sobota, września 27, 2014

Rozdział 20 (55). "Kiedyś"

"Złote liście tańczą na ziemi,
Robi się zimno, zimno.
Bezpieczni od czasu, zawsze będziemy młodzi,
Nigdy starzy, starzy,
Widzę ogień w przestrzeni, powiększający się za mną.
Wszystkie zmartwienia zapisane na twej twarzy,
Były tam obok mnie.

Nie bądź nieobecny zbyt długo,
Bo nie będzie cię tam by mnie kochać, kiedy cię nie będzie.
Nie bądź nieobecny zbyt długo,
Powiedz mi kto będzie mnie kochał kiedy ciebie nie będzie."


- Chris Brown ft. Ariana Grande - Don't Be Gone Too Long



*Narracja trzecioosobowa*

     Czarnowłosa dziewczyna zatrzymała się przed drzwiami piętrowego, jednorodzinnego domku. Miał pomalowane na niebiesko ściany i szerokie okna, które dość znacznie wyróżniały się spośród szarych i ponurych budynków Gotham.
     Po chwili dołączył do niej ciemnoskóry, umięśniony chłopak. Nawet jego obszerna koszulka i spodnie nie zdołały tego ukryć. Spojrzał z troską na swoją przyjaciółkę, która dopiero co doszła do siebie. Dzisiaj po raz pierwszy wstała z łóżka. Damian znalazł dla niej jakieś ubrania, najpewniej je ukradł. W czarnej bluzie i ciemnych legginsach wyglądała niczym zjawa- jej skóra nadal nie wróciła do dawnego koloru. Nikt nie mówił tego głośno, ale wszyscy wiedzieli że uzdrowienie Garfielda osłabiło jej siły.
     - To tutaj? - spytał po chwili, patrząc na dom.
     - Tak - odpowiedziała, po czym podeszła do drzwi. Nacisnęła dzwonek i czekała cierpliwie, aż ktoś otworzy. W jej głowie kotłowało się tysiące myśli- nie była w stanie ich uspokoić. Nagle zapragnęła wrócić do posiadłości i zamknąć się w którymś z pokoi.
     Młoda, na oko dwudziestoletnia dziewczyna otworzyła drzwi. Z niepokojem skrytych w brązowych oczach zmierzyła wzrokiem przybyszów. Po chwili jakby domyśliła się wszystkiego i gestem zaprosiła ich do środka, nic nie mówiąc. Weszli do niewielkiego przedpokoju, urządzonego w jasnych kolorach. Na długiej wycieraczce stał rząd butów; od dziecięcych po damskie i męskie. Victor ze spokojem rozejrzał się po pomieszczeni. Z głębi domu dobiegały wesołe śmiechy, najprawdopodobniej dzieci.
     - Moglibyśmy porozmawiać z Kori? - odezwała się czarnowłosa. Wcisnęła dłonie głębiej w kieszenie i przystąpiła z nogi na nogę. Niepokój nie leżał w jej naturze, szczególnie tak otwarcie wyrażany.
     - Jasne - pokiwała głową dziewczyna. Założyła za ucho kosmyk blond włosów i poprowadziła ich do salonu. Duże pomieszczenie było dobrze oświetlone. Na żółtych ścianach wysiały zdjęcia, obrazki narysowane dziecięcą ręką i dyplomy za konkursy. Pod ścianą stała szeroka, czarna sofa, a obok znajdował się stolik na kawę. Dziewczyna weszła do środka, a dwójka gości zatrzymała się w progu.
     Na brązowym dywanie siedziała uśmiechnięta, rudowłosa dziewczyna. Miała na sobie jasny podkoszulek i jeansy. Na kolanach trzymała sześcioletnią dziewczynkę o uroczych, kręconych włosach. Wokół nich leżały porozrzucane zabawki i pluszaki. Naprzeciw siedział piętnastoletni chłopiec o blond włosach i łagodnym spojrzeniu, bawiący się z małą Mar'i.
     - Kori, ktoś do ciebie.
     Twarze odwróciły się w stronę Rachel i Victora. Rudowłosa uśmiechnęła się ciepło i posadziła podopieczną na dywanie. Podeszła do przyjaciół.
     - Rachel, Victor. Mój boże, jak dobrze że jesteście cali! - Przytuliła ich oboje po kolei. Victor zmusił się do uśmiechu, ale czarnowłosa nie potrafiła zdobyć się na ten gest. Nie uszło to uwadze Kori. Jej twarz od razu stężała. Victor spuścił głowę, a Rachel odbiegła gdzieś wzrokiem. Uśmiech na twarzy rudowłosej zastąpiło przerażenie. - Nie. Nie mówcie że on...
     - On i Megan nie dają znaku życia od dwóch dni. Cały czas ich szukamy, ale... - Victor przerwał. Oczy rudowłosej się zaszkliły.
     - Ale co?
     - Wczoraj wieczorem Wally znalazł ślady krwi niedaleko miejsca, gdzie Megan spotkała się z Talią. W pobliskim koszu na śmieci leżały jej sai, noże i dwa komunikatory - dopowiedziała Rachel. Zawahała się, jakby nie wiedziała czy może jeszcze coś powiedzieć. - Bruce dotarł do nagrań z kamer publicznych. Widać na nim, jak Srebrni ogłuszają Richarda i gdzieś go zabierają.
     Kori zasłoniła usta dłonią, a po policzkach spłynęły jej łzy. Victor pomógł jej usiąść na sofie. Chłopiec zabrał swoją siostrę i Mar'i do drugiego pokoju, a dziewczyna, która otworzyła drzwi wyszła z nimi. Została tylko ich trójka.
     - Przyszliśmy, żeby zabrać cię do posiadłości - powiedziała powoli Rachel. Kori wytarła łzy wierzchem dłoni, jednak kolejne wypływały już spod powiek.
     Rachel i Victor obserwowali uważnie Kori. Wiedzieli, że ta wiadomość nie będzie łatwa do przekazania. Oboje martwili się o Richarda i Megan. Ale ona? Przeżywała to dwa razy mocniej. Najpierw ciąża, później ta cała sprawa z odejściem z kryjówki. Czuła się odepchnięta ze wzgląd na Mar'i. Nie chciała stracić jeszcze czegoś. Kogoś.

