niedziela, listopada 02, 2014

Rozdział 23 (58). "Krwawy zapach wolności"

 "Nie mogę zrobić kolejnego kroku ku Tobie
A całe to czekanie jest takie żałosne
I czy nie wiesz, że nie jestem już Twoim duchem?
Straciłeś miłość, którą kochałam najbardziej

Nauczyłam się żyć, na wpół żywa

A teraz chcesz mnie jeszcze raz

I myślisz że niby kim jesteś?
Biegając dookoła zostawiasz blizny
Kolekcjonując swój słoik serc
I rozrywasz miłość na strzępy

Przeziębisz się
Od lodu, który jest w Twej duszy
Więc nie wracaj po mnie
Myślisz, że niby kim jesteś ?

Słyszę, jak pytasz się wszystkich wokół
Czy można mnie gdzieś znaleźć
Ale stałam się zbyt silna
By znów wpaść w Twe ramiona."


- Christina Perri - Jar of Hearts


14 grudnia

     W Gotham panował chaos; codziennie odbywało się tysiące spotkań, rozmów. Wszyscy próbowali postawić miasto na nogi po wojnie. Ludzie wracali do swoich domów, starali się odzyskać ich własność. Wraz z tym nasiliła się przestępczość. Najwyraźniej niektórym nie dość było jeszcze wojny.
     Srebrni zniknęli z powierzchni ziemi. Liga zrobiła swoje, tak samo jak i Talia. Bruce pozwolił jej zostać w posiadłości; chciała zerwać z niekończącą się walką o idee jej ojca.
     Spadł pierwszy śnieg. Płatki tańczyły za oknem, poruszane przez wiatr. Na zewnątrz było zimno, a mróz dawał się we znaki. Jednak wewnątrz posiadłości panowała ciepła atmosfera.

     Kori stała przy oknie z Mar'i w rękach. Nadal miała na sobie piżamę, a jej płomiennorude włosy były związane w luźną kitkę. Uśmiechała się do małej, ciągle coś do niej mówiąc. Za każdym razem gdy na nią patrzyła, jej oczy zaczynały się świecić, a ona jakby rozkwitała. Uwielbiałem na nie patrzeć. Nie wyobrażałem sobie mieć większego szczęścia, niż to, którym mogłem cieszyć się wtedy.
     - Widzisz ten biały puch na drzewach? - mówiła do Mar'i. Mała włożyła palce do buzi i patrzyła na Kori jak zaczarowana. - Jak już będziesz duża, mama i tata wyjdą z tobą na zewnątrz i będziemy bawić się tak długo, jak tylko będziesz chciała.
     Przytuliła ją do piersi, a ja zaśmiałem się cicho. Zrobiła się bardziej otwarta i częściej się śmiała. Jak my wszyscy z resztą. Po tym co przeszliśmy, odpoczynek był jak najbardziej zasłużony.
     - Ma-ma?
     - Słyszałeś? - zachwyciła się Kori. Odwróciła się do mnie, a na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. - To było jej pierwsze słowo!
     Uśmiechnąłem się, a Kori usiadła obok mnie na łóżku. Wziąłem Mar'i na ręce. Jej urocza, dziecięca twarzyczka sprawiała, że od razu czułem się lepiej. Pogładziłem ją po czarnych włosach.
     - Ktoś bardzo szybko urósł - powiedziałem, a Mar'i zaśmiała się. Kori oparła głowę o moje ramię.
     To zabawne, że niektóre rzeczy mijają zbyt szybko, a inne potrafią ciągnąć się w nieskończoność.

