poniedziałek, sierpnia 01, 2016

Rozdział 12: Pokaż mi, co dla mnie masz

 Południe

     Wracali ze szkoły okrężną drogą, rozmawiając o mało istotnych sprawach. Próbowali chociaż na chwilę oderwać się od ostatnich wydarzeń. Nieudana akcja policji tylko utwierdziła Bruce'a w przekonaniu, że dalej muszą pracować nad tym samotnie. Tima nie cieszyła zbytnio ta perspektywa. Ich przeciwnikiem była Liga Zabójców. W razie zagrożenia z ich strony, nikt nie zabije przeciwnika, takie zasady ustalił Bruce. Jednak z policją za plecami, Tim czuł się bezpieczniej.
     - O czym myślisz?
     Tim pokręcił głową.
     - O niczym ważnym - odpowiedział wymijająco. Richard westchnął. Dobrze wiedział, że Tim ma wątpliwości co do decyzji Bruce'a. Jego młodszy brat miał tendencję do wtórnego analizowania każdej sytuacji.
     - Nie przejmuj się. Damy radę, jak zawsze - trącił go przyjacielsko w ramię. Chłopak odpowiedział uśmiechem. Skręcili w uliczkę, prowadzącą przez park. Niewiele było wtedy do podziwiania; ogołocone drzewa stały w pierzynach śniegu. Młodsze dzieciaki jednak cieszyła taka pogoda, biegały wokół rzucając się nawzajem śnieżkami. 
     Richard poczuł przebiegający po plecach dreszcz. Miał złe przeczucie. Zatrzymał się, ciągnąc ze rękaw płaszcza Tima. Po tylu latach spędzonych na ryzykownej walce z przestępcami nauczył się nie ignorować intuicji, a ta kazała mu się rozejrzeć. Nic nie wzbudziło jego podejrzeń, aż do momentu gdy skierował wzrok na jedną z publicznych ławek, ustawionych wzdłuż alejki.
     - Tim - zaalarmował. Na twarzy młodszego pojawił się niepokój. Spojrzał w tę samą stronę.
     Siedziała tam znajoma, czarnowłosa dziewczyna. Miała na sobie ciemne, wytarte spodnie, sznurowane buty na obcasie i szarą kurtkę. Połowę twarzy miała otuloną szalem, ale Richard i tak ją rozpoznał. Wszędzie by poznał te zimne, niebieskie oczy, które wtedy w barze patrzyły na niego z takim spokojem. 
     Zdziwiła go obecność drugiej osoby. Niskiego chłopca, młodszego pewnie od Tima. Stał obok Megan, trzymając dłonie w kieszeniach kurtki. Jego włosy także były czarne, zaczesane do tyłu. Wyglądał na obcokrajowca, ze swoimi charakterystycznymi rysami twarzy i opaloną cerą.
     - To ona - wyszeptał.
     - Na pewno?
     - Tak.
     Nie zauważyła, że na nią patrzą. Ruszyli powoli do przodu, chcąc niezauważalnie się oddalić. Niewiele to dało. Richard dostrzegł kątem oka, że chłopak trącił Megan w ramię, a ta spojrzała prosto na nich. Przez chwilę jej wyraz twarzy się nie zmieniał. Gdy się uśmiechnęła, wiedział, że wpadli w niezłe kłopoty.
     - Idą tutaj, Richard - wycedził przez zęby Tim. - Co robimy? Udajemy że nie wiemy?
     - Tak długo jak to będzie możliwe.
     Był zdenerwowany, ale nie dawał po sobie tego poznać. Nie mieli jak się bronić, byli w miejscu publicznym. Ich jedyną możliwością było granie zwykłych nastolatków. Richard miał jednak wrażenie, że nie da im to wiele. Megan go zapamiętała, a to znaczyło, że tak łatwo nie da im odejść. Spojrzał na Tima. Nie chciał go w to wciągać, szczególnie że ona mogła powiązać fakty. Szpieg w barze, śledzący ich Batman. Nawet głupi by zauważył, że on i Tim przypominali dwójkę jego partnerów.
     - Kogo moje oczy widzą?
     Poczuł jej dłoń na ramieniu. Odwróciła go zdecydowanym ruchem w swoją stronę. Stała tak blisko, że mógł z łatwością dostrzec niewielką ranę na jej czole, przykrytą częściowo włosami.
     - Czego chcesz? - odezwał się spokojnie, starając się grać niewinnego. Jej dłoń zacisnęła się mocniej, a uśmiech zniknął z twarzy. Zauważył, że towarzyszący jej chłopak zatrzymał Tima. Przez moment wydało mu się, że zna już skądś to przenikliwe spojrzenie.
     - Nie graj przede mną niewiniątka. To ciebie bronił Jason, gdy próbowałeś mnie bezczelnie szpiegować - powiedziała. 
     Cholera. Co teraz?
     - Richard, prawda? - Jej wzrok błądził po jego nadal spokojnej twarzy. - Powiedz mi, co tak bardzo cię interesuje w mojej osobie, może będę mogła odpowiedzieć. Nie zmuszę cię już do chodzenia po tych nieprzyjemnych miejscach.
