poniedziałek, sierpnia 15, 2016

Rozdział 13: Żywe koszmary

    Ciemność otulała go niczym ciepła kołdra. Stawiał kroki, nie wiedząc dokąd zmierza.
    Gdzie jesteś?
    Sądził, że ma to już za sobą. Szepty jednak powróciły, a wraz z nimi przeszłość. Gdzieś niedaleko z nieszczelnej rury kapała na ziemię woda. 
    Kim jesteś?
    Całe jego ciało zaatakował silny ból. Wdarł się do każdej kończyny, komórki. Chciał krzyczeć, ale nie potrafił. Szedł przed siebie, mimo że rozum kazał się zatrzymać, upaść na kolana, wrzeszczeć z bólu.
    Woda kapała coraz szybciej.
    Gdzie zmierzasz?
    Nie potrafił myśleć o niczym innym niż o bólu, zalewającym jego świadomość. Ciało przestało należeć do niego, teraz coś chciało mu odebrać również umysł. 
    Nie...
    Dlaczego cierpisz?
    Nie, nie, nie, nie!
    Woda przestała kapać. Teraz już płynęła strumieniami, zalewając wszystko wokół. Wdarła się do uszu, ust i zalała mu oczy. Ból przekroczył wszelkie granice, rozsadzając go od środka. Nie zorientował się nawet, że znów może krzyczeć. Krzyczał, nieporadnie machając rękoma by się wynurzyć.
    Zobaczył twarz swojej matki, tuż przed wybuchem. Woda wypełniła jego płuca.
    Topię się.
    Już raz umarłeś.
    
