[Przecież
znasz wszystkie moje chwyty]
przecież znasz wszystkie moje chwyty
życie moje
wiesz kiedy będę drapał krzyczał i rzucał się
znasz upór moich zmagań
i drętwe pozbawione smaku i czucia wyczerpanie
wtedy zatruwasz mój sen majakami
aby uniemożliwić mi jakikolwiek azyl
znam twoje słodycze
które przyjmuję ze skwapliwą wdzięcznością
i po których szarpią mnie torsje
przywykłem do twoich okrucieństw
nauczyłem się śmiać z własnego trupa
(znasz dobrze ten mój ostatni chwyt)
znudziliśmy się sobie życie moje
mój wrogu
cóż kiedy wkręciłeś iskry bólu w moje szczęki
aby utrudnić mi ziewanie.
- Andrzej Bursa
Wokół mnie było ciemno. Nie wiedziałam gdzie jestem, ani jak
się tu znalazłam. Wyciągnęłam ręce do przodu, ale nie znalazłam niczego przed
sobą. Nagle pojedyncze światło rozbłysło.
Stałam na ławce. Pode mną było ich jeszcze kilka. To była
widownia, tylko dlaczego cała pusta? Spojrzałam do przodu i zobaczyłam cyrkową
scenę. Nikogo tam nie było. Nie potrafiłam tego zrozumieć.
Podniosłam głowę. Nagle zobaczyłam trapez, którego wcześniej
tam nie było. Dwie osoby; mężczyzna i kobieta były akurat w czasie swojego
występu. Kobieta wykonała właśnie salto. To było wspaniałe- jak oboje razem
współpracowali.
Nagle liny puściły. Oboje spadli. Chciałam podbiec i im
pomóc, ale było za późno. Poczułam, że coś podnosi mnie do góry, jakieś potężne
ręce. Zaczęłam się szarpać i krzyczeć, ale to nic nie dało. Odruchowo
spojrzałam w lewo. Zobaczyłam czarnowłosego chłopca, miał najwyżej 9 lat. Płakał.
Znieruchomiałam. Tajemnicza osoba zabrała mnie z namiotu
cyrkowego. Usłyszałam policyjne syreny, a później znów nastała ciemność.
Wyrwałam się z koszmaru. Na szczęście byłam w moim
„mieszkaniu”, jeśli tak można nazwać małą skrytkę w starym magazynie. Taa, zero
luksusów, nawet nie miałam tu na czym spać. Chyba, że zalicza się podłogę.
Siedziałam tutaj tylko wtedy, gdy nie było nic do roboty.
Całym moim majątkiem była jedna torba, w której miałam parę
ciuchów, laptopa i parę dodatkowych gadżetów. Nie potrzebowałam wygód
materialnych, a kradłam dla przyjemności. Zwykle były to rzeczy, których akurat
potrzebowałam.
Przyciągnęłam do siebie torbę. Wyjęłam z niej szarą,
zniszczoną teczkę, która była moim największym skarbem. Rzadko ją oglądałam, bo
zawartość mnie dołowała. Starałam się zapomnieć, że w ogóle ją posiadam, ale
nie mogłam. Gdzieś tam w środku stanowiła część mojego życia.
Otworzyłam teczkę. W środku było kilka zdjęć. Dokładnie pięć.
Na pierwszym był mały chłopiec o czarnych włosach zaczesanych do tyłu i
niebieskich oczach. Uśmiechał się. Na kolejnym także był on. Tym razem smutny,
stał w deszczu. Na trzech następnych stał w towarzystwie wysokiego mężczyzny.
Był już starszy, miał jakieś dwanaście lat. Schowałam zdjęcia i zamknęłam
teczkę.
Skuliłam się w kącie. Objęłam teczkę ze zdjęciami i
przysnęłam ją do piersi. Po moim policzku stoczyła się jedna łza. Otarłam ją ze
wściekłością. Nie chciałam już płakać. Byłam zła na siebie za to, że jednak mi
na kimś zależy. Ten ktoś mnie nawet nie zna. Nigdy mnie nie widział. Teraz
nawet ja już nie wiem, gdzie jest. Pozwoliłam mu zniknąć.
