piątek, grudnia 09, 2016

Rozdział 20: Just you and me

    - Bruce, musisz to zobaczyć.
    Barbara odchyliła się na fotelu, by odsłonić mu ekran. Mężczyzna z niesmakiem na twarzy patrzył na zdjęcie, opublikowane w porannych wiadomościach.
    Znajdź mnie. Albo twój świat będzie płonąć.
    Z tego co mówiła reporterka, napis widniał na szybie gabinetu burmistrza Gotham, którego pobito, związano i zamknięto w szafie na dokumenty.
     - Burmistrz zeznał policji, że za atakiem stoi terrorysta znany pod pseudonimem Deathstroke. Nadal nie ustalono, w jakim celu nastąpił atak i do kogo skierowane są słowa, ale komisarz James Gordon przyznaje, że mogą być dedykowane dla Batmana.
     Ekran zmienił kolor na czarny, gdy Bruce wyłączył komputer. Nie wyglądał na zachwyconego wieściami z miasta.
     - Wilson chce to zakończyć. Prowadzi do otwartej konfrontacji - stwierdził. Splótł ręce na piersi i wbił wzrok w ciemny ekran, zastanawiając się nad czymś.
     - Świat będzie płonąć? Co miał przez to na myśli? - zastanawiała się głośno Barbara. 
     - Pożar? Ładunki wybuchowe? Z pewnością chce wmieszać w to Gotham. - odezwał się Tim, siedzący przy stole obok. Odłożył na bok nienaostrzone jeszcze batrangi, zdjął maskę ochronną i rękawice. Barbara poprawiła okulary i spojrzała na Bruce'a.
     - Jak mamy go znaleźć? Może być wszędzie. A nie wiemy nawet, ile zostało czasu.
     - Będziemy musieli - odparł twardo. - Zawołajcie resztę. Każdy się przyda do pomocy.
      Dokładnie w momencie, w którym Bruce się odwrócił, na ekranie pojawiło się połączenie przychodzące. On nieznanego nadawcy. Barbara zmarszczyła brwi i spojrzała w stronę swojego mentora. Ten skinął głową. Na większym ekranie pojawiła się twarz Slade Wilsona. Miał kilka szwów na łuku brwiowym i swoją opaskę na lewym oku. Cała trójka zastygła w bezruchu. Dobrze, że nie mógł ich zobaczyć.
    - Wiem, że się dodzwoniłem, Wayne - odezwał się zaczepnie Wilson. Bruce ściągnął brwi i zacisnął zęby. - Daję ci godzinę na pojawienie się w starej fabryce przy Adam Street, razem ze swoim smarkaczem, albo wysadzę całe Gotham w powietrze. A ty będziesz patrzeć.

~~~

    Garfield siedział na podłodze, obserwując jak Tim i Barbara, oboje przebrani w swoje stroje, zajmowali się namierzaniem bomb. Gar nie rozumiał ani informatycznego żargonu, którym się posługiwali, ani nie wiedział jak konkretnie zamierzają znaleźć ładunki wybuchowe. Podrapał się po szyi, czując dyskomfort z powodu tkaniny cisnącej jego ciało. Czarno fioletowy kostium, który dostał, pozwalał mu na swobodne poruszanie się i nie utrudniał zmiany kształtu. Mimo że fioletowy gryzł się z jego zielonym kolorem skóry.
     Garfield spojrzał na stojącą obok Rachel, ze splecionymi na piersi rękoma. Znów miała na sobie swoją czarną pelerynę i kaptur, rzucający cień na jej bladą twarz. Od czasu niefortunnego wypadku Richarda była jeszcze bardziej nieobecna i milcząca niż zwykle. Gar martwił się o nią. Cała ich trójka była poniekąd winna temu, co się stało. Nie powinni byli puszczać go tam samego.