*Koriand'r*

     Terra uśmiechnęła się do mnie pocieszająco. Nie pomogło. Widząc moją raczej nieszczęśliwą minę, uciekła gdzieś wzrokiem. Wiedziałam, że chce mnie wesprzeć, ale teraz chciałam tylko schować twarz w poduszce i zapomnieć o tym wszystkim.
     - Przypomnij mi, dlaczego jesteśmy tutaj z nim? - spytałam Terrę. 
     - Nie jesteś jedyną, która nie przepada za towarzystwem tego dzieciaka - burknęła pod nosem, chowając dłonie do kieszeni kurtki.
    - Wiecie, że was słyszę? - rzucił Damian, nawet się nie odwracając. Ponownie nacisnął dzwonek do drzwi. Po kilku sekundach w końcu się otworzyły. Moim oczom ukazała się uśmiechnięta dziewczyna ze skręconymi w sprężyny włosami, które otaczały jej twarz niczym aureola. Damian zmusił się do uśmiechu.
     - Damian! - Dziewczyna zmierzwiła mu włosy, co wywołało śmiech Terry. - Zdaje mi się, czy urosłeś?
     Terra śmiała się w najlepsze. Damian rzucił jej mordercze spojrzenie, doprowadzając swoje włosy do porządku. Przyglądałam się tej scenie z lekkim uśmiechem.
     - Wejdźcie - zaprosiła nas.
     Po całym domu roznosił się słodki zapach ciasta. Zdawało mi się, że to najwspanialszy zapach na świecie. Tęskniłam za spokojem i bezpieczeństwem, za przyjaciółmi i za Richardem. Przytuliłam do piersi Mar'i. Chciałam żeby to wszystko się skończyło.
     Usiedliśmy przy stole w kuchni. Wcześniej położyłam swoje rzeczy w pokoju gościnnym, a Mar'i położyłam spać. Jej urocza twarzyczka sprawiła, że nie mogłam powstrzymać uśmiechu.
     - Skąd się znacie? - spytałam Victorię, bo tak miała na imię. Postawiła przed naszą trójką kubki z parującą herbatą. Usiadła naprzeciw mnie i rzuciła Damianowi szeroki uśmiech.
     - Jakieś pół roku temu znalazłam go po drodze do domu ze zranioną głową. Nie mógł nawet ustać na nogach - odpowiedziała. Damian skrzywił się na to wspomnienie i wziął łyk herbaty. Terra szturchnęła go lekko.
     - Dlaczego nic o tym nie wiedziałam?
     - Może dlatego że nie tylko w jednym miejscu był ranny - powiedziała, przykładając kubek do ust. Damian wyglądał jakby miał się zapaść pod ziemię, a ja i Terra wybuchnęłyśmy śmiechem.