     - Skąd znasz moje imię? - starał się przeciągać rozmowę. Szukał okazji do wyślizgnięcia się z jej uścisku.
     - Jason potrafi wiele powiedzieć, jeśli tylko zastosować odpowiednią metodę. - Na jej twarzy pojawił się chytry uśmiech. Richard podejrzewał, że to od Jasona będzie wyciągać informacje. Nie sądził jednak, że powie jej jak się nazywają. Zawsze wydawał się o nich martwić, nawet jeśli było to zdawkowe. Po tych traumatycznych wydarzeniach sprzed czterech lat dalej utrzymywali ze sobą kontakt i traktowali jak bracia.
     - W waszym przypadku trzeba będzie użyć jakiejś specjalnej - odezwał się po raz pierwszy chłopak. Uwadze Tima nie uszedł jego ledwo słyszalny akcent. 
     Musi pochodzić jednego z krajów arabskich. To gdzieś na Bliskim Wschodzie mieści się główna siedziba Ligi, nie znamy jednak dokładnej lokalizacji. Należy do Ligi, bez wątpienia. Może być trzecią osobą, widoczną na nagraniu z nocy napaści na Cezara. I to spojrzenie. Dlaczego wydaje mi się, że gdzieś już go widziałem?
     - Czy jest jakiś problem?
     Megan się odsunęła. Richard z ulgą zarejestrował pojawienie się Alfreda. Miał ich odebrać niedaleko stąd. W duchu podziękował za jego szósty zmysł, który kazał mu sprawdzić, czy wszystko jest w porządku.
     - Nie - odpowiedziała spokojnie, mrużąc oczy. Kiwnęła na chłopaka i powoli odeszli w przeciwną stronę. Alfred jeszcze przez moment śledził ich wzrokiem. Nikt nie zauważył, jak w zdumieniu rozszerza oczy, widząc kto towarzyszy Megan. Rozpoznał twarz, pomimo upływu wielu lat. Nie wybaczyłby sobie, gdyby zapomniał.
     Ale nie mógł nic zrobić.

~~~
Noc
     - Nie spytałeś się nawet, jak ma na imię?
     Richard pokręcił głową. Dziewczyna, którą znalazł w południowej części miasta siedziała na schodkach w jaskini i popijała herbatę, przyniesioną przez Alfreda. Nie miał wątpliwości, że to ona znajdowała się na zdjęciu, znalezionym przez Barbarę. Jednak w jakiś sposób się zmieniła. Jej twarz przypominała zimną maskę, a zachowywała się z dystansem. Rozglądała się uważnie, nic nie mówiąc.
     - Przypomnij mi, dlaczego ona w ogóle tutaj jest, skoro prawdopodobnie należy do Ligi? - zapytał Tim. Opuścił bezradnie ręce, a Richard przewrócił oczyma. 
     - Ona was słyszy - odezwała się spokojnie dziewczyna. Czerwony klejnot na jej czole błysnął się w świetle lamp. - Mówiłam już, że uciekłam.
     Tim westchnął. Richard minął swojego podenerwowanego brata i usiadł obok czarnowłosej. W przeciwieństwie do niego, nie uważał tego za zły pomysł. Dziewczyna przez jakiś czas była w Lidze, stanowiła idealne źródło informacji. Nie mogli odebrać sobie takiej szansy na poznanie ich planów.
     - A ja jej wierzę. Jeszcze się nie przedstawiłaś - zauważył Richard.
     - Jestem Rachel. - Wzięła kolejny łyk herbaty i spuściła wzrok. Nastała pełna zażenowania cisza.
     - Rachel... To może opowiesz nam, co się stało?
     Postawiła kubek na stopniu i przetarła dłonie. Nie wiedziała, od czego zacząć, czy w ogóle powinna zacząć. Znalazła się na Ziemi już dawno temu, ale tyle miesięcy spędziła w zawieszeniu pomiędzy snem a rzeczywistością, że nadal nie czuła się tutaj na miejscu. Wbiła wzrok w swoje ciemne buty. Nawet nie wiem, co dalej. Ukrywać się wiecznie przed Ligą? Przed Talią?
     - Hej, wszystko się jakoś ułoży. - Richard położył jej dłoń na ramieniu. Nadal nie zdjął maski, tak jak jego brat. Dopiero co wrócili z patrolu. Rachel znała tylko ich pseudonimy. Jednak jej zdolności umysłowe pozwoliły jej ustalić, że oboje są ze sobą blisko związani. Bez trudu także domyśliła się, że współpracują z Batmanem. Jaskinia, do której ją zaprowadzili, mówiła sama za siebie. 
     Rachel uśmiechnęła się delikatnie.