Wrzuciłam teczkę do torby. Podniosłam się z ziemi i wybiegłam
z magazynu. Na zewnątrz było zimno- wiał wiatr i zbierało się na deszcz. Niebo
było szare i zachmurzone. Dokładnie tak jak moje myśli.
Byłam wściekła na siebie. Miałam dość życia w tej cholernej
niewiedzy. Zostałam sama, bo nie potrafiłam go znaleźć. Wiedziałam, że gdzieś
tam jest, że gdzieś sobie żyje. Ale połowa mnie nie chciała go odnaleźć. Jedna
połowa chciała tu zostać i dalej żyć w mroku. A druga powtarzała, że muszę go
znaleźć. Druga połowa była delikatna i wrażliwa. Nie lubiłam tego głosu w mojej
głowie, który mówił mi co powinnam zrobić. Nie znoszę ludzi, którzy mówią mi co
mam robić. Nikt nigdy nie będzie mną kierował.
Wspięłam się na jakiś niewysoki budynek. Zaczęło coraz
mocniej wiać. Usiadłam na krawędzi budynku i opuściłam nogi. Oparłam się na
rękach i próbowałam zapomnieć. Zapomnieć o jego niebieskich oczach. O tych
smutnych i złych oczach.
Zapomnij. Zapomnij. Zapomnij o jego uśmiechu. Wyrzuć go z
pamięci.
Zaczęłam płakać. Podkuliłam kolana. Łzy nie chciały przestać
kapać. To wszystko sprawiało, że jeszcze bardziej byłam na siebie zła. Ale
teraz byłam wściekła bardziej o to, że nie nic z tym robię. Nawet się nie
starałam żeby coś zmienić.
Zapomnij.
Sama tak chciałaś. Byłaś zła, śmiałaś się na każdym kroku z
innych, a teraz dziwisz się że zostałaś sama? Nie ma znaczenia to, że rodzina
też cię zostawiła. Nie powinnam była tak postępować.
Zaczęło padać. Wielkie krople zmoczyły całe moje ubranie i
włosy. Nie ruszyłam się z miejsca, nie obchodził mnie deszcz. Właściwie to
chciałam, żeby zmył i zabrał ze sobą wszystkie moje problemy. Wszystko co
dotyczyło mojego młodszego brata, wszystko co dotyczyło nawet Młodych Tytanów.
Poszperałam trochę w różnych źródłach i dowiedziałam się o
nich sporo ciekawych rzeczy. Ale by ich poróżnić to nie wystarczyło. Musiałam zajrzeć w ich przeszłość, wygrzebać sekrety
i ukryte fakty.
Nie wiedziałam nawet dlaczego to robię. Dlaczego tak bardzo chciałam,
by wszyscy na świecie czuli się równie paskudnie co ja. Starałam się wchodzić „tym
dobrym” w drogę, starałam się niszczyć nadzieję, dobro i radość. Może chciałam żeby
każdy zobaczył jak bardzo spieprzyłam sobie życie.
Zamknęłam znów oczy. Pozwoliłam by krople deszczu obmyły moją
twarz z łez i bólu, który po sobie pozostawił.
Wstałam i zacisnęłam pięści. Nie chciałam już o nim myśleć. Nie
chciałam już wytykać sobie wszystkiego, co źle zrobiłam, lub czego w ogóle nie zrobiłam.
Starałam się zapomnieć o jego twarzy. Próbowałam się dalej okłamywać,
że go nie potrzebuję. Ludzie są zbyt ufni. Zaczynają kochać i potrzebują innych
ludzi, przez co są słabi i nigdy nie będą doskonali. A ja dążyłam do doskonałości.
Otworzyłam oczy. Uniosłam głowę i spojrzałam w deszczowe niebo.
Zapomnij. Wzięłam głęboki wdech i krzyknęłam jak najgłośniej. Może razem z krzykiem
odejdą moje bolesne wspomnienia.
Czekam na następne :)
OdpowiedzUsuń