     Po schodach weszła do nich Kory. Chłopakowi aż opadła szczęka. Jej kostium był jasnofioletowy i idealnie dopasowywał się do zgrabnego ciała kosmitki. Ramiona miała odsłonięte, ale dłonie chroniły rękawiczki z metalowymi fragmentami. Uśmiechnęła się do Garfielda smutno. Zanim chłopak zdążył rzucić jakiś komentarz, za plecami Kory pojawił się Bruce i towarzyszący mu Damian.
     Gar nie do końca wiedział, co powinien o nim myśleć. Sama jego obecność wywoływała nieprzyjemne wspomnienia, gdy był jeszcze zamknięty w więzieniach Ra's. Gar próbował zapomnieć, ruszyć do przodu, a Damian mu w tym nie pomagał. Chłopak miał identyczne oczy jak Ra's i coś w jego zachowaniu przypominało mu Talię. Arogancja, wrodzone poczucie wyższości? Gar nie potrafił wyrzucić z głowy widoku twarzy Talii, z uśmiechem satysfakcji, gdy zamykała go w lochach.
      Tak bardzo się zamyślił, że nie usłyszał połowy z tego, co mówił Batman. Zamrugał parokrotnie, gdy zauważył, ze wzrok wszystkich obecnych skierowany jest na niego. Rachel trąciła go łokciem.
    - Śpisz jeszcze? - spytała z przekąsem. Gar uśmiechnął się szeroko i wymamrotał przeprosiny. Damian przewrócił oczyma, demonstrując swoje rozdrażnienie.
    - Ty i Rachel będziecie pilnować naszych pleców - powtórzył Batman cierpliwie. - Gdy tylko Slade zdecyduje się zaatakować, wyjdziecie z ukrycia. Nie wcześniej. Nie wiemy jeszcze, co nas tam czeka. Rozumiesz?
    Gar pokiwał głową. Nie cieszyła go perspektywa bezpośredniej walki. Wolałby raczej pomóc Timowi i Kory w Gotham, z ładunkami. Tyle że wszystko musieliby ci tłumaczyć po dwa razy, półgłówku. Głos Rachel w jego głowie był niczym drażniące echo. Gar zacisnął zęby i rzucił jej niezadowolone spojrzenie. Czarnowłosa zaśmiała się poprzez łącze telepatyczne, a przynajmniej miał być to śmiech. Zabrzmiało bardziej... mrocznie.
     Dziewczyna spojrzała w stronę Bruce'a i Damiana, stojącego obok. Barbara coś im tłumaczyła, wskazując na mapę. Rachel miała złe przeczucia co do dzisiejszego dnia. Poprzedniej nocy nie mogła zasnąć, pomimo kilku filiżanek herbaty uspokajającej. Alfred miał zmartwiony wyraz twarzy, gdy zobaczył jak sięga po kolejne torebki naparu. Od dawna miała problemy z zaśnięciem, ale od incydentu z Richardem wręcz dręczyły ją koszmary. Bez ładu i składu pojawiały się kolejno różne obrazy, które czasem błędnie brała za wizje.
     Nie miała jednak zamiaru o tym myśleć w tamtej chwili. Musiała zachować czujność, by nie stało się im nic złego. Tak jak Richardowi.
     Nie obwiniaj się. Wszyscy głupio zrobiliśmy.
     Mogłam go ostrzec. Ale nie pomyślałam o tym.
   Żadne z nas nie ma doświadczenia w walce. Jeśli chodzi o szybkie podejmowanie decyzji, to musimy na razie polegać na kimś innym. 
     Trzymajmy się razem i nic złego się nie stanie. Kory położyła dłoń na ramieniu czarnowłosej.
   Garfield uśmiechnął się szeroko, chcąc poprawić Rachel humor. Odwzajemniła uśmiech po chwili. 
     Tak. Razem.
  