    Gdy otworzył oczy, zobaczył czarną czuprynę włosów. Dziewczyna leżała na jego klatce piersiowej, ale nie widział jej twarzy.
    Nie musisz jej widzieć
    Wiesz kim jest
    Kim jesteś?
    Zabrali ci ją, nie mogłeś się nawet pożegnać
    Wszystko ci zabrano
    Kim jesteś?
    Nikim
    - Jason?
    Spojrzała na niego. Te same niebieskie oczy, ale inne spojrzenie. Dotknęła jego policzka i przez moment milczała. Była taka ciepła. Zapomniał już, jak to jest czuć ciepło. Miała na czole kilka podłużnych ranek, tak jak na szyi. Jakby ktoś ją podrapał.
    - Kto cię podrapał, Megan?
    Parsknęła śmiechem. Odsunęła dłoń. Chciał jej powiedzieć, żeby tego nie robiła, że tak było dobrze. Ale nie mógł wykrztusić z siebie nic więcej.
    Ha, ha, ha!
    Objął głowę dłońmi i skulił się. Megan odsunęła się z zaskoczeniem. Jason nie słyszał jej wołania, ani kroków innych osób, odbijających się echem od ścian. Znów był w tym starym magazynie, z okaleczonym ciałem, czuł zapach własnej krwi. Tykanie bomby. I ten szalony śmiech. Śmiech osoby, która go zabiła.
    Umarłem
    Umarłeś
    Dlaczego żyję?
    Dlaczego żyjesz?
     Podniósł się gwałtownie. Sięgnął dłonią swojego karku. To nie krew. Tylko pot.
    Odrzucił na bok kołdrę i wstał. Za oknem nadal było ciemno. Przeczesał włosy palcami, próbując unormować oddech. Odruchowo ruszył w stronę kuchni. Czuł zimno płytek podłogowych nagimi stopami. Szarpnął drzwiczki szafki kuchennej i wyjął butelkę. Usiadł byle gdzie na podłodze i wziął kilka potężnych łyków.
    Dlaczego koszmary wróciły?
    Już od roku miał spokojny sen. Wspomnienia z tamtych dni nie zawracały mu głowy, aż do dzisiaj. Może to dlatego, że jeszcze wczoraj spał z Megan. Zawsze przychodziło mu z trudem przyzwyczajenie się do jej nieobecności. Były takie miesiące, które spędzała całe w Gotham. Razem z nim. Ale potem przychodził czas, że musiał zadowolić się kimś innym. 
     Nie pamiętał wiele z tamtych kilku miesięcy, po wyciągnięciu z Lazaurus Pit. Wiedział, że to Talia go tam zaniosła. Ale nie zrobiła tego dla niego. Zrobiła to dla Bruce'a, który obwiniał się za tamte wydarzenia.
     Obwiniał się, ale nie zabił Jokera. Dopiero Harley to zrobiła.
     Nim się obejrzał, w przezroczystej butelce było już tylko połowa zawartości.
     Może alkohol pozwoli mi zasnąć. Bez koszmarów. Bez Jokera, Lazaurus Pit, Talii, całego tego gówna.
     Wrócił do sypialni, wraz z butelką. Kilka ostatnich łyków. Położył się na plecach i wbił wzrok w szary sufit. Zamknął oczy.
    Bez tego wszystkiego. Tylko Megan może zostać.

~~~

    Nie mogła zasnąć. Siedziała na łóżku, wśród rozrzuconej pościeli. Za oknem drzewa uginały się pod wiatrem. Rzucały cienie sięgające do środka pokoju. Przypominały Rachel dłonie, które próbują ją pochwycić i wciągnąć do mroku.
     Tam gdzie moje miejsce.
     Koszmary nie były tej nocy problemem. Koszmarów nie bała się tak bardzo jak tego, co miało nadejść. Przeznaczenie było blisko, biegło w jej stronę i wyciągało czarne palce, tak jak cienie drzew na podłodze. Nie wiedziała, ile czasu jej zostało.
     Oraz wszystkim na tej planecie.
     Położyła się na plecach. Próbowała już medytować, ale to niewiele pomogło. Rachel nadal dręczyły wspomnienia Talii. Była pod wrażeniem, że kobiecie udało się zachować trzeźwy umysł.
     Ludzie nie są przeznaczeni do wiecznego życia.
     Lazaurus Pit...
     Kąpiel ożywiająca trupy, odmładzająca ciało i lecząca rany. Rachel nie wierzyła, że coś takiego nie przynosi skutków ubocznych. Długo się nad tym zastanawiała, próbując przypomnieć sobie cokolwiek, co pomogłoby jej to wytłumaczyć. Ra's al Ghul korzystał z nich już pół wieku, a Talia ponad dwieście lat, jednak nic nie wskazywało na to, by byli jakkolwiek osłabieni na umyśle.
     Damian... On będzie następny.
