środa, września 21, 2016

Rozdział 16: Bądź już cicho

     Patrzył na mnie dziwnym wzrokiem.
     Nie sądziłam, że doczekam się takiego momentu w moim spektakularnie popieprzonym życiu, w którym będę czuć się zakłopotana. A jednak; sposób w jaki Damian patrzył się na mnie, wprawiał mnie we właśnie ten nieznany wcześniej stan. Nie żałowałam tego, co zrobiłam. Wręcz przeciwnie, czułam pewną ulgę.
     Bo przecież Willow nie zdołałam uchronić od tamtego strzału. Jedyna rzecz, którą sobie obiecałam. Chronić tą małą, przestraszoną dziewczynkę, która panicznie bała się zostać sama.
     Zrobiłam coś głupiego, coś co do mnie nie pasowało. Dlaczego? Ciągle się nad tym zastanawiałam. Damian był mi obcy, nie łączyło mnie z nim nic poza wspólną misją, a jednak prawie dałam się dla niego zabić. 
     Idiotka.
     Nie odzywaliśmy się do siebie. Ja nie czułam powodu, by to robić, czy cokolwiek wyjaśniać. On zwyczajnie nie wiedział, co powinien zrobić. Gdy na mnie patrzył, wyraźnie widziałam smutek wymieszany z wdzięcznością. Nie podziękował. Nie potrzebowałam tego. Jedyne, czego potrzebowałam, to świadomość, że nie całkiem zawiodłam. Zrobiłam to dla siebie. Tak. Zrobiłam to dla siebie.
     