~~~

      Stara fabryka zabawek była w większości opustoszała, stare sprzęty już dawno usunięto i wywieziono na złom. Ciemną przestrzeń tylko w kilku miejscach przecinała łuna światła. Damian znudzonym wzrokiem przesunął wzrokiem po suficie, nie zauważając wielu miejsc w których mógłby się ukryć przeciwnik, poza kilkoma metalowymi podporami dachu z każdej strony.
     Deathstroke wyłonił się z przeciwnej strony. Damian na widok jego czarno-pomarańczowej maski zacisnął dłoń mocniej na rękojeści. Mimo wszystko żałował, że go nie zabił. Slade nigdy nie dotarłby do mieszkania May, a to idiotyczne spotkanie nie miałoby miejsca. Obok mężczyzny szła pewnym krokiem Rose, obracając swoje bliźniacze miecze w dłoniach. Na jej twarzy nie było uśmiechu. Tylko chłodna determinacja.
     - Pojawiłeś się - stwierdził fakt Slade. Batman nie zareagował. Patrzył ze spokojem na swoich przeciwników, obserwując każdy, najmniejszy ruch. Nie pozwalał sobie na żaden błąd, bo ten mógł kosztować go zbyt wiele.
     - Mów, czego chcesz Slade - odezwał się chłodno. Białowłosy zaśmiał się. Nieprzyjemny dźwięk rozniósł się echem po całym pomieszczeniu. Światła rozbłysły. Batman nie był zaskoczony, gdy zauważył dziesiątki najemników w dwukolorowych maskach, otaczających ich z każdej strony. Damian prychnął z pogardą.
    - Gdzie znalazłeś tyle bezużytecznych pionków, ledwo potrafiących utrzymać broń? - zakpił. Slade nie zareagował. On i Rose wyglądali na zbyt pewnych siebie. Musieli podejrzewać, że Batman nie był na tyle głupi, by przyjść tutaj tylko z Damianem. Trzymali w rękawie innego asa, oprócz ładunków wybuchowych ukrytych gdzieś w Gotham. Batman jednak nadal nie domyślił się, co to mogło być.
    - Mam tylko jeden cel i dobrze wiesz jaki - powiedział. - Dokończyć to, co zacząłem trzynaście lat temu. Zemsta za moją siostrę - krew za krew, jak to lubi mówić Liga.
    Kilku najemników odsunęło się i do środka kręgu wepchnięto dwie, związane kobiety. Damian otworzył szerzej oczy, widząc swoją matkę, ubraną w czarny strój Ligi, z włosami w nieładzie, zakneblowaną i z rękoma związanymi za plecami. Nie spojrzała na syna, jej uwaga skupiona była na Wilsonie. Podobnie jak drugiej kobiety - zgrabnej szatynki, z maską na twarzy, której strój nadawał jej wygląd kocicy.
     Batman rozpoznał Selinę i od razu wiedział, co Slade zamierza zrobić. Błyskawicznie wyjął z pasa jeden z batrangów. To miał być sygnał dla Rachel i Garfielda, czekających w ukryciu. Nic jednak się nie stało, żadne z nich nie zaatakowało. Damian spojrzał na Batmana z niepokojem wypisanym na twarzy. Czyżby zostali złapani?
     - Nie tak szybko. Nie chcemy przecież zepsuć sobie zabawy - Slade pokiwał ostrzegawczo palcem. Wyciągnął swój ząbkowany miecz i podszedł do Talii. Damian warknął ostrzegawczo, gdy białowłosy podniósł jej brodę ostrzem. Po gładkiej szyi Talii spłynęła strużka krwi.
      - Wybieraj. Ona... albo twój dzieciak - zaśmiał się Slade. Dobrze wiedział, co stało się wtedy, w płonącym budynku. Gdy postanowił uratować Talię, zamiast pobiec za Wilsonem. Batman patrzył prosto na niego, nie ukrywając nienawiści. - Wybieraj.
      - Nie jestem kartą przetargową.
      Damian wyciągnął swoją katanę i bez wahania podbiegł do najbliższego z najemników, zanim ktokolwiek mógłby go zatrzymać. Tylko tyle potrzebne było Talii, by przeciąć krępujące ją więzy i zamachnąć się nożem na Wilsona. Mężczyzna był szybszy i odchylił się w bok. Z prędkością drapieżnika kobieta wykonywała kolejne ruchy, wkładając w nie całą nienawiść.
     Selina także wyzwoliła się z więzów i powstrzymała najemnika za jej plecami przed zrobieniem z niej rozprutej lalki. Wymierzyła mu uderzenie łokciem w głowę i zwaliła na ziemię, podcinając mu nogi. Uśmiechnęła się do siebie, widząc kątem oka Talię w bojowym szale. Nie czekała, aż kolejny z pomiotów Slade'a do niej podejdzie. Rzuciła się w wir walki.