     - Moja historia nie jest zbyt ciekawa, ani porywająca - zaczęła spokojnie. - Urodziłam się w wymiarze Azarath. Wychowałam się w spokoju pośród innych kobiet z mojego ludu, czytając i medytując. Jednak z jakiegoś powodu kilka lat temu przeniesiono mnie na Ziemię. Nie wiem dokładnie, jak to się stało. Byłam tu całkiem sama, nie wiedziałam co mam robić i jak wrócić do domu. Ten świat jest dla mnie nadal krzykliwy i odmienny od tego, czego zaznałam w moim. Jakiś czas temu... znalazła mnie Liga. Talia nauczyła mnie kontrolować moje moce, używać ich nie tylko do obrony, ale także do ataku. Nie wiedziałam, czym na prawdę się zajmują. Byłam zamknięta, albo pilnowana przez cały czas, dopiero teraz wyraźnie to widzę.
     - Jak więc uświadomiłaś sobie ich prawdziwe intencje? - spytał Tim z wyrazem zastanowienia na twarzy.
     - Zajrzałam do umysłu Talii, mojej byłej mistrzyni. Zrozumiałam, że tylko chciała mnie wykorzystać, nigdy nie zależało jej na tym, by pomóc mi wrócić do domu - odpowiedziała. Na jej twarzy nie poruszył się nawet jeden mięsień, jakby opowiadała nie swoją historię. Richard był zaskoczony tym, jak Rachel łatwo przychodzi opanowanie swoich uczuć.
     - Kim jest ta Talia? Kimś ważnym w Lidze Zabójców? - zaczął się dopytywać. Dziewczyna potaknęła i założyła kosmyk włosów za ucho.
     - Jest córką ich przywódcy. Aktywnie bierze udział w wielu działaniach Ligi, wszyscy ją tam szanują - odpowiedziała. - Dzisiaj... Chciała bym odnalazła dla niej pewnego człowieka. Nazywa się Slade Wilson. Mówiła, że będzie z nim dziewczyna, jego siostrzenica.
     Tim i Richard spojrzeli na siebie, słysząc to nazwisko. Deathstroke był świetnie wyszkolonym wojownikiem, dorównującym Batmanowi. Jeśli Liga potrzebowała go, by wykonał dla nich jakieś zadanie w Gotham...
     - Coś dzieje się tutaj, w Gotham. Dlatego tak wam zależy na informacjach, prawda?
     - Nie dlatego cię tutaj zabrałem... - próbował się tłumaczyć Richard. Rachel pokręciła głową na znak, że nie ma to dla niej znaczenia. - Ale masz rację. Potrzebujemy ich.
     Tim krótko wyjaśnił, jak się mają sprawy w mieście. Nadal nie był do końca pewny, czy powinien jej zaufać, dlatego ominął celowo kilka szczegółów. Mogła wciąż pracować dla Ligi, a całą tą historię zmyślić. Potrzebowali się upewnić co do tego, po jakiej jest stronie.
     - Nie wiem nic o szczegółach ich działań, jak już wcześniej wspomniałam. Talia nigdy mnie nie wtajemniczała. Widziałam jej wspomnienia, ale niewiele z nich rozumiem. Było ich tak wiele, jakby żyła o wiele dłużej niż na to wygląda. To o wiele trudniejsze, niż może się zdawać. - Rachel przerwała. Była wdzięczna, że Nightwing na nią nie naciska.
     - Nie musisz się spieszyć. Spróbuj sobie przypomnieć cokolwiek, co widziałaś, a co mogłoby być związane ze sprawą.
     Rachel pokiwała głową. Richard uśmiechnął się przyjaźnie do dziewczyny. Wyczuwał, że wiele przeszła, stąd jej dystans. Całkiem sama, odcięta od swojego domu.
     Nagle brama się otworzyła i do środka wjechał czarny, opancerzony samochód. Tim i Richard poderwali się na nogi, gdy zatrzymał się na miejscu z cichym piskiem opon. Ze środka wyskoczył mężczyzna w czarnej pelerynie i tak samo ciemnym stroju. Rachel na jego piersi dostrzegła ledwo widoczny symbol nietoperza. Batman.
     Od razu ich dostrzegł. Jego wzrok zatrzymał się na Rachel. Podniosła się ze schodów i spojrzała mu prosto w oczy. Wydawały się takie znajome, jakby wcześniej widywała je wiele razy. Przypominał jej coś ważnego...
     I wtedy się odezwał.
     - Tłumaczcie się - zwrócił się do swoich podopiecznych, zmierzając prosto w ich stronę. Rachel wciągnęła gwałtownie powietrze. Richard po raz pierwszy zauważył na jej twarzy zmianę.
     - Nightwing znalazł ją na ulicy, po tym jak...
     - To ty - wykrztusiła z siebie w końcu Rachel, przerywając Timowi wyjaśnienia. - Miałam wrażenie, że cię znam. Ale nie. Nie ja, ale Talia.
     Na chwilę zapadła cisza. Cała trójka nastolatków patrzyła na Batmana, stojącego w bezruchu.
     - Znasz Talię? - odważył się spytać Tim.
     - Skąd o tym wiesz? - Zignorował jego pytanie. Nie spuszczał wzroku z Rachel. Dziewczynie trudno było to ignorować. Czuła, że jest zły,  swoimi słowami musiała przywrócić niemiłe wspomnienia.
     - Widziałam jej wspomnienia. Kilka godzin temu, przed tym jak od niej uciekłam. - Spuściła wzrok, zamyślona. - Teraz wszystko wydaje się takie jasne. Chce znaleźć Wilsona ze względu na to, co zrobił trzynaście lat temu.