     Po pięciu dniach było mi już lepiej. Rana na plecach goiła się szybciej, dzięki specyfikom od Talii. Mogłam już samodzielnie chodzić, ale nadal miałam drobne problemy ze wstawaniem rano. Nie żebym miała po co specjalnie wstawać z łóżka. Większość dnia i tak spędzałam na sofie w towarzystwie May, oglądając teleturnieje i jedząc zamówione przez nią jedzenie. Zaczynałam powoli czuć się niedobrze, co z pewnością nie było winą chińszczyzny. Przyzwyczaiłam się do ruchliwego trybu życia, monotonność mnie męczyła.
     Wieczorem, siódmego dnia po walce, postanowiłam pójść wcześniej spać. May siedziała u siebie, a Damian w salonie, czytając jakąś książkę. Czułam się wyjątkowo źle, plecy znów zaczynały mnie boleć, więc chciałam trochę odpocząć.
     Usiadłam na zaimprowizowanym łóżku, którego rolę spełniał gruby materac leżący na podłodze, przykryty prześcieradłem, z poduszką i bez kołdry. Nie mając ochoty ani sił na prysznic, zrzuciłam z siebie ubrania i założyłam luźną koszulkę na ramiączkach, stanowiącą moją piżamę. Wtedy usłyszałam niezadowolony głos May i trzaskanie drzwi. Zmarszczyłam brwi. Ktoś zaczął krzyczeć.
     Do środka nagle wprosił się Jason, nie siląc się na pukanie. Był wściekły, co dało się łatwo zauważyć po jego wyrazie twarzy i startej do krwi skórze na paliczkach. Zawsze gdy ponosiły go emocje, walił w worek godzinami.
       - Módl się o swoje szczęście, Jason. Jeśli zobaczę, że cokolwiek mu zrobiłeś...
     - Nie przesadzaj, Megan. Po tym jak bohatersko uratowałaś mu ten przemądrzały tyłek, nie zabiłbym go. Kurwa, coś ty sobie myślała?! Przecież mogłaś tego nie przeżyć!
     Przewróciłam oczyma i nie odpowiedziałam. Znów się tak zachowywał. Jakbym była dla niego aż tak ważna, by musiał się o mnie martwić. Nie potrzebował mnie. Sam potrafił załatwić własne sprawy, był dużym chłopcem. A do seksu miał całe mnóstwo chętnych dziewczyn.
     - Co cię to obchodzi, Jason? Donosiłeś na mnie Batmanowi, który na pewno nie potraktowałby mnie delikatniej.
     - To nie ma nic wspólnego! I do cholery, groziłaś mojemu bratu! Nie rób ze mnie idioty - syknął. Wyciągnęłam przed siebie nagie stopy i spojrzałam się na niego pusto.
     - Jesteś pewny, że w ogóle muszę?
     Nie spodziewałam się, że zrobi coś takiego. Pchnął mnie na plecy i chwycił za gardło. Drugą dłonią błyskawicznie chwycił za moje nadgarstki, uniósł nad głowę i przycisnął do materacu. Ból w plecach stał się nie do zniesienia, ale zaciskałam zęby, powstrzymując krzyk. Zawisnął swoim ciałem nad moim, a jego twarz dzieliły od mojej centymetry. Zaciskał zęby w złości i patrzył na mnie spod przymrużonych powiek. Szarpnęłam się, próbując w jakikolwiek sposób się od niego odsunąć, ale wywołało to tylko gorsze cierpienie. Tym razem nie powstrzymałam własnego jęku. Jason jedynie puścił dłoń, która oplatała moje gardło, w niezrozumiałym akcie litości.
     - Cóż za łaska - prychnęłam. Patrzył na mnie chłodno. - No dalej, uderz mnie. Zasłużyłam sobie, przecież groziłam twojej rodzinie. Pieprzyć to. Pieprzyć to wszystko! Uderz mnie w końcu! Nie mogę już tego wytrzymać, nie mogę wytrzymać sama ze sobą. To moja wina, że Willow postrzelili. Nie powinnam tam z nimi iść, przecież wiedziałam, że coś jest nie tak. Dlaczego nie domyśliłam się, że to pułapka Wilsona?
     Głos mi się załamał, a ja zorientowałam się, że po twarzy ściekają mi łzy. Zacisnęłam powieki i odwróciłam twarz, chcąc się przed nim ukryć. Nigdy nie pozwalałam się widzieć w takim stanie, a przed Jasonem jakoś szczególnie było mi wstyd. Nie wiedziałam do końca dlaczego.
     Uścisk na moich nadgarstkach zniknął. Jason westchnął ciężko i poczułam, że się odsuwa. Otworzyłam oczy i przetarłam twarz wierzchem dłoni. Zdjął swoją kurtkę i rzucił ją na podłogę. Spojrzałam na niego zdziwiona. Sytuacja zaczynała wkraczać na teren niedorzeczności.