    Batman starał się dotrzeć do Damiana, który z krzykiem na ustach ciął wszystko i wszystkich dookoła. Chłopak był zdolny, ale nadmiar przeciwników dawał mu się we znaki. Z trudem utrzymywał ich na dystans. Batman kopnął najbliższego z najemników w tył kolana, wytrącając go z równowagi, po czym ogłuszył go uderzeniem w tył głowy. Podobnie zrobił z kilkoma następnymi, którzy dzielili go od syna. W ostatniej chwili zdołał zatrzymać miecz zmierzający w stronę karku chłopca utwardzaną rękawicą na prawej ręce. Kolanem pozbawił przeciwnika powietrza w płucach i odepchnął go na kolejnego, stojącego dalej.
     - Co gdyby Slade pchnąłby Talii ostrze w gardło? Pomyślałeś o tym, rzucając się tak głupio? - skarcił Damiana. Chłopak posłał mu dziki uśmiech. Batman uświadomił sobie, że Damian doskonale wiedział, co zrobi jego matka. Pokręcił z niedowierzaniem głową.
     - Jesteś niemożliwy - stwierdził. Damian stanął za jego plecami i wyciągnął katanę przed siebie.
     - Ha. Czego innego oczekiwałeś?
     Oboje skoczyli na przeciwników, osłaniając swoje plecy. Ramię w ramię.
     Siedząca w ukryciu Sydney uśmiechnęła się do siebie. Poprawiła snajperkę na ramieniu i przeniosła celownik na białowłosego zabójcę. On i Talia nadal tańczyli wokół siebie, jak równy z równym, wymieniając uderzenia i ciosy. Fakt, że ona dysponowała tylko jednym nożem, wcale jej nie przeszkadzał. Wilson zachwiał się pod jej ciosem w żebra, a ona wykorzystała to do wytrącenia mu miecza z dłoni. Zgrabnie chwyciła jego własną broń i zamachnęła się na jego twarz. Ułamek sekundy dłużej i białowłosy skończyłby bez głowy. On jednak uchylił się w ostatniej chwili i wykorzystując swoją pozycję, chwycił Talię za łokieć i odrzucił ją na bok, jakby była pustą lalką. Talia uderzyła plecami o ścianę. Z jękiem bólu podźwignęła się na rękach. Jej zielone oczy przeczesały przestrzeń nad sufitem, aż zatrzymały się na właściwie niewidocznej sylwetce Sydney.
    Deathstroke powoli szedł w stronę Talii, ze sztyletem w dłoni. Nie spieszył się. Ten akt arogancji wywołał kolejny uśmiech na twarzy blondynki. Pociągnięcie za spust było prawdziwą przyjemnością.
    Masz szczęście, że to nie ja cię zabiję.
    Slade nie miał szans uchylić się od strzału. Kula przeszyła z łatwością jego prawe kolano, uszkadzając staw. Jego krzyk zwrócił uwagę walczących na tyle, by Sydney zdołała się niezauważalnie wymknąć. Jej zadanie było na razie skończone.
    Mężczyzna upadł na uszkodzone kolano, sprawiając sobie jeszcze więcej bólu. Stojąca z tyłu Ravager ryknęła ze wściekłością i pobiegła bezmyślnie w stronę Talii. Zatrzymała ją jednak ściana stworzona z ciemnej energii. Zamachnęła się mieczami, chcąc rozbić powierzchnię bańki, która otoczyła ją  każdej strony. Nic to jednak nie dało. Z podłogi wynurzyła się Rachel, a z drugiej strony zeskoczył na ziemię Garfield w postaci goryla. Rachel opuściła barierę i pozwoliła zielonemu zamknąć Rose w żelaznym uścisku swoich zwierzęcych łap. Czarnowłosa zabrała oba miecze Ravager, unosząc je za pomocą telekinezy.
     - Chyba nie sądziłaś, że tak prymitywna pułapka zatrzyma nas na długo? - odezwała się Rachel. Rose krzyknęła ze złością, nie mogąc uwolnić się od Garfielda. Łypnęła wzrokiem na czarnowłosą, unoszącą się już w powietrzu. Po chwili jej oczy wypełniła czerń, gdy wyszeptała mantrę.
     Azarth, Metrion, Zinthos!
   Pozostałych na nogach najemników otoczyła czarna poświata. Po chwili leżeli już na ziemi, związani i niezdolni do poruszenia się. Rachel stanęła znów na podłodze. Jej oczy wróciły do normalności, a peleryna przestała falować wokół sylwetki dziewczyny.
    Wygraliśmy! - okrzyk radości wypełnił głowę Rachel. Posłała wielkiemu gorylowi karcące spojrzenie, ale w duchu się uśmiechnęła.
    Batman pomógł wstać Damianowi, który oberwał w głowę. Sam miał kilka mniejszych ran, jednak żadna z nich nie wymagała natychmiastowej pomocy. Ruszył w stronę Garfielda i Ravager, by najpierw związać dziewczynę. Selina z satysfakcją na twarzy podniosła się do pionu i strzepnęła z pazurów krew. Talia także wstała, nie pokazując po sobie bólu. Jej wzrok podążył w stronę klęczącego naprzeciwko niej Slade'a, niemogącego się ruszyć.
     - Zapłacisz za wszystko, Slade. - Talia wyciągnęła sztylet schowany gdzieś pod ubraniem. Zbliżyła się do związanego mężczyzny. Ten spojrzał na nią swoim jedynym sprawnym okiem, jakby mógł ją tym zabić. Przysunęła ostrze niebezpiecznie blisko jego piersi.