     - Masz ochotę na zabawę, słońce?
     Wysoki mężczyzna o barczystej posturze podszedł do o wiele młodszej dziewczyny. Jej twarz mówiła sama za siebie - była tu wbrew własnej woli. Ktoś zmusił ją do ubrania obcisłych, skąpych ubrań i przyjścia do tego biura. Jej ręce się zatrzęsły, a po dziecięcej jeszcze twarzy spłynęły łzy. Mężczyzna zacisnął rękę na jej przedramieniu. Otarł łzy z jej twarzy niedbale i uśmiechnął się chytrze.
     - Spodoba ci się - powiedział cicho. Chwycił w dłoń kosmyk jej blond włosów i nawinął go na palce. - Takie ładne włosy. Moja córka miała identyczne. Ale obciąłem je. Była niegrzeczną dziewczynką.
     Pociągnął za jej włosy. Krzyknęła z bólu, ale nie mogła zrobić nic, oprócz uronienia kolejnych łez. Mężczyzna zaśmiał się złośliwie. Wtedy jego dłoń przeszył sztylet. Krew trysnęła na twarz przerażonej dziewczyny. Rozległ się głośny wrzask.
     Mężczyzna odwrócił się gwałtownie, trzymając swoją zranioną dłoń. Na balustradzie balkonu stała wysoka dziewczyna. Jej płaszcz łopotał na wietrze, a twarz była ukryta pod czarnym kapturem. W dłoni dzierżyła długą, śmiercionośną broń. Mężczyzna nie przestraszył się jednak - był wściekły. Wyszarpnął nóż ze swojej dłoni i nie przejmując się krwią, chwycił dziewczynę i przystawił go jej do szyi. Pisnęła ze strachu, a jej oczy były dzikie i przerażone.
     - Lepiej stąd odejdź, jeśli chcesz by ta mała dziwka żyła! - wykrzyczał w stronę nieznajomej. Ta przez chwilę stała w bezruchu. Mężczyzna nie spuszczał z niej wzroku. Zeskoczyła na ziemię i pewnym krokiem weszła do środka. Zatrzymała się zaledwie metr przed tą dwójką.
     - Nie przyszłam tu po nią, dupku. Tylko po ciebie - powiedziała, zdejmując kaptur. Pełne wściekłości, niebieskie oczy patrzyły prosto na mężczyznę. Nóż prawie wypadł z jego ręki, a dziewczyna bez problemu wyślizgnęła się z jego uścisku i schowała się za sofą. 
     - Willow - syknął. Zaśmiała się beztrosko. - Ty gówniaro.
     - To ty mnie tego nauczyłeś, tatusiu - zadrwiła. Odgarnęła krótkie, różowe włosy z czoła.
     - Powinienem był poderżnąć gardło twojej matce gdy się dowiedziałem, że jest w ciąży - krzyknął. Willow widziała jego drżące ręce i strach, ukryty głęboko w oczach. Bał się jej. Wiedział, do czego jest zdolna.
     - To takie smutne. Musisz zabawiać się z małymi dziewczynkami, bo matka od ciebie uciekła - mówiła. Spoglądała na niego z udawanym współczuciem, by jeszcze bardziej go zdenerwować. Zaczęła chodzić wokół niego. - Zostawiła cię, bo próbowałeś mnie utopić. Pamiętasz, tato? Bo ja pamiętam bardzo dokładnie. Obciąłeś moje włosy, a później chwyciłeś za gardło i zaciągnąłeś siłą nad rzekę. Był grudzień, a woda była lodowata. Szarpałam się, błagałam. Ale ty nie ustąpiłeś.
     - Jesteś chora! Powinni cię zamknąć już wtedy! - krzyknął. Jego głos się załamał, co wywołało uśmiech na twarzy Willow. Zatrzymała się tuż za nim. Kopnęła go w plecy. 
     Próbował się bronić nożem, ale ona z łatwością go odtrąciła. Przygniotła go czarnym butem do ziemi i oparła się o własne kolano. Pochyliła się nad mężczyzną. Teraz nawet nie próbował ukryć swojego przerażenia. Stała nad nim i patrzyła mu prosto w twarz, niczym śmierć.
     - Gdyby nie Ra's, już by mnie tu nie było. Nie zabił cię, bo o to prosiłam. To był największy błąd mojego życia - wycedziła przez zęby i splunęła mu w twarz. Zacisnęła palce na rękojeści katany i przystawiła ją do jego szyi. - On był dla mnie ojcem, którym ty nigdy nie byłeś.
     Szybkim ruchem podcięła mu gardło. Willow odsunęła się od ciała z obrzydzeniem. Po ostrzu jej broni spłynęły krople krwi. Wyciągnęła z kieszeni chusteczkę i dokładnie wytarła nią katanę. Rzuciła materiał na podłogę, a katanę schowała do pochwy zawieszonej na plecach. Powoli podeszła do ukrytej za sofą młodej blondynki. 
     Przycisnęła się mocniej do ściany, gdy ją zauważyła. Willow zdjęła swój płaszcz i założyła go na ramiona dziewczyny. Pomogła jej wstać. Nie mogła mieć więcej niż piętnaście lat. Przeklęła w myślach martwego już mężczyznę.
     - Jak się nazywasz? - spytała Willow. Dziewczyna owinęła się szczelniej płaszczem.
     - Terra. Mam na imię Terra - odpowiedziała cicho. 
     - Nie musisz się bać, Terra. Zaprowadzę cię do mojej znajomej. Nic nie będziesz pamiętać - powiedziała. Terra uśmiechnęła się z wdzięcznością. 
     - Wiele rzeczy chciałabym zapomnieć - szepnęła.

