niedziela, grudnia 18, 2016

Rozdział 21: Ghul

    Talia mogła tylko patrzeć, gdy Bruce związywał Slade'a. Mężczyzna z uśmiechem na twarzy wsiadał za zabezpieczonej furgonetki, która miała odwieźć go do Belle Reve, razem z Rose. Pomimo swoich ran, pomimo porażki w walce, dla Talii było jasne, że to on zwyciężył.
    Bruce nawet na nią nie spojrzał. Nie oczekiwała tego. Nawet jeśli już dawno odkrył prawdę dawno temu, nie wymazywało to jej winy. Jednak Talia nie żałowała tych wszystkich lat, spędzonych na usługiwaniu Ra's. Wszystko co robiła, było dla dobra Damiana.
    Uśmiechnęła się w głębi duszy, widząc chłopca obok ojca. Była dumna z jego decyzji, cokolwiek miało się zdarzyć. Cokolwiek Ra's zaplanował, zamierzała stawić temu czoła.
     Rachel nadal trzymała Talię w bezruchu, za pomocą swoich mocy. Dziewczyna ukrywała niechęć, jaką żywiła do byłej mistrzyni. Talia była pewna, że nie tylko włamanie się do jej myśli sprawiło, że Rachel dorosła. Moje zadanie powiodło się w każdym stopniu. Rachel będzie gotowa, gdy Trygon pojawi się na Ziemi.
    - Puść ją już - zażądał Damian od Rachel. Pozwolił zabandażować sobie wcześniej krwawiącą dłoń, ale Talia wiedziała, że go to irytowało. Czarnowłosa spojrzała w stronę Bruce'a. Kiwnął głową.
     Jego spokojne oczy w końcu na nią spojrzały. Talia uśmiechnęła się wdzięcznie i strzepnęła ubranie. Bruce może i wyglądał jak wykuty z kamienia, ale ona znała go zbyt dobrze i za długo, by nie wiedzieć co czuje. Stracił rodzinę po raz pierwszy jeszcze gdy był dzieckiem. Gdy Talia zabrała Damiana, to było dla niego jak cios w starą ranę.
    A teraz... Będzie próbować zachować chociażby część tego, co kiedyś stracił.
    - Skontaktujcie się z Barbarą. W mieście przyda się wasza pomoc - powiedział chłodno do Garfielda i Rachel. Zielony nie omieszkał się od posłania Talii ostatniego, nienawistnego spojrzenia. Oboje zniknęli po kilku sekundach, za sprawą teleportacji Rachel. 
    Zostali sami. Selina już wcześniej zniknęła, zgodnie z zapowiedzią. Talia była jej winna wystarczająco wiele. Nie znalazłaby Sydney bez pomocy kocicy, a tym bardziej nie przekonałaby jej do współpracy. Blond włosa dziewczyna się jej jeszcze przyda... jako szpieg u Ra's.
      - Ojciec nie będzie zadowolony, gdy dowie się o waszym małym zwycięstwie - zwróciła się do Bruce'a. - Liczył na twoją śmierć... Od dawna, z resztą.
      - To także i twoje zwycięstwo. Zaplanowałaś własne porwanie. Nie przez przypadek byłaś akurat z Seliną.
      - Przenikliwy jak zawsze - uśmiechnęła się. Spojrzała w stronę Damiana, który wyglądał na zniecierpliwionego całą sytuacją. - Widzę, że masz się dobrze, Damianie.
      - Byłoby lepiej, gdybym o czymś wiedział - odpowiedział, marszcząc twarz w grymasie. - Nawet twoje sekrety mają sekrety, matko.
     Zaśmiała się szczerze i kucnęła przed nim, by zetrzeć krew z jego czoła. Rzadko zdobywała się na taki czuły gest. Wróg wykorzystuje każdą słabość, Talio. Dlatego zawsze powstrzymuj swoje emocje.
     Gdyby to było tak proste, ojcze.
     - Co teraz zrobisz? - zwróciła się do Bruce'a. - Ra's będzie chciał się zemścić. 
     - Będę na niego czekać - odpowiedział. Spokojne, analizujące wszystko oczy, zaciśnięta szczęka, skrzyżowane na piersi ręce. Ta pewna siebie postawa, silne ramiona, w których ją trzymał... Tęskniła za nim bardziej, niż mógłby to sobie wyobrazić. Co z tego, że cały świat miał ją za bezlitosną zabójczynię, skoro dla niego mogłaby być wszystkim.
     Ale jeszcze nie teraz... Zostało jej zbyt wiele spraw do dokończenia. Sama nie wiedziała, czy Bruce jeszcze będzie na nią czekać. Być może nie znała go tak dobrze. 