     - Dość. Powiedz mi, gdzie jest Talia - przerwał nagle Batman. Zdjął maskę, co zaskoczyło całą trójkę. Rachel pokręciła głową.
     - Nie wiem gdzie jest teraz, ale z pewnością gdzieś w Gotham.
     Wyminął ich i wszedł po schodach. Kierował się w w stronę komputera.
     - Gdzie ją znaleźliście?
     - Północny zachód, na peryferiach miasta - odpowiedział nadal zszokowany Richard. - Co się zdarzyło trzynaście lat temu?
     Bruce milczał. Wystukiwał coś na klawiaturze. Richard z irytacją zerwał maskę z twarzy i podszedł do swojego mentora. Rachel i Tim podążyli niepewnie za nim.
     - Nie zasługujemy nawet na wyjaśnienie?
     - To sprawa pomiędzy mną a Talią. Nikim innym.
    Richard zauważył jego ściśnięte w pięści dłonie. Wiedział, że kolejnymi słowami tylko bardziej go zdenerwuje, ale nie zawahał zadać się kolejnych pytań.
     - Zdaje się, że to przestała być sprawa między wami, gdy zaginęła tamta dziewczyna. Nie można zapomnieć o Megan, jej koleżance i tym chłopaku, którzy robią co im się zachce.
     Twarz Bruce'a stężała. Jego dłonie zawisły nad klawiaturą. Richard zaczął się zastanawiać, co takiego powiedział, gdy mentor spojrzał na niego, marszcząc brwi.
     - Chłopiec. Gdzie go widziałeś? - spytał krótko. Richard zawahał się. Coś było nie tak. Z pewnością dotyczyło to Talii i Ligii, ale Richard nic z tego nie rozumiał. Wszystko wskazywało na to, że wpadli w sprawę o wiele większą, niż mogli podejrzewać.
     - On i Megan byli dziś rano w parku, rozpoznała Richarda. Zaczepili nas, ale nic nie zrobili, oprócz wygłoszenia kilku gróźb - odpowiedział za niego Tim. Nawet nie trudził się, by użyć jego pseudonimu. Najwyraźniej Rachel i tak wiedziała o ich przybranym ojcu więcej, niż oni sami. Tim spojrzał na nią. Jej twarz znów przypominała maskę, ale chłopak miał przeczucie, że czuje się winna za rozpoczęcie tej rozmowy.
     - Znała moje imię. Twierdziła, że to Jason jej powiedział - dorzucił Richard. Bruce mruknął coś pod nosem i odwrócił się ponownie w stronę ekranu. - Kim jest ten chłopak?
     Nie odzywał się przez moment. Przesunął dłońmi po twarzy, jakby chciał się obudzić z jakiegoś złego snu.
     - Jest moim synem.

~~~

     Rachel usiadła na pokrytej zamszem sofie, trzymając w dłoniach kubek gorącej herbaty. Obok niej usadowiła się wygodnie Barbara. Podciągnęła kolana pod brodę i z zamyśleniem wpatrywała się w czarny ekran wyłączonego TV. Po chwili dołączyli do nich Tim i Richard. Przynieśli ze sobą paczkę chrupek.
     Przez dobrych parę minut nikt się nie odzywał. Po wczorajszej nocy trudno im było w ogóle na siebie patrzeć. Świadomość, że Bruce zataił coś takiego, stworzyła coś na kształt przepaści pomiędzy nimi. Byli zgranym zespołem, ba, rodziną.
     - Mieliśmy obejrzeć jakiś film - mruknęła Barbara. Objęła własne nogi i przycisnęła je do piersi. Jej rude włosy były w nieładzie. Richard podejrzewał, że gdy tylko do niej zadzwonił, przyjechała do rezydencji. Z resztą, jej ubiór to potwierdzał. Miała na sobie szare spodnie dresowe i sweter, które zakładała do chodzenia po domu.
     - Chce się wam? - spytał Tim, wyciągając garść chrupek z torebki. Przewiesił nogi przez podłokietnik fotela. Zaczął głośno chrupać. Rachel dopiła herbatę i odstawiła kubek na drewniany stolik.
     Pozwolił jej zostać. Zapewnił ją nawet, że w razie niebezpieczeństwa jej nie zostawią. Opowiedziała mu wszystko, tak jak wcześniej Richardowi i Timowi. Później on wyjaśnił, co się stało trzynaście lat temu. Wieść o tym, że ma syna z Talią, nie tyle zaskoczyła, co zszokowała jego podopiecznych. Rachel wyraźnie wiedziała, że nie wiedzą jeszcze, co mają o tym myśleć.
     Sytuacja jednak stała się o wiele bardziej klarowna. Slade mścił się za śmierć swojej siostry, matki Rose, nawet po tak długim czasie. Z pewnością należał do osób pamiętliwych. Rose wyszła z zakładu poprawczego, po tym jak przyłapano ją na kradzieży, a teraz dołączyła do Slade'a. Talia powiedziała Rachel, że oboje byli inicjatorami pewnego incydentu, który miał miejsce w Gotham. Podobno zaatakowali grupę Megan, ale uciekli. To wydawało się być strasznie podejrzane.