*Trzecioosobowa*

     Ciężkie buty uderzały o ziemię, rozchlapując kałuże. Odziany w czerń mężczyzna wynurzył się z cienia, nie kryjąc się przy tym. Na widocznej części jego twarzy pojawiło się zaskoczenie. Nie mógł uwierzyć własnym oczom. Został wezwany, aby odnaleźć młodą kobietę porwaną przez terrorystów. Tak przynajmniej zeznał jedyny świadek.
     Powoli podszedł bliżej. Ciało leżało tuż przed nim. Trudno było rozpoznać, czy to poszukiwana kobieta- miała rozcięte usta tak, by wyglądały jak uśmiech, a część włosów miała wyrwanych. Jej ubranie wyglądało jakby było rozszarpane przez dzikie zwierzę. Wzdłuż mostka biegła długa, nierówna rana. Ktoś chciał sprawić ofierze jak najwięcej bólu.
     Zmusił się do odwrócenia wzroku od martwej kobiety i spojrzenia na domniemanego zabójcę. A raczej- zabójczynię. W dłoni nadal trzymała narzędzie zbrodni- lśniący nóż z czerwoną rękojeścią. Jego ostrze było zagięte w niespotykany sposób- wyglądało jak fale na morzu. 
     - Kim jesteś? - spytał ją ostrożnie. Nie miała dokąd uciec, za nią znajdowała się tylko wysoka ściana, a on blokował wyjście z uliczki. 
     Nie odpowiedziała. Nadal stała nieruchomo, patrząc na niego niebieskimi oczyma. Nie znał nikogo, kto mógłby posłużyć się dzieckiem do zabójstwa. Dziewczynka nie wyglądała znajomo, pomijając hipnotyzujące błękitne oczy. Gdzieś już je widział, ale nie potrafił znaleźć w pamięci właściwego imienia.
     Powoli ominął ciało i stanął metr przed nią. Podniosła głowę do góry, by nadal patrzeć mu w twarz. Przyjrzał się jej dokładniej. Miała błyszczące, czarne włosy, ścięte do ramion niewprawioną ręką. Dziecięca twarz była niewzruszona, jakby ktoś wyprał ją z uczuć. Na jej czarnej tunice i spodniach widniały ślady krwi zamordowanej kobiety. Natomiast na dłoniach zauważył dziwne blizny- biegnące od podstawy każdego palca po nadgarstek. Mężczyzna kucnął naprzeciw dziewczynki.
     - Co tutaj robisz? - spróbował ponownie nawiązać kontakt z dzieckiem. Ku jego zdziwieniu, odpowiedziała.
     - Wypełniam zadanie - wskazała na martwą kobietę. Mężczyzna zmarszczył czoło. 
     - Kto kazał ci ją zabić?
     Dziewczynka zwęziła oczy i przez chwilę milczała.
     - Mieli rację. Mówili że będziesz o nich pytał - powiedziała ciszej, jakby do siebie. - Mówili też, że ona była im niewierna i musi umrzeć.