      - Mimo wszystko, odchodzisz. 
      Odsunęła się od Damiana i wstała. Nic nie powiedział. Patrzyli sobie przez chwilę w oczy, tak jak zawsze, gdy go zostawiała na dłużej. Samego, wśród wojowników i pionków Ra's. Teraz też rozumiał, może nawet bardziej niż kiedyś, dlaczego to robi.
      - Gra się nie skończyła - stwierdziła. Posłała Bruce'owi ostatnie spojrzenie, zanim odwróciła się, by odejść. Nic się nie zmieniło w jego oczach. Nawet najmniejszego wzdrygnięcia. - Nie zapominaj o tym, Bruce.

~~~ 

    Alfred był całkowicie unieruchomiony taśmą. Dłuższą chwilę zajęło Barbarze oswobodzenie go. Staruszek był załamany i wyraźnie obwiniał się za wszystko. Barbara przytuliła go, próbowała pocieszyć, ale sama nie mogła powstrzymać łez.
    - Zabrała go, nie mówiąc po co.
    - Spokojnie, Alfie. To nie twoja wina - powiedział cicho Tim. Zamknął okno swoją sprawną ręką. Spojrzał ponownie na nóż, wbity w biurko. Przesunął dłonią po wyrytych w drewnie symbolach. Nie potrafił odczytać tych arabskich słów. Zły na siebie i zirytowany całą sytuacją, uderzył pięścią w ścianę. 
    Barbara zaprowadziła Alfreda do krzesła i pomogła mu usiąść. Ukrył twarz w dłoniach, łkając cicho. Ona także była wściekła, że do tego dopuściła. Pomyśleć, że to wszystko stało się pod jej nosem... Ostatnie dziesięć godzin było istnym piekłem. Pojechała na swoim motorze miasta w stroju Batgirl, by pomóc służbom porządkowym w ratowaniu poszkodowanych. Wyciągała ludzi z płonących budynków, pomagała im się ewakuować, gasiła ogień. Robiła wszystko, byle tylko pomóc. Dręczyło ją nieustannie poczucie winy. Jak mogła sobie pomyśleć, że Slade tak łatwo da im wygrać? Gdyby tylko sprawdziła odczyty dokładniej, może znalazłaby ukryty ładunek...
     Tim położył dłoń na jej ramieniu i uśmiechnął się. Nie wyglądało to zbyt przekonująco, ale Barbara i tak była mu wdzięczna za wsparcie. Wytarła łzy wierzchem dłoni. 
      Do pokoju wszedł Damian i Bruce, którzy już o wszystkim wiedzieli. Tim zadzwonił do nich od razu, jak tylko znaleźli Alfreda. Oboje wyglądali na zmęczonych, tak jak reszta pomagali w mieście. Bruce wyglądał na jeszcze bardziej zdenerwowanego, niż wcześniej, gdy dowiedział się o całym wypadku. Damiana, z drugiej strony, mało to obeszło. Chłopak od razu dostrzegł nóż, tkwiący w biurku. Wyciągnął go bez trudu i obrócił w palcach.
    - Megan używała identycznych - oznajmił po chwili, patrząc na ojca. - Zostawiła też wiadomość.
    Bruce zacisnął dłonie w pięści. Mógłby się domyślić, że Ra's ją tutaj wyśle. Może gdyby nie pozwoliłby jej wtedy odejść... Nie. To nie była odpowiednia pora na gdybanie.
    - Krew za krew - odczytał Damian. Po plecach Barbary przebiegł dreszcz. 
    Co ty robisz, Megan? Nie widzisz, co robi Ra's? To wszystko... na prawdę robisz to ze względu na Willow? Damian wiedział, że Ra's nie znosi nieposłuszeństwa. Gdyby Megan stanęła przeciw niemu nie zawahałby się skrzywdzić Willow, która nie mogłaby się nawet obronić, w jej obecnym stanie. A po tym, jak Damian właściwie zdradził Ligę... Z pewnością chciał zmusić go do powrotu. 
    Nie chciał być znów marionetką Ra's. Spojrzał na swojego ojca, wpatrującego się ze złością w puste łóżko. Barbara próbowała powstrzymać łzy, a Alfred ukrywał twarz w dłoniach. Tim był blady jak ściana, a swoją sprawną rękę zaciskał w pięść. 
     Nie chciał być marionetką. Ale... mógłby wszystko zmienić. Richard wróciłby do Gotham, w pełni sił. Matka nie musiałaby dłużej służyć Ra's. Megan nie poświęcałaby własnej wolności dla Willow.
     Mógłbym wszystko zmienić.   