     Jej myśli ciągle wracały do więzienia, które widziała. Panowała tam niezwykła cisza, jakby w grobowcu. Na przekór własnym zmysłom, Rachel była pewna, że ktoś tam jest. Szła korytarzami, patrząc w głąb każdej celi, oglądając z bliska kolejne zaułki. Nie błądziła, nie. Jak można się zgubić, skoro nawet nie wyruszyło się w drogę?
     Poczuła ją nagle, wszystkimi zmysłami. Energię życia. Inną od tych, które wyczuwała stale na Ziemi, bardziej intensywną i ciepłą. Przyciągała ją do siebie. Gdy już była na tyle blisko, by ją dostrzec, źródło zniknęło. Przepadło, jakby nigdy go nie było.
     Oczami duszy widziała drzwi. Metalowe, masywne wrota, zdolne powstrzymać nadludzką siłę. Czuła zimno, bijące od nich. Oddech Rachel nagle przyspieszył, a jej fizyczne ciało drgnęło niespokojnie. Nie odsunęła się.
     Nigdy więcej ne będę uciekać.
     A powinnaś.
    Podskoczyła ze strachu w miejscu. Szybko obróciła się wokół własnej osi, obserwując uważnie pogrążony w ciemnościach korytarz. Zacisnęła dłonie na materiale prześcieradła. W jej pokoju nikogo nie było. Tylko cienie drzew, kołyszące się na boki.
     Znów spojrzała na metalowe drzwi. Dotknęła ich zmysłami, próbując przedrzeć się na drugą stronę. Najpierw zdawało jej się, że brnie po kolana w śniegu, a zimny wiatr próbuje ją odrzucić do tyłu. Później nadeszła ciemność, lepiąca się do jej ciała, trzymająca ją za ręce i nogi. Długo nie mogła się oswobodzić, minuty przechodziły w godziny, a godziny w dni.
     Ciemność rozsadziło na boki światło. Rachel czuła się naga, gdy jasne promienie otoczyły ją z każdej strony. Zbliżyła się do źródła, stawiając małe kroki.
     Gwiazda, która spadła z nieba.
     Rachel nigdy nie widziała podobnej istoty. Włosy leżały wokół niej, wyglądając jak ogon komety na niebie. Czerwone, rude, pomarańczowe. Nie odważyła się podejść bliżej. Oczy miała jak dwa szmaragdy, pod wachlarzem czarnych rzęs. Patrzyła prosto w miejsce, gdzie stała Rachel. Ale przecież nie mogła jej zobaczyć.
     Powrót do korytarza okazał się prostszy, niż początkowo sądziła. Znalazła się z powrotem przed drzwiami z metalu. Znalazła jedną osobę, ale gdzie jest druga? Nie do końca wiedziała, co o tym myśleć. Dlaczego widziałam to światło? Kim jest ta istota, że potrzebne są tak grube drzwi? Dręczyło ją kilka pytań, na które nie potrafiła znaleźć odpowiedzi w tamtej chwili.
     Chwila wahania wystarczyła. Poczuła, że coś napiera na jej umysł, tłamsząc myśli, próbując przejąć kontrolę. Dziewczyna nie zamierzała się poddać łatwo, odpowiedziała całą swoją siłą, próbując wypchnąć obcą świadomość. Nie miała czasu, by się zastanawiać, by zadawać pytania. Trzeba było działać.
     Gdy już myślała, że wygrywa umysłową walkę, korytarz zniknął. Otworzyła oczy w swoim fizycznym ja, leżąc na łóżku. Nie było śladu po obcej świadomości, jakby Rachel wymyśliła sobie całe to zdarzenie. Jeszcze przed chwilą była pewna, że coś lub ktoś ją atakuje. Przeszedł ją dreszcz na myśl o tym, jak zimne i nieludzkie było to coś.
     Podniosła się i odgarnęła kosmyki włosów z czoła. Długo pracowała nad tym, by opanować sztukę przemieszczenia swojego duchowego ja w przestrzeni. Ale wizja więzienia rozmywała się z każdą sekundą, a Rachel nic nie mogła na to poradzić. Z irytacją stwierdziła, że powrót tam zajmie jej kolejne kilka dni.
     Splotła nogi i wyprostowała plecy, zamierzając oddać się medytacji. Sen nie chciał nadejść.
     Zanim zamknęła oczy, intuicja kazała jej spojrzeć za okno.
     Sądziła, że to drzewa rzucają tak rozległy cień. Jednak na parapecie stała ona, ubrana w czarny strój z długi rękawami, a jej płaszcz łopotał na wietrze. Zielone oczy Talii patrzyły na Rachel, ale nie było w nich wściekłości, czy żądzy zemsty, które odczuwała w dniu ucieczki dziewczyny.
     Zanim Rachel zdołała mrugnąć, Talii już nie było. Za to na łóżku, tuż przed dziewczyną leżała biała kartka. Rachel sięgnęła po nią bladą dłonią.

     Miałaś szansę, by uciec.