*Damian*

     Siedziałem na podłodze w moim pokoju. Długo czekałem, aż Alfred zgasi w końcu ostatnie światła. Gdy już w końcu na korytarzu zrobiło się ciemno, wyciągnąłem spakowaną wcześniej torbę spod łóżka. Zdjąłem kurtkę z wieszaka w szafie i wyjąłem mój miecz w pochwie spomiędzy ubrań. Przewiesiłem go sobie przez ramię i założyłem kurtkę tak, by nikt go nie zauważył. Wziąłem torbę i podszedłem do drzwi. Spojrzałem na kopertę, którą zostawiłem na biurku.
     Już podjąłem decyzję. Nie zmienię zdania.
     Wyszedłem z pokoju i bezszelestnie dotarłem do schodów. Zauważyłem wąską strużkę światła padającą na podłogę. Zignorowałem to. Nie oglądając się za siebie, zbiegłem po stopniach i dopadłem do drzwi. Nie przejmując się hałasem, który mogę zrobić, pociągnąłem za klamkę. Zimne powietrze uderzyło w moją twarz. Wyszedłem na zewnątrz.
     - Gdzie idziesz?
     Nie musiałem patrzeć, by wiedzieć że Tim stoi tuż za mną. Wcisnąłem dłonie do kieszeni.
     - Idź spać Tim - powiedziałem. Spojrzałem przez swoje ramię. Stał w progu w koszulce i krótkich spodenkach i patrzył na mnie ze zdziwieniem. Nigdy nie zwróciłem się do niego po imieniu. Ściągnął brwi i zmierzył mnie wzrokiem.
     - Uciekasz - zauważył. Przewróciłem oczyma.
     - Niesamowite, skąd wiesz? - spytałem ironicznie i odwróciłem się. Tim prychnął z niedowierzaniem. Zszedłem z marmurowych schodów, czując mroźne powietrze na twarzy.
     - Nie wrócisz? - Zatrzymałem się i spuściłem wzrok. Wrócę? Nie, nie mogę tu wrócić. Nigdy. Nie będę potrafił spojrzeć ponownie na ten dom, na jej grób. Nie spojrzę więcej ojcu w oczy, ani matce. Muszę znaleźć własne miejsce; tutaj czuję się niczym obcy.
     - Nie wiem - odpowiedziałem.
     Oboje dobrze wiedzieliśmy że kłamię.

_____

I zbliżamy się do końca. Wiem, że chcieliście wiedzieć jak zakończono wojnę, ale postanowiłam was trochę wkurzyć i zostawić tą zagadkę nierozwiązaną. Możecie to sobie sami dopowiedzieć, od tego mamy w końcu wyobraźnię, no nie ? ;) 
Kolejny rozdział opublikuję po tym jak pojawią się cztery komentarze, bo jest już skończony. Będzie ciekawy i zaskakujący, to wam mogę obiecać. :]

9 komentarzy:

  1. Błagam! Wstaw rozdział. Nie mogę się doczekać zakończenia. Muszę wiedzieć czy orzywisz jakoś Megan. I gdzie pójdzie Damian. Jak nie wstawisz rozdziału to pedetnę sobie żyły! Nie no, żartuję. Mam nadzieję, że kolejne trzy komentarze pojawią się szybko.
    Pozdrawiam
    ***Niki***

    OdpowiedzUsuń
  2. Widzę, że zmieniłaś zdjęcie w tle. Jest ekstra :-) Sama je zrobiłaś? Jeśli tak, to czy mogę liczyć na nazwę programu ;-)
    Pozdrawiam
    ***Niki***
    ps.Ja chcę kolejny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W gimpie robione :) Dla przeciętnie ogarniętych, jakiś trudnych rzeczy tam nie było.
      A rozdział będzie jak dostanę 4 komentarze ^^ ( Mój się nie liczy ! )

      Usuń
  3. Ech... Najpierw dajesz mi super hiper mega sweet scenę ze Star i Robinem (swoją drogą, ciekawa jestem czy oni ślub wezmą, czy Mari będzie dzieckiem z nieślubnego łoża...), a chwilę później znowu jakieś tragedie... Czy ty chcesz do końca usmarzyć moje resztki mózgu? ;-; Ech... Tak czy tak rodział świetny choć wolałabym żeby Tim poszedł z Damianem :3 Byłoby słodziej :3 Mam niedobór cukru ^^"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydaje mi się, że ona tak czy tak jest nieślubnym dzieckiem, bo musieli by być chyba małżeństwem, zanim ona się urodziła...

      Usuń
  4. Rodział taki :D! O taki, o! *dwa kciuki w górę*
    (Tak, stwierdziłam, że lepszy taki komentarz niż moje kikumiesięczne milczenie)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jejku! Jak mogłam tak przegapić rozdział?!
    To było cudowne, wzruszające, smutne, szczęśliwe, przerażające i zapierające dech w piersiach.
    Gdy Damian odzyskał ojca ucieka od niego? Moim zdaniem mały Wayne jest istotą stworzoną z mieszanki czystego absurdu, odrobiny lodu oraz diamentów. To wszystko trzeba było wymieszać, spalić, a później długo wyrabiać przy użyciu ciężkiego narzędzia. Czyż nie?
    Zabieram się za kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Super!
    Też to zauważyłam: najpierw Damian strasznie chce wrócić do ojca, a potem ucieka????????!!!!!!!! Ale ciekawe, gdzie pójdzie. ;)
    No... fajnie by było gdyby Tim poszedł za Damianem. ;)
    Lecę czytać dalej!
    Pozdrowionka!!!

    OdpowiedzUsuń