     - Jacy oni? - dociekał mężczyzna. Gdzieś w głębi jego świadomości zapaliła się ostrzegawcza lampka. Dziecko mogło nie być same. Rozejrzał się po dachach budynków, starając się nie spuścić z oczu dziewczynki. Przy okazji, niezauważalnie dla dziecka, włączył nadajnik z mikrofonem, przyczepiony do pasa. Komisarz będzie wszystko słyszał i przyśle tu policję.
     - Nie mogę ci zdradzić ich imienia. Powiedzieli, że jeśli ich zdradzę znajdą go i zabiją na moich oczach. - Jej głos zadrżał, a twarz gwałtownie zmieniła wyraz. W niebieskich oczach pojawiło się przerażenie i łzy. Mężczyzna zbliżył się do przestraszonej dziewczynki i położył dłonie na jej ramionach.
     - Spokojnie, jesteś bezpieczna - mówił do niej. Po policzkach dziewczynki spłynęły łzy. Mężczyzna powoli sięgnął w stronę noża, który nadal trzymała w ręce, nie przestając jej uspokajać. Gdy jednak miał chwycić za rękojeść, dziewczynka oprzytomniała.
     Zacisnęła mocniej palce na broni i błyskawicznie wbiła ostrze w udo mężczyzny. Nie spodziewał się tego, pozwolił sobie na utratę czujności. Dziecko wyślizgnęło się spod dłoni i stanęło za jego plecami. Rana mężczyzny była głęboka i poważna, a krew wypływała z żył błyskawicznie. On jednak stanął na nogi i odwrócił się w stronę dziewczynki.
     Stała za ciałem kobiety, przygotowana do ataku. Uważała się za silną, i jak na jej wiek, zapewne taka była. Nie mogła jednak równać się z dorosłym mężczyzną. Mimo to nie uciekała, a na jej twarzy nie było już strachu. Trzymała nóż pewnie w dłoni, po dawnym załamaniu nie było śladu. Na twarzy nadal miała zaschnięte łzy.
     - Nie musisz walczyć. Zabiorę cię w bezpieczne miejsce, gdzie nikt cię nie skrzywdzi - zaczął mówić mężczyzna. Bardzo powoli szedł w jej stronę. Dziewczynka obserwowała bystrymi oczyma każdy jego krok. Gdy przeszedł nad ciałem kobiety, jej ręka drgnęła. Mężczyzna od razu to zauważył. - Nie musisz się bać.
     Wydawało się, że zaraz upuści nóż. Jednak do jej uszu dotarł dźwięk syreny policyjnej, która zbliżała się do miejsca zbrodni. Otworzyła szerzej oczy i spojrzała ze wściekłością na mężczyznę. Chciał ją chwycić za ramię i powstrzymać od ucieczki, ale spóźnił się o sekundę i zamiast tego wyrwał jej kilka włosów. Nawet się nie wzdrygnęła, uciekła nadzwyczaj szybko.
     Wiedział, że jej nie dogoni. Ktoś musiał jej pomagać, nie dałaby rady sama porwać kobiety i uciec z nią aż tutaj. Jej zadaniem było tylko zabójstwo. Spojrzał na włosy w swojej dłoni. 
     - Znajdę ciebie i tych, którzy kazali ci to zrobić - powiedział do siebie. Schował włosy do plastikowej torebki i ulotnił się z miejsca zdarzenia zanim dotarła tam policja.