~~~
 
    Spędził noc przed ekranem komputera w jaskini. Szukał, nie do końca wiedząc czego. Był wściekły, ale nie pozwolił emocjom przejąć kontroli. Jeśli chce znaleźć Richarda, to musi się opanować, wziąć w garść. Nie pozwoli, by Ra's użył go jako karty przetargowej.
     O północy na ekranie pojawiło się połączenie przychodzące. Tak jak podejrzewał Bruce.
     Odebrał i włączył kamerę, by Ra's mógł zobaczyć jego żądną krwi twarz. By zaczął żałować, że przysłał tu Megan. Nie czekał, aż al Ghul się odezwie.
    - Jeśli cokolwiek mu zrobiłeś, Ra's - powiedział od razu, patrząc na niego z wściekłością w oczach. - Jeśli cokolwiek mu się stanie, wyrwę to twoje zatrute serce i upewnię się, że żaden z twoich pionków już cię nie ożywi.
    - Chłopiec ma się dobrze. Oczywiście do czasu - przerwał mu Ra's. Uniósł brwi, dając znać Bruce'owi, że nie wzruszyły go jego groźby. Na ekranie wyświetlił się obraz z kamery. Na łóżku leżał Richard, nieruchomy, podłączony do kroplówki. A obok, na fotelu... Bruce zacisnął dłonie w pięści. Zaczął żałować, że pozwolił jej odejść tamtego dnia.
    Megan pomachała do niego, a na jej twarzy pojawił się chytry uśmieszek. Jak gdyby nic się nie stało, a wszystko było dla niej tylko niewinną zabawą.
     Obraz zniknął, a Bruce znów miał przed oczyma wyniosłą twarz Ra's.
     - Za dwa dni staw się na Nanda Parbat. Jeśli dotrzymasz terminu, zwrócę ci twojego chłopca w nawet lepszym niż obecny stanie. - W jego oczach pojawił się niebezpieczny błysk. Bruce przeczuwał, co zaraz powie. Ale nie chciał tego zaakceptować. - Jeśli tylko ty zwrócisz mi mojego.

1 komentarz:

  1. Megan... Co ty kurwa wyrabiasz?! To twój brat do cholery! A ty ot tak oddałaś go w ręce Ra's! Eh... Wybacz za język, ale się wkurzyłam. Miałam nadzieję, że Meg chce po prostu pomóc Richardowi, uleczyć go przy pomocy Lazuras Pti, nie mówiąc o tym Ra's, a tu takie coś! Choć muszę przyznać, że ta postać nigdy nie przestanie mi imponować. Ta jej śmiałość, jej przebiegłość... Stworzyłaś coś naprawdę wspaniałego :-)
    Rozdział oczywiście był świetny, zwłaszcza rozmowa Bruce'a i Ra's ;-) Weny życzę i z niecierpliwością czekam na nexta ;-) Oj, do końca gry coraz bliżej...
    Pozdrowionka ;-)
    ***Niki***

    OdpowiedzUsuń