     Slade chciał uderzyć w Bruce'a poprzez jego syna. Zostawić go samotnego, zrozpaczonego. Winił go za śmierć swojej siostry. Naśladowcy Batmana zabili ją, z niewyjaśnionych powodów. Slade wyrżnął ich wszystkich, bo inaczej nie dało się tego określić. Ciała ledwo udało się zidentyfikować.
     Ale to mu nie wystarczyło. To w końcu Batman zapoczątkował zmiany w Gotham. Tępił przestępców, stał się nowym symbolem. Nie wszyscy jednak dobrze go zinterpretowali. Slade uderzył po raz pierwszy, trzynaście lat temu. Talia po tym wszystkim odeszła, a Slade pewny swojej wygranej, wyciszył własną działalność. Jednak po jakimś czasie dotarły do niego wieści, że dzieciak przeżył. Jego vendetta rozpoczęła się ponownie.
     - W jego spojrzeniu było coś znajomego. Teraz już wiem skąd - odezwał się niespodziewanie Tim.
     Richard westchnął. Nigdy nie sądził, że Bruce mógłby zrobić... coś tak głupiego. Jak sam powiedział, wiedział kim jest Talia. Sama się mu do tego przyznała.
     - Wow. Macie cholernie ponure miny.
     W drzwiach stał Jason. Miał przeciętą wargę i worki pod oczami. Jego włosy były w większym nieładzie niż zwykle. Podszedł bliżej, nie robiąc sobie nic ze spojrzeń, które posłali w jego stronę młodsi bracia. Rzucił swoją brązową kurtkę na sofę, zostając tylko w czarnym podkoszulku.
     - Powiedziałeś jej - oskarżył Jasona Richard. Młodszy chłopak zacisnął zęby. - Wiedziała, jak mam na imię. Od ciebie. Nic sobie nie robisz z tego, że może nas wyśledzić?
     Jason uniósł dłonie do góry, jakby chciał pokazać, że się poddaje.
     - Byłem schlany. A ona naga. Kobiecie się nie odmawia - odpowiedział chytrze.
     - Ty na prawdę nic sobie z tego nie robisz!
     Richard zerwał się z fotela, trzymając dłonie zaciśnięte w pięści. Miał ochotę uderzyć go za to, co zrobił. Nie chodziło tu nawet o jego samego. Bardziej martwił się o Tima, za którego poniekąd czuł się odpowiedzialny. Nie miał zamiaru pozwolić, by cokolwiek stało się jego rodzinie.
     - Uspokój się. Megan się nawet wami nie interesuje. Nie będzie jej się chciało odkrywać waszych prawdziwych tożsamości, albo robić innych podobnych pierdół.
     - Jaką masz gwarancję?
     - Pomyśl trochę Timmy. Nie masz tej głowy od parady.
     - Ma inny cel - odpowiedział po chwili namysłu. Jason przyklasnął.
     - Punkt dla ciebie, młody. Za góra dwa tygodnie pewnie nawet nie będzie ich już w mieście.
     - Skąd to wiesz? - spytał Richard, gdy już się uspokoił. Opadł z powrotem na fotel. Jason usiadł obok milczącej Rachel. Barbara posłała mu nieprzyjemne spojrzenie.
     - Myślisz, że tylko ona potrafi wyciągać informacje? - Prychnął. - Szukają jeszcze jednej dziewczyny, jakiejś blondynki. Podobno wiedzą, gdzie jest. Jak się rano obudziłem, to już ich wszystkich nie było. Całe szczęście, miałem dość Willow.
     - Willow? I dlaczego byli u ciebie?
     - Koleżanka Megan. Strasznie upierdliwa. Wiecznie się kłóciła z dzieciakiem Bruce'a.
     - Powiedział ci.
     - Oczywiście. Zadzwoniłem do niego, gdy tylko sobie poszli. Między innymi po to w ogóle im pomagałem. - Jason wziął garść chrupek i zjadł je w oka mgnieniu. - Ale miałem już wcześniej pewne podejrzenia. Gdy byłem dzieciakiem, lubiłem szperać w rzeczach staruszka. Ciągle ma jego zdjęcia, z czasów gdy jeszcze oboje z nim mieszkali. Talia też na nich była. Jak tylko spotkałem po raz pierwszy Damiana, wiedziałem, że to on.
     Richard westchnął. Sytuacja była bardziej niż skomplikowana. Nie domyślał się, co zamierza zrobić Bruce. Nie dość, że jego była narzeczona wyszkoliła ich syna na zabójcę, to jeszcze polował na nich Slade Wilson. Richard wierzył, że znajdzie się na to jakieś rozwiązanie i to najlepiej szybko. Jeśli Jason mówił prawdę, to mają mało czasu by ich znaleźć.
     - Co teraz? - spytała zrezygnowana Barbara. - Nie mamy pojęcia, kogo szukają, a tym bardziej gdzie. Logicznym jest, że musimy ich zatrzymać, ale jak?