     - Talia!!! - ryknął Bruce, związujący szamotającą się Rose. Ale Talia nie chciała słuchać. Bruce spojrzał bezradnie w stronę syna. Damian nie ruszył się z miejsca. Chłodnym wzrokiem patrzył na swoją matkę.
     - Zmów ostatnie modlitwy Wilson - syknęła, rozdzierając ostrzem materiał na jego klatce piersiowej, odsłaniając nagą skórę. Slade nie spuszczał wzroku z twarzy Talii, z godnością przyjmując swój los. Dla niej nie grało to roli. Liczyła się tylko jego krew wypływająca z żył.
       Wrzask Rose powstrzymał ostrze Talii tylko na sekundę. Tyle wystarczyło, by Rachel chwyciła broń telekinezą i odrzuciła ją daleko od kobiety. Slade zaśmiał się, gdy i ją odsunęła pod ścianę za pomocą swoich mocy. Talia spojrzała na swoją byłą protegowaną, nie mogąc ruszyć nawet palcem. Ale na Rachel nie robiło to już wrażenia. Była przecież wolna.
      - Pożałujecie tego! Wszyscy pożałujecie! - krzyczała Rose, bliska płaczu. Nie wiadomo skąd i jak wyciągnęła zapalnik. Wszyscy zastygli w bezruchu, gdy nacisnęła guzik.

~~~

    - Przepal zielony i czarny przewód - powiedziała do mikrofonu Barbara.
    - Zrobione. Czwarta bomba zneutralizowana - zameldowała Koriand'r. Barbara rzuciła okiem na mapę, którą wyświetliła sobie na sąsiednim ekranie. Tim właśnie zajmował się szóstym i ostatnim ładunkiem, który udało się im namierzyć. Barbara z westchnieniem ulgi odchyliła się na fotelu. Zdjęła okulary z nosa i przetarła je rękawem bluzki. Mieli szczęście, że udało im się wykryć promieniowanie, które wydzielały bomby. Inaczej byłoby kiepsko.
    - Gotowe - odezwał się Tim. 
    - W takim razie wracajcie. Nie mam jeszcze wieści od Batmana, ale chyba wszystko poszło zgodnie z planem. Według odczytów wszyscy mają się dobrze - poinformowała ich, spoglądając na główny ekran. 
    Coś w słuchawkach zatrzeszczało. Barbara zmarszczyła brwi, widząc, że połączenie z Timem zostało przerwane. Spojrzała na mapę. Jej serce na moment stanęło, gdy zauważyła, że czerwony punkcik wskazujący na jego pozycję zniknął. Okulary wypadły jej z dłoni na podłogę.
    - Tim? - odezwała się, ignorując fakt, że przecież przerwało łącze. Szybko przełączyła się na kanał rudowłosej kosmitki.
    - Kory?! Co się dzieje? Dlaczego Tim nie odpowiada? - wykrzyczała na jednym oddechu. Dziewczyna odpowiedziała dopiero po kilku sekundach. Słuchać było, że ciężko jej opanować drżący głos.
      - Jedna z bomb... ona wybuchła, Barbaro - wykrztusiła.
      Kory unosiła się ponad najwyższymi budynkami Gotham. Jej włosy rozwiewał wiatr, a na twarzy czuła ciepło ognia, który pochłonął trzy ulice w samym centrum. Wybuch zniszczył budynki jeszcze dalej, a wstrząs wybił szyby tych, które jeszcze stały. Dziewczyna nie wiedziała, czy było jeszcze kogo ratować. Patrzyła pusto w płomienie, nie próbując opanować drżenia rąk.
     Siedząca w jaskini Barbara zakryła usta dłońmi. 
     Tylko nie Tim. Proszę, niech to nie będzie prawda. Błagam.
     Łzy pociekły Barbarze po twarzy. Kory mówiła coś do niej, ale słowa odbijały się od niej jak od ściany. Jak mogła na to pozwolić? Najpierw Richard, a teraz Tim. Powinna sama była tam iść, a on siedziałby teraz na jej miejscu, bezpieczny. Nigdy sobie tego nie wybaczy...
     - Barbara! Jesteś tam?!
     - Tim, Bogu dzięki, ty żyjesz! - wykrztusiła zapłakanym głosem Barbara do mikrofonu. - Jesteś cały? 
    - Tylko trochę zadrapań i chyba skręciłem sobie nadgarstek, gdy upadałem na ziemię - odpowiedział. Słychać było zakłócenia na linii, ale głos chłopaka był nadal słyszalny. Barbara odetchnęła z ulgą i przetarła twarz z łez. - Nie wykryliśmy wszystkich ładunków...
     Barbara wiedziała, że jest na siebie zły. Poczuła ucisk w sercu na myśl o tych wszystkich ludziach, którzy znaleźli się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie. Ale to nie był czas na żałobę. Musieli zająć się tymi, którzy być może nadal potrzebowali pomocy.
    - Kory, wysyłam ci współrzędne Tima. Przyleć z nim do jaskini, a później wrócimy do miasta, by pomóc poszkodowanym - powiedziała szybko Barbara, po czym pobiegła się przebrać.