      - Co ty robisz? - spytałam głupio, patrząc jak zdejmuje też buty. Znikąd pojawiła się myśl, że jestem właściwie naga, pomijając koszulkę i majtki. Podniosłam się z trudem do siadu, podtrzymując własne plecy, niczym staruszka. Jason nawet nie zaszczycił mnie spojrzeniem, zdejmując z siebie kolejne części odzieży.
      - Na co ci to wygląda?
     - Żartujesz sobie? - Prawie zakrztusiłam się powietrzem. Ściągnął z siebie czarny podkoszulek, pokazując w pełnej krasie swoją ukształtowaną wieloletnimi treningami klatkę piersiową. Odwrócił się do mnie, unosząc brwi, jakby oczekiwał odpowiedzi. Opadły mi ręce. Spojrzałam na niego jak na głupca. - Na kiepski męski striptiz.
     Zaśmiał się. Zatkało mnie.
     Dlaczego? Dlaczego się śmiałeś? Dlaczego tak łatwo mi wybaczyłeś?
     Nie odezwałam się nawet słowem, gdy usiadł przede mną na podłodze i pociągnął w swoją stronę. Nie wiadomo kiedy mnie pocałował, sprawiając, że zapomniałam jak oddychać. Nie mogłam sobie przypomnieć, kiedy zaczęłam odwzajemniać te pocałunki. Potrafiłam tylko myśleć o tym, jak gładka wydawała mi się jego skóra pokryta setkami blizn. Nie nadążałam za jego dłońmi, które ściągnęły mi koszulkę, ani za ustami, wpijającymi się łapczywie w moje ciało. Znów poczułam, że zbiera mi się na płacz. Jason chwycił mnie za biodra i położył nas na materacu.
     - Co jest z tobą nie tak? - spytałam cicho. Zatrzymał się nagle i oderwał usta od mojej szyi. Myślałam, że wybuchnę płaczem, gdy się na mnie spojrzał. - Dlaczego ciągle do mnie wracasz, skoro cię krzywdzę?
     Odgarnął mi włosy z twarzy, a ja próbowałam powstrzymać łkanie. Zacisnęłam palce na jego przedramionach, był tak blisko, że czułam jak szybko porusza mu się pierś, gdy oddychał. Spojrzał mi prosto w oczy. Lazurowy błękit jego tęczówek, lekko zakrzywiona prawa brew, zabliźniona rana na czole, ukryta pod kosmykami białych i czarnych włosów. Zdziwiona własną nieśmiałością, palcami przeczesałam tę część włosów, która odbarwiła się na skutek kąpieli w Lazaurus Pit.
     - Oboje jesteśmy popieprzeni, Megan.
     Nasze usta znów się dotknęły. Nie było nic niewinnego w tym pocałunku, nic dziecięcego. Jason nigdy nie był szczególnie delikatny, a ja to w nim lubiłam. Zagryzł moją dolną wargę, a ja mruknęłam w rozkoszy, gdy oplótł mnie ramionami w pasie.
     Potem były już tylko jego oczy, jego zadziorny uśmiech, jego pieszczotliwe pocałunki. I nasze ciała, rozgrzane tęsknotą i podnieceniem.

~~~

     May usiadła obok czarnowłosego chłopaka na ławce przed domem. Udawał, że czyta jakąś książkę, ale niezbyt mu to wychodziło; od kilkunastu minut nie przewrócił nawet jednej strony.
     Była zaskoczona jego widokiem, gdy otworzyła drzwi w środku nocy. Megan była w kiepskim stanie, ale ją mogła zrozumieć. Nie raz składała ją do kupy po jakiejś walce. Ale chłopiec? Nigdy go tutaj nie widziała, a znała większość półświatka Gotham.
     Megan twierdziła, że jest z Ligi, tak jak ona. May nic na to nie odpowiedziała. Nigdy nie drążyła za bardzo takich tematów. Ona była tylko od zszywania i bandażowania ludzi.
     Nic też nie powiedziała, gdy wściekły Jason wparował do jej mieszkania. Jego też znała. Od dziecka się nim zajmowała, zawsze gdy miał jakieś kłopoty. Widać było, że jest coś na rzeczy. Poznała to po sposobie, w jaki patrzył na chłopca. May podejrzewała, że stało się coś, za co go obwinia. A gdy chodziło o Megan, Jason potrafił być przewrażliwiony w niektórych sytuacjach.
     Mimo że o nic nie pytała, słyszała plotki. Znaleziono jakieś ciała, była bójka na śmierć i życie, podobno chodziło o Slade'a. To nie mógł być przypadek, że tej samej nocy przyszła do niej ta dwójka.
     Nic nie mówiąc, zostawiła chłopcu zwiniętą kartkę z adresem. Potem po prostu wróciła do środka, jakby nic się nie stało.