     Przez kilka dni obserwował uważnie okolicę, szukając śladu dziewczynki. Wykonał testy DNA, ale nie było żadnych wyników, zupełnie tak jak podejrzewał. Ktoś wychował dziewczynkę z dala od cywilizacji. W jego świecie nawet nie istniała.
     Zastanawiał się, kim mogą być "oni". Liga Zabójców ani inne organizacje przestępcze które znał, nigdy nie wysłałyby dziecka na misję do Jego miasta. Nie byli głupi, nie posunęliby się do tego.
     Sprawdził dla pewności także wszystkie sierocińce w mieście i okolicy, szukając śladów zaginięć lub ucieczek, ale także ten trop spełzł na niczym. Któregoś dnia wydawało mu się nawet, że wymyślił sobie tę dziewczynkę, ale wtedy zauważał włosy, które nadal tkwiły w plastikowej torebce. 

     - Bruce! Bruucee!
     Po schodach zbiegł jedenastoletni chłopiec, krzycząc imię swojego przybranego ojca. Przeskakiwał po dwa stopnie naraz. Wbiegł do otwartego pokoju, które służyło za biuro.
     - Paniczu Richardzie, ile razy mówiłem, by nie biegać po schodach? - Alfred zatrzymał chłopca, zanim zdążył podbiec do fotela, na którym siedział Bruce. Richard spojrzał błagalnie na Alfreda swoimi niebieskimi oczyma i uśmiechnął się szeroko. Staruszek westchnął i puścił chłopca.
     Richard dobiegł do fotela i spojrzał na papiery, w które teraz wpatrzony był Bruce. Nie było tam nic ciekawego dla jedenastolatka.
     - Bruce. Pamiętasz? Obiecałeś że obejrzysz ze mną dzisiaj film - powiedział chłopiec, chwytając skupionego mężczyznę za rękaw koszuli. Alfred pokręcił głową i odciągnął małego Richarda od biurka.
     - Pan Bruce pracuje, nie przeszkadzajmy mu - pouczył chłopca. Ten burknął coś z niezadowoleniem i założył ręce na piersi.
     - Nie szkodzi Alfred, i tak już skończyłem - odezwał się mężczyzna. Poskładał wszystkie kartki w zgrabny stosik i położył na biurku. Wstał zza biurka i podszedł do chłopca. Richard uśmiechnął się szeroko i spojrzał na Bruce'a. 
     - W takim razie przygotuję popcorn - oznajmił Alfred i wyszedł z pokoju.
     Bruce przez moment nic nie mówił, a na jego czole pojawiła się zmarszczka. Uśmiech chłopca trochę zelżał na widok poważnej miny swojego opiekuna.
     - O co chodzi? - spytał z obawą.
     - Richard... Miałeś jakieś kuzynostwo? - odezwał się w końcu. Na twarzy chłopca pojawił się ledwo zauważalny ból.
     - Nie, dlaczego pytasz? - odpowiedział ciszej. Bruce skarcił się w głębi duszy za to pytanie. Minęły zaledwie dwa lata od tragicznej śmierci jego rodziców i do tej pory wspominanie o rodzinie było dla Richarda bolesne.
     - Nieważne - pokręcił głową mężczyzna. - Chodźmy obejrzeć ten film.

     Nie minęła dziesiąta rano, a światła w jaskini już zostały zapalone. Czarnowłosy mężczyzna podszedł do stołu, na którym leżał dowód istnienia dziewczynki. Lecz jego tam nie było.
     Ktoś zastąpił torebkę z włosami znanym mu dobrze nożem. Wziął go do ręki. Nie ociekał już krwią, ktoś wyczyścił starannie pozaginane ostrze. Mógł teraz nawet się w nim przejrzeć. Zmarszczył brwi. Była tutaj i zostawiła nóż. Ale dlaczego?
     Podszedł do komputera i odszukał folder, w którym zapisywały się nagrania z kamer jaskini. Otworzył właściwy plik i przewinął do godziny, o której ostatnia osoba była w jaskini. Ponownie spojrzał na nóż, nadal tkwiący w jego dłoni. Nie istniała w bazach danych, ale pomimo to ryzykowała wchodzeniem tutaj? Coś nie pasowało w układance i on o tym wiedział. Nie wiedział tylko  c o.
     Odłożył broń i spojrzał na ekran, ale w nagraniu nie było nic niezwykłego. Żadnych osób wewnątrz. Przewinął powoli resztę, ale wszystko wyglądało identycznie. Ściągnął brwi. Ktoś zapętlił nagranie. Zacisnął dłoń w pięść i uderzył nią o pulpit. "Komu chciałoby się trudzić tak bardzo, by podrzucić mi ten nóż?" Nie lubił, gdy zagadki pozostawały bez rozwiązania, co zdarzało mu się nadzwyczaj rzadko.
     Przejrzał ponownie nagranie, ale nic nie znalazł. Już miał wyłączyć sprzęt, gdy zauważył nieznajomy plik tekstowy. Po kliknięciu wyświetlił się całkowicie biały arkusz. 
     - O co tutaj chodzi? - powiedział sam do siebie. Rozmiar pliku wskazywał na to, że zostało coś w nim napisane. Spróbował zaznaczyć nieistniejący tekst. 
     Uśmiechnął się do siebie. Dziewczyna była pomysłowa. Kolor czcionki został zmieniony na biały. Powoli przeczytał zdanie, zamieszczone na środku arkusza.

     "Nie wszystko jest napisane czarno na białym, Detektywie. Ale jak chcesz znaleźć coś, co nie istnieje?"

3 komentarze:

  1. Jeju, świetny rozdział! Jak zwykle :-) Nie mogę doczekać się następnego. Widzę, że jest już 90%. Kiedy go wstawisz?
    Pozdrawiam
    ***Niki***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podejrzewam, że za jakiś tydzień. Ale wszystko zależy od komentarzy :)

      Usuń
  2. Super!
    Naprawdę świetny rozdział!

    OdpowiedzUsuń