~~~

    - Słodki jesteś, gdy śpisz.
    Uśmiechnęła się czule i obróciła w dłoni motylkowy nóż. Przez okna wpadało do pokoju światło zachodzącego słońca. Zabójczyni wbiła nóż w drewniane biurko i poprawiła poluzowane sznurowadło w prawym bucie. Zeskoczyła bezszelestnie na dywan. Dwa kroki wystarczyły jej, by znaleźć się obok łóżka. Czarne włosy opadały młodemu chłopakowi na czoło, bardziej blade niż kiedykolwiek wcześniej. 
     - Streszczaj się - rzucił siedzący za oknem mężczyzna. Dziewczyna parsknęła. Nie obchodziło ją zdanie tego sztywniaka. Nikt nie będzie jej pospieszał. Pstryknęła chłopaka w ucho, by upewnić się, że nie udaje. Nie zareagował, co oznaczało że nadal był w śpiączce. Gdy sięgnęła do jego ręki, by odłączyć kroplówkę, związany w kącie starzec jęknął. Spojrzała w jego stronę z uśmiechem na twarzy.
     - Nie bój się. Zadbam o swojego braciszka.
     Wyszarpnęła rurkę i wzięła chłopaka na ręce. Jego ciało zwisało bezwładnie w jej ramionach. Starzec znów coś wyjęczał, bo knebel uniemożliwiał mu powiedzenie czegokolwiek. Dziewczyna odwróciła głowę i spojrzała znów na niego swoimi chłodnymi, niebieskimi oczyma. Po zmarszczonych policzkach kamerdynera popłynęły łzy. Szarpnął ciałem, ale nie był w stanie przerwać taśmy, którą owinęła jego ciało. Widać było, że zależy mu na trzymanym przez nią chłopcu. 
     - Ruszaj tyłek, Megan - warknął jej zniecierpliwiony partner w zbrodni. Megan rzuciła staruszkowi przepraszające spojrzenie, którego ten idiota za oknem nie mógł dostrzec. Potem odwróciła się i podała nieprzytomnego chłopaka swojemu partnerowi, by zaniósł go do kryjówki. Szybko wyskoczyła na zewnątrz, lądując na dachu i zniknęła w ciemnościach.
     Zostawiła po sobie tylko nóż, wbity w drewno.

____

Zostały nam cztery rozdziały do zakończenia opowiadania. Dajcie znać, czego się spodziewacie, skoro Slade został pokonany! :]

Young Justice wraca z trzecim sezonem!!! <3


1 komentarz:

  1. OMG!!!!!!! Co za rozdział! Naprawdę myślałam, że Tim zginął... No, nie powiem, narobiłaś mi niezłego stracha xD Ale rozdział oczywiście boski, sceny walki opisane perfekcyjnie, no i jeszcze koniec... Co ta Megan kombinuje :-) Lazuras pit? Eh, będę musiała cierpliwie zaczekać :-) Czego się spodziewam po kolejnych rozdziałach? Cóż, skrycie liczę na walkę pomiędzy Damianem i Ra's lub Damian + Batman vs Ra's no i spotkanie tytanów (mam tu na myśli Kori, Raven, Garfielda i Richarda) z Victorem i Terrą :-) No i musi się pojawić przytulas Megan + Dick :D
    Z niecierpliwością czekam na nexta ;-)
    Pozdrowionka i weny życzę :-)
    ***Niki***

    OdpowiedzUsuń