~~~

     - Nie masz nawet jednego dolara?
     Megan skrzywiła się z niezadowoleniem. Towarzyszący jej Jason tylko wzruszył ramionami, jakby mało go to obchodziła. Dziewczyna prychnęła, po czym rozejrzała się wokół. Wszędzie było pełno rodziców z rozwrzeszczanymi dzieciakami, które chciały naciągnąć ich na watę cukrową albo kolejną przejażdżkę na diabelskim kole. Jason po chwili zobaczył, jak na twarzy jego towarzyszki pojawia się chytry uśmiech. 
     Obserwował ją uważnie, gdy beztrosko szła za obranym sobie celem. Gdy tylko mężczyzna pochylił się, by podnieść wyrzuconą przez swoją pociechę zabawkę, ze zwinnością profesjonalisty wyjęła mu z tylnej kieszeni spodni kilka banknotów. 
     Pomachała mu przed nosem ukradzionymi pieniędzmi i chwyciła za nadgarstek. Z niechęcią wszedł z nią do budki fotograficznej. 
     - Nie bądź takim ponurakiem - powiedziała, dając mu silnego kuksańca w bok. Skrzywił się z bólu i wyzwał ją. Ona odpowiedziała tylko uśmiechem. Wsunęła banknot i nacisnęła przycisk, by zrobić zdjęcie. Zrobił sztuczną minę, byle tylko dała mu z tym spokój.
    - Głupek z ciebie - skomentowała, gdy zobaczyła fotografię. Schowała ją do kieszeni, nie dając mu nawet spojrzeć. Jason zdołał się już przyzwyczaić do jej zachowania jak i obecności. Wcześniej go irytowała, wszędzie za nim chodząc.
    Poszedł z nią na kolejkę górską. Krzyczała jak głupia, ale nie dlatego, że się bała. Sprawiało jej to frajdę. Jason patrząc na nią taką, zaczynał rozumieć, że ją polubił. Było to dla niego dziwne, bo przecież mieli wtedy po dziesięć lat, a dla chłopca w tym wieku dziewczyny były tylko "głupie".
     Nie wiedział jeszcze, że ten dzień będzie ostatnim spędzonym w jej obecności. Gdy kolejnego ranka nie zjawiła się pod drzwiami jego domu, myślał, że zachorowała. Później, że przestał ją obchodzić. Z czasem gdy mijały kolejne, dni, przyłapał się na tym, że patrzy przez okno z niecierpliwością. Przyszło mu do głowy, że opieka społeczna mogła zgarnąć ją z ulicy. 
     Szukał jej potem przez jakiś czas, ale bez skutku. Nie widział jej przez kilka lat, aż do tamtej pamiętnej chwili, gdy obudził się z długiego snu, a jej głowa leżała na jego piersi.

~~~

      Dotknął opuszkami palców tatuażu na jej plecach. Przesuwał po kolei po każdej linii. Jego wzrok skupiony był jednak na czymś innym. Czerwona blizna przecinająca skórę pleców w poprzek wyglądała makabrycznie. Mimo że dzięki magicznym maściom Talii zagoiła się w większości, to Jason był świadom, że pamiątka po tamtej nocy pozostanie jej na zawsze.
     Odsunął dłoń, nie chcąc jej budzić. Jak zawsze zasnęła na brzuchu, rękoma przytrzymując sobie poduszkę. Podciągnął znaleziony w szafie koc wyżej, by zasłonić jej nagie ciało.
     Nie mógł zrozumieć, co właściwie nim kierowało. Nie potrafił odnaleźć logiki w swoim zachowaniu. Wybaczył jej tak po prostu, czy może dlatego, że gdzieś w środku wiedział, że go potrzebuje? Zupełnie tak jakby znów byli dziećmi, a ona nie potrafiła sobie sama poradzić. Czuł się za nią wtedy odpowiedzialny. Powinien sobie w końcu uświadomić, że te czasy dawno odeszły.
     Ktoś cicho zapukał do drzwi, po czym je otworzył. Jason nie ruszył się nawet o milimetr, ale zacisnął dłonie w pięści. Damian zatrzymał się w pół kroku, widząc ich oboje, przykrytych tylko kocem, na materacu. Jason posłał mu nieprzyjemne spojrzenie, jakby to mogło skłonić dzieciaka do wyjścia.
     Damian nic nie mówił przez chwilę, przeczuwając że on i tak nie chce go słuchać. Czuł się winny, widząc część niezakrytej blizny na plecach Megan. Był świadom swojej winy i że to przez niego Jason się tak zachowuje. Widząc to nienawistne spojrzenie, jakim go obdarzał, zrozumiał, że Megan znaczy dla niego coś o wiele więcej, niż można by podejrzewać początkowo.
       - Zajmij się nią - powiedział tak cicho, że Jason ledwo to usłyszał. Drzwi zamknęły się za nim bezszelestnie. Megan burknęła coś przez sen i obróciła się na bok. Na jej twarzy pojawił się grymas. Jason położył się ponownie. Objął ją ramionami i przysunął bliżej, tuląc do własnego ciała. Na wpół świadomie uśmiechnęła się pod nosem. Gdy spała, wyglądała zupełnie niewinnie. Jakby nie było już zabójczyni Megan, Megan z Ligi Zabójców, komplikującej wszystko Megan, Megan o zabójczym uśmiechu, która w sekundę potrafiła kogoś zabić.
     Była tylko Megan.