      - Może nie trzeba ich zatrzymywać - odezwała się niespodziewanie Rachel. Barbara spojrzała na nią z zaciekawieniem. - W myślach Talii... Widziałam pewne miejsce. Ukryte w górach. Były tam dwie osoby, zamknięte w celach i trzymane pod strażą. Jeśli Liga zbiera nowych rekrutów, posiadających nadludzkie umiejętności...
     - To co robi z tymi, którzy nie zgodzili się na współpracę? - dokończył Tim. - Muszą ich przetrzymywać w zamknięciu, by nie stwarzali zagrożenia dla Ligi.
     - Gdyby udało nam się znaleźć to miejsce, nie tylko zadalibyśmy cios prosto w serce Ligii. Moglibyśmy się dowiedzieć, do czego byli im potrzebni. - Richard pokiwał głową. - Wyprzedzenie ich we własnych planach.
     - Sądzicie, że Bruce na to pójdzie? - zawahała się Barbara. Oparła się i opuściła nogi na podłogę. Rozejrzała się po twarzach zebranych w pokoju.
     - Nie ma mowy - stwierdzili jednocześnie Tim i Richard. Jason parsknął śmiechem.
     - Oczywiście że nie. Wkradanie się tam, to skok do paszczy lwa. Ra's al Ghul nie wypuści was stamtąd żywych. Zapewne ma radary wszędzie wokół tego miejsca. Dałbym sobie rękę uciąć, że tylko jego córka ma tam wstęp.
     - Skąd ta pewność?
     Tim spojrzał na Jasona podejrzliwie. Miał przeczucie, że Jason wie więcej, niż chce powiedzieć. Ukrywał coś przed nimi, tak jak kilka lat temu, gdy nagle wrócił z zaświatów. Nigdy nie zdradził, jak to możliwe, że przeżył tamten wybuch. Jason przeczesał włosy palcami i uświadomił sobie, że wszyscy się na niego patrzą.
     - O co wam chodzi?
     - Co wiesz o tym miejscu, Jason?
     - Powiedz, Jason.
     - I tak to z ciebie wyciągniemy.
     - No dobra! - Zerwał się do pionu, przerywając ich litanię. Wsadził dłonie do kieszeni, a nie znalazłszy w nich papierosów, zaklął pod nosem. - Byłem tam. Jest tam coś więcej niż tylko labirynt korytarzy i więzienia.
     Przerwał i podszedł do okna. Tim zmarszczył brwi. Coś więcej?
     -  Nie widzieliście Talii na żywo. Ja widziałem. Od wieków wygląda tak samo. Nie starzeje się. A nawet jeśli, to dzieje się to tak wolno, ze niedostrzegalnie. To wszystko dzięki jakimś magicznym źródłom, które nazywają Lazaurus Pit. Ra's al Ghul podobno znalazł je pół stulecia temu.
     - Pięćset lat - powtórzył głucho Tim. Potem przyszło mu coś do głowy. - To dlatego nadal żyjesz. Użyli Lazaurus Pit, by przywrócić cię do życia.
     - Talia to zrobiła. Wrzuciła mnie tam i bum, znów żyłem - skrócił Jason. - Użyła ich też na Damianie, by pomóc mu wrócić do zdrowia. Podobno rana zadana przez Slade'a była zbyt rozległa.
     Na chwilę w pokoju zapadła cisza. Wszyscy próbowali przetrawić te informacje. Jak mieli walczyć z wrogiem, mającym za sobą pół stulecia życia? Tim wpatrywał się w jakiś punkt w przestrzeni, próbując wymyślić plan. Musiał istnieć sposób, aby to powstrzymać. Gdyby zgromadzili wielu obdarzonych ponadludzkimi umiejętnościami, aż strach pomyśleć, do czego mogliby się posunąć. Najgorszy jednak był brak informacji. Posiadali ich zbyt mało, aby jakkolwiek zatrzymać Ligę. My mamy ich niewiele, ale może...
     - Słuchajcie, mam pomysł. Nie jest to żaden plan i istnieje duże prawdopodobieństwo, że nic z tego nie wyjdzie, ale...
     - Przejdź do sedna, Timmy - pogonił go Jason.
     - Moglibyśmy wykorzystać Damiana. Należy do Ligi, ale Bruce jest jego ojcem. Gdyby to wykorzystać, udałoby nam się nie tylko znaleźć sposób na uwolnienie tamtej dwójki z więzienia w górach, ale także na powstrzymanie Ra's.
     Jason ponownie parsknął śmiechem. Richard spojrzał na niego, chcąc przywołać do porządku.
     - No Jason, nie krępuj się. Powiedz, co jest nie tak z jego pomysłem.
     - Sorry, Timmy. To nie ma szans wypalić. Dzieciak nigdy nie zdradzi Ligi, Ra's zdążył mu już wyprać mózg. Jak zresztą wszystkim swoim najlepszym ludziom. On nie przypomina Bruce'a. Zabijanie nie stanowi dla niego problemu. Zanim zdążyłbyś mu wyłożyć swoją propozycję, podciąłby ci gardło.
     - Masz lepszy pomysł, w takim razie?
     - Nie jestem jakimś pieprzonym taktykiem - prychnął chłopak.