~~~

     Słuchawka telefonu o mało nie wypadła z dłoni Seliny, gdy zobaczyła, że ktoś siedzi na sofie w salonie. Wstrzymała oddech i już miała sięgnąć do stolika po ukryty tam pistolet, gdy przybysz odwrócił się twarzą w jej stronę.
     - Nie będę nawet pytać, jak tutaj weszłaś, Talia.
     Selina odłożyła słuchawkę na jej miejsce i podążyła w stronę drugiej kobiety. Gdy tylko zajęła miejsce na fotelu, na kolanach ułożył się jej czarny kot. Podrapała go po grzbiecie, a odpowiedziało jej mruknięcie.
     - Dlaczego tu jesteś?
     Talia zdjęła swój długi, czarny płaszcz z ramion i odłożyła go starannie na bok. Swoje długie włosy spięła z tyłu głowy, przez co nie wyglądała naturalnie. Selina zawsze widziała ją w rozpuszczonych. Zmarszczyła brwi i przyjrzała się uważniej kobiecie. Przez te wszystkie lata nie zmieniła się bardzo. Nadal miała stanowczy wyraz twarzy, gładką skórę dwudziestolatki i idealną figurę. Jednak Selina wiedziała, że wiele rzeczy uległo zmianie. 
     - Nie chcę cię zajmować własnymi problemami - powiedziała, próbując zachować spokojny ton.
     - Przecież po to mnie masz -  zaśmiała się Selina. Kot zeskoczył na dywan, a ona ułożyła się wygodniej. Talia podążyła wzrokiem za zwierzęciem, patrząc jak przeciąga swoje zwinne ciało, po czym znika w innym pomieszczeniu. Westchnęła cicho.
     - Slade znów knuje swoje plany zemsty. Dowiedziałam się o pułapce, którą zastawił. Jeśli Damian, Megan i Willow znajdą się tam zgodnie z jego przewidywaniami... Nie mam ze sobą wystarczająco ludzi, by powstrzymać najemników Wilsona. Nie mogę zostawić Damiana, ale jeśli się wtrącę, ojciec będzie mieć pretensje. Została mi tylko jedna możliwość...
     - Zwrócić się do Bruce'a.
     Przez chwilę milczały. Talia ułożyła dłonie na kolanach, a na jej zwykle niewzruszonej twarzy pojawiły się oznaki niezadowolenia. Selina nie sądziła, by Talia uległa pod presją swojego ojca. Już wielokrotnie udawało się jej ominąć jego polecenia. Ra's lubił trzymać ją krótko na smyczy, odkąd już raz się zerwała i uciekła do Bruce'a.
     - To nie będzie pierwszy raz - zauważyła spokojnie Selina. Posłała kobiecie pocieszające spojrzenie. - Już przecież raz groził odesłaniem Damiana, ale na tym się skończyło.
      Talia pokręciła głową.
     - Teraz to coś innego. On chce go sprawdzić. Czeka na moment, w którym Damian i Bruce się spotkają, chce wiedzieć, co on wybierze. Jest różnica pomiędzy szantażowaniem mnie, a wpajaniem posłuszeństwa Damianowi. 
     - A doprowadzając cię do sytuacji, w której musiałabyś zwrócić się do Bruce'a o pomoc, tylko przyśpieszy swój plan - zrozumiała Selina. - Talia, wybór jest oczywisty. Obie wiemy, do czego zdolny jest Wilson. Uwierz w swojego syna, uwierz, że wybierze mądrze.
     Tak. Wybór jest oczywisty. Ale to nie wybór jest dla mnie ciężki, a konsekwencje, które ze sobą przyniesie.
     
    
_____

Przepraszam, że nie pojawił się wczoraj, ale okazało się, że nie ustawiłam automatycznej publikacji :/

3 komentarze:

  1. Wszystko napisane świetnie! A ten fragment z Rae był po prostu cudowny. Nie wiem, jak ty to robisz. Potrafisz wszystko tak ciekawie opisać. Ja też tak chcę :-D. Choć nie lubię Star, ale w twoich opowiadaniach ona zbytnio mi nie będzie przeszkadzać. Fragment z Jasonem udany, a najlepsze ostanie zdanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo! :]
      Trochę mnie zdziwiło, że tak szybko ktoś skomentował ;O A co do Jasona, to mój kochany chłoptaś tęskni za Megan, ale nie chce się do tego nikomu przyznać.

      Usuń
  2. Nie no rozdział po prostu boski, tak zarąbiście opisane uczucia, a część z Raven najlepszy. Naprawdę powinni kiedyś z twojego opowiadanie zrobić film, albo serial, albo cokolwiek byle tylko zobaczył to cały świat! I zgadzam się z Julią, ostatnie zdanie Jasona było najlepsze, takie kochane, niczym z romansu :D
    Czekam na nexta i weny życzę ;-)
    ***Niki***

    OdpowiedzUsuń