~~~

     Selina wdzięcznym krokiem prześlizgnęła się przez tłum tańczących ludzi. Zajęła miejsce na stoliku barowym, obok młodej blondynki w obcisłych spodniach. Wyćwiczonym uśmiechem zamówiła sobie drinka. Zamrugała do barmana o krótko przyciętych włosach z kolczykiem w nosie, gdy podał jej szklankę. Odpowiedział brzydkim uśmiechem, ale ona już na niego nie patrzyła.
     - Masz ciężki dzień, skarbie?
     Blondynka spojrzała na nią, marszcząc nos z niezadowoleniem. Ruchem dłoni poprosiła o dolewkę.
     - Czego ode mnie chcesz, Selina?
     - Wiesz czym się żywię - odpowiedziała zagadkowo. Dziewczyna spojrzała na kobietę z politowaniem i pociągnęła łyk ze szklanki, napełnionej chwilę temu. Selina domyśliła się, że to nie jest jej pierwsza dolewka.
     - Śmieciami. Jak wszystkie koty - zadrwiła z niej. Na Selinie nie zrobiło to większego znaczenia. Przysunęła się do dziewczyny, tak blisko, że ich twarze dzieliły centymetry.
     - Mówią, że nie ma rzeczy, o której nie dowiedziałabyś się pierwsza... - szepnęła jej do ucha. Dłoń Sydney zastygła tuż nad szklanką. - Ale ja znam taką rzecz.  - Spojrzała jej prosto w oczy. Selina wyraźnie widziała wściekłość w czarnych tęczówkach dziewczyny. - Wtedy, nad rzeką. Gdy twój ojciec próbował utopić twoją młodszą siostrzyczkę. Nie było cię tam wtedy, mimo że ona na ciebie liczyła. Dokładnie tak jak teraz, gdy przybyłaś na pomoc zbyt późno. Strasznie cię to boli, prawda?
     Przesunęła palcem po jej gładkim policzku. Sydney nawet nie drgnęła. Selina uśmiechnęła się lekko, widząc jak świetnie potrafi nad sobą panować.
      - To dzięki tobie ma te wszystkie stany lękowe, czyż nie? Ale nie bój się, ma już nową siostrzyczkę.
     - Co ty możesz wiedzieć. Ra's zabrał mi ją, nie dając przez lata szansy, by ponownie z nią porozmawiać. Wiedział, kim jestem, specjalnie trzymał nas na dystans przez tak długi czas - wycedziła przez zęby.  Selina odsunęła się od niej. Sydney chwyciła w końcu szklankę, ale zamiast wziąć kolejny łyk, zastukała nerwowo w szkło długimi paznokciami.
     - A ty pielęgnowałaś w sobie tą wściekłość. To dobrze, skarbie. Bo teraz będzie ci ona potrzebna.
     Sydney spojrzała na nią, nic nie rozumiejąc. Słyszała głośną muzykę dyskotekową, a nie Selinę, ale i tak miała wrażenie, że słyszy kobietę. Czytała z ruchu jej warg, pociągniętych czerwoną szminką.
     - Rozumiesz?
     Skinęła głową. Zagarnęła kosmyk złotych włosów za ucho i strzepała kurz z bluzki. Starając się wyglądać jak najbardziej naturalnie, wstała z siedzenia. Podążyła za czarnowłosą kobietą w stronę bocznego przejścia. Idąc pośród tłumu, czuła spocone ciała innych ludzi, ocierających się o jej własne. Starała się nie stracić czarnowłosej z oczu. Czuła, że gardło zaciska się jej w supeł, a dłonie zaczynają drżeć.
     Była dobrą aktorką, dlatego grała przez całe swoje życie. Udawało się jej nawet okłamywać samą siebie. "Jesteś odważna, dasz radę to zrobić." Wierzyła w to. Musiała, bo by przetrwać w Gotham trzeba było mieć albo pieniądze, albo umieć się bić.
     Selina wyprowadziła ją na zewnątrz i stanęła przed ścianą, ignorując ciekawskie spojrzenia obściskującej się pary. Wystarczyło spojrzenie i odpowiedni uśmiech, by poszli poszukać sobie lepszego miejsca. Sydney splotła ręce na piersi i ścisnęła ramiona, jakby chciała się ukryć.
     - Jak mam to zrobić?
     - Nie tak szybko, skarbie. Plan jest o wiele bardziej skomplikowany. Zanim go zabijesz, miną lata. Jesteś gotowa na coś takiego? - spytała, unosząc brwi. Sydney nie odpowiedziała od razu.
     Zawsze, gdzieś w głębi duszy, zdawała sobie sprawę, co zrobił Ra's jej siostrze. Zaprogramował sobie jej lojalność, wykorzystując strach Willow przed własnym ojcem. Stawił się w pozycji opiekuna, przekonując, że powinna mu zaufać. Sydney nie mogła mu tego zapomnieć. Zabrał jej jedyną rodzinę, która kiedykolwiek była coś warta.
     - Tak - odpowiedziała cicho. - Jestem gotowa na wszystko.
     Selina uśmiechnęła się do niej ciepło. Tym razem prawdziwie.
     - Talia nie wie, jak dokładnie potoczy się cała sprawa. Jest jednak pewna, że prędzej czy później Batman przeciągnie Damiana na własną stronę, a Ra's nie pozostanie dłużny. Gdy już Slade ogłosi cyrk, który planuje zrobić z Gotham, a ja i Talia odegramy swoje role, ty musisz znaleźć sobie okazję. Zajmiesz się Wilsonem, bo na tym także przecież ci zależy.
     - A potem? Gdy już Batman pokona Deathstroke'a?
     - Wtedy wkracza Ra's. Wiemy tylko, że zamierza wykorzystać sytuację. Nie zapominaj, że świetnie zna plany Slade'a, każdy szczegół. Naszym zadaniem nie jest zapobiec żadnej z tych intryg, wręcz przeciwnie, poprowadzić je do końca.
      - Tak by znaleźć idealną sytuację do ataku - skończyła Sydney. Selina skinęła głową. Nie rozumiała jednak nadal jednej rzeczy.
     - Jak jednak mam się do niego dostać? I jak zagwarantować Willow bezpieczeństwo? Zawsze trzymał mnie z daleka, więc co teraz mam zrobić, by się wkupić w jego łaski?
      Selina uśmiechnęła się tajemniczo. W jej oczach pojawiły się zadziorne iskierki.
      - I tutaj znajduje się najbardziej niepewny element naszego planu. Wszystko bowiem zależeć będzie od decyzji czternastoletniego chłopca.