~~~

     - Za kogo ty mnie masz, za jakiegoś pieprzonego taktyka? - oburzyłam się.
     Wymierzyłam w worek kolejne ciosy. Willow przyglądała mi się ze znużeniem, siedząc ze splecionymi nogami na materacu. Obok niej leżał telefon. Przywaliłam w worek kolanem.
     Nie chciało mi się wierzyć, że Talia znalazła Terrę i postanowiła nas o tym poinformować. To wszystko było dla mnie mocno naciągane. Wiadomość przyszła do Willow wczoraj wieczorem. Zgodziłam się, by wyślizgnąć się do Jasona, który grał na dwa fronty. Dostarczał informacje Batmanowi, którym zapewne był jego przybrany ojciec. Wszystkie puzzle pasowały. Uśmiechnęłam się pod nosem, nie przestając uderzać w worek pięściami.
      - Nie mamy żadnego planu, Megan - jęknęła Willow. Położyła się na plecach i wbiła wzrok w sufit. - Przecież nie wejdziemy tam tak po prostu.
     - Dlaczego nie? - spytałam zaczepnie. - Robimy tak od zawsze. Kiedy zachciało ci się układać jakieś konkretne plany?
     Burknęła coś pod nosem. Odsunęłam się od worka, czując pot spływający mi po plecach i czole. Usiadłam obok przyjaciółki i zajęłam się odwijaniem bandaży z dłoni. Willow nie chciała ze mną ćwiczyć, pomimo swojego dobrego humoru. Od wczoraj nie słyszałam żadnej groźby w kierunku Damiana. Po prostu zaczęła go ignorować, co było sto razy lepsze niż ich dziecinne kłótnie.
     - Chcę już wrócić do domu - usłyszałam jej niewyraźny głos. Zamknęła oczy i położyła dłonie na brzuchu. Rzuciłam bandaże byle gdzie i położyłam się obok niej. Jej różowe włosy właziły mi w oczy, co nagle nas obie rozśmieszyło.
     - Mam ochotę się trochę zabawić - powiedziała, gdy już się uspokoiłyśmy. Odwróciła twarz w moją stronę. Dostrzegłam iskierki w jej niebieskich niczym niebo oczach. Puknęłam ją w czoło.
     - Jeszcze przed chwilą chciałaś wracać do domu.
     - I tak nie wrócimy, dopóki nie znajdziemy tej dziewczyny. Chodźmy gdzieś się napić i potańczyć - prosiła, przeciągając głoski w każdym słowie. Zaśmiałam się. Brakowało mi czasów, gdy wszystko było  proste. Nie było żadnych podejrzanych misji, Deathstroke'a i Batmana, nawet Damiana. Ironicznym wydało mi się pragnienie, by moje życie przestało być skomplikowane. Przecież jestem poszukiwana przez policję.
     - Niech ci będzie - zgodziłam się po chwili. Willow pisnęła z radości i błyskawicznie wstała z materacu. Prawie się przewróciła, biegnąc w skarpetkach po gładkiej podłodze. Zamknęłam oczy i wypuściłam głośno powietrze. Po chwili sama się podniosłam i ruszyłam za Willow.
     Muszę na chwilę zapomnieć o bagnie, w które nas wepchnięto.

~~~

     Do mieszkania wpadł podmuch zimnego powietrza, gdy dziewczyna otworzyła drzwi. Zdjęła buty i rzuciła je niedbale na podłogę, robiąc przy tym trochę hałasu. Powlekła się w stronę ich prowizorycznej kuchni, by zjeść cokolwiek i położyć się spać. Wszystkie mięśnie bolały ją po dzisiejszym treningu.
     Gdy otworzyła drzwiczki małej lodówki, usłyszała odgłosy rozmowy docierające z sąsiedniego pokoju. Chwyciła talerz z wczorajszym spaghetti i włożyła go do mikrofali. Ta wydała z siebie podejrzane dźwięki, jakby za moment miała wybuchnąć i ozdobić ściany makaronem. Dziewczyna jednak nie zwróciła na to uwagi, bo już była w korytarzu. Stanęła tuż przy uchylonych drzwiach i oparła się o ścianę.
     - Połknęli przynętę?
     - Z pewnością. Rano nie było ich już na miejscu.
     Pierwszy głos znała bardzo dobrze. Drugi należał do nieznajomej.
     - Mam kilka informacji. Ale nic za darmo.
     - Dolicz to do ostatecznej kwoty. Gdy tylko załatwię bachora, rozliczymy się.
     Z pokoju dobiegł śmiech. Dziewczyna usłyszała, że ktoś siada na sofie i wzdycha głośno. Zagryzła wargę. Wiedziała, że jej wuj ma wielu informatorów w mieście i kilku nawet widziała, ale nie pamiętała głosu tej kobiety. Dręczyło ją, kto to może być. Nie lubiła czegoś nie wiedzieć.
     - Rachel Roth uciekła od Ligi Zabójców. Z tego co słyszałam, zostawiła Talię nieźle wkurzoną. Młoda nabrała charakterku. Znalazł ją jeden z podopiecznych Batmana. Pewnie już wszystko wiedzą o planie Ra's, a szczególnie o jego innych nabytkach.
