
     Kobieta przecięła mu jeszcze drugie udo. Znów krzyknął. Ból stawał się coraz silniejszy, coraz więcej krwi wyciekało z przeciętych żył. Znów powtórzyła pytanie. On jednak zapierał się, że nic nie wie. Wtedy kolejny raz ostrzem miecza przecięła skórę. Garfield krzyczał i zaciskał zęby z bólu. Ona jednak nie przestawała. Powtarzała pytanie i po raz kolejny przecinała ciało Garfielda. Trwało to tak długo, aż nie stracił przytomności.
     - Uleczcie częściowo rany. Będzie mi potrzebny żywy.
     Uśmiechnęła się z satysfakcją i wytarła ostrze z krwi. Wokół było jej mnóstwo, szczególnie na podłodze. Chłopak wytrzymał zaledwie dwadzieścia minut. Schowała miecz do pochwy przypiętej do biodra. Całe ciało Garfielda było we krwi, jego głowa opadła bezwładnie. Z ran wypływała strumieniami ciepła krew, skóra były poszarpana, a niektóre mięśnie naruszone. Kobieta wymaszerowała pewnym krokiem z pokoju, zostawiając za sobą czerwone ślady butów na obcasach.

_____

Przepraszam, że nowy rozdział dopiero dziś. Nie mogłam się zmotywować do pisania...
Anyway, piszcie jak się wam podobało :) Do dwudziestej drugiej pisałam, więc. Jakbyście zauważyli jakieś błędy, to też napiszcie. Po dwudziestej mój 'zmysł ortograficzny' się wyłącza :3

Szósty rozdział jest baaardzo emocjonujący, więc rzucę wam wyzwanie: Jeśli do czwartku, do czternastej, pojawi się pod tym postem 6 komentarzy, to rozdział szósty pojawi się o piętnastej, tego samego dnia ( 13 lutego ). Jeden komentarz od jednej osoby, dłuższy niż jedno zdanie :))
Gratisowo wrzucę także pod postem kilka zdjęć, które zapowiedzą fabułę na kolejne cztery rozdziały. Mam nadzieję, że was zachęciłam do komentowania. Starajcie się, bo szósty rozdział skupi się na Kori i... jeszcze jednej osobie ^^


8 komentarzy:

  1. Fajny blog :) Niesamowita notka i czekam na następną do czwartku. :) A i znalazłam 1 powtórzenie:
    "...wpisać ostatnio odnalezione
    ostatnio osoby do bazy danych..."
    ~Wiki

    OdpowiedzUsuń
  2. Po pierwsze wyłapałam jeden błąd, który nie jest jakiś wielki, ale wypadł dość zabawnie:
    "Chciałem mu się spytać, czego tu chce, ale milczałem."
    A po drugie choć ogólnie cały rozdział wywarł na mnie pozytywne wrażenie, zwłaszcza opis z więzienia i torturowania Bestii wyszedł Ci bardzo dobrze, to jednak... już od dłuższego czasu mam problem z Raven. To znaczy, rozumiem, że bardzo się zmieniła, otworzyła i w ogóle, ale już kompletnie nie przypomina mi tej Raven znanej z TT. I to jest dla mnie duży minus, bo Twoja Raven jest dla mnie jakby obcą osobą, tylko moce ma takie jak pierwowzór. Może niektórym podoba się ta jej przemiana, ale mnie wcale nie przekonała. Dlatego ostatnio im mniej Raven w rozdziale tym bardziej mi on odpowiada.
    No i Victor zakochany w Gwiazdce jest dla mnie równie abstrakcyjny jak dla Megan. Pożyjemy - zobaczymy, ciekawa jestem jak dalej pociągniesz ten wątek.
    A.

    OdpowiedzUsuń
  3. Łał! Dziewczyno masz niesamowity talent! Bardzo podobają mi się twoje opowiadania. Tyle tutaj wątków i się nie pogubiłaś (ja od razu bym się zagubiła XD). No ale ja to jakaś pomyłka nie człowiek. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział ;)
    ~Ajia~

    OdpowiedzUsuń
  4. ;( ja chce nowy rozdział!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. A tak w związku z notką.... :D
    Victor i Kori!? Rozpie*doliłaś mój mózg na kupę bezużytecznych neuronów! Ale kiedy pojawi się mój kochany Richard i zniszczy cały świat?! (Nie słuchaj mnie mam kaca) Wracając do Kori i Vic'a: Ejjjj ich dzieci byłyby rudymi murzynami!
    O.O
    BŁAGAM NIE RÓB TEGO LUDZKOŚCI! Nie dość, że rude żydy to jeszcze rude murzyny! Kufffa... skup się... Jeszcze raz wracając do Kori i Vic'a (XD) Planujesz jakiś szerszy wątek z nimi? Baardzo chętnie zobaczyłabym reakcję Richarda na wieść o ich małym romansie. Tak btw. czemu Star spierdoliła z miejsca rzezi?! Do samego końca wierzyłam, iż to ona wyleci z mieczem i wyratuje małego Damianka z opresji. Ale byłam taka zawiedziona jak się nie pojawiła. ;(
    Poza tym biedny Garfield ;_; taaak mi go szkoda się zrobiło... Czy dowiemy się kim jest owa kobieta z celi naprzeciwko niego? Wyglądała na sympatyczną. (Może zginie w męczarniach hihihihi)
    Jeden z najlepszych opowieści jakie czytałam! Akcja ciągnie się niemal bez przerwy, krew aż wypływa zamazując mi ekran, postaci są brutalne, silne i nieugięte - trafiasz w 100% w mój gust!
    Czekam na następną notkę z niecierpliwością!
    Pozdrowionka!

    OdpowiedzUsuń
  6. P.s Czekam na odpowiedzi na moje pytania znajdujące się powyżej
    P.s2 Jest sześć komentarzy, mam nadzieję, że mnie za to nie znienawidzisz :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Notka WSPANIALA i czekam na nast. dzisiaj :)
    ~Eva

    OdpowiedzUsuń
  8. mnie najbardziej rozwala komentarz Scary Girl...
    A notka super!
    A rzeczywiście to nie jest ta sama Raven. Wolałam gdy mówiła z sarkazmem i docinała Bestii i wszystkim naokoło. ;-)
    Ale rozdział jest extra!
    Alfik

    OdpowiedzUsuń