 Rejestrując się w hotelu samotności,
To nie jest to do czego byłem przyzwyczajony, przyznaję
Więc budzę się trzy razy w nocy,
Rozmawianie z obcym nie jest niczym nowym,
Ona wie jak się uśmiechać, ale nie tak jak ty
Więc czekam całą noc na Ciebie.
(...)
Zawołaj mnie za każdym razem kiedy zobaczysz błyskawicę,
Nie będziesz samotna, zawsze możesz odnaleźć mnie,
Mamy naszą dziką miłość wzburzoną, wzburzoną.
Zagubieni pośród miliona zmieniających się twarzy
Każdego dnia nasze oczy zmieniają miejsca,
Mamy naszą dziką miłość wzburzoną, wzburzoną.

- Kygo - Raging 

1 komentarz:

  1. Nie no, scenka z Megan i Jasonem była świetna, boska, fenomenalna po prostu :D I pojawiła się Sydney i Selina i tajemniczy plan Talii... Wszystko tak intrygujące i ciekawe ;-) A do tego jeszcze te słowa Damiana "Zajmij się nią". Oj coś czuję, że on wpakuje się w jakieś poważne tarapaty. Ale może przynajmniej doprowadzi to w końcu do spotkania ojciec i syn :-)
    Już nie mogę się doczekać nexta i mam nadzieję, że pojawi się już niedługo ;-)
    Pozdrawiam i weny życzę ;-)
    ***Niki***

    OdpowiedzUsuń