     - Talia nie jest głupia. Nie powiedziała jej za wiele, dziewczyna włada zbyt silną mocą, by można jej w pełni zaufać.
     - Może i masz rację. Co do Talii; szuka cię. Jeden z twoich przydupasów został przyłapany i zabiła go. To dlatego jest w Gotham.
     - Oczywiście że go znaleźli. Gdybym mógł, posłałbym jej kulkę w głowę bezpośrednio. Ale wtedy Ra's nie dałby żyć ani mnie, ani Rose. Byłoby jeszcze gorzej, niż jest teraz.
     Wiecznie troskliwy - pomyślała z ironią.
     - Wiedziałeś, że cię sprzeda. No tak, przecież chcesz żeby tutaj była. Musi zobaczyć nadchodzące przedstawienie. Ja też tego nie przegapię.
     - Nie jestem zaskoczony. Zdarzyło się w tym przeklętym mieście coś, o czym nie wiedziałaś pierwsza?
     Znów się zaśmiała. Przez szparę w drzwiach dmuchnęło zimne powietrze. Ktoś otworzył okno. Rose odważyła się zajrzeć do środka. Zobaczyła białowłosego mężczyznę siedzącego na starej kanapie, ze splecionymi dłońmi za głową. Na parapecie kucała dziewczyna. Miała ciemne oczy, prawie czarne, i bardzo jasną skórę. Spod kaptura wypadło jej trochę blond włosów. Rose zauważyła swoim wyczulonym okiem, że w jej skórzanym stroju było mnóstwo wewnętrznych kieszeni na broń.
     - Pamiętasz o naszej umowie?
     - Nie musisz się martwić. Odeślę twoją siostrzyczkę z miasta na czas przedstawienia.
     Posłała mu sztuczny uśmiech i wyskoczyła na schody przeciwpożarowe. Z kuchni dobiegł głośny dźwięk mikrofali. Nikt nie usłyszał zatrzaskiwania okna.

____

Przepraszam gorąco za nieobecność, spróbuję ją wynagrodzić tym długim postem :3
Teraz czas na ogłoszenia parafialne!
Zamierzam skończyć to opowiadanie w tym roku. To nie oznacza wcale, że kończę z pisaniem, co to to nie. Zapewne przeniosę się na drugiego bloga, tego który jest obecnie w zawieszeniu. Tam będę pisać różne opowiadania, nie tylko z uniwersum DC, ale także całkiem własne.
Patrząc na to, co zaplanowałam, to widzę że wyjdzie mi jakieś 23-28 rozdziałów. Jeszcze coś się może zmienić.
Kolejny za jakiś tydzień. Czeka mnie jeszcze wycieczka do kina na Suicide Squad ^^
Piszcie, co wam się podobało, a co nie, zadawajcie pytania. Chętnie odpowiem. Zachęcam do komentowania! :)

5 komentarzy:

  1. Tym postem z pewnością wynagrodziłaś swoją nieobecność, choć w cale nie musiałaś ;-) A rozdział jest boski! Tak wiele sekretów wyszło na jaw, tak dużo się działo... Naprawdę, czytało się świetnie, piszesz tak dobrze, jak ja pewnie nigdy nie będę umiała.
    Cóż, z niecierpliwością czekam na następny rozdział i życzę miłego seansu ;-) Ja idę jutro na przedpremierę ;-)
    Pozdrowionka :-)
    ***Niki***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki wielkie! I nie mów tak! Trzeba dużo ćwiczyć i uwierzyć w siebie.
      Zazdroszczę :) Ja muszę czekać do poniedziałku, bo do pracy jeszcze chodzę ;]

      Usuń
  2. Ej ludzie! Czemu nie komentujecie? Taki zajebisty rozdział, a tu tylko dwa komentarze, w tym jeden Anguś? Nasza wielka pisarka "wróciła z martwych", to trzeba ją motywować ;-) Ja tu czekam na komy... :D Hi hi, nie no taki żarcik, ale serio, dajcie o sobie znać, bo Anguś na to zasługuje ;-)
    ***Niki***

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobsze, motywuję.
    W sumie pierwszy raz piszę tutaj komentarz, choć to Ty natchnęłaś mnie do poprawienia stylu, byłaś moją największą idolką etc, etc....
    I pochłaniałam rozdziały aż do ósmego po nocy, z wypiekami na twarzy.
    Ale teraz... straciły dla mnie swój blask. Są nadal fajne, ale jakoś... nie takie same. Mimo tego ten jest jednym ze zdecydowanie najcudniejszych, bo Ravi zwiała :) I Jason... kocham Jasona nad życie, a na Twoim blogu jest taki perfekcyjny jeśli chodzi o ukazanie charakteru postaci.
    Czekam na nexta
    /Caxi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam w gronie komentujących!
      Dziękuję za ciepłe słowa i szczerą opinię. Mogę tylko obiecać, że włożę w kolejne rozdziały jeszcze więcej pracy, by "ich blask powrócił" haha